Niedawny szczyt BRICS i zaproszenie do grupy aż sześciu nowych członków przyciągnęły uwagę mediów i opinii publicznej. Komentarze wahają się między skrajnościami – albo nic nie znaczący krok, albo koniec dominacji Zachodu. Tym, czego brakuje, jest natomiast umiejscowienie BRICS w szerszej perspektywie polityki zagranicznej Chin i ich ambicji.
Człowiekowi wyrosłemu w kulturze zachodniej trudno uchwycić, czym jest Chińska Republika Ludowa (ChRL). Z tego powodu większość opracowanych na amerykańskich i europejskich uniwersytetach teorii stosunków międzynarodowych, na czele z mającym największe ambicje na tym polu realizmem, ponosi klęskę przy próbie opisania mechanizmów decyzyjnych panujących w Pekinie.
Przede wszystkim ChRL nie jest zachodnim państwem narodowym, chociaż na takie pozuje. To cały czas marksistowsko-leninowska dyktatura proletariatu „reprezentowanego” przez Komunistyczną Partię Chin (KPCh). Mamy więc do czynienia partią-państwem. KPCh jest obecna na wszystkich szczeblach administracji państwowej, Xi Jinping cofnął wszelkie próby rozdzielenia tych ciał. Partia chce też ponownie coraz silniej być obecna w życiu obywateli.
To, co odróżnia Chiny od Związku Sowieckiego i wprowadzonych przezeń komunistycznych reżimów Europy Środkowej, jest relacja między partią a wojskiem. W sowieckim komunizmie siły zbrojne były niezależnym podmiotem, rozgrywanymi przez partię przeciwko bezpiece. W ChRL Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza (ChALW) jest integralną częścią KPCh – zbrojnym ramieniem partii, realizującym polityczne zadania rewolucji.
Dla chińskich decydentów kluczowym celem jest nie realizacja tak czy inaczej rozumianego interesu narodowego, lecz utrzymanie władzy KPCh. Po tym jak Xi skoncentrował w swoich rękach władzę niespotykaną od czasów Mao, ten aspekt chińskiej polityki stał się właściwie jednowymiarowy i mocno spersonalizowany – władza partii stała się tożsama z władzą sekretarza generalnego.
W takim paradygmacie na dalszy plan schodzi to, czy Chiny będą hegemonem tylko w Azji Wschodniej, całej Azji, czy zastąpią USA jako światowego hegemona. Ta ostatnia perspektywa oczywiście jest bardzo bliska sercu chińskiego kierownictwa. Od lat 90. „komunizm z chińską charakterystyką” zaczął być łączony z coraz ostrzejszym nacjonalizmem w celu wzmocnienia legitymizacji władzy KPCh, co uwypukla sinocentryczne postrzeganie świata. W ciągu ostatniej dekady oficjalną ideologią stałą się „myśl Xi Jinpinga na temat socjalizmu z chińską charakterystyką w nowej erze”, a jednym z jej wątków przewodnich jest „wielki renesans narodu chińskiego” – do 2049 r., czyli na stulecie ChRL, Chiny ponownie mają stać się „Państwem Środka”, najpotężniejszym państwem na ziemi. Na drodze do realizacji tych ambicji stoją oczywiście Stany Zjednoczone, co w widoczny sposób rzutuje na relacje między Pekinem i Waszyngtonem.
Front ideologiczny
Patrzenie na politykę przez pryzmat interesów partii a nie państwa rzutuje oczywiście na definicję zagrożeń i celów. Patrząc z zachodniej perspektywy, sytuacja międzynarodowa ChRL jest bardzo korzystna, ryzyko zbrojnej inwazji jest minimalne, kraj i jego najbliższe otoczenie rozwijają się, większość potencjalnych wojen byłaby konfliktami lokalnymi. Takie też są oceny chińskich strategów – sytuacja Chin, mimo wszystkich problemów, jest jedną z najlepszych w historii.
Jednak dla KPCh główne zagrożenia pochodzą nie ze sfery militarnej, czy gospodarczej, lecz ideologicznej. Lata 1989-91 były traumatycznym okresem. Protesty na placu Tiananmen, upadek komunizmu w Europie Środkowej i w końcu rozpad Związku Sowieckiego przekonały chińskie przywództwo, że Zachód z USA na czele jest wrogi i cały czas dąży do obalenia władzy ludowej w Chinach. Tym razem narzędziami miały być nie interwencja zbrojna i działalność wywrotowa, a konsumpcyjny styl życia, liberalna demokracja i prawa człowieka. Od lat 90. za otwarciem gospodarczym szło więc odcinanie chińskiego społeczeństwa od zachodniej kultury i malowanie Zachodu w jak najczarniejszych barwach.
Doprowadziło to do wykształcenia znanej z innych reżimów komunistycznych formy orwellowskiego dwójmyślenia.
Oficjalnie Zachód jest potępiany, ale każdy przedstawiciel chińskiej elity dąży do posiadania konta w Szwajcarii, willi na Lazurowym Wybrzeżu lub w Kalifornii i dyplomu anglosaskich uczelni dla dzieci – szczytem marzeń pozostaje zaś amerykańskie obywatelstwo lub chociaż zielona karta. Regularne zakupy w Mediolanie, czy Paryżu również nie są w pogardzie. Takie rozdwojenie sięga samych szczytów KPCh, w końcu sam Xi Jinping wysłał córkę na studia do USA.
Trzy wojny
Jak jednak poradzić sobie z ideologicznym zagrożeniem w zglobalizowanym świecie, zwłaszcza gdy przeciwnik jest cały czas silniejszy gospodarczo, militarnie i technologicznie? Odpowiedzią była przyjęta w 2003 r. koncepcja san zhong zhanfa. Termin ten można przetłumaczyć na polski jako trzy wojny, trzy taktyki lub trzy sposoby walki. Owe trzy wojny to: wojna opinii publicznej, wojna psychologiczna i wojna prawna. Wszystkie te trzy pola wzajemnie się uzupełniają i są nierozłączne, a ich celem jest wykorzystanie propagandy, prawa międzynarodowego, działań psychologicznych w celu osłabienia przeciwnika, kształtowania korzystnej dla KPCh sytuacji międzynarodowej, a tym samym zwycięskie wyjście z konfrontacji, bez konieczności uciekania się do konfliktu zbrojnego.
Nie oznacza to oczywiście pacyfizmu, który ChRL tak chętnie sobie przypisuje. Siła militarna jest istotnym elementem wojny psychologicznej, służącym wywieraniu presji na przeciwnika. Chiny nie stronią też od użycia siły w sporach terytorialnych z Indiami, Japonią, czy na Morzu Południowochińskim – zawsze starają się jednak utrzymać konflikt w szarej strefie, poniżej progu otwartej wojny.
Innym istotnym elementem trzech wojen jest kontrola nad przepływem informacji. O tym, czego dowiadują się mieszkańcy ChRL, decyduje Pekin. KPCh chętnie też decydowałaby o tym, czego dowiadują się obywatele innych państw, przynajmniej na temat Chin. Stąd duży nacisk na tworzenie własnej narracji i próby narzucenia jej na zewnątrz. Polityka ta niekiedy ociera się o śmieszność, gdy w sowieckim stylu o wszystkie własne problemy Chiny obwiniają USA; często przynosi też efekty odwrotne do zamierzonych, gdy Pekin usiłuje wymusić zamknięcie wystaw artystów krytykujących KPCh, jak to było całkiem niedawno w przypadku Badiucao w Zamku Ujazdowskim. Gdzie indziej jednak chińska narracja trafia na podatny grunt.
W stronę Globalnego Południa
Główne ostrze chińskich działań zwrócone jest w stronę państw Globalnego Południa. To kontynuacja strategii z lat zimnej wojny, gdy ChRL promowała się na przywódcę trzeciego świata i ruchu państw niezaangażowanych. Głównym celem jest przeciągnięcie na swoją stronę jak największej liczby państw i zdobycie w ten sposób wpływów m.in. w organizacjach międzynarodowych stworzonych przez Zachód. Stąd chętne i częste przytaczanie przez Pekin statystyk dowodzących, że większość państw/ludności globu nie popiera USA.
Działania na forum organizacji międzynarodowych najwyraźniej widać w ONZ, gdzie Chinom udało się nawet zdobyć duży wpływ na działania organów związanych z ochroną praw człowieka. Jak łatwo się domyśleć, Pekinowi chodzi o rozwadnianie rezolucji, blokowanie wymierzonych w nie postępowań, a także nowe definiowanie praw człowieka. Drugim przykładem jest Światowa Organizacja Zdrowia, której fatalna reakcja na Covid-19 była zasługą ChRL, usiłującej zrzucić z siebie wszelką odpowiedzialność za wybuch pandemii.
Trzy wojny obejmują także próby nowego zdefiniowania demokracji. W swoim mniemaniu Chiny są bardziej demokratyczne niż Stany Zjednoczone. W odpowiedzi na zwołany w grudniu 2021 r. przez prezydenta Bidena szczyt demokracji, Pekin opublikował białą księgę, mającą dowieść, że system KPCh jest lepszą i sprawniejszą demokracją. Samą propagandą nie wszystko jednak da się zdziałać.
Chcąc osiągnąć sukces ChRL musi przedstawić atrakcyjną ofertę, nawet jeśli tylko na obietnicach się skończy. Pierwszą taką ofertą była Inicjatywa Pasa i Szlaku, bardziej znana jako Nowy Jedwabny Szlak, przedstawiona przez Xi w r. 2013. Pod względem marketingowym był to niewątpliwy sukces. Chiny postanowiły działać tam gdzie Zachód zawiódł – oferując krajom rozwijającym się inwestycje infrastrukturalne i nie wiążąc pomocy z praworządnością, czy prawami człowieka.
Jaki był interes ChRL w hojnych ofertach w zakresie infrastruktury? Przede wszystkim zdobywanie wpływów i wiązanie ze sobą rządów państw Globalnego Południa w celu tworzenia sinocentrycznego systemu powiązań gospodarczych i politycznych, a tym samym zabezpieczenia własnej pozycji i wzmacnianiu legitymizacji KPCh w samych Chinach. Drugim i często pomijanym powodem, było przeistoczenie się ChRL z państwa chłonącego inwestycje zagraniczne w eksportera kapitału.
To pierwsze wielkoskalowe wyjście Chin w świat i walka o swoje „miejsca pod słońcem” przyniosło mieszane rezultaty. Politycy w państwach rozwijających się oraz chińscy partyjni aparatczycy i przedsiębiorcy chcieli realizować przede wszystkim swoje interesy. Skończyło się to wieloma chybionymi inwestycjami i stratą wielkich pieniędzy. Dokładne dane są bardzo trudne do oszacowania. Faktem pozostaje, że od 2018 r. skala chińskich inwestycji została radykalnie zmniejszona i poddana ściślejszej kontroli Pekinu – pieniądze są kierowane do projektów istotnych ze względu na realizację interesów partii-państwa. Nowy Jedwabny Szlak jest płynną, ciągle ewoluującą koncepcją.
CZYTAJ TAKŻE:
BEHRENDT: Waluta BRICS – czy dolar zostanie zdetronizowany?
TYSZKA-DROZDOWSKI: Technologiczna eskalacja
„Wszystko co pod niebem”
Wraz z Inicjatywą Pasa i Szlaku pojawiła się koncepcja „wspólnoty powszechnej przyszłości”. W ogólnym założeniu to bardzo szczytna idea – kraje świata współpracują na rzecz lepszej, wspólnej przyszłości. Gdy jednak zagłębić się w niuanse, sprawa przestaje wyglądać tak różowo. Chiny posłużyły się tutaj terminem tianxia, oznaczającego ogólnie „to, co pod niebem”, posiadającym bardzo konkretne konotacje w chińskiej historii i filozofii, które odnosiło się do chińskiego cesarstwa. Chiny są w środku świata, w ich centrum zasiada na swoim tronie cesarz i to jemu podlega „wszystko co pod niebem”. Z założenia tianxia wszyscy powinni podporządkować się „Państwu Środka” i dobrowolnie przyjąć jego cywilizację, najlepszą na świecie.
Historycznie „wszystko co pod niebem” dotyczyło Chin i ich otoczenia, Xi natomiast usiłuje przekształcić porządek sinocentryczny w model uniwersalny. Służy temu przedstawianie Chin jako pokojowego mocarstwa, które nigdy nie splamiło się agresją i podbojami (Wietnamczycy, Koreańczycy i inni sąsiedzi mają bardzo odmienne zdanie na ten temat). Ostry kontrast do mocarstw zachodnich, czy bliższych geograficznie Japonii, lub imperium mongolskiego jest zamierzony.
W ostatnich latach doszło też do poważnej zmiany w autoprezentacji ChRL. Do tej pory reformy wprowadzane w ciągu ostatnich 40 lat były przedstawiane jako model specyficznie chiński, bardzo trudny, jeśli w ogóle możliwy do zastosowania gdzie indziej.
Xi dokonał obrotu o 180° – system stworzony przez KPCh zaczął być promowany jako model dla wszystkich państw rozwijających się, które nie chcą się westernizować. „Chińskie rozwiązanie” zaczęło być przedstawiane jako „chińska mądrość”. Dawne imperium zastąpiła partia-państwo, a cesarza – sekretarz generalny.
Globalne inicjatywy
Kolejne elementy budowy sinocentrycznego porządku to trzy globalne inicjatywy: rozwoju, bezpieczeństwa i cywilizacji. Globalna Inicjatywa Rozwoju (GDI) zakłada: ograniczanie ubóstwa, bezpieczeństwo żywnościowe, reagowanie na pandemie i szczepionki, finansowanie rozwoju, przeciwdziałanie zmianom klimatu i rozwój ekologiczny, industrializację, budowę gospodarki i łączności cyfrowej. Globalna Inicjatywa Bezpieczeństwa (GSI) oparta jest o wspólne bezpieczeństwo, pokojowe rozwiązywanie sporów poprzez dialog i konsultacje, bezpieczeństwo w dziedzinach tradycyjnych i nietradycyjnych, suwerenność i integralność terytorialną i poszanowanie Karty NZ. Wszystkie te punkty muszą jednak ustąpić przed „uzasadnionymi obawami wszystkich krajów o bezpieczeństwo”.
Najciekawsza jest jednak Globalna Inicjatywa Cywilizacji (GCI), okrzyknięta w Chinach „Xiwilizacją”, co pokazuje w jakim stanie obecnie jest ChRL. Deklarowanymi fundamentami tej inicjatywy są: szacunek dla różnorodności cywilizacji świata, wspólne wartości całej ludzkości (tianxia), wartości historyczne i kulturowe wszystkich krajów i wreszcie międzynarodowa wymiana i współpraca kulturalna. Znowu jednak prześladowania Tybetańczyków, Ujgurów, Mongołów i innych mniejszości etnicznych i religijnych pokazuje coś zgoła odmiennego.
Co to wszystko ma wspólnego z BRICS?
Przyjrzyjmy się cechom wspólnym wymienionych chińskich inicjatyw. Warto dodać tutaj jeszcze skupioną wokół Rosji i Chin Szanghajską Organizację Współpracy, mającą rozwiązywać spory między państwami członkowskimi. Wszystko to są bardzo luźne, płynne formaty, z ChRL w centrum. Kolejną istotną cechą jest wbudowana niechęć do Zachodu. Oferta jest adresowana do państw Globalnego Południa.
Zainteresowanie nią wyrażają nie tylko autokracje. Takie stawianie sprawy byłoby nadmiernym uproszczeniem.
Formatami lansowanymi przez Chiny interesują się wszystkie państwa niezadowolone z obecnego porządku skupionego wokół Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników, domagające się, by ich głos był brany pod uwagę. Nie oznacza to oczywiście poparcia dla agendy KPCh i porządku sinocentrycznego.
Arabia Saudyjska niemal otwarcie przyznaje, że zbliżenie z Pekinem ma służyć przede wszystkim powstrzymaniu Waszyngtonu przed dalszym ograniczaniem swojej obecności na Bliskim Wschodzie. Generalnie udział w chińskich inicjatywach ma służyć wymuszeniu ustępstw na Zachodzie.
W stosunku do ChRL jest niewiele złudzeń. Mimo swojej pozycji stałego członka Rady Bezpieczeństwa, Chiny nie przedstawiły kompleksowej propozycji reformy ONZ i zbudowanego wokół niej systemu tak, by lepiej odzwierciedlał interesy i rosnącą pozycją krajów rozwijających się. Działania podejmowane przez KPCh służą, powtórzmy to, zabezpieczeniu własnej pozycji.
BRICS powiela w sporej części ten schemat. Organizacja jest formatem luźnej współpracy i chociaż Chinom nie udało się nadać jej jednoznacznie antyzachodniego ostrza, jest postrzegana jako sposób na podmywanie obecnego ładu.
Wraz z rozszerzeniem BRICS wyraźny staje się trend do przekształcenia organizacji w alternatywę dla G20. Forum, na którym KPCh nie będzie musiała zmagać się z USA i resztą Zachodu i gdzie będzie najsilniejszym graczem.
Jest też widoczny inny aspekt, znany z Nowego Jedwabnego Szlaku. Chodzi o zabezpieczanie szlaków komunikacyjnych i dostępu do surowców. Wystarczy spojrzeć na listę państw, które mają dołączyć do BRICS z dniem 1 stycznia 2024 r.: Argentyna (złoto, srebro, lit, ropa naftowa, gaz ziemny; dołączenie niepewne, zależy od wyniku wyborów prezydenckich), Egipt (ropa i gaz, a do tego kanał sueski), Etiopia (tantal, złoto, żelazo, węgiel), Iran, Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie (ropa i gaz).
Nie wszyscy istotni gracze są jednak zainteresowani chińskimi propozycjami. Indie uczestniczą w BRICS, chociaż coraz głośniej mówią, że format nie przystaje do ich oczekiwań. New Delhi nie ma jednak dużego wyboru, jeśli chce walczyć z Pekinem o pozycję lidera Globalnego Południa. Natomiast zaproszenie do członkostwa odrzuciła Indonezja. Dżakarta uznała, że różnice miedzy członkami BRICS są zbyt duże by organizacja mogła sprawnie funkcjonować i lansować reformy globalnej gospodarki. Za kolejną wadę uznano członkostwo Rosji. Indonezja doszła do wniosku, że jeśli sytuacja ulegnie – zmianie zawsze może dołączyć, ale póki co, lepiej kroczyć własną ścieżką i nie angażować się w „polityczne bloki”, ani skupione wokół USA, ani Chin. Stanowisko Dżakarty jest chyba najlepszym podsumowaniem stanu BRICS i roli tej organizacji w chińskiej polityce zagranicznej.
Tekst powstał w ramach projektu: „Kontra – budujemy forum debaty publicznej”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.