MACIEJEWSKI: Prezydent i demokratyczny kryzys śmieszności

fot. Piotr Drabik – flickr.com

Pytanie o to, czy prezydenta można nazwać debilem wykracza daleko poza zakres reguł savoir-vivre’u. Nie chodzi tu przecież o samopoczucie Andrzeja Dudy po publicznym wygłoszeniu tego epitetu przez Jakuba Żulczyka. Rzecz w ogóle nie dotyczy obu panów, tylko czegoś co dość szumnie (ale żadne inne określenie nie przychodzi mi na myśl) można by nazwać metafizyką państwa. Problem z jakim demokracja zmaga się od samego swego zarania, a którego sedno tkwi w figurze prezydenta.

Urzędu podważającego samą demokratyczną, równościową zasadę. Przepis penalizujący zniesławienie głowy państwa jest jedną z kilku pozostałości monarchicznego korzenia, z jakiego wyrasta idea prezydentury. Daje on o sobie znać również w przypadku prawa łaski. Uprawnienia z punktu widzenia demokratycznego ustroju kompletnie idiotycznego (żeby nie powiedzieć – debilnego). Król korzystał z niego niejako w zastępstwie Boga, miał – jako jedyny w państwie – taką możliwość, ponieważ był Jego pomazańcem. I tylko na tej zasadzie mógł on unieważnić moc innych instytucji. Jakie tymczasem umocowanie ma demokratycznie wybrany prezydent do okazywania tej nadludzkiej łaski? Czy decyzja wyborców namaściła go, obdarzyła nadzwyczajną mocą i godnością?

Dokładnie te same pytania rodzą się w przypadku znieważenia pierwszego obywatela. Zniewaga to przecież coś więcej niż obraza. Słowa lub czyny naruszają tu nie tyle uczucia ofiary, co podważają publiczny porządek. A w jaki sposób chamstwo pana Żulczyka okazane wobec pana prezydenta narusza polityczny ład Rzeczpospolitej? Czy przypadkiem prezydentura, będąca zabawą demokratycznych dzieci w monarchię nie jest śmieszna sama w sobie i dlatego tak źle sobie radzi z objawami lekceważenia?

W powieści „Sire” Jeana Raspaila podwładny prezydenta Francji w randze ministra składa dymisję z tej właśnie przyczyny. Zaskoczona głowa państwa prosi go o wyjaśnienia. Urzędnik „obiegł spojrzeniem całe pomieszczenie, w jakim się znajdowali. Flaga ze złotymi frędzlami była na swoim miejscu, także pozostałe atrybuty władzy. Nie brakowało nawet psa, charta, którego przodkowie pochodzili z psiarni Franciszka I. Ogarnął go nagle szalony śmiech. – Co cię tak bawi – zapytał prezydent. – Ty! – odpowiedział były już urzędnik. – Chciałeś wyjaśnienia, więc proszę. Uważam, że jesteś śmieszny”.

 

Autor jest stałym felietonistą dziennika „Rzeczpospolita”, gdzie ten tekst ukazał się pierwotnie dn. 18.01.2022

Jan Maciejewski
Jan Maciejewski
urodzony w 1990 roku w Mysłowicach na Śląsku. W przeszłości redaktor naczelny wydawanych przez Klub Jagielloński „Pressji”. Obecnie felietonista magazynu weekendowego „Plus Minus”. Mąż Oli, tata Julka, Anieli i Stefana.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!