Im dłużej dyskusja ta się ciągnie, tym bardziej widać, że od romantyzmu uwolnić się zwyczajnie nie potrafimy.
Emocje w polskim Sejmie są zjawiskiem równie zaskakującym co fakt, że po poniedziałku nastaje wtorek. Ale te konkretne emocje, w tej, a nie innej, sprawie, w takim właśnie kontekście – toczących się równolegle wydarzeń na polsko-białoruskiej granicy – są już czymś, czemu należy się przyjrzeć. Bo dawno już nie wydarzyła się debata równie interesująca co ta nad ogłoszeniem roku 2022 „rokiem polskiego romantyzmu”.
O niewielu pojęciach i ideach Polakom dyskutuje się równie łatwo i chętnie co o romantyzmie właśnie. I każdy z nas ma tu swoje zdanie, okraszone zazwyczaj jednym z obiegowych banałów. „Romantyzm celów, pozytywizm środków”, „koniec paradygmatu romantycznego”, „Polska zdziecinniała”. A im dłużej dyskusja ta się ciągnie – wkrótce stukną jej już dwa stulecia – tym bardziej widać, że od romantyzmu uwolnić się zwyczajnie nie potrafimy. Że czymkolwiek by on był – ideą, emocją, nastrojem czy słabością – wrósł na stałe w nasz kod genetyczny.
W reakcji na decyzję Sejmu jeden z publicystów zadał na Twitterze retoryczne pytanie: „Kiedy rok polskiego realizmu?”. A może właśnie został on ogłoszony? Może dzisiaj, kiedy wokół upadają kolejne pewniki, urywają się utarte dotąd ścieżki politycznych strategii, drży w posadach w zasadzie każdy rodzaj porządku – od geopolitycznego przez społeczny na ekonomicznym skończywszy – ten dziki, szalony i będący tak bardzo nie na swoim miejscu w epoce końca historii gen romantyzmu jest źródłem naszej siły, a nie słabości.
Taki wniosek można by postawić na podstawie lektury najnowszej książki Marka Cichockiego „Początek końca historii”. XIX wiek, który dla całego Zachodu był okresem niespotykanej wcześniej prosperity i rozwoju, dla nas oznaczał gehennę podległości. Staliśmy się ofiarą tamtego porządku i wyłoniliśmy się z niebytu dopiero na jego zgliszczach, wynurzając się ponad taflę chaosu, w jakim Europa pogrążyła się na koniec, dla niej pięknego, dla Polaków – strasznego, stulecia. Ale to doświadczenie wyposażyło nas w umiejętność radzenia sobie z wyjątkowymi sytuacjami, przeszliśmy szkolenie z różnorodnych strategii przetrwania. Dzisiaj, gdy kolejny porządek, którego dla odmiany jesteśmy beneficjentem, przechodzi w fazę chaosu, tamta XIX-wieczna lekcja może okazać się bezcenna.
Autor jest stałym felietonistą dziennika „Rzeczpospolita”, gdzie ten tekst ukazał się pierwotnie dn. 24.11.2021 r.