Polski Sejm przegłosował, a prezydent podpisał ustawę nowelizującą Kodeks Karny poprzez wprowadzenie zmiany w definicji gwałtu. Dotąd za gwałt uznawało się „doprowadzenie do obcowania płciowego przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem”.
Do formuły dopisano fragment “lub w inny sposób mimo braku jej zgody”. To bardziej szczęśliwe sformułowanie niż proponowane pierwotnie przez lewicę „doprowadzenie do obcowania płciowego bez wcześniejszego wyrażenia świadomej i dobrowolnej zgody”.
Ryzyka związane z ustawą były już szeroko opisywane. Przy okazji warto jednak zwrócić uwagę także na nieoczywiste, wbrew pozorom, tło ideologiczne. Środowiska od dekad promujące permisywizm
i rozwiązłość teraz opowiadają się za uregulowaniem kontaktów seksualnych. W znacznej mierze mierzą się po prostu z konsekwencjami własnych działań z przeszłości.
Odejście od instytucji małżeństwa wprowadziło chaos
Rozważania tego rodzaju byłyby dość abstrakcyjne w świecie tradycyjnym opartym na moralności chrześcijańskiej. Przez wieki fundamentem porządku społecznego i relacji damsko-męskich było małżeństwo, będące również par excellence umową o wspólnym pożyciu. Małżeństwo wiąże się
z rozbudowanym rytuałem oraz publicznym zobowiązaniem się do życia z konkretną osobą, a zazwyczaj także z czasem na przemyślenie decyzji o związku. Przyjętą społecznie normą było współżycie tylko
z osobą, z którą tworzy się trwałą relację.
W ramach małżeństwa domyślne jest otwarcie na współżycie z własnym mężem lub żoną, choć oczywiście zawsze można wyrazić wobec współmałżonka, że nie chce się stosunku w tym konkretnym momencie. Jest jasne i obiektywnie weryfikowalne, czy ktoś jest czyimś mężem lub żoną, czy nie jest. Chrześcijaństwo zachęca od dwóch tysięcy lat do panowania nad swoimi popędami i ograniczania swojej aktywności seksualnej do małżeństwa również dlatego, że to po prostu praktyczne. Takie życie jest prostsze
i uporządkowane.
Skrajne środowiska feministyczne i lewicowe w II połowie XX wieku kontestowały jednak małżeństwo jako opresyjną instytucję, rzekomo ograniczającą wolność kobiet. Przy pomocy mediów i popkultury zaczęto masowo zachęcać do przelotnych relacji seksualnych. Sprzyjały temu również przemiany technologiczne. Odrzucono normę zobowiązania do trwałej relacji jako domyślnie poprzedzającego współżycie. Przyjęto pozytywną antropologię, zgodnie z którą człowiek jest z natury dobry, a nieskrępowana realizacja popędów dawałaby ludziom szczęście – odbierane im rzekomo przez ograniczające ich, “represyjne” normy. Przygodne współżycie w celu uzyskania chwilowej przyjemności stopniowo stało się nie tylko akceptowalne, ale często było także celebrowane jako akt wyzwolenia.
Ludzie zatracili umiejętność tworzenia relacji
Po pół wieku widzimy konsekwencje rewolucji seksualnej. Znacząco spadła liczba małżeństw i trwałość relacji rodzinnych. Jesteśmy jednak w praktyce dalecy od hipisowskiej utopii. Kolejne badania pokazują,
że aktywność seksualna młodych ludzi w USA i innych krajach zachodnich spada. Powodem nie jest rzecz jasna masowy powrót do tradycyjnej moralności. W 2019 r. aż 40% Polaków w wieku 20-39 lat nie było
w związku.
Na naszych oczach materializuje się świat Houellebecqowskich “cząstek elementarnych”, w którym zanikają umiejętności tworzenia relacji. Żeby z kimś dobrowolnie współżyć, choćby przelotnie, trzeba najpierw wejść z nim w jakąś interakcję werbalną. Młodzi ludzie w latach 60. mogli autentycznie buntować się przeciwko konserwatywnemu światu swoich rodziców. Dziś wielu z nich może nie tyle nie chcieć, co mieć problem z umiejętnością stworzenia rodziny. Poza tym, żeby coś świadomie i zdecydowanie odrzucać, trzeba w ogóle traktować to jako punkt odniesienia – a dla rosnącej liczby młodych ludzi
w świecie zachodnim trwała rodzina to dziś abstrakcja – bajka o żelaznym wilku, w której realne istnienie wątpią.
Doświadczenie tworzących trwałą relację matki i ojca, kiedyś powszechne, dziś jest dalece nieoczywiste,
a w przyszłości może być nawet mniejszościowe. W USA do lat 60. tylko 5% dzieci rodziło się poza małżeństwami – dziś to 40%. Podobnie jest w krajach Unii Europejskiej. Jak zwracała uwagę Mary Eberstadt w swojej książce Pierwotne okrzyki. Jak rewolucja seksualna stworzyła politykę tożsamości – “Rewolucja sprawiła, że seks stał się bardziej wszechobecny niż kiedykolwiek wcześniej. Ale doprowadziło to także do bezprecedensowej separacji mężczyzn i kobiet – zarówno wskutek zmniejszenia się rodziny, jak i wskutek obniżenia się zaufania między mężczyznami i kobietami dzięki powszechnemu konsumpcjonizmowi seksualnemu”.
Dorastający ludzie mają też mniej niż poprzednie krewnych (w ogóle, a tym samym płci przeciwnej). Znacznie rzadziej widzą zdrowe relacje damsko-męskie, które mogliby odwzorować, tak jak robiono to przez wieki, a znacznie częściej doświadczają różnego rodzaju relacji dysfunkcyjnych. Mają mniejszą wiedzę na temat płci przeciwnej. Młodzi chłopcy rzadziej niż wcześniej mają dobre relacje z matką czy mają w swoim życiu siostry, ciotki, kuzynki etc., z którymi mieliby zdrowe, bliskie, nieseksualne relacje. To uczyłoby ich traktowania kobiet w pierwszej kolejności jako ludzi, a dopiero w dalszej jako hipotetycznych partnerek. Ba – przy nich mogliby odkrywać w sobie i realizować zdrowy męski instynkt odpowiedzialności i zapewniania bezpieczeństwa bliskim sobie kobietom.
Kobiety i mężczyźni wiedzą mniej o sobie nawzajem
Domyślnym sposobem poznawania kobiet stała się dziś dla młodych mężczyzn w świecie zachodnim pornografia. Nigdy wcześniej chłopcy nie mieli choćby ułamka porównywalnego łatwego dostępu do treści seksualnych i nagości atrakcyjnych kobiet – a mogą trafić na nie w bardzo młodym wieku, zanim będą zdolni choćby w minimalnym stopniu nauczyć się kontrolować swoje popędy i budować relacje
z dziewczynami. Pornografia uczy ich, że kobiety są łatwo i zawsze dostępnymi przedmiotami do zaspokojenia się, a także kreuje nierealistyczne oczekiwania co do ich zachowania i wyglądu.
Powszechnym zjawiskiem stało się też wysyłanie zdjęć i wiadomości o treści erotycznej do obcych ludzi – co również byłoby technologicznie niemożliwe na istotną skalę przez całą dotychczasową historię. Bezrefleksyjne udostępnianie nowoczesnych urządzeń dzieciom bez myślenia o wielowymiarowych szkodach, jakie mogą wyrządzić ich rozwojowi, to skądinąd kolejny przykład praktycznych konsekwencji afirmacji permisywizmu i naiwnie pozytywnej antropologii.
Eberstadt zwraca uwagę na analogiczne zjawisko w kontekście ruchu #MeToo i kolejnych rewelacji o molestowaniu seksualnym w środowiskach zachodnich elit. “Dlaczego te historie nie zostały opowiedziane od razu? Może dlatego, że masa krytyczna kobiet nie nauczyła się znikąd – z domu, od ojców, braci, matek, kuzynów, wujków, dziadków i innych osób kierujących się ich najlepszym interesem – że jeśli to możliwe, należy unikać drapieżnych mężczyzn i stawiać barierę, jeśli przekroczą granice. Zamiast tego ofiary #MeToo nauczyły się tego, obserwując rewelacje innych kobiet”.
Tu także pozytywne wzorce zachowań często nie zostały przekazane. Mniej współczesnych zachodnich kobiet ma też mężów, ojców, braci itd., którzy staraliby się im zapewnić bezpieczeństwo. Samotne, prowadzące “wyzwolony” tryb życia kobiety są najłatwiejszymi ofiarami. Wielu z nich wmówiono, że przelotne relacje z licznymi mężczyznami dadzą im wolność i szczęście. Dopiero z perspektywy czasu część zaczęła rozumieć, że dała się wykorzystać, a przy okazji także zmniejszyła swoje szanse na budowę rodziny.
Bezwzględna rywalizacja zamiast miłości
Niektóre z nich mogą też po fakcie ze względu na rozczarowanie i frustrację uznać, że konsensualne relacje których żałują, były w gruncie rzeczy formą przemocy i oskarżać mężczyzn o gwałt. Masowe wchodzenie w przelotne relacje powoduje powstanie wielkiej szarej strefy. Kiedy kończy się namawianie na stosunek, a zaczyna wymuszenie go? W przypadku dwójki ludzi, którzy ledwo się znają i nie są w trwałej relacji, dużo trudniej o wytyczenie jasnej granicy. Niezadowolenie po oddaniu się przypadkowemu mężczyźnie czy rozczarowanie po niesatysfakcjonującym stosunku będzie często prowadzić do zranień, wstydu, poczucia krzywdy, resentymentu i innych negatywnych emocji – a te do zadawania sobie pytania “czy na pewno tego chciałam? A może ten facet mnie wykorzystał?”.
Oczywiste jest, że mężczyźni traktują przelotne relacje przedmiotowo, a kobieta po fakcie może czuć się źle z tym, że została tak potraktowana – nawet jeśli sama zachowywała się w sposób dający do zrozumienia, że jest otwarta na przelotne relacje.
W skrajnych przypadkach oskarżenie o gwałt może być też po prostu rodzajem zemsty lub zwracania na siebie uwagi jako na ofiarę. Świat zachodni po #MeToo i skandalach z udziałem upadłych gwiazdorów
i rzeczywistych drapieżników w rodzaju Harveya Weinsteina przeżywał też fałszywe oskarżenia – jak w przypadku znanego aktora Johnny’ego Deppa. Hasła w rodzaju “wierzcie wszystkim kobietom” czy opowieści o “toksycznej męskości” i “kulturze gwałtu”, sprowadzające się ostatecznie do przedstawiania wszystkich mężczyzn jako niebezpiecznych sprawców przemocy, w praktyce tworzy ogromną przestrzeń do wrabiania ich i stygmatyzowania męskości jako takiej. Fałszywych oskarżeń najprościej uniknąć oczywiście unikając stosunków z przypadkowymi kobietami, a największe szanse mamy na to ograniczając się do własnej żony.
Jasno widzimy tu zderzenie hedonistycznej utopii i naiwnie pozytywnej antropologii z rzeczywistością. Jeśli człowiek jest uczony, że ma moralne prawo zaspokajać swoje popędy i zachcianki, to dlaczego ma przejmować się uczuciami drugiej strony? Jeśli uczymy stawiania chwilowej przyjemności wyżej niż dobra wspólnego i relacji z drugim człowiekiem, to jak ma nie dochodzić do kolejnych napięć i konfliktów? Poszerzenie pola walki – by znów odwołać się do Houellebecqa – czyli radykalne “urynkowienie” relacji damsko-męskich, traktowanych jak pole bezwzględnej, egoistycznej rywalizacji, doprowadziło do wzrostu samotności, obniżenia zdolności interpersonalnych i frustracji, a w konsekwencji także do przemocy –
w tym wobec kobiet.
Normy kulturowe są ważniejsze od ustawowych definicji
Radykalny feminizm próbuje w tej sytuacji w duchu rewolucjonistów przekonujących, że “to nie był prawdziwy komunizm” dokręcić śrubę. “Wyzwolenie” od rodziny i małżeństwa przyniosło nieoczekiwane efekty, więc wymaga interwencji państwa. Doskonale ilustruje to tezę Patricka Deneena z jego głośnej książki Dlaczego liberalizm zawiódł o wzajemnym napędzaniu się indywidualizmu i etatyzmu:
“Jak na ironię, im pełniej jest zabezpieczona sfera autonomii, tym bardziej wszechstronne musi stać się państwo. Tak zdefiniowana wolność wymaga wyzwolenia od wszelkich form ciał społecznych i relacji, od rodziny po Kościół, od szkół po wioskę i społeczność, które sprawowały kontrolę nad zachowaniem poprzez nieformalne i nawykowe oczekiwania i normy. Kontrole te miały w dużej mierze charakter kulturowy, a nie polityczny – prawo było mniej rozległe i istniało w dużej mierze jako kontynuacja norm kulturowych, nieformalnych oczekiwań dotyczących zachowań wyuczonych w rodzinie, Kościele
i społeczności. Wraz z wyzwoleniem jednostek z tych ciał społecznych istnieje większa potrzeba regulowania zachowań poprzez narzucenie im prawa pozytywnego”.
Relacje damsko-męskie są jednak zjawiskiem zbyt spontanicznym, żeby dało się je opanować formułkami przy jednoczesnej negacji naturalnej rodziny. Konsekwentna próba pogodzenia ognia z wodą prowadziłaby do utworzenia instytucji w rodzaju muzułmańskich małżeństw czasowych. Być może osoby prowadzące permisywny tryb życia musiałyby nosić ze sobą do klubów nocnych bloczek formularzy do wypełnienia i podpisania, z jednym egzemplarzem dla każdej strony?
Tego typu wizje, nie do pogodzenia z naturą ludzką, można rozpatrywać najwyżej w kategoriach humorystycznych. Bez nich zaś zmiana definicji gwałtu nie tylko tworzy pole do nadużyć, ale przede wszystkim nie rozwiązuje prawdziwych przyczyn problemu. To próba leczenia powierzchownych objawów, a nie rzeczywistej choroby. Jeśli chcemy, żeby umiejętność tworzenia zdrowych relacji z płcią przeciwną stała się na powrót powszechna, a wykorzystywanie seksualne zjawiskiem marginalnym, musimy afirmować naturalną rodzinę opartą na małżeństwie.
Musimy kształtować w tym duchu kolejne pokolenia i całe społeczeństwo. Nauka samokontroli
i myślenie kategoriami dobra wspólnego prowadzi do szczęśliwego życia oraz właściwie rozumianych wolności i miłości. Nie bójmy się tych słów – to obrońcy rodziny są za wolnością i miłością.
Tekst powstał w ramach projektu pt. „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.