CHOJNACKI: CIASNA DONICZKA…

Na kanwie nowej ksi??ki Józefa Mackiewicza Najstarsi tego nie pami?taj? ludzie
II.
fot. Autora

Ciasna doniczka albo – Wilno w worku. Da?bym pe?en, z?o?ony barokowo tytu?, gdyby podobne (tak na miejscu tutaj) nag?ówki mie?ci?y si? w ramce redakcyjnej zapowiedzi. Oczywi?cie spór o „wy?szo??” Wilna nad Krakowem nale?y do rz?du debat o prymat Wielkanocy nad Bo?ym Narodzeniem. Niemniej… Zacz??em roi? o panoramie ?wi?tej Anny, tej, któr? prawie widz? za oknami biura, gdy tylko Planty zrzuc? li?cie. O Piotrze i Pawle – wci?ni?tych w gotycko-germa?sk? (co tu du?o mówi?) prostopad?o?? siatki ciasnych ulic. Pomy?la?em o ekspozycji ich imienników… W Krakowie tylko Wawel nad p?asko?? wyrasta, nawet Ska?ka przysadzi?cie rozsiad?a, nie do skoku pr??y. Tu niebo przede wszystkim ci??ej g?ow? gniecie. A tam… Wilno! „Jest biedne ze swymi wielu ko?cio?ami, jak ?wi?ty”.

Bruk

„W publicystyce s? tematy aktualne politycznie, oboj?tne, mniej lub wi?cej wa?ne, albo sensacyjne. Bywaj? jednak tematy przykre, dra?liwe, lub zgo?a takie, o których niepodobna pisa? spokojnie i rozwa?a? je na zimno. Wywo?uj? odruch zniecierpliwienia, czasami uczucie g??bokiej przykro?ci”.  O tych „mniej wa?nych” teraz. Notowa? gdzie indziej Józef Mackiewicz, w 1928 roku: „Zawarcza? motor […] po nielito?ciwych brukach Wielkiej ulicy, po «bu?y?nikach»…”. Spotykamy nie raz te z rosyjska wzi?te kocie ?by. Na przyk?ad kilka lat pó?niej, obrazek z rynku, w Kra?nem nad Usz?: „Co chwila pada deszcz i olbrzymie, niezgrabne bu?y?niki jezdni b?yszcz? jak lakierowane, gdy w przerwach za?wieci nagle s?o?ce”. Widzimy wyra?nie zatrzymany kadr. O pogodzie – potem. Tiepier – o bruku.

Dawa? si? we znaki! W odczycie pt. Pi?kno Wilna i Ziemi Wile?skiej wyg?oszonym podczas Zebrania Organizacyjnego Zwi?zku Pa? Domu 18 stycznia 1931 roku, Ferdynand Ruszczyc dzieli si? refleksj?: „A je?eli prawd? jest, ?e kamienie mówi? – a u nas mówi? niestety nawet brukowe – to mury wile?skie w swych nawarstwieniach, nawet w swych zniekszta?ceniach od blizn i ciosów, maj? specjaln? wymow?”. W innym wyk?adzie (Tradycje sztuki w Wilnie i w Wile?szczy?nie), dla tak?e budz?cego dzi? zazdro?? zasi?giem zainteresowa? audytorium – Towarzystwa Wiedzy Wojskowej w Lidzie – ju? bez ogródek przyzna (12 wrze?nia 1922) o ukochanym mie?cie: „Wiem, ?e bruki stanowi? najczarniejsz? jego stron?”. (Przytoczmy regionalnie szeroki tytu? ?ród?a s?ów malarza: Li?? wawrzynu i p?atek ró?y. Przemówienia, wyk?ady, odczyty, artyku?y w j?zyku polskim i francuskim. Wydanie po?miertne pod redakcj? i z ilustracjami Jana Bu?haka. Rysunki Ferdynanda Ruszczyca, Wilno 1937).

Nie dziwi, ?e i „dziennikarz wile?ski”, jak okre?li siebie Mackiewicz, zajmie si? kwesti? emblematycznej nawierzchni. Artykuliki z cyklu „o dziurze w ulicy”… – Topos ?urnalisty dzia?u miejskiego! (Odrobi?em przed laty w „Czasie Krakowskim” podobn? pa?szczyzn?, zatrudniony w – utrzymywanym chyba troch? dla presti?u – dziale reporta?u). Musia? autor narastaj?cego Buntu rojstów próbowa? uatrakcyjni? sztamp?. (Pami?tam w 1991 roku zestawianie cen kontrabandowych Cameli na Starym Kleparzu, targowisku pod gmachem LOT-u, gdzie mie?ci?a si? przej?ciowo siedziba redakcji – dla rubryki Krakowskim targiem). Fakt uprawiania dziennikarskiej drobnicy przyku? wi?c m? uwag? w naturalny sposób. Po wst?pnej lekturze nowych zbiorów (równie? Nie wychyla? si?! oraz Wrzaski i bomby) poczu?em niewczesn? potrzeb? „usprawiedliwienia” pisarza. W recenzji pt. Czarne sterty serc nadmieni?em, ?e obecna jest w nich przecie? „nie tylko problematyka symbolizowana przez urokliwy partykularyzm noty Na ul. Mickiewicza u?o?ono kostk?”. Tytu? ten bije rekord prostolinijno?ci.

Temat przezwyci??enia bu?y?nickiego problemu wraca. Wylewano w Wilnie asfalt (1930). Prócz niego – klinkier uk?adaj? na Zamkowej (1932). Wydarzenie da pretekst do dalej ni? perypetie in?ynierii miejskiej pod??aj?cej refleksji: „A na klinkierze le?y jeden z licznych bezrobotnych, pilniui, i ?pi nocami, i ?ni sen o asfalcie, jak niegdy? sen o pot?dze ?niono w wile?skich murach”. Jak wiemy, b?dzie i kostka (1938)…  Korespondent jawi si? jednak jako mi?o?nik jednego typu powierzchni, do niego wraca, jemu ho?duje. Zauwa?y z podziwem w Kownie: „Codziennie chodz? po asfaltach, które s? równe jak stó?, czyste jak lustro, a przez to wspania?e”. A my szukamy po ulicach obu historycznych stolic Rzeczpospolitej miejsc, gdzie smolista cudowno?? nie skry?a trylinki…

?arty na bok – Mackiewicz uogólnia publicystyczne do?wiadczenie: „Rozpowszechniony jest bardzo typ dziennikarza, który reaguje na rzeczy naj?atwiejsze”. Zb?dne udowadnia?, ?e on nie z takich. Jednocze?nie: „W tej chwili nie chodzi ju? przeci?tnemu dziennikarzowi, ?eby si? co? dowiedzie?, chodzi, ?eby si? dowiedzie?, dlaczego to co? okrywane jest tajemniczo?ci?”.  Szczególnie z kategorii rzeczy, co „przykre, dra?liwe”. W tym gatunku ods?oni nam niespodziewanie oblicze miejskiego analityka, niekiedy – aktywisty. Od „dziury w ulicy” prowadzi do ogólniejszych spostrze?e?, w których ujawni si? nie tylko to g?ówne, przebrzmia?e, stolic podobie?stwo: „Wilno nieruchliwe i konserwatywne w afektach…”. Ówczesny gród ?elaznego wilka, jako metafora wspó?czesnego Krakowa? Polski ca?ej: „Tylko u nas asfalt p?ka i robi si? jakie? z nim «próby», jakby to by? nie normalny typ jezdni, a rakieta mi?dzyplanetarna. […] Normalnie prace urbanistyczne traktujemy nie jako obowi?zek, a wyj?tkow? zas?ug?. […] „Dra?ni?ce s? te cmokania pochwalne, gdy si? zrobi cokolwieczek”. Trafne s?owo – „cokolwieczek”.

?ledzi nie?mia?e narodziny zjawisk nam znanych. Gentryfikacja: „Zmienione warunki bytu, wraz z nowymi lud?mi, ca?e nap?ywowe ?ycie o obcych dla wrodzonych interesów miasta cechach, przeprowadzi?y wyra?n? granic? pomi?dzy ruchliwym centrum miasta a pozosta?ymi dzielnicami”. Turystyfikacja: „Mo?e to jest smutna prawda, ale prawda jednak, ?e dzi? ruch zwiedzaj?cych dawn? pot?g? i przesz?o?? Wilna, jest najpowa?niejsz? ga??zi? jego gospodarczego bytu…”. W?a?nie w kultowym dla nas artykule Na ul. Mickiewicza u?o?ono kostk? zauwa?y: „Cz?sto s?ucham ró?nych opinij wile?skich mieszka?ców, staro?i?ów czy przyjezdnych [có? za pi?kne s?owo – „staro?i?y” – P.Ch.], o gospodarce miejskiej, jej potrzebach, celach itd. Uwagi s? czasem bardzo rozbie?ne. Tury?ci zachwycaj? si? Wilnem z regu?y w zale?no?ci od pory roku i pogody. Wida? w tym pomieszanie poj??. «Staro?i?y», jako miar? porównania traktuj? zazwyczaj termin roku 1914”. Termin ko?ca dawnej normalno?ci.

Zaiste, sytuacja miejskich bezsensów wile?skich przypomina dzisiejsze, krakowskie  „charakterystyczne m?drkowanie i biurokratyzowanie dziury w ca?ym”, czy budowanie „tamy na wysch?ej rzece”, sytuacje, gdzie „uprzykrzano sobie ?ycie takimi drobiazgami, wy??cznie dla uprzykrzenia stosowanymi”. Brakuje tylko betonozy, cho? ta aktualnie dopad?a i Wilno (rosyjski j?zyk g??ciej d?wi?czy w?ród nowych bloków). Ale przecie? pojawi si? nuta heroicznego optymizmu: „Nie mo?na w czambu? bagatelizowa? zewn?trznych objawów ?ycia, ma?ych wygód i wi?kszych przyjemno?ci, nie mo?na ci?gle kw?ka? i da? si? tej chandrze opanowa? po same szczyty Góry Zamkowej”. B?y?nie echo filozoficznej zadumy: „O czym?e jeszcze wspomnie? wypada z bruku wile?skiego? – Chyba o tym… co nie zasz?o”.


Wspieram dobrą publicystykę

75% ( 3000 / 4000 zł )
Wspieram!

Klimat

Micha? Kryspin Pawlikowski, 19 stycznia 1963 roku, o Zwyci?stwie prowokacji – do autora, z Berkeley do Monachium: „Jako Polaka z j?zyka i kultury najbardziej mnie boli oczywi?cie polrealizm. Warto jednak ?eby nie tylko Polaczkowie-polreali?ci zapoznali si? z t? ksi??k?”. Cz??ciej ni? owo pogardliwie pobrzmiewaj?ce zdrobnienie zjawia si? w korespondencji ciep?o-wschodnie „Polacziszki”. Na przyk?ad konstatacja z 4 listopada 1969: „Polacziszki w ogóle nie lubi? prawdy”. Nie lubi?, cho? do upad?ego zaczynaj? ostatnio twierdzi?, ?e… ciekawa. Kilka miesi?cy wcze?niej (29 maja) zwierzy si? Pawlikowski: „– Co prawda chwilami brak mi «rodaków», ale najcz??ciej ciesz? si?, ?e jestem daleko od tego gniazda zdychaj?cych os”. Przyjaciel ju? dawno i nie raz okre?li? si? w tej mierze: „Dopiero teraz u Cervantesa przeczyta?em jak si? poluje gronostaja: obk?ada si? kryjówk? ró?norakim brudem i wystrasza go z gniazda. Gronostaj ucieka, dobiega brudu i staje w miejscu. Ma bowiem futerko tak bia?e i czyste, i? woli si? da? z?apa?, lub nawet zabi?, ni?li go zbruka?. Polacy raczej dadz? si? zabi?, ni? pomin?? okazji aby innego w brudzie wymaza?” (29 wrze?nia 1951). – W swej „prawdzie” wymaza?.

Nie na ten w?tek przeciekawych listów skierujmy uwag?. Znów Pawlikowski, 30 wrze?nia 1967: „Nie wiem czy wiesz, ?e od czasu do czasu wymieniam listy z Twoj? siostr? p. Or?osiow?. Otó?, niedawno napisa?a do mnie ca?? prelekcj? na temat, ?e bez Warszawy ?y? by nie mog?a, ?e to jej ojczyzna itd. Odpowiedzia?em, ?e w swoim czasie, zw?aszcza przed 1-? wojn?, lubi?em Warszaw?, g?ównie dlatego, ?e tam «ka?dy doro?karz mówi po polsku», ale ?e Warszawa nie jest i nigdy nie b?dzie moj? «ojczyzn?». ?e je?eli s? Litwini, którzy czy to Warszaw? czy Szczecin uwa?aj? za swoj? ojczyzn?, to w takim razie moj? jest Kalifornia, bo w niej mieszkam od 17 lat!”. Kalifornia! Naprowadzi na zuchwale wyra?one przez Mackiewicza ?yczenie. Apetyt z cyklu: uwa?ajcie na marzenia. Wracamy do tomu Najstarsi tego nie pami?taj? ludzie – narzekaj?c na pocz?tku 1933 roku na Trzy miesi?ce bez s?o?ca wzdycha: „Podobno jednak najpi?kniej jest teraz w Kalifornii, tylko w Kalifornii, tylko, tylko w Kalifornii…”.

Wpadnie sama przed oczy, z innego miejsca ksi??ki, strofa – „Wypadki to wszystko zabawne, albo te? smutne na przemian”… Bo przecie? pi?? lat pó?niej przerwie wiosenny pean: „Zapomnieli?my o klimacie tylko. Mamy przepod?y klimat. Najpi?kniejsze dnie bywaj? zatruwane nast?pnie przez najbrzydsze w Europie”. Bywa i na to lekarstwo. Po ?mierci przyjaciela (1972), w tek?cie go wspominaj?cym pod bezpretensjonalnym tytu?em Micha? K. Pawlikowski  wyjawi przesz??, wile?sk? prawd?: „Pi?o si? za du?o u nas. Za du?o pi?o si? wódki w okrojonej stolicy dawnego Wielkiego Ksi?stwa od zachodu i wschodu. Przegadywa?o przy stoliku sposoby geopolitycznego rozwi?zania: kiedy Litwini puszcz? sp?aw drzewa po Niemnie i Wilii? Kiedy otworz? dawn? «Libawsko-Rome?sk?» do Libawy? Prof. Mieczys?aw Limanowski przyjecha? z Redut? Osterwy i nagle rozentuzjazmowa? si? do drugiej Gdyni, któr? chcia? widzie? w Drui, nad D?win?, sp?awem do Rygi! ?mieszne to by?o wszystko. Za ciasno. Pi?o si? du?o. A wódka poch?ania nie tylko mas? czasu, ale i wypacza charaktery”.

Te zdania, to jakby le??cy przed nami ca?y tom w pigu?ce. Czy cz??? jego wa?na. Te zdania wiod? nas w konkret miejsca: „Czasem przy brudnym oknie kawiarni, nad jak? herbat? z ciastkiem marcepanowym, mo?na si? namy?le?… dok?d? Sakramentalna Riviera?”. Wylicza upragnione ucieczki egzotycznej miejsca. Tu, za szyb? przejecha? „jeden, i drugi, i siódmy arbon, i kilka doro?ek, i jedna taksówka. Przesz?o przechodniów mo?e z pi??dziesi?t a mo?e i sto, i tyle a tyle twarzy znajomych. Dobrze, ?e okno jest takie brudne, trzeba by si? ci?gle k?ania?”. Wreszcie pojawi si? znany sen o gor?cej Kalifornii. A nam nieuchronnie wedrze si? cytat ze s?owem „wódka” w pasmo tej audycji: „Przyjaciele nie pomog?. Za przyjacielskie pieni?dze kieliszek wódki mo?na wypi?, ale hotelu ni szosy nie zbudujesz”. Nieuchronnie, cho? nie tylko historia i geografia polityczna wyzwalaj? okoliczno?ci, w których: „Kwa?no ?mierdzi z kuchni. Duszno, zadymiono, pijano i nudno” (?e znów przyw?druje z boku pasuj?cy puzzel, wers wynotowany – tym razem – z tomu Wrzaski i bomby). 

Jaki jednak fina? epizodu z czajem i marcepanem? Garma?eri?, w któr? od pocz?tku nie bardzo chce si? wierzy?? „Teraz jest zimno, ?niegu nie ma, szaro, brudno, nudno.

– Pójdziem chyba na kieliszek wódki, a?

– Dobrze, nie chce si? nic robi?.

Poszli. A kto winien? – Klimat umiarkowany. Trzy miesi?ce nie ?wieci s?o?ce”.

Mackiewicz zaklina nawet j?zyk, czytaj?c owego ciemnego 3 stycznia depesz? o zwyci?stwie W?ocha Stefaniego w tenisowych mistrzostwach Indyj WschodnichKalkucie: „Ka?dy z tych wyrazów, przy bli?szej analizie, wywo?uje optyczne wyobra?enie zjawiska, pozostaj?cego w koniecznym zwi?zku ze s?o?cem”. A przecie jego przyj?cie, to tylko kwestia czasu. Znów: „Otucha, nie otucha, a wszystko? w serce wst?pi?a pewna przemiana. Jakby bli?ej do ?wiat?a i ?wiata, jakby energia jaka? w ?y?ach odezwa?a si?”. – Zima minie: „Stare brzozy dosta?y ju? wprawdzie m?ode p?ki. Stare szpaki ju? przylecia?y wyprowadza? swe m?ode. Zamiast deszczu mamy s?o?ce. Wysch?o zupe?nie nagle b?oto, od nagle przyby?ej wiosny. Jeziorka s? granatowe w obr?czy sitowia jeszcze ?ó?tego, ale ju? przemyka brzegiem czajka. Nad brutalnie odr?banymi kikutami szyn kolei Libawo-Rome?skiej, w Zawiasach, lata motyl”. Czas powiedzie?, co oznacza ta ?elazna droga o uci?tych torach, jeden z symboli ojczystego rozdarcia.

Worek

„Tak nam tu ciasno w tym worku zamkni?tych granic, ?e chyba… w gór?” – namawia Józef Mackiewicz do startu Fokkerem z Porubanku. Nie teraz zerwiemy si? razem do dos?ownego lotu, nie teraz. Tymczasem – symboliczne wzniesienie si?, wspólna t?sknota, wo?anie tylko o „granice szersze, rozmach wi?kszy i powietrza wi?cej”. Rozp?atane ci?gle w 1938 roku WXL: „Czy? nie musimy sobie raz wreszcie odwa?nie powiedzie?, ?e odrodzenie Rzeczypospolitej przywróci?o normalne warunki rozwojowe tylko Koronie, za? akt traktatu ryskiego dokona? na ciele Wielkiego Ksi?stwa Litewskiego nowego i najwi?kszego w jego dziejach rozboju, przer?bywuj?c go w poprzek na trzy, izolowane kolczastymi drutami, kawa?ki. Cz??? kad?uba, z Wile?szczyzn? (cz?sto porównywan? do wyrostka robaczkowego), która pozosta?a przy nas, przechodzi zatem normalny kryzys chorobowy, jakim ulega ka?dy okalecza?y organizm”.

Przecie? – „Grodno ulepione jest z tej samej co Wilno gliny, ??czy?o nas wszystko dotychczas, a dzieli tylko 150 kilometrów drogi. Szkoda, ?e te drogi zaczynaj? si? rozchodzi?, ?e kto? systematycznie rozsup?uje w?ze?, którym zwi?zani byli?my wspóln? histori? od wieków”. Splot w ko?cu – brutalnie rozci?ty (u?yjemy wy?wiechtanego zwrotu, kolokwialny on, a prawdziwy). Wci?? coraz wi?cej kolczastych barier na Litwie historycznej, murów podnoszonych z dora?n? satysfakcj?, bez wiedzy o przesz?o?ci, bez my?li o jutrze. Rozwa?ania Mackiewicza wychodz? poza skal? Wile?szczyzny: „Libawa, która starcza?a niemal za ca?e Pa?stwo ?otewskie w ruchu, handlu i przemy?le, starczy dzi? za przyk?ad nienormalnej sytuacji, jakiej uleg? w rozcz?onkowaniu ten skrawek Europy. Jest co? ponad miar? po prostu przygn?biaj?cego w widoku miasta, które ju? nie tylko d?wign??, ale po prostu oswoi? si? jeszcze nie mo?e z w?asnym upadkiem”. My jakby  przyzwyczaili?my si? do zapa?ci tylu innych miejsc. Osiemdziesi?t lat temu wypowie przestrog? po zniesieniu kordonu, o czasie, którego nie da si? cofn??. Znajd? j?, Czytelniku, poznaj.

I jeszcze: „Z chwil? utworzenia granic roku 1920 i rozcz?onkowania Ksi?stwa, wykrojone z jego ca?o?ci j?dro, które przypad?o Polsce, straci?o sw? geopolityczn? fizjonomi? i nie nadawa?o si? do ?adnej z poprzednich nazw”. Zdziwi spostrze?enie: „[…] miano «kresy» jest nieistotne, poniewa? wszystkie, prócz jednego, województwa Polski, le?? na kresie granicy pa?stwowej, poza tym nielubiane jest przez autochtonów «kresowych», którzy si? tu przywykli czu? we w?asnym centrum”. Tak, lubelskie tylko nie by?o „kresami”; dzi? jest. Z rocznym wyprzedzeniem prefiguruje s?owa s?ynnej niebawem kontrowersji: „Ju? my wilnianie, nie b?d?c nawet w Kownie, pr?dzej zw?chamy, ?e «co? tu nie tak»”. My wilnianie… Pierwszy, i po litewsku artyku?, po zniszczeniu II RP…

Ale: „Kto zna tutejsze masy, ten wie, jak surowy i pierwotny przedstawiaj? materia?, jak trudny do wychowania, ró?noplemienny, ró?noj?zyczny, ci??ki w kierowaniu chocia?by przez rozstrzelenie kultur, jakie na? dzia?a?y”. Cenne i… celne. A tu kwintesencja regionalizmu – my wilnianie: „I czy? pó?niej mo?na si? nam dziwi?, ale jednocze?nie czy? nad smakiem naszym nie nale?y si? litowa?, je?eli z sentymentem patrzymy na kocie ?by i brudne rynsztoki, je?eli tym sentymentem obdarzamy rzeczy w istocie swej brzydkie, ale jednocze?nie prawdziwe, lokalne, w istocie swej jedynie mo?e regionalne?”. Cytuje Polk? z Laudy (co mog?oby da? punkt wyj?cia do rozwa?a?, ?e inaczej trzeba traktowa? rodaków na Wschodzie i Po?udniu, inaczej na Zachodzie): „…«tu nasza ojczyzna! […]. – Ja nie rozumiem jak mog? niektórzy, a nawet nauczyciele, wmawia? czasami, ?e ojczyzna ich, to Polska. Tu wyro?li?my i tu pozostaniemy…»”.

Cytuje stamt?d Polaka: – „…nie Wilno przy??czy? do Kowna, ale Kowno przy??czy? do Wilna. Litwa bez Wilna nie jest Litw?, a raczej […] nacjonalistyczn? republiczk?, któr? my, prawdziwi Litwini, za Litw? uzna? nie mo?emy”. Mo?e – Litwa bez Nowogródka, Mi?ska i Witebska nie jest Litw?? A gdzie? Smole?sk, Newel, Siebe? i U?wiat? Gdzie? tak?e Suwa?ki? Mo?e dzisiejsza Litwa w ca?o?ci powiela dodatkowo kryzys Wilna z czasów zamkni?cia w „worku”? „Dzi? najbardziej aktualn? i mo?liw? rzecz? jest udost?pnienie Wilnu, cho? cz??ciowe, czerpania o?ywczych soków z g??bszych terenów. Wielko?? miasta, jego rozwój, od wieków pozostawa?y w prostym stosunku do wielko?ci obszarów, na jakie Wilno ongi? promieniowa?o. A by?y to obszary olbrzymie! Dzi? Wilno jest jak ta ro?lina, której korzenie nie mog? znale?? ?yciodajnych soków w zbyt ciasnej doniczce i powoduj? powolne zamieranie ca?ej ro?liny”. Dawne „dzi?”, we „wczoraj” si? nie zmienia. Cho? „aktualne” nie znaczy ju? „mo?liwe”.

***

„A ranek wsta? rzeczywi?cie jasny od s?o?ca, mokry od rosy, z?oty od brzóz i klonów, czerwony gronami jarz?bin…” (tylko czemu odruchowo czytamy w tym miejscu: „dronami” – „czerwony dronami jarz?bin”?)… I dalej: „…cichy bo bezwietrzny. Pe?en woni ?wie?ych jab?ek, zesch?ego listowia. – A dwór sta? bia?y jak p?atek ?niegu, czerwon? dachówk? kryty, ma?y, schludny, swojski”. Jaki? t?skny pejza?! Ale i wcze?niej b?yska niewyt?umaczalna t?sknota za owym bardzo, bardzo dalekim rokiem, rokiem, gdy rodzi? si? mój ojciec (1928). W opisie przeczucie ko?ca: „…uprzejmi gospodarze i pi?kna pani domu. Wszystko jak za dawnych z?otych czasów o takiej, o takiej samej z?otej jesieni.

No naturalnie: jak?e tam zbiory? a kiedy pa?stwo do Wilna? A karnawa? tegoroczny czy si? b?dzie dobrze zapowiada? – kto to wiedzie? mo?e? Czy pan ta?czy?… O wszystkim po trosze si? gwarzy. I o polityce troch? i o ch?opach naszych, co ich dzi? agenty buntuj? ró?nych partyj”. Wieczór gdzie? mi?dzy Dziewieniszkami a Subotnikami, na Trakcie Lidzkim… Ale tu, zaraz… Drugi cytat:. „W pó? drogi ten wielki ongi? szlak przeci?ty jest dzi? granic?”. W nim mowa o drodze przez Mejszago??, do Szawel, a dalej: „ba – na Janiszki do Rygi…”. Inny mur, ta sama zbrodnia dla tej ziemi. Dzi? jest i trzeci, i czwarty, i pi?ty. Ostatni – najsro?szy: ?wiadomo?ci, idei, pami?ci.

Chyba w stolicy tak niemi?osiernie po??tego kraju Józef Mackiewicz nie chcia?by jednak docze?nie lec. Tym bardziej, ?e obserwuj?c po?pieszn? logik? i radosn? (celowo u?yte s?owo) twórczo?? pa?stwowych grabarzy, ochoczo i z nag?a (a przecie? „…chodzi, ?eby si? dowiedzie?, dlaczego to co? okrywane jest tajemniczo?ci?”?) przenosz?cych z Newark prochy trzech prezydentów s?dz?, ?e o Barbarze Toporskiej po prostu by nie pomy?lano. Podobnie, jak o ?onach emigracyjnych notabli… Zapomniano o niej przy domku w Czarnym Borze. Zapomniano o niej przy nieprzemy?lanej inicjatywie „Roku Mackiewicza” („…chodzi, ?eby si? dowiedzie?…”). Pyta? wielki pisarz o swe Ksi?stwo, a my generalniej podsumujemy: „Gdzie jest dzi? ta si?a moralna i materialna, która by idei naszego odrodzenia przysz?a w sukurs?”.

Mackiewicz, Najstarsi tego nie pami?taj? ludzie, wyboru artyku?ów i felietonów z lat 1924–1940 dokona? Micha? B?kowski, opracowa?a i przypisami opatrzy?a Nina Karsov, J. Mackiewicz, Dzie?a, t. 33, Kontra, Londyn 2021. Przytoczone cytaty, o ile nie podano inaczej, pochodz? z powy?szej ksi??ki, a ka?de pogrubienie – od autora artyku?u.

***

NA NAST?PNYM ETAPIE SWOBODNEGO SPACERU Z JÓZEFEM MACKIEWICZEM, pod tytu?em P?czki na iwach SPOTKAMY FRAGMENT:

„…«Ju? wida? matni?. Zbli?a si?, idzie ku nam. Wszystkie oczy zbieg?y si? w matni». Ale tutaj to nie gradacja nadchodz?cej dziejowej tragedii… Nie wiedzia?em, ?e «matnia» to rybackie s?owo: «Pusta. Kilka okoni, troch? p?otek, par? szczupaków, które rzuci? trzeba z powrotem, bo za ma?e. Du?o zielska i trawy». We wcze?niejszym zdaniu zapowied? akcji na jeziorze Galwe pod Trokami: «Bior? jedn? to?». I ja w tym odcinku… bior? jedn? to?…”. Czyli: stylu, j?zyka, nastroju i opisu miniatury.


Tekst powsta? w ramach projektu pt. „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolno?ci Centrum Rozwoju Spo?ecze?stwa Obywatelskiego.

Paweł Chojnacki
Paweł Chojnacki
(1968) dr filozofii w zakresie historii społecznej (UCL), magister historii (UJ), zatrudniony w Biurze Badań Historycznych IPN w Krakowie, współpracownik Instytutu Historii PAN. Opublikował m.in. biografię Reemigrejtan. KIEDY ZYGMUNT NOWAKOWSKI WRÓCI WRESZCIE DO KRAKOWA?! (Kraków 2019). Także eseista, krytyk i polemista, od 1989 roku członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich (SDP).

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!