MACIEJEWSKI: Romantyzm – niekończąca się historia.

Franciszek Ksawery Lampi, commons.wikimedia.org

Im dłużej dyskusja ta się ciągnie, tym bardziej widać, że od romantyzmu uwolnić się zwyczajnie nie potrafimy.

Emocje w polskim Sejmie są zjawiskiem równie zaskakującym co fakt, że po poniedziałku nastaje wtorek. Ale te konkretne emocje, w tej, a nie innej, sprawie, w takim właśnie kontekście – toczących się równolegle wydarzeń na polsko-białoruskiej granicy – są już czymś, czemu należy się przyjrzeć. Bo dawno już nie wydarzyła się debata równie interesująca co ta nad ogłoszeniem roku 2022 „rokiem polskiego romantyzmu”.

O niewielu pojęciach i ideach Polakom dyskutuje się równie łatwo i chętnie co o romantyzmie właśnie. I każdy z nas ma tu swoje zdanie, okraszone zazwyczaj jednym z obiegowych banałów. „Romantyzm celów, pozytywizm środków”, „koniec paradygmatu romantycznego”, „Polska zdziecinniała”. A im dłużej dyskusja ta się ciągnie – wkrótce stukną jej już dwa stulecia – tym bardziej widać, że od romantyzmu uwolnić się zwyczajnie nie potrafimy. Że czymkolwiek by on był – ideą, emocją, nastrojem czy słabością – wrósł na stałe w nasz kod genetyczny.

W reakcji na decyzję Sejmu jeden z publicystów zadał na Twitterze retoryczne pytanie: „Kiedy rok polskiego realizmu?”. A może właśnie został on ogłoszony? Może dzisiaj, kiedy wokół upadają kolejne pewniki, urywają się utarte dotąd ścieżki politycznych strategii, drży w posadach w zasadzie każdy rodzaj porządku – od geopolitycznego przez społeczny na ekonomicznym skończywszy – ten dziki, szalony i będący tak bardzo nie na swoim miejscu w epoce końca historii gen romantyzmu jest źródłem naszej siły, a nie słabości.

Taki wniosek można by postawić na podstawie lektury najnowszej książki Marka Cichockiego „Początek końca historii”. XIX wiek, który dla całego Zachodu był okresem niespotykanej wcześniej prosperity i rozwoju, dla nas oznaczał gehennę podległości. Staliśmy się ofiarą tamtego porządku i wyłoniliśmy się z niebytu dopiero na jego zgliszczach, wynurzając się ponad taflę chaosu, w jakim Europa pogrążyła się na koniec, dla niej pięknego, dla Polaków – strasznego, stulecia. Ale to doświadczenie wyposażyło nas w umiejętność radzenia sobie z wyjątkowymi sytuacjami, przeszliśmy szkolenie z różnorodnych strategii przetrwania. Dzisiaj, gdy kolejny porządek, którego dla odmiany jesteśmy beneficjentem, przechodzi w fazę chaosu, tamta XIX-wieczna lekcja może okazać się bezcenna.

Autor jest stałym felietonistą dziennika „Rzeczpospolita”, gdzie ten tekst ukazał się pierwotnie dn. 24.11.2021 r.



Jan Maciejewski
Jan Maciejewski
urodzony w 1990 roku w Mysłowicach na Śląsku. W przeszłości redaktor naczelny wydawanych przez Klub Jagielloński „Pressji”. Obecnie felietonista magazynu weekendowego „Plus Minus”. Mąż Oli, tata Julka, Anieli i Stefana.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!