Autor „Kazań sejmowych” był odważnym i autentycznie niepokornym komentatorem oraz animatorem życia politycznego. Cytowane przeze mnie fragmenty pokazują, że potrafił wystąpić z krytyką dominujących i najważniejszych ośrodków politycznych Polski przełomu XVI i XVII wieku.
„Kazania sejmowe” ks. Piotra Skargi najpewniej nigdy nie zostały wygłoszone w kościele – to chyba wie każdy, kto się nimi kiedykolwiek zainteresował. Nie ma to jednak większego znaczenia dla ich odbioru oraz historycznej roli ks. Skargi, który wiele lat po swojej śmierci w roku 1612 właśnie za sprawą „Kazań sejmowych” zaczął być uznawany za polityczne sumienie XVI-wiecznej Polski i autora bardzo celnych, a zarazem dramatycznych prognoz dla naszego państwa.
Można się co do politycznej roli Skargi czy jego intencji spierać. Był kapłanem kontrreformacji, sprzyjającym Wazom, uznawanych za fanatycznych katolików. Paweł Jasienica Skargi specjalnie nie ceni, upatrując w nim raczej złego ducha szwedzko-polskiej dynastii. Niewątpliwym faktem jest niechęć kaznodziei wobec innowierców i jego sprzeciw wobec wielkiego i wybitnego aktu religijnej tolerancji, jaką była konfederacja warszawska (1573). Nie zmienia to kwestii, że w „Kazaniach sejmowych” starał się Skarga naprowadzać polityków ówczesnej epoki na bardziej moralny kurs i przestrzegać przed skutkami zepsucia państwa.
Zepsucia i dysfunkcja – zawsze aktualne
Tu złośliwa dygresja. Mam oto przed sobą bardzo eleganckie i porządnie opracowane wydanie „Kazań”, przetłumaczonych na współczesną polszczyznę przez Roberta Kościelnego. Wydanie (Biały Kruk) jest z 2013 r. i opatrzone zostało wstępem prof. Krzysztofa Szczerskiego (obecnie przedstawiciela Polski przy ONZ, wcześniej szefa biura spraw międzynarodowych w Kancelarii Prezydenta). Prof. Szczerski – przypomnijmy: rzecz dzieje się za rządów Platformy Obywatelskiej – w kilku miejscach ciekawego skądinąd wstępu pisze o tym, jak aktualne są diagnozy ks. Skargi dotyczące politycznego zepsucia i dysfunkcjonalności państwa. Ma oczywiście na myśli, jakkolwiek nie pada to wprost, czasy rządów partii Donalda Tuska. Czy gdyby przyszło prof. Szczerskiemu pisać ów wstęp dzisiaj, powtórzyłby tę tezę? Oczywiście – powinien, bo jest ona nawet jeszcze bardziej aktualna niż dziesięć lat temu.
Spójrzmy na kilka tez ks. Skargi.
W kazaniu drugim „O miłości ojczyzny” wymienia choroby Rzeczypospolitej. Na pierwszym miejscu pojawia się „niechęć do własnej Ojczyzny i zachłanność w gromadzeniu dóbr”. Na drugim – „niezgody i waśnie sąsiedzkie”. Na piątym – „prawa niesprawiedliwe”.
W kazaniu trzecim „O zgodzie domowej” ks. Piotr Skarga pisze tak:
Macie jednego pana i króla, jedne prawa i wolności, jedne sądy i trybunały, jedne sejmy koronne, jedną wspólną matkę, Ojczyznę miłą, jedno ciało, z rozmaitych narodów i języków skupione i spojone, i dawno zrosłe. Jak w tej sytuacji wadzić się, dzielić i nie zgadzać możecie? […]
Sejmy, które wam były lekarstwem na wszystkie Rzeczypospolitej choroby, w jad się obróciły. Bo na nich najwięcej rodzi się swarów, tarć i niesnasek, które później poza sejm do senatu i innych miejsc przenosicie. Na nich bunty i podziały się rodzą. Z nich wyjeżdżacie bardziej rozbici i niezgodni niż przyjeżdżaliście. I tak sejmy, które uczyniono, aby jednak i skłaniać do porozumienia z korzyścią dla Ojczyzny i ludu, stały się swym przeciwieństwem – miejscem służącym rozpalaniu ognia nieprzyjaźni między obywatelami.
I wreszcie w kazaniu siódmym „O prawach niesprawiedliwych” czytamy:
Lepiej jest władzę królewską wspomóc prawami i jej moc prawem ograniczać; to pierwsze – dla sprawniejszego rządzenia, to drugie zaś – z powodu ludzkiej skłonności do zła, której ulegają również monarchowie. Bo władcy nie zawsze są pobożni i dobrzy, za to prędko zbaczają z prawej drogi, oddając się złym skłonnościom: pysze, rozkoszom, niesprawiedliwościom. […]
Dlatego w prawie mojżeszowym są również prawa, których muszą przestrzegać monarchowie i sędziowie, aby można było o nich powiedzieć, że są sprawiedliwi.
Skarga w Berezie?
Nie będę udawał, że ks. Piotr Skarga jest moim absolutnym historycznym idolem. Nie jestem fanem polskiej kontrreformacji. W złotym wieku Rzeczypospolitej jej siła opierała się raczej na podejściu, jakie stało się fundamentem konfederacji warszawskiej niż na walce z „heretykami”. Przywołuję tu jednak ks. Skargę nie dla jego opinii na temat konieczności oczyszczenia Rzeczypospolitej z innowierców, ale dlatego, że był autor „Kazań sejmowych” odważnym i autentycznie niepokornym komentatorem oraz animatorem życia politycznego. Cytowane przeze mnie fragmenty pokazują, że potrafił wystąpić z krytyką dominujących i najważniejszych ośrodków politycznych Polski przełomu XVI i XVII wieku.
Uderzał w szlacheckie umiłowanie wolności osobistej, piętnując je jako nadmierne i prowadzące do egoizmu – co z pewnością popularne wtedy nie było. Czy nie uderzał nadmiernie – to inna sprawa. W tamtym czasie praktyka liberum veto w zasadzie jeszcze nie istniała; przecież po raz pierwszy po ten instrument sięgnął dopiero poseł Władysław Siciński w roku 1652, a więc 40 lat po śmierci ks. Skargi. Można jednak uznać, że ks. Skarga celnie przewidział, do czego doprowadzić może fetyszyzacja złotej wolności (której samej w sobie byłbym jednak skłonny bronić).
Lecz jezuita uderzał także, jak widać, w króla, choć bliskie mu były idee znaczącego wzmocnienia władzy monarszej. Mimo to widział, jak się okazuje, zagrożenia wynikające z absolutyzmu nieograniczanego prawami. Co, nawiasem mówiąc, bardzo łatwo odnieść do obecnej sytuacji Polski.
Piszę o tym, ponieważ sięgając po „Kazania sejmowe” zacząłem się zastanawiać, jak potraktowano by ks. Skargę w II RP, gdyby jego tyrady zaczęły zahaczać o autorytet ubóstwionego za życia Józefa Piłsudskiego. Czy wylądowałby w Berezie, jak Stanisław Cat-Mackiewicz? A może pobito by go i wrzucono do glinianki pod miastem, jak Tadeusza Dołęgę-Mostowicza?
Docenić „alarmistów”
A dzisiaj? Czy ks. Skarga znalazłby się na czarnej liście rządowych cenzorów? Czy wyrażane przez niego wątpliwości, dotyczące postępowania władzy, ściągnęłyby na niego oskarżenia o bycie „ruską onucą”? Bo że zostałby szybko zakwalifikowany do tej czy innej bańki, w zależności od politycznych upodobań odbiorcy, nie ma chyba wątpliwości. Podobnie jak trudno mieć wątpliwości co do tego, że oskarżano by go o to, że nie chce Polski silnej i dostatniej, skoro ośmiela się krytykować władzę. Albo przeciwnie: że nie chce powrotu do „prawdziwej demokracji”, skoro uderza w opozycję.
Gdyby w czasie, kiedy ks. Skarga pisał swoje kazania – a przecież i głosił oparte na nich poglądy, nawet jeśli nich samych podczas nabożeństw nie wygłaszał – podchodzono do niego tak jak dzisiaj podchodzi się do politycznych alarmistów, jego kariera zapewne szybko by się skończyła.
Uderzające jest jednak, że dzisiejszym etatowym tępicielom „targowicy”, „ruskich onuc” czy „symetrystów” nie postanie w głowie, że krytycy różnych spraw w naszym państwie, elit czy władzy działają jednak czasem z prawdziwej troski o kraj – szczególnie ci faktycznie niezależni. Tak jak czynił ks. Piotr Skarga, co przecież nie znaczy, że nie miał politycznych protektorów czy nie brał udziału w ostrych sporach politycznych epoki.
To jednak właśnie „Kazania sejmowe” się dzisiaj głównie pamięta, a nie choćby jego zaangażowanie po stronie Zygmunta III Wazy w jego konflikcie z buntownikami w czasie rokoszu sandomierskiego, a wcześniej – z Janem Zamoyskim.
We wstępie do wydania „Kazań” z 2013 r. prof. Szczerski słusznie stwierdza, że swoje poglądy jezuita głosił w momencie, kiedy Rzeczpospolita wydawała się być w znakomitej kondycji, a już na pewno trudno było komukolwiek wyobrazić sobie, że pozostały jej mniej więcej dwa wieki istnienia. Można było więc łatwo kwitować tezy ks. Skargi stwierdzając, że to jakieś czarnowidztwo czy czepialstwo. Trzeba naprawdę kilkuset lat, żeby takie „czepialstwo” docenić?
Tekst powstał w ramach projektu pt. „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.