MACIEJEWSKI: Wielki koncert na niebie

Wszechświat jest lustrem, w którym od zawsze przeglądała się ludzkość. Odbijają się w nim nasze marzenia i lęki, ambicje i grzechy. Jeśli chcesz poznać daną epokę w sposób najbardziej wyczerpujący, zapytają ją co widzi patrząc w niebo. Będzie mówiła o obrotach sfer, planetach i konstelacjach gwiazd, czarnych dziurach i kometach, nie będąc świadomą, że właśnie zdaje drobiazgową relację ze stanu, w jakim się znajduje. Kiedy Dante odbywał swoją kosmiczną podróż, przechadzał się po ogromnej katedrze, w której każdy szczegół miał swoją rację i cel. Blaise Pascal zadzierając głowę słyszał już tylko przerażająca ciszę nieskończonych przestrzeni. Stał na brzegu morza, które mogło tylko onieśmielać swoim bezmiarem, grozić wypatrującemu horyzont śmiałkowi utonięciem.

Od czasów Pascala zebraliśmy mnóstwo nowej wiedzy, nasz wzrok sięga coraz dalej, ale to, co najważniejsze – nasze oczy – są te same. I podobnie jak on nie słyszymy symfonii wszechczasów, muzyki niebieskich sfer. Tymczasem jeszcze w epoce Dantego nic nie zaskoczyłoby ludzi bardziej, niż stwierdzenie, że wszechświat jest zimną pustką, milczącą ciemnością. Przeciwnie, im dalej wzwyż, tym jaśniej. Tamta epoka była prawdziwie kosmopolityczna, patrząc w górę widziała świat rozświetlony, rozgrzany i rozbrzmiewający muzyką. Obiekt tęsknoty, nie lęku. Im dalej, tym jaśniej – niebo było dla nich tylko pozornie czarne, zdawali sobie sprawę, że widzimy je przez ciemne szkło naszego własnego cienia. W porównaniu z nimi jesteśmy już tylko kosmicznymi prowincjuszami zielonej planety. Wydaje nam się, że zdobyliśmy kosmos, podczas gdy wspięliśmy się co najwyżej na odgradzający nas od wszechświata miejski mur. Tak właśnie ludzie średniowiecza i renesansu określali tor, którym podąża księżyc. Prawdziwe niebiosa – Cosmopolis, miasto wszechświata – zaczyna się dopiero za nim. A my poskakaliśmy po miejskim parkanie, nawet nie patrząc we właściwą stronę. Z oczami wlepionymi we własną planetę, odwróceni za siebie, napawając się wielkim krokiem ludzkości.

Dla epoki Dantego Wszechświat był obietnicą, dla nas – śmiertelnym niebezpieczeństwem. Otchłanią, z której może w każdej chwili nadlecieć apokaliptyczna asteroida, albo krwiożercza zastępy Obcych. Gdzie można zabłądzić jak pasażerowie Star Treka, albo dowiedzieć się o sobie samych złych rzeczy jak bohaterowie Lema. Od powieści Wellsa po praktycznie wszystkie produkcje science-fiction ciągnie się ta kosmiczna smuta. Nie spowodowało jej to, co zobaczyliśmy przez okulary teleskopów i w zapisach kosmicznych sond. Bierze się ona z tego kto, a nie na co patrzy. Ta panująca w popkulturze wielka, wszechświatowa trwoga, to tylko odbicie naszego wewnętrznego stanu. Bo człowiek naprawdę jest mikrokosmosem, patrząc w górę dostaje to, na co zasłużył w dole. Pustka na ziemi to otchłań w kosmosie.

 

Jeszcze kilka wieków temu śledząc ruchy planet widzieliśmy biesiadę niezaspokojonej miłości. „Oglądamy tam – jak w książce „Odrzucony obraz” pisał C. S. Lewis – działania stworzeń, których przeżycia możemy tylko nieudolnie porównać do przeżyć tego, który pije, a którego pragnienie jest rozkosznie zaspokajane, ale jeszcze nieugaszone”. Planety nie krążą bez ładu ani sensu, tylko tańczą wokół Tego, który je stworzył. Wszechświat był święty, niedotknięty grzechem, nie miał go więc i dotyczyć koniec świata. To były Niebiosa w pełnym tego słowa znaczeniu.

O tamtym wszechświecie opowiedziała w naszych czasach chyba tylko piosenka Pink Floyd z albumu „Dark side of the moon”, a więc z zewnętrznej strony odgradzającego nas od wszechświata ogrodzenia. „The great gig in the sky”, Wielki spektakl na niebie – kosmiczna wokaliza Clare Torry, poprzedzona krótkim wstępem: „I nie boję się umrzeć. Kiedykolwiek to będzie. Nie przejmuję się. Dlaczego miałbym bać się umrzeć? Nie ma ku temu żadnego powodu. Nigdy nie powiedziałam, że boję się śmierci”.

Autor jest publicystą magazynu „Plus Minus”, w którym pierwotnie ukazał się ten tekst dn. 28.01.2022.

Jan Maciejewski
Jan Maciejewski
urodzony w 1990 roku w Mysłowicach na Śląsku. W przeszłości redaktor naczelny wydawanych przez Klub Jagielloński „Pressji”. Obecnie felietonista magazynu weekendowego „Plus Minus”. Mąż Oli, tata Julka, Anieli i Stefana.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!