WARZECHA: Publiczne pieniądze i dziedzictwo kulturowe

Je?li do naszego kulturowego dziedzictwa i jego prezentowania podejdziemy ?ci?le merkantylnie, wytr?cimy sobie z r?ki jedno z niewielu narz?dzi, pozwalaj?cych nam przeciwstawi? si? kulturowej i estetycznej barbarii.

Wolny rynek jest wspania?ym systemem – o ile ma si? ?wiadomo??, ?e s? rejony, gdzie nie mo?e mie? bezwzgl?dnego zastosowania. Kwesti? sporu jest, jakie to rejony. Najogólniej mo?na by uzna?, ?e to te, w których w gr? wchodzi pojmowane w mo?liwie w?ski sposób dobro wspólne (jasne jest, ?e socjali?ci maj? tendencj? do absurdalnego rozszerzania zakresu tego poj?cia). Nale?? do nich z pewno?ci? podstawowe funkcje pa?stwa, a wi?c zapewnienie bezpiecze?stwa wewn?trznego i zewn?trznego (aczkolwiek i tutaj mo?na sobie wyobrazi? sektorowe wolnorynkowe rozwi?zania w postaci np. prywatnych wi?zie?). Uwa?am jednak, ?e nale?? do nich tak?e kwestie dbania o to, co stanowi o kulturowym DNA narodu, a szerzej – naszej sfery kulturowej, czyli Zachodu. Pod tym wzgl?dem jestem bardziej konserwatyst? ni? libera?em, a na wizj? spo?ecze?stwa istniej?cego bez pa?stwa, niejako w?asnym sumptem, któr? naszkicowa?a w „Atlasie zbuntowanym” Ayn Rand, opisuj?c koloni? przedsi?biorców, patrz? bez sympatii, jako na gro?ne z?udzenie.

 

Gdzie pa?stwo musi si? anga?owa?

Bardzo przygn?biaj?ce by?y komentarze, które pojawi?y si? pod moj? rozmow? z ?ukaszem Serwi?skim, umieszczon? na moim kanale w cyklu „Rozmowa Niekontrolowana”. ?ukasz Serwi?ski to prezes Fundacji inCanto, organizuj?cej dwa festiwale: krakowski sierpniowy Musica Divina (o którym pisa?em w sierpniu ubieg?ego roku w Magazynie „Kontra”, a tak?e w Salonie24) oraz podkarpacki pa?dziernikowy, bardziej kameralny, Rezonanse. W wywiadzie Serwi?ski opowiedzia?, jak pokr?tny i niejasny jest system publicznych dotacji (g?ównie z programu „Muzyka” MKiDN), jakie s? koszty organizacji stosunkowo przecie? niedu?ego festiwalu oraz dlaczego nawet przy najlepszych ch?ciach bez publicznego finansowania, czyli do?o?enia si? przez wszystkich podatników, takie przedsi?wzi?cie nie jest w Polsce mo?liwe.

Wiele komentarzy by?o skrajnie nieprzychylnych. Od kwestionowania zasadno?ci wydawania publicznych pieni?dzy – w ilo?ci zreszt? naprawd? niemal?e pomijalnej w skali bud?etu (ca?y program „Muzyka” to niespe?na 30 mln z?, czyli nieca?e 77 groszy na obywatela) – na organizowanie podobnych wydarze? a? po ma?o wybredne oskar?enia, ?e darmozjady pas? si? na publicznej kasie. By?y komentarze oskar?aj?ce mnie, ?e zdradzam liberalne idea?y, bo chodzi o muzyk?, któr? lubi?, a by?y te? wpisy wr?cz kipi?ce agresj?.

?adnych „idea?ów” oczywi?cie nie zdradzi?em, poniewa? od wielu lat (mo?e poza bardzo ju? dawnym okresem fascynacji nieskalanymi pogl?dami Janusza Korwin-Mikkego) uznaj?, ?e zw?aszcza w sferze szeroko poj?tej idei wsparcie pa?stwa jest uzasadnione. Dobrych ju? kilka lat temu – mo?na sprawdzi? – argumentowa?em przeciwko tym, którzy domagali si?, aby ca?kowicie zlikwidowa? publiczne dotacje dla think-tanków (a ?adnego nie prowadz? ani z ?adnego nie czerpi? korzy?ci). Nigdy te? nie przedstawia?em si? inaczej ni? jako konserwatywny libera?, co oznacza ??czenie tych dwóch doktryn. W niektórych sprawach wygrywa czynnik liberalny, w innych – konserwatywny.

Rozumiem ?ród?o krytyki, mo?e nawet z?o?ci, pojawiaj?cych si? w odpowiedzi na wspomnian? rozmow? z ?ukaszem Serwi?skim.

W ?le zarz?dzanym pa?stwie, gdzie kasa trwoniona jest na prawo i lewo, gdzie na publicznych pieni?dzach zawsze pas? si? pociotkowie i kumple, a kontrola obywateli nad tym jest ?adna, ludzie maj? prawo by? sfrustrowani s?ysz?c, ?e kto? chce pieni?dze podatników wydawa? na co?, co ich kompletnie nie interesuje.

 

Problem w tym, ?e efektem ma by? wylanie dziecka z k?piel?, a grzmi?cy o konieczno?ci skasowania publicznych dotacji na wszelkie prywatne przedsi?wzi?cia nie rozró?niaj? mi?dzy ich rodzajami. A tu w?a?nie jest pies pogrzebany.

Festiwale muzyczne bywaj? ró?ne, ale s?k w tym, ?e tu mówimy o bardzo konkretnym rodzaju przedsi?wzi?cia: wydarzeniu, które przybli?a publiczno?ci (bez p?acenia za bilety) muzyk?, b?d?c? bez najmniejszych w?tpliwo?ci – zarówno pod wzgl?dem kryterium wieku, jak i wagi dla rozwoju europejskiej kultury, dla naszego dziedzictwa, dla wszystkiego, co powstawa?o pó?niej – w?a?nie zachodnim dziedzictwem kulturowym w najpe?niejszym tego s?owa znaczeniu. Kompozytorzy tacy jak prezentowani na Musica Divina czy Rezonansach – Orlando di Lasso, Josquin Desprez, Miko?aj Ziele?ski, Girolamo Kapsberger, Girolamo Frescobaldi, Thomas Tallis, John Dowland, William Byrd, Heinrich Ignaz Franz von Biber, by wymieni? tylko tych, którzy zape?niali program w ubieg?ym roku – to dla europejskiej muzyki postaci tak fundamentalne jak dla literatury Miguel de Cervantes, Miko?aj Rey, Dante Alighieri czy William Szekspir lub dla malarstwa Rubens, Fra Angelico, Rembrandt, Micha? Anio?, van Eyck, Tycjan czy Rafael Santi. Nie bez powodu poszerzam sfer?, o której mowa, o literatur? i malarstwo, bo chodzi o pokazanie pewnej ogólniejszej regu?y i zasady.


Zapoznałem się z Polityką Prywatności danych osobowych i wyrażam zgodę na ich przetwarzanie


Nieodzowno?? mecenatu

W komentarzach pod moj? rozmow? z Serwi?skim najbardziej uderzaj?ce by?o, jak wiele osób wydawa?o si? kompletnie nie rozumie? kulturotwórczej roli tego dziedzictwa, którego granice czasowe mo?emy bez wi?kszego problemu zakre?li?, zatrzymuj?c je mniej wi?cej na ko?cówce XIX w. Niektórzy z zadziwiaj?c? dezynwoltur? – tak to przynajmniej odbiera?em – byliby gotowi skaza? to dziedzictwo na nieistnienie, je?li nie broni?oby si? na wolnym rynku.

Sprawa oczywi?cie nie jest prosta tak?e historycznie. Przecie? wi?kszo?? tych dzie?, wydawa?oby si?, powstawa?a w warunkach w?a?nie rynkowych. Nie by?o w XIV czy XVIII wieku pa?stwowych pieni?dzy „na kultur?”. Ale czy aby na pewno?

Owszem, i Micha? Anio?, i Georg Philipp Telemann, aby zarobi? na ?ycie, musieli si? wpisywa? w to, co si? wówczas sprzedawa?o – co si? ogl?da?o czy czego si? s?ucha?o. Ale ich praca bywa?a op?acana faktycznie w?a?nie z tego, co wed?ug ówczesnych miar by?o pieni?dzmi publicznymi, tyle ?e dysponowali nimi nie ministrowie, ale w?adcy, nagradzaj?cy nimi twórców wedle w?asnego upodobania i gustu. Powtarzam jednak: faktycznie by?y to bardzo cz?sto pieni?dze de facto publiczne, bo pochodz?ce z czynszów, podatków, op?at uiszczanych na rzecz suwerena. Gdy Bach pracowa? dla ksi?cia von Anhalt-Köthen, to dostawa? pensj? nie od wiernych i masowych s?uchaczy, zauroczonych jego „Koncertami brandenburskimi”, ale od ksi?cia w?a?nie, który czerpa? dochody z przymusowego opodatkowania w?asnych poddanych. Telemann, który przez wi?kszo?? ?ycia pracowa? jako tak zwany dyrektor muzyczny miasta Hamburga, by? op?acany ju? w wprost z publicznej, a wi?c miejskiej kasy. Aczkolwiek zarabia? równie? na sprzeda?y swojej muzyki prywatnym odbiorcom (wtedy w postaci nut). Rzecz nie jest wi?c wcale tak zero-jedynkowa, jak mog?oby si? na pierwszy rzut oka wydawa?.

Porównuj?c to z sytuacj? obecn? – finansowana z „publicznych” pieni?dzy by?a sztuka naonczas „wspó?czesna”, która dzi? ju? wspó?czesn? nie jest. Jest spatynowan? i szacown? podstaw? naszej kulturowej to?samo?ci, a ja nigdy nie domaga?em si? i domaga? si? nie b?d?, ?eby z pieni?dzy podatników finansowa? aktualne twory sztuki. Równie? dlatego, ?e nie istnieje tu moim zdaniem prosta linearna zale?no??, to znaczy nie jest tak, ?e obecna sztuka wspó?czesna za, powiedzmy, 300 lat nabierze takiej patyny i b?dzie tak szacowna, jak dzisiaj dzie?a Bacha czy Telemanna. Sztuka – nie tylko muzyka – odesz?a od metafizycznych za?o?e?, które by?y podstaw? poszukiwania pi?kna (czasem nawet w pozornych przejawach brzydoty, co znajdujemy cho?by u Rembrandta) i zacz??a si? degenerowa?. Nie zestarzeje si? zatem tak, jak starza?a si? sztuka minionych wieków. Ale to ju? temat na inne rozwa?ania. Wracajmy do naszych baranów.

 

Bez kultury nie ma cywilizacji

Je?eli kto? nie rozumie znaczenia tego wszystkiego, co tworzy nasz, zachodni i europejski, kulturowy szkielet, to zapewne nie zgodzi si? z postulatem podtrzymywania go pieni?dzmi publicznymi, a wi?c równie? pochodz?cymi od tych, którzy nie s? tym zainteresowani w ?adnym stopniu. Tu nie ma wspólnej podstawy i wspólnego j?zyka poj??, wi?c nie bardzo nawet jest jak takiego kogo? przekonywa?. I nie chodzi tutaj wcale o to, ?eby, staj?c w Toledo przed obrazem El Greka, mie? natychmiast przed oczami ca?y krajobraz kulturowych przenika? i powi?za?, jakie prowadzi?y do jego wyj?tkowych obrazów i potem z nich wychodzi?y. Chodzi wy??cznie o to, ?eby co? ogl?daj?cemu za?wita?o, ?eby pojawi? si? jaki? nawet nie w pe?ni u?wiadomiony impuls, ?e oto ma przed sob? co? wyj?tkowego, co?, czego dotychczas nie widzia?, a jednak widzia? – w wielu postaciach i miejscach. Je?li natomiast kto? taki wzrusza ramionami i oznajmia (a przytaczam prawie dos?ownie jeden z g?osów komentatorów): „Tyle nawet lepszych obrazów w historii zgni?o, bo nie mia? kto p?aci? za ich utrzymanie – niech sobie i ten zgnije, je?li na siebie nie zarobi” – to nie mamy o czym rozmawia?. Mo?e to skojarzenie zbyt radykalne, ale jednak takie w?a?nie mam: z komunistami i sowieckim podej?ciem do kulturowego dziedzictwa. Tam chodzi?o wprawdzie o skazanie na niebyt tych dzie?, których nie da?o si? wpisa? w ideologi?, a tutaj – tych, które „nie zarobi?”, ale metoda my?lenia jest ta sama.

Je?eli natomiast uznajemy, ?e mowa o dzie?ach, które w pewien sposób tworz? nas wszystkich, nasze otoczenie, ?wiat, w którym ?yjemy, nasz? siatk? poj?? i skojarze?, cho?by?my sobie tego nie u?wiadamiali – to nie powinni?my mie? k?opotu z uznaniem, ?e jest to dobro wspólne w naj?ci?lejszym tego s?owa znaczeniu. A zatem rzeczy, na które publiczne pieni?dze warto wyda? tak samo jak na policj? czy wojsko.

Zadziwiaj?ce, ?e krytycy takiego stanowiska nie dostrzegaj?, i? najsilniejsze kraje Europy traktuj? dziedzictwo kulturowe jako element swojego asortymentu mi?kkiego oddzia?ywania tak?e na mi?dzynarodow? rzeczywisto?? i ?aduj? w nie naprawd? ogromne pieni?dze, wykraczaj?ce dalece poza to, co mo?na uzna? za niezb?dne. W ka?dej za? sytuacji, w której Polacy padali ofiar? obcego najazdu, to w?a?nie nasze kulturowe dziedzictwo stawa?o si? jednym z pierwszych celów. Niemcy przeprowadzili grabie? polskich dzie? sztuki na ogromn? skal?, zabronili wykonywa? utwory Chopina i z premedytacj? wysadzali najwi?ksze zabytki architektury. Gdyby mogli decydowa? „libera?owie”, by? mo?e nie by?oby akcji ratowania o?tarza Wita Stwosza z Bazyliki Mariackiej we wrze?niu 1939 r. czy arrasów królewskich, bo przecie? to kosztowa?o, a dzie?a te na swoje ratowanie „nie zarobi?y”.

Jest tak?e czynnik lokalny, a wi?c sk?onno?? danego spo?ecze?stwa do finansowania zachowania dziedzictwa kulturowego i jego materialna gotowo??, aby to czyni?. Wszelkie praktyczne do?wiadczenia wskazuj?, ?e w Polsce jest z tym niestety ?le. Rozwa?ania, dlaczego tak jest, zaj??yby dziesi?tki stron. To zapewne i skutek upadku tradycji prywatnego mecenatu, i niezbudowania z powodu wojen i czasów komuny klasy ?redniej z prawdziwego zdarzenia. Je?li kto? chcia?by sprawdzi?, jak na te kwestie patrz? w Polsce ludzie naprawd? bogaci, niech przyjrzy si?, czym zajmuj? si? nami?tnie osoby takie jak Dominika Kulczyk, ostatnio lansuj?ca g?ównie „?wiadomo?? menstruacyjn?”.

Do??, ?e pa?stw, gdzie prywatne pieni?dze maj? w tej dziedzinie przewag? nad publicznymi, jest niewiele i s? to przede wszystkim kraje anglosaskie ze Stanami Zjednoczonymi na czele. Jednak nawet w USA wspó?finansuje si? utrzymanie dziedzictwa kulturowego publicznymi pieni?dzmi. Nowojorskie Metropolitan Museum of Art otrzymuje dofinansowanie z kasy miasta Nowy Jork na pokrycie swoich bie??cych potrzeb operacyjnych, a tak?e z funduszy federalnych, przede wszystkim z National Endowment for the Humanities oraz Institute of Museum and Library Services.

Sztuka musi ?y?

Oczywi?cie, jak przy ka?dym wydawaniu publicznych pieni?dzy, tak?e i tu powinny obowi?zywa? zasady przejrzysto?ci i rzetelno?ci. Pomówmy wi?c o niektórych aspektach praktycznych. Przede wszystkim zatem przez ca?y czas mówi? finansowaniu ochrony i udost?pniania (o tym wi?cej za moment) autentycznego dziedzictwa kulturowego, a nie wytworów sztuki nowoczesnej albo jakich? mglistych inicjatyw spo?ecznych. Czy da si? tu wyznaczy? precyzyjne granice? W du?ej mierze – tak. Jedn? z najbardziej oczywistych jest wiek. W polskich warunkach, gdzie nasze kulturowe dziedzictwo materialne zosta?o straszliwie przetrzebione wskutek wojen, praktycznie ka?dy artefakt z okresu zakre?lonego co najmniej umown? granic? 1918 r. b?dzie zas?ugiwa? na ochron?. A wiele pó?niejszych tak?e. Kto obejrza? cho?by w Muzeum Narodowym w Krakowie znakomit? wystaw? o polskim modernizmie, wie, o czym mówi?.

Oczywi?cie nie jest tak, ?e absolutnie ka?de dzie?o jest tej samej warto?ci, cho? to ju? sprawy trudne do jednoznacznego wymierzenia. Dlatego dobrym rozwi?zaniem – niestety niestosowanym w Polsce – jest powierzenie decyzji o dofinansowaniu nie urz?dnikom ministerstwa lub powo?ywanym przez nie ekspertom, ale dzia?aj?cym w oparciu o publiczne pieni?dze niezale?nym trustom, polegaj?cym na specjalistach w danej dziedzinie. Tak to wygl?da cho?by w Wielkiej Brytanii, która jest o tyle ciekawym przyk?adem, ?e ma bardzo dobrze rozwini?t? tradycj? prywatnego finansowania przedsi?wzi?? artystycznych, a mimo to pa?stwo nawet tam w tym partycypuje poprzez instytucje takie jak Arts Council England.

Niektórzy mniej zapalczywi krytycy publicznego dofinansowywania imprez, prezentuj?cych dorobek kulturowy, takich jak festiwale organizowane przez inCanto, twierdzili, ?e zadbanie o przetrwanie dziedzictwa to jedna sprawa, ale przecie? inn? s? ju? koncerty, czyli jego udost?pnianie, i tego pa?stwo nie powinno dotowa?. Wyobra?my sobie zatem, ?e kolekcja Czartoryskich z „Dam? z ?asiczk?” na czele zostaje w ca?o?ci zdigitalizowana (tak zreszt? ju? jest – to w nowoczesnym muzealnictwie standard i to tak?e kosztuje) i mo?na j? sobie ogl?da? na komputerze, ale dotacje nie zapewniaj? ju? pokrycia kosztów jej udost?pniania.

(Tu dygresja: by? mo?e wiele osób nie zdaje sobie z tego sprawy, ale udost?pnianie dzie? sztuki poci?ga za sob? ogromne koszty, od ubezpieczenia, poprzez zabezpieczenie, na intensywniejszej konserwacji sko?czywszy. Kosztuj? przecie? specjalne szk?o muzealne, którym powinny by? zabezpieczone niektóre obrazy, czy urz?dzenia do utrzymania odpowiedniej wilgotno?ci w muzealnych salach. O alarmach nie mówi?c.)

Kolekcja jest zatem zamkni?ta w specjalnym magazynie – nie da si? jej zwiedza? i obejrze? z bliska. Takiej mo?liwo?ci nie zapewni ?adne prywatne finansowanie, a ju? z pewno?ci? nie finansowanie z biletów. Musia?yby one by? wówczas horrendalnie drogie, a zatem by?aby to sztuka dla bardzo wybranych, których z kolei jest na tyle niewielu, ?e bilety musia?yby by? jeszcze dro?sze i – ko?o si? zamyka. ?aden z oddzia?ów Muzeum Narodowego nie móg?by istnie? i dzia?a? bez dotacji, id?cych w setki milionów z?otych. Czy taka sytuacja by?aby satysfakcjonuj?ca?

Identycznie jest z muzyk?. Tak, jest dost?pna na p?ytach i nawet je?li uznaliby?my, ?e s?uchanie p?yty to troch? wi?cej ni? ogl?danie gotyckiej Madonny w internecie zamiast na wystawie, to wci?? zasada jest ta sama: bez kontaktu z ?ywym odbiorc? kulturowe dziedzictwo staje si? martwe. Tak jak gotyckie czy barokowe rze?by by?y tworzone po to, ?eby oddzia?ywa? na ?ywego cz?owieka bezpo?rednio, tak samo muzyk?, która jest naszym kulturowym dziedzictwem, tworzono po to, ?eby by?a s?uchana na ?ywo. Owszem, nie by?o wówczas technologicznych mo?liwo?ci, jakie istniej? obecnie, ale to nie zmienia istoty sprawy. Technologia uzupe?nia mo?liwo?ci kontaktu ze sztuk?, ale nie zast?puje tego najbardziej podstawowego sposobu, jakim jest oddzia?ywanie na ?ywego s?uchacza czy widza. Kto w zachwyceniu sta? po?rodku Kaplicy Syksty?skiej, w?asnymi oczami ch?on?c wizj? S?du Ostatecznego Micha?a Anio?a, albo s?ucha? na koncercie wspania?ego, dynamicznego, polifonicznego Credo z Wielkiej Mszy h-moll Jana Sebastiana Bacha, ten wie, ?e nie zast?pi tego ?adna p?yta, reprodukcja czy internet.

Pojawia si? równie? argument, ?e „biedacy” i „ci gorsi” maj? finansowa? rozrywk? dla „elity”. Pomijaj?c ju? traktowanie dziedzictwa kulturowego jako „rozrywki” – co ?wiadczy o niezrozumieniu tematu – jest to po prostu ca?kowita nieprawda. Jest wr?cz przeciwnie: publiczne dofinansowanie prezentowania kulturowego dziedzictwa s?u?y w?a?nie temu, aby dost?p do niego mieli wszyscy, a nie jedynie przedstawiciele elity. Na koncert niebiletowany mo?e wej?? ka?dy; na taki, gdzie bilety nie kosztuj? fortuny – tak?e dzi?ki publicznym pieni?dzom – podobnie.

Walczmy z barbari? i estetyczn? degrengolad?

Na koniec trzeba napisa? o wi???cym si? z tym jeszcze jednym arcywa?nym aspekcie sprawy: mo?liwie szerokie udost?pnianie publiczno?ci dziedzictwa kulturowego, które nas stworzy?o, jest sposobem walki z otaczaj?c? nas estetyczn? degrengolad?. Je?li kto? nie rozumie, o czym mówi?, niech spróbuje odnale?? w sieci wspominany przeze mnie kilkakrotnie film BBC, którego pomys?odawc? i narratorem by? ?p. Sir Roger Scruton: „Why Beauty Matters” z 2009 r. Nie miejsce tu na analizowanie, jakie s? ?ród?a wspomnianej, wszechogarniaj?cej degrengolady – w filmie Scruton diagnozowa? to trafnie. Natomiast ka?dy, kto nie jest pozbawiony pewnego naturalnego wyczucia, dostrze?e, ?e ?wiat wokó? staje si? coraz brzydszy – mówi?c w uproszczeniu. Je?li do naszego kulturowego dziedzictwa i jego prezentowania podejdziemy ?ci?le merkantylnie, wytr?cimy sobie z r?ki jedno z niewielu narz?dzi, pozwalaj?cych nam przeciwstawi? si? kulturowej i estetycznej barbarii. Mo?e na ma?? skal?, ale jednak.

Za? walka z barbari? w tej dziedzinie gdzie? tam ??czy si? z wieloma innymi kwestiami, z którymi walczy? trzeba. Mo?na to potraktowa? jako argument ?artobliwy, ale klimatystyczni terrory?ci nie bez powodu próbowali uszkodzi? wybitne dzie?a sztuki, takie jak „S?oneczniki” van Gogha czy „Dziewczyn? z per??” Vermeera.

 

Organizowany przez inCanto od dwóch lat (najbli?sza edycja stoi niestety pod znakiem zapytania) festiwal Rezonanse jest chyba moim ulubionym wydarzeniem muzycznym. Skupione w jednym weekendzie koncerty – jeden w pi?tek, po dwa w sobot? i niedziel? – odbywaj?ce si? w zabytkowych, kilkusetletnich drewnianych ko?cio?ach i cerkwiach Podkarpacia, to klimat absolutnie unikatowy. Za? du?a cz??? publiczno?ci to nie ?adna „elita”. W pa?dzierniku ubieg?ego roku rozmawia?em d?u?ej z m?odym cz?owiekiem, kierowc? TIR-a, je?d??cym g?ównie w Skandynawii, mieszkaj?cym w okolicy, który by? chyba na wszystkich koncertach. Obecno?? dziesi?ciorga koneserów muzyki dawnej nie ucieszy?aby mnie tak jak obecno?? tego jednego cz?owieka, którego Rezonanse zainteresowa?y, wci?gn??y, zafascynowa?y i co? w nim posia?y. To by? najlepszy przyk?ad praktycznego wype?niania misji, o której w rozmowie ze mn? mówi? ?ukasz Serwi?ski. I za t? misj? warto zap?aci? wspólnymi pieni?dzmi.

Wspieram dobrą publicystykę

75% ( 3000 / 4000 zł )
Wspieram!

CZYTAJ TAK?E:


Tekst powsta? w ramach projektu: „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolno?ci Centrum Rozwoju Spo?ecze?stwa Obywatelskiego.

Łukasz Warzecha
Łukasz Warzecha
(1975) publicysta tygodnika „Do Rzeczy”, oraz m.in. dziennika „Rzeczpospolita”, „Faktu”, „SuperExpressu” oraz portalu Onet.pl. Gospodarz programów internetowych „Polska na Serio” oraz „Podwójny Kontekst” (z prof. Antonim Dudkiem). Od 2020 r. prowadzi własny kanał z publicystyczny na YouTube. Na Twitterze obserwowany przez ponad 100 tys. osób.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!