MACIEJEWSKI: Niekończąca się krucjata

fot. https://twitter.com/DavidJBoles

Ten sam uniesiony w górę palec, niezmącony choćby przebłyskiem wątpliwości wyraz twarzy i głos jak trąbka grająca wymarsz wojsk. Tyle że kiedyś do obrony Kościoła do ostatniej krwi, dziś – do starcia go na miazgę.

Istnieje pewna grupa „aktorów życia publicznego”, która, na wzór Ryszarda Lwie Serce, nie potrafi powrócić z krucjaty, na jaką wyruszyła wiele lat temu. Zmieniają się młóceni publicystycznymi ostrzami Saraceni, narzędzia walki udoskonalają się z czasem, ale jedno pozostaje niezmienne – ich ton. Uniesiony poczuciem oburzenia, wzmożeniem moralnej wyższości tembr głosu. To dzięki niemu są zawsze na czele, w straży przedniej. „Nie wytrzymują” i grzmią, unoszą się emocjami, tylko tak się jakoś dziwnie zawsze składa, że ich tyrady doskonale wyrażają ducha czasu: to, co czuje tłum, co chce usłyszeć większość. Ich oburzenie jest zawsze w cenie.

Nie ma lepszego przykładu tej obrotności naszych publicystycznych krzyżowców niż – jakżeby inaczej – temat polskiego Kościoła. W pierwszych latach po śmierci Jana Pawła II rywalizowali o tytuł pierworodnego syna pokolenia JP2, pierwszej sieroty po papieżu. Stałym elementem przeprowadzanych przez nich telewizyjnych przeglądów prasy było rzucanie po studiu gazetami promującymi cywilizację śmierci. W każdej dyskusji byli w stanie przytoczyć odpowiedni bon mot, cytat z papieża Polaka. A wszystkich, którzy by nastawali chociażby najmniejszym palcem u stopy na czcigodną pamięć o nim, byli gotowi strącić na dno piekieł.

Słuchając ich czasami obecnie, mam nieodparte wrażenie, że słyszę piosenkę, w której melodia pozostała bez zmian, tylko słowa ktoś podmienił. Ten sam uniesiony w górę palec, niezmącony choćby przebłyskiem wątpliwości wyraz twarzy i głos jak trąbka grająca wymarsz wojsk. Tyle że kiedyś do obrony Kościoła do ostatniej krwi, dziś – do starcia go na miazgę. Nieważne, jak niewiarygodnie wyglądają wysuwane zarzuty, nawet jeśli – jak w przypadku tych pod adresem kardynała Sapiehy – sama Służba Bezpieczeństwa nie traktowała poważnie donosów swojego zdegenerowanego agenta, to my nie możemy popełnić tego samego błędu! Badajmy, szukajmy, może w aktach z czasów II wojny światowej znajdzie się jeszcze jakiś smakowity anonim. A gdy zagadnąć ich o domniemane zaniedbania Karola Wojtyły w sprawie księży pedofilów, odpowiedzą, że zawsze o nich wiedzieli. I zapewne zawsze byli oburzeni, tylko wcześniej tak jakoś bardziej po kryjomu.

Ale nie mam do nich o to pretensji. Wykonują tylko przecież rozkazy swego generała, Ducha Czasów. Ich niekończącej się krucjacie patronuje zaś święta Koniunktura.

Wspieram dobrą publicystykę

75% ( 3000 / 4000 zł )
Wspieram!

CZYTAJ TAKŻE:

Autor jest stałym felietonistą dziennika „Rzeczpospolita”, w którym powyższy artykuł ukazał się dn. 08.03.2023 r.

Jan Maciejewski
Jan Maciejewski
urodzony w 1990 roku w Mysłowicach na Śląsku. W przeszłości redaktor naczelny wydawanych przez Klub Jagielloński „Pressji”. Obecnie felietonista magazynu weekendowego „Plus Minus”. Mąż Oli, tata Julka, Anieli i Stefana.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!