KARPOWICZ-ZBIŃKOWSKA: Odwrócić zwierciadło muzyki. O harmonii duszy i ciała, wewnętrznym piekle emocji oraz tracącym słuch świecie.

By? mo?e jeste?my na progu “nowego ?redniowiecza”, rozumianego jako powrót do muzyki, która by wyra?a?a chrze?cija?sk? kultur?. Ale jak mo?emy pisa? tak? muzyk?, skoro kultura przesta?a by? chrze?cija?ska? Jedyna odpowied?, która wydaje mi si? dobrze wskazywa? kierunek, to my?l Ratzingera: przede wszystkim nale?y szuka? Boga. Wszystko inne b?dzie nam wtedy przydane. Benedyktyni nie kierowali si? pragnieniem budowania kultury chrze?cija?skiej. Oni po prostu szukali Boga. A kultur? zbudowali przy okazji.

Jacek Malczewski – Interior with the Chimera Playing the Guitar; Muzeum Narodowe w Krakowie; zbiory.mnk.pl

Jacek Borkowicz: Po przeczytaniu dwóch pani ksi??ek nie wiem, co podziwia? bardziej – jej trafno?? s?dów czy odwag?. Bo wypowiada si? pani jak polihistor, rzucaj?cy wyzwanie ca?emu, utartemu od trzystu lat porz?dkowi intelektualnemu i estetycznemu.

Antonina Karpowicz-Zbi?kowska: O tak, zdaj? sobie spraw? z tego, ?e jestem mocno zuchwa?a w swoich s?dach. W wielu przypadkach mog? by? nawet odbierana jako blu?nierca, oczywi?cie przez tych, którzy wspó?odczuwaj? z romantycznym paradygmatem muzyki. Ale nie tylko. Na przyk?ad, je?li odwa?? si? powiedzie? co? przeciwko Fryderykowi Chopinowi, z racji jego jak najbardziej romantycznego pojmowania muzyki, b?dzie to odebrane jako szarganie ?wi?to?ci narodowych. Bo Chopin jest bezsprzecznie naszym dobrem narodowym. I nikt nawet nie spróbuje si? wczyta? w to, co mam do powiedzenia. Dlatego unikam tego rodzaju konfrontacji, bo nie chodzi mi zupe?nie ani o, bro? Bo?e, szarganie ?wi?to?ci czy oburzenie „klasycznego kanonu”. Raczej staram si? trzyma? w?asnego toku wywodu, wyja?nia? g??bszy sens muzyki – bez tego rodzaju wypowiedzi.

Wszech?wiat jest harmoni?, cz?owiek jest harmoni? duszy i cia?a, jest ni? te? muzyka.

Bo ca?a nasza kultura, mimo wielu zmian, które dokona?y si? od XIX wieku, nadal mimo wszystko zanurzona jest mocno w romantycznym paradygmacie muzyki. To wida? i s?ycha?, zarówno u zwyk?ych melomanów, jak i u wielkich filozofów muzyki. Bardzo trudno jest nagle przekona? ludzi, ?e tkwi?, i to od pokole?, w b??dzie.

Ale na czym on w?a?ciwie polega? Pytam w imieniu rzeszy laików, którzy nie b?d? si? wg??bia? w skomplikowane wywody muzykologiczne.

Wszyscy nadal odczytuj? muzyk? i jej sens w taki sposób, jak w tym prostym wyra?eniu „id? si? odchami?” – gdy idzie si? do filharmonii. To jest zdanie, w którym zawarta jest intuicja, ?e muzyka mo?e nas zmieni?, mo?e nietrwale i na krótko, ale jednak. Mo?e zatem ma moc zmieni? nas i zbawi? trwale? Sk?d ma t? moc? Mo?e ona jest tym po?rednikiem pomi?dzy nami i lepszym ?wiatem? Je?li tak, to filharmonia jest czym? na kszta?t ?wi?tyni, a muzyk, kompozytor albo wykonawca, jest jakim? kap?anem, który odczynia przed nami swoje misteria, niczym mickiewiczowski poeta w „Dziadach”. Taki jest, dok?adnie rzecz bior?c, paradygmat romantyczny. Wed?ug niego muzyka to zwierciad?o, w którym przegl?damy si? i widzimy w?asne emocje. Rezonujemy z tymi emocjami i jednoczymy je, niczym w heglowskim procesie unifikacji ducha subiektywnego z duchem obiektywnym. To taki rodzaj ?wieckiego zbawienia.

Je?li wi?c mówi?, ?e ten romantyczny paradygmat robi nam krzywd? i fa?szuje obraz muzyki, to staram si? to robi?, pokazuj?c jak wygl?da? paradygmat wcze?niejszy. Mówi?cy o tym, ?e muzyka, owszem, ma by? takim zwierciad?em, ale obróconym w kierunku Boskiego porz?dku, a nie na nasze wewn?trzne piek?o emocji.

Pisz?c o upadku poczucia muzyki w czasach nam wspó?czesnych, stawia pani tez?, ?e nie rozumiej?c muzyki przestajemy rozumie? tak?e ca?? kultur?. A przecie? poj?cie kultury nale?y do definicji cz?owiecze?stwa. O czym zatem ten upadek ?wiadczy? Kim albo czym staje si? cz?owiek?

Zadaj? sobie czasem pytanie o to, czy przypadkiem nie idealizuj? czasów przesz?ych. Przecie? jak si? wczyta? na przyk?ad w Platona, to on pisze dok?adnie o tym samym: jaki upadek muzyki mia? miejsce w jego czasach. Mo?e jest wi?c tak, ?e muzyka wszystkich czasów naznaczona jest cieniem upadku? A jednak mimo to Platon cudownie rozumia? sens muzyki. I nie tylko on, ale i wielu uczonych i muzyków na przestrzeni dziejów cywilizacji Zachodu. Gdy si? pogrzebie w starych traktatach na temat muzyki, to doznaje si? zawrotu g?owy: jaka to spójna my?l, spójna wizja ?wiata! Co? jednak si? zmieni?o od tamtych czasów, bo teraz odkrywamy tamt? my?l jako co? zupe?nie nowego, zapominanego.

W porównaniu z przyjmowan? wspó?cze?nie czo?obitn? postaw? wobec „tajemniczej mocy tkwi?cej w muzyce”, które to podej?cie niczego nie wyja?nia, stare poj?cie etosu muzycznego o wiele lepiej porz?dkowa?o zjawiska zwi?zane z muzyk?.

A ?e ju? nie rozumiemy kultury, to oczywiste. Tutaj znowu, w jakim? sensie, ogl?d tego, co nas otacza z zewn?trz, daje nam my?l staro?ytnych. Wtedy rzeczywi?cie w?osy staj? nam d?ba, gdy ujrzymy, jaki mamy ?wiat na opak.

„Droga bez powrotu” – to pani s?owa. Nieliczni, którzy uznaj? istnienie nies?yszalnego porz?dku muzyki, nie dogadaj? si? ju? z tymi, którzy wierz? tylko w to, co s?ycha? uszami. Ci pierwsi posmakowali ju? pi?kna wiecznej harmonii i nigdy ju? nie b?d? mieli przesadnej atencji dla muzyki, któr? raczy si? wi?ksza cz??? ludzko?ci. I na odwrót: ci, którzy „nie s?ysz?”, w ogóle nie pojm?, w czym rzecz. Przypomnia?a mi si? pewna pani, która gdy pu?ci?em jej hymn gruzi?ski wype?niony czystymi, pitagorejskimi harmoniami, zapyta?a mnie: dlaczego to takie smutne?

Ja te? wielokrotnie i na ró?ne sposoby stykam si? w?a?nie z takim zarzutem: „ale to smutne” albo „ale to nudne”. Otó? wydaje mi si?, ?e jest to akurat efekt wyprania wspó?czesnego ucha przez muzyk?, która potrafi wyra?a? tylko dwie emocje: smutek i rado??. Ten zredukowany podzia? jest po pierwsze skutkiem ograniczenia, jeszcze w XVIII wieku, wielu skal modalnych do podwójnego trybu dur-moll. Wcze?niej system o?miu skal ko?cielnych (wzorowanych na skalach greckich) móg? odwzorowa? du?o wi?cej emocji. Drugim czynnikiem by?o powszechne narzucenie stroju równomiernie temperowanego, który równie? w jakim? stopniu st?pia ludzkie ucho na ró?nice kolorystyczne pomi?dzy tonacjami.

Tu wstawka dla tych, którzy nie wiedz?: skala modalna to porz?dek d?wi?ków wed?ug ich wysoko?ci. Staro?ytno?? i ?redniowiecze zna?o ich wiele. Na temat równomiernej temperacji nie chc? si? wym?drza?, wiem ju? z ksi??ek, ?e pani potrafi to powiedzie? w sposób przyst?pny.

Na prze?omie XVII i XVIII wieku powsta? system skal durowych i molowych z 24 tonacjami (12 dur i 12 moll), które wypar?y stopniowo system skal ko?cielnych. Natomiast system równomiernie temperowany polega na podziale skali na 12 tonów w równych odleg?o?ciach, powszechnie narzuconym, na prze?omie XVIII i XIX wieku, muzykom w ca?ej Europie. Zast?pi? on dotychczasowe ró?ne systemy strojenia instrumentów. Te ró?ne systemy strojenia (chocia?by najpopularniejszy z nich, tak zwany system mezotoniczny) zast?pi?y strój oparty na naturalnych podzia?ach strun. Ta ewolucja w stosowaniu ró?nych strojów by?a konieczna ze wzgl?dów praktyczno-wykonawczych – tak, by ostatecznie móc na jednym instrumencie gra? w ka?dej z 24 tonacji.

Najwi?kszym jednak nieszcz??ciem jest banalizacja muzyki popularnej i jej globalizacja. To wszystko st?pi?o wspó?czesne ucho. Przede wszystkim za? wypar?o umiej?tno?? rozró?niania, na podstawie skali muzycznej, ukrytej gamy emocjonalnej. Dlatego jeste?my w pewnym sensie g?usi na muzyk? dawn? czy tradycyjn?. Nie przemawia ona do nas ju? tak wyra?nie, musimy si? najpierw z ni? os?ucha?, ?eby zacz?? j? nie tylko odbiera?, ale i „czyta?”.

Wróc? do pytania o „drog? bez powrotu”. Rzeczywi?cie wygl?da na to, ?e oddalamy si? od siebie, i to coraz szybciej, jak galaktyki. Domy?lam si? jednocze?nie, ?e jako katoliczka wierzy pani, i? ten rozziew kiedy? da si? zatrzyma?, mo?e wreszcie – zniwelowa?. Inaczej nie odwo?ywa?aby si? pani do przyk?adów Boecjusza i Kasjodora, samotników, którzy przeprawili przez zalew barbarzy?stwa staro?ytn? wiedz? ku dojrza?emu ?redniowieczu. Kiedy zatem przyjdzie „?redniowiecze nowe”?

Nie umiem da? prostej odpowiedzi. Mo?e jeste?my na jego progu, a mo?e nie nadejdzie ono nigdy. Mam tu na my?li powrót do muzyki, która by wyra?a?a chrze?cija?sk? kultur?. Ale jak mo?emy teraz pisa? tak? muzyk?, skoro kultura przesta?a by? chrze?cija?ska?

Odwró?my t? zale?no??. A mo?e to w?a?nie muzyka, zakorzeniona w naturalnym porz?dku, b?dzie impulsem, który zapocz?tkuje odrodzenie kultury?

Owszem, wida? pewne kierunki poszukiwa?, istniej? nisze kompozytorów pisz?cych muzyk? w kluczu pitagorejskim, s? tacy, których misj? ?yciow? jest poszukiwanie nowego idiomu muzyki sakralnej, liturgicznej. Ci najcz??ciej odwo?uj? si? do ?redniowiecznych wzorców kompozytorskich. Ale czy na tym ma polega? „nowe ?redniowiecze”? Jedyna odpowied?, która wydaje mi si? dobrze wskazywa? kierunek, to my?l Ratzingera: przede wszystkim nale?y szuka? Boga. Wszystko inne b?dzie nam wtedy przydane. Benedyktyni nie kierowali si? pragnieniem budowania kultury chrze?cija?skiej. Oni po prostu szukali Boga. A kultur? zbudowali przy okazji.

Etnograf Antoni Kroh wspomina? przed laty, ?e gdy jako dziecko us?ysza?, jak gra Dziado?ka – góralka, pierwsze skrzypce dwudziestowiecznego Podhala – uciek? do drewutni, siad? na pie?ku i rozp?aka? si?. O takim samym, silnym, decyduj?cym o ca?ym pó?niejszym ?yciu wra?eniu mówi dzi?, w najnowszym filmie Adama Struga, uczennica Dziado?ki, Stanis?awa Galica-Górkiewicz. Tak dzia?a tradycja – jako przekaz mi?o?ci. Ale nie tylko ludzkiej mi?o?ci, upostaciowanej w relacji mistrza i ucznia. Bo przecie? Dziado?ka nawet mog?a nie wiedzie?, ?e ma?y Antek j? pods?uchuje. Tutaj dzia?a mi?o?? Kogo? z góry.

Ja bym mo?e nie przesadza?a ze s?owem „mi?o??” w kontek?cie tradycji. Mam takie wra?enie, ?e nadu?ywamy tego s?owa i przez to strasznie rozmywamy jego znaczenie, zapominamy, co ono tak naprawd? oznacza. A ta scena, któr? opisuje Kroh, raczej przywo?uje mi moje w?asne do?wiadczenie. Otó? kilka lat temu przesta?am ogl?da? telewizj? i w ogóle wszelkie filmy. I po paru latach, gdy jaki? obejrza?am, to dla mnie, ca?kowicie „wyposzczonej filmowo”, wra?enie, które wywar? na mnie ten pierwszy film by?o tak ogromne, ?e prawdopodobnie jako? porównywalne z tym, czego do?wiadczali ludzie w czasie pierwszych lat po wynalezieniu kina. Z czasem to wra?enie st?pia?o, bo zacz??am z powrotem ogl?da? ró?ne filmy, ale mo?e i szkoda. W ka?dym razie zmierzam do tego, ?e my jeste?my nieustannie bombardowani muzyk?: w sklepie, na ulicy, przez radio, telewizj?, reklamy, dzwonki telefonów, s?uchawki w uszach, koszmarn? muzyk? w ko?cio?ach, czasami ?wietn? muzyk? w filmach itp. A gdyby tak wyciszy? si? na kilka lat i nagle us?ysze? muzyk?, i to jak?? wyj?tkowo pot??nie oddzia?uj?c? muzyk?? Ja na pewno te? bym si? wtedy rozp?aka?a. A muzyka ma przecie? niewyobra?aln? si?? oddzia?ywania na cz?owieka, mówi? o tym nie tylko Platon czy Arystoteles, mówi? o tym równie? mity, jak ten o Orfeuszu czy o Amfionie. Mit za? zawiera czasem sedno jakiego? zjawiska, bez szczegó?owego t?umaczenia, dlaczego co? si? dzieje. Dlatego muzyka tradycyjna, ta pozbawiona elementów globalizacji, „urawni?owki gustów”, ma o wiele wi?ksz? si?? oddzia?ywania, zw?aszcza na kogo?, kto si? nie „zapcha?” muzyczn? papk? lec?c? zewsz?d.


Zapoznałem się z Polityką Prywatności danych osobowych i wyrażam zgodę na ich przetwarzanie


Zna pani ?rodowisko badaczy i „kustoszy” muzycznej tradycji. Z ca?ym uznaniem dla ich wielkiej pracy widz?, jak niektórzy z nich uwa?aj?, ?e albo ju? dotarli do odpowiedzi, albo s? na jedynej w?a?ciwej ?cie?ce. I tak si? do tej wizji przywi?zuj?, ?e neguj? j? in toto propozycje drogi, jak? maj? inni „tradycjonali?ci”, ich koledzy po fachu. Tymczasem sama pani daje przyk?ad Messe de Notre Dame Guillaume Machaut, w aran?acji Marcela Peresa, a wykonanej przez tradycyjnych ?piewaków z Korsyki. Peres, pani zdaniem, przyj?? b??dne za?o?enie rekonstruktorskie, bo jego Korsykanie nie mieli poj?cia o kluczu pitagorejskim – ale przecie? wykonali harmonie XIV-wiecznego utworu „z ostro?ci? ?yletki”. Wi?c mo?e to jest w?a?ciwa droga: praktykowanie zamiast k?ótni o teori??

Oczywi?cie, nie jest przecie? nigdzie powiedziane, ?e Pan Bóg mo?e s?ucha? chora?u w liturgii tylko ?piewanego wed?ug metody solesme?skiej. Ani te? odwrotnie: tylko zgodnie z traktatem Hieronima z Moraw. Doceniam wysi?ki muzykologów i rekonstruktorów, tylko ?e tam te? jest jakie? uwi?zanie: obsesja nawi?zywania zerwanych nici tradycji wykonawczych. A przecie? nie do tego si? sprowadza dbanie o kult Bo?y.

Czyli z t? niezmienn? prawd? muzyki sfer jest troch? jak z obracanym kryszta?em – ona odbija si? w lustrze epoki konkretnego pokolenia. Za ka?dym razem troch? inaczej.

Ka?da epoka ma swój gust i smak muzyczny. Wystarczy nawet pos?ucha? archiwalnych nagra? muzyki ?redniowiecznej, renesansowej czy barokowej. Jak inaczej brzmi ona na nagraniach przedwojennych, czy tych z lat pi??dziesi?tych, sze??dziesi?tych, ba, nawet osiemdziesi?tych czy dziewi??dziesi?tych! Ju? nawet od bardzo nowoczesnych nagra? Peresa dzieli nas ca?a epoka do nagra? Graindelavoix! To ju? jest ca?kiem inne podej?cie do muzyki. Ludzie, którzy ucz? si? wci?? nowych j?zyków, podkre?laj?, ?e ka?dy j?zyk ma swoj? w?asn? logik?, ka?dy k?adzie nacisk na co? innego, jedne rzeczy da si? w jednym j?zyku wyrazi? precyzyjniej, a w innym du?o trudniej jest to zrobi?. My?l?, ?e podobnie jest z ka?dym pokoleniem i muzyk?. Ka?de pokolenie wydobywa z muzyki co innego. Inny aspekt tej „odwiecznej prawdy”. Ka?da epoka na swój sposób odczytuje Boski logos zawarty w muzyce, zarówno w harmonii sfer, w swojej w?asnej duszy, jak i nawet w muzyce innych czasów.

Ale nie doko?czy?am jeszcze kwestii dba?o?ci o kult Bo?y. Przepraszam, ?e tak z uporem maniaka powracam wci?? do muzyki ko?cielnej, ale to Ko?ció? przez wieki stanowi? serce kultury zachodniej, to on dyktowa? poziom regu? w sztuce i muzyce, a nie odwrotnie. To co? nies?ychanego, ?e muzyka ko?cielna obecnie stanowi pop?uczyny po muzyce popularnej.

Wskazówki Platona s? nadal aktualne: p?ytka czy ckliwa muzyka buduje p?ytk? i ckliw? pobo?no??.

Front walki o odzyskanie muzyki chrze?cija?skiej nale?y raczej przekierowa? na to, by przywróci? muzyce liturgicznej, tym wielkim skarbom muzyki katolickiej, jej nale?ne miejsce – w liturgii.

Mówi pani o boskim pochodzeniu muzyki. A Bóg jest Osob?, st?d muzyka natury, kosmosu, te? jest „personalna”. Tak?e w skali cz?owieka. Czy w tej skali mo?na oderwa? poj?cie muzyki od osoby? Od poj?cia mi?o?ci, fascynacji, osobistego przekazu? Czy w tym rozumieniu, na przyk?ad d?wi?ki swobodnie generowane przez komputer, cho? jest on instrumentem stworzonym przez cz?owieka, mo?na w ogóle nazywa? muzyk??

Nie wiem co ma pan na my?li mówi?c „swobodnie generowane przez komputer”. W sensie muzyki tworzonej przez sztuczn? inteligencj?? W Centrum Nauki Kopernik jest taki robot, który generuje improwizowan? poezj?, wi?c podejrzewam, ?e kto? ju? wpad? na pomys? stworzenia robota komponuj?cego muzyk?. Ale to jest w?a?nie pytanie, czy jeste?my w stanie stworzy? tak zaawansowan? technologi?, która b?dzie potrafi?a sama by? zwierciad?em muzyki – takim, jakim jest cz?owiek. Bo to ta cecha sprawia, ?e jeste?my zdolni komponowa? muzyk?. Muzyk? przez wielkie M.

Natomiast je?li chodzi o ten element ludzki w muzyce, to muzyka jest dzie?em cz?owieka i sama równie? ma natur? zbli?on? do natury ludzkiej, jest zapisem nie?miertelnych idei, ubranych w cielesne d?wi?ki. Czyli te? ma natur? cielesno-duchow?!

Harmonia ontyczna duszy i cia?a polega na tym, i? nie grozi cz?owiekowi nigdy, by jego dusza przemieni?a si? w cia?o. Dusza równie? nigdy nie pragnie takiej przemiany.

A zatem muzyka powinna zawiera? komponent rozumowy, ale te? i emocjonalny. A tak?e zawiera? element zmys?owy, brzmieniowy. W tym roku obchodzimy pi??setlecie ?mierci Josquina des Pres, wielkiego renesansowego kompozytora, który by? mistrzem komponowania takiej muzyki, stanowi?cej z?oty ?rodek pomi?dzy wymiarem intelektualnym i zmys?owym.

Napisa?a pani, ?e gdy muzyka „nie jest ju? przedmiotem naszego do?wiadczenia, tylko raczej t?sknoty”, nie mo?e ju? w naszych oczach „odbija? harmonii wszech?wiata”. Ale czy zawarta w muzyce t?sknota nie mo?e by? tak?e drog? do Boga? Chocia?by blues: czy on nie liczy si? ju? w porz?dku zbawienia?

Na pewno nie jest tak, ?e wszystkie gatunki muzyki s? równe. Nie, nie s?, tak jak ludzie te? nie s? równi. S? równi w porz?dku stworzenia, ale jedni s? m?drzejsi, a drudzy g?upsi, jedni zdolniejsi, a inni mniej zdolni – wszyscy w oczach Bo?ych umi?owani. I z pewno?ci? istniej? gatunki muzyki godniejsze i mniej godne, tutaj nie ma si? co oszukiwa?. Ale te? nie ma potrzeby wskazywania, która jest t? muzyk? wy?sz?, a która ni?sz?, bo to automatycznie wik?a nas w rozwa?ania wyj?tków. Przecie? nawet Mozart, w niektórych swoich utworach, jest prostszy i bardziej banalny od wielu twórców muzyki rozrywkowej, a z kolei ró?ne utwory rozrywkowe bywaj? „bardziej powa?ne” od tych filharmonicznych. Zatem prostych podzia?ów nie ma, aczkolwiek jest sztuka wielka i jest muzyka zwyk?a, u?ytkowa. Jest muzyka dobra i muzyka z?a. Troch? jak z ka?dym dzie?em ludzkim. Ja oczywi?cie jestem wielbicielk? muzyki dawnej, ale to nie znaczy, ?e nie s?ysz? pi?kna na przyk?ad w bluesie. Bo jest on akurat bardzo wyra?nym znakiem t?sknoty ludzkiej za pi?knem, dobrem i prawd?. Bo pi?kno zdarza si? w ka?dym gatunku muzyki. Cho? w niektórych bywa zbanalizowane.

Ale co to ma do porz?dku zbawienia? Czy muzyka zbawia? To jest pytanie godne romantyka. Bo romantycy w to wierzyli.

Ja go nie zada?em.

Ale mam nadziej?, ?e nie pyta si? mnie pan o to, czy blues nadaje si? na po?rednika zbawienia w liturgii?

Nie, nie o to pytam. Ale swoj? drog? ciekawe, co by pani na takie pytanie odpowiedzia?a.

Odpowiedzia?abym krótko: nie. Ja wierz?, ?e zbawia Pan Bóg. Natomiast muzyka mo?e mie? udzia? w zbawieniu cz?owieka. To jest jej najwy?sze powo?anie: by? kontynuacj? Bo?ego Wcielenia na ziemi. A mówi?c najkrócej, muzyka spe?nia t? rol? b?d?c muzyk? liturgiczn?.

Ambient, w którym nie ma rytmu, liczby ani harmonii, ale s?ycha? g?os kosmosu – czy to tylko z?udzenie?

Jak to nie ma liczb? Sama wysoko?? d?wi?ku to ju? jest liczba. A je?li dochodzi drugi d?wi?k, to relacja pomi?dzy tymi d?wi?kami te? jest liczb?. D?wi?ki maj? na nas wp?yw zawsze: mo?e to by? wp?yw apolli?ski, czyli integralizuj?cy, albo dionizyjski, czyli powoduj?cy ekstaz? – wyj?cie z siebie. Obstawia?abym, ?e ambient to jest raczej typ dionizyjski, mo?e akurat nie energetyzuje cz?owieka, nie wprowadza w sza?, ale powoduje wyj?cie z siebie w inny sposób.

Przyk?ad z ko?em kwintowym uczy nas jednak, ?e muzyczna harmonia liczb nie jest harmoni? doskona??. Tu kolejna wstawka dla profanów, prosz? wybaczy? skrajne uproszczenia. Je?eli na klawiaturze fortepianu zagramy dwana?cie kolejnych kwint, to na przestrzeni siedmiu kolejnych oktaw dolne C spotka si? z górnym. Ale w rzeczywisto?ci fizycznej, któr? odzwierciedla strój nietemperowany, takie spotkanie nie nast?pi: górny d?wi?k jest troszk? obok naszego fortepianowego górnego C. A przecie? kwinta to podstawowy interwa? systemu Pitagorasa, silny i niew?tpliwie apolli?ski, a? prosz?cy si?, by z jego „klocków” zbudowa? pe?n? harmoni?. Dlaczego w takim razie ko?o kwintowe si? nie domyka?

Dla mnie to niedomykanie si? ko?a kwintowego jest ?ladem wydarzenia, jakim by? grzech pierworodny. Bo jak inaczej mo?na obja?ni? fakt, ?e doskona?a pitagorejska teoria muzyki nie dzia?a, a raczej dzia?a, ale trzeba bra? poprawk? na ten fakt niedomykania?

A mo?e chodzi o to, ?e Bóg jest harmoni?, ale harmonia nie jest Bogiem? On jest w harmonii, ale jest te? ponad tym poj?ciem. Mo?e ta drobna nie?cis?o?? w wynikach oblicze? ko?a kwintowego – to Jego dowcipny dla nas sygna??

Tak, te? mo?na tak to interpretowa?. Ja jednak stawiam inn?, zuchwa?? tez?: ko?o kwintowe si? nie domyka w?a?nie z powodu grzechu pierworodnego. Co w muzyce powoduje szereg ró?nych k?opotów praktycznych.

U?y?a pani zwrotu „?lad wydarzenia”, mówi?c o procesach dziej?cych si? w skali kosmicznej. To mo?e ta dyskretna dysharmonia jest swego rodzaju „promieniowaniem t?a”?

Tym razem trafi? pan w dziesi?tk?. W fizyce funkcjonuje teoria, która mówi o tym, ?e istnieje rodzaj promieniowania, które jest ?ladem i echem Wielkiego Wybuchu. My?l?, ?e ten model mo?na przenie?? na grunt metafizyki.

Wiele miejsca w swoich ksi??kach po?wi?ci?a pani doskonale pitagorejskiej muzyce Bacha. Za Albertem Schweitzerem powtarza pani, ?e „Pachelbel, Böhm i Buxtehude, mistrzowie w tej dziedzinie, tworz? formy, nie dane im jest jednak tchn?? w nie ducha”. Ale mo?e „formy bez ducha” s? potrzebne jako etap wst?pny? Mo?e bez Buxtehudego nie by?oby Bacha?

Zapewne by?by Bach, on si? przecie? wzorowa? na ca?ych pokoleniach swoich poprzedników. Ale mo?e by?by nieco ubo?szy, Buxtehude by? dla niego jednym z wa?niejszych mistrzów.

Na koniec jeszcze jeden cytat: „Tak wi?c Bach jest kresem. Nic od niego nie wychodzi; wszystko tylko do niego prowadzi”. Ojciec B?a?ej Matusiak w eseju zamieszczonym obok naszej rozmowy wspomina Martina Le Franc, XV-wiecznego poet? burgundzkiego, który widz?c, jak wspó?cze?ni mu kompozytorzy zbli?aj? si? do muzycznej doskona?o?ci, podejrzewa? w tym zapowied? bliskiego ko?ca ?wiata. Mo?e tak jest z Bachem: po nim ju? tylko apokalipsa?

Ach, kusi mnie pan do pesymistycznej puenty. Bo ja, niestety, mam tendencj? do pesymizmu: umiera?, ale powoli i tym podobne. Ale z Bachem jest troch? inaczej. Owszem, jest on ?wi?tym Tomaszem muzyki, dokona? absolutnej syntezy ca?ego dotychczasowego dorobku kompozytorów muzyki zachodniej, ale te? nie zosta? w swoich czasach dostatecznie doceniony. Po ?mierci zosta? niemal ca?kowicie zapomniany, wydobyli go dopiero i odkryli ponownie w?a?nie romantycy. Ale có? z tego, skoro w pewnym sensie byli ju? w innym miejscu. Nie wchodzi si? dwa razy do tej samej rzeki. Mogli go podziwia? jedynie jako mistrza przesz?o?ci. Bo przez ten czas dokona?a si? muzyczna rewolucja, której uosobieniem jest Beethoven. I w pewnym sensie ca?y czas ?yjemy w epoce postromantycznej rewolucji. A z kontrrewolucj? jest zawsze ten k?opot, ?e nie wiadomo, jak jej dokona?, aby nie robi? nowej rewolucji, tylko z przeciwnym znakiem.

W wyró?nieniu cytaty z ksi??ki „Zwierciad?o muzyki”.

Obraz na stronie g?ównej – John Everett Millais Niewidoma dziewczyna, commons.wikimedia.com


 

 

Tekst powsta? w ramach projektu: ,,Kontra – Budujemy forum debaty publicznej” finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolno?ci Centrum Rozwoju Spo?ecze?stwa Obywatelskiego.

 

Antonina Karpowicz-Zbińkowska
Antonina Karpowicz-Zbińkowska
doktor nauk teologicznych, muzykolog. Autorka książek "Teologia muzyki w dialogach filozoficznych św. Augustyna" (2013), "Zwierciadło muzyki" (2016) i "Rozbite zwierciadło. O muzyce w czasach ponowoczesnych" (2021). Członek redakcji "Christianitas".

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!