CHOJNACKI: Toń jezior i nieba

Na kanwie nowej ksi??ki Józefa Mackiewicza Najstarsi tego nie pami?taj? ludzie
fot. Pawe? Chojnacki

Motto I:

To? jezior, jak to? nieba, jest szara, o wybitnej tendencji do zlewania si? na horyzontach w

smutn? ca?o??

Józef Mackiewicz, 1935.

Motto II:

…We mnie, we mnie jest wszystko: mazowieckie piachy,

I jeziora litewskie i Wis?a i Tatry!…

Jan Lecho?, 1955.

Strzel? teraz z RPG, a nie z korkowca. We mnie – tak samo! Tak samo – „jest wszystko”. To znaczy, nie wszystko, lecz na pewno te krajowe cztery krajobrazy. I do tego jeszcze londy?ska ulica. Czy mam wyj?? od Lechonia (obecnego, a jak?e, na kartach tych najnowszych, ?wie?o wydanych pism) – w startowej dygresji? Dobrze, spróbuj?. Ale to inny Józef – Józef Albin Herbaczewski, cytowany w przypisie („zdechlacy futuryzmu polskiego” versus „dawni sarmaci”), rzuci, ?e autor Karmazynowego poematu oraz Srebrnych i czarnych to „neo-mesjanista (by? mo?e, on sam o tym nie wie)”. Có? jednak móg? poeta wiedzie? w 1930-tym?

*

Sprawa wydaje si? m?tna, bierze pocz?tek z nast?puj?cego przebiegu wypadków”.

*

Zim? 1997/1998 le?? z czterema przyjació?mi przykuty do nich i do kaloryfera. Czeczenia – mi?dzy wojnami. Czekamy g?ównie na wyroki Boskie, ale i ludzkie, niestety. W mniej wi?cej – jak mia?o si? okaza? – po?owie niewoli zarz?dz? dla siebie po cichu wewn?trzn? terapi?, cho? przecie? duch „porwanej pi?tki Polaków” nie pada. Ka?dej doby odtwarzam w pami?ci rok ?ycia – pocz?wszy od minionego w?a?nie. Wraz z kolejnym, kolejnym, kolejnym – mniej wspomnie?, dalsze, mocniej si? trzeba wyt??a?. Limit pozostaje ten sam – dwadzie?cia cztery godziny: zarówno dla buntowniczego zgie?ku pó?niejszej m?odo?ci, jak i dla bladych „starszych ?redniaków” w przedszkolu. A gdy dotr? do najg??biej ukrytego etapu wiosen czterech, to czeka dopiero wyzwanie! Cykl zamkn? i spadnie nag?e ukojenie. Pogodzenie nawet? Nazajutrz odbije nas komendant Lecze Chu?dygow na rozkaz prezydenta Maschadowa. Dwadzie?cia pi?? lat przerachowa?em – ?wier? wieku temu.

Przypomni si? ów odwrotny rytm pami?ci – od bogatego wczoraj do przedwiecznego zarania – w innym zgo?a kontek?cie i jemu tylko s?u?y powy?sza egzotyczna parada. A? dziw, jak biec my?l potrafi, by wzorem Mistrzów móc rozpocz?? deklamacj? czego? na kszta?t staro?wieckiego eseju osobistym otwarciem. I dokona? zaraz gwa?townego zwrotu – w sylwicznym nastroju. Jak dobrze mie? ca?? dob? wy??cznie na w?drówk? we wspomnienie, na wysi?ek liczenia znów stonek na pla?y w Jantarze, 1972. Cho? przy tej do kresu ewokacji wiedzia?em ju?, ?e zd???, ?e nikt mi nie przerwie (byleby strzelili, jakby co, nie gard?a r?n?li). Jednak: „Dotykam dziedziny niezwykle banalnej, je?li chodzi o schemat”… – Jakie? to, po prostu… ?adne zdanie z eseistycznego obituary Mackiewicza o Michale Kryspinie Pawlikowskim, przypomnianego w tomie ich korespondencji. Zach?ca?em do jej lektury we wrze?niowym numerze „Nowych Ksi??ek” (2022). Lecz tu fragment, który si? nie zmie?ci?.

…Tylko od 2019 roku Nina Karsov przygotowa?a i wyda?a w Londynie dziewi?? woluminów Dzie? (tomy 27–35), nie licz?c wznowie? podanych w serii „bia?ej”. Wcze?niej, po dwudziestym tomie, wydawa?o si?, jakby – dychaj?ca ledwo i sk?ócona, starzej?ca si? – „Mackiewiczowska opinia” potrafi?a zaabsorbowa? tylko pierwsze dwie ich dziesi?tki, z czego trzyna?cie ksi??ek – to rzeczy wcze?niej znane, a siedem – nowo przedstawione. Chlubny wyj?tek stanowi? Adam Fitas, który omówi? sze?? kolejnych woluminów. Prawie zgodnie milcz?cy stosunek ?rodowiska badawczego, literackiego i publicystycznego od 26 tomu Dzie? symbolizuje wyczerpanie dotychczasowego stylu i dróg refleksji nad twórczo?ci? pisarza. A nawet szerzej – nad wa?nym wymiarem polskiej kultury XX wieku? Wyczerpanie, rozumiane zarówno jako „bezgraniczne zm?czenie”, ale równie? – ograniczona stwardnia?ymi granicami pustka. Parali?uj?ca pró?nia, warunkuj?ca ch?? pozostania w wygodnej rutynie. Nawet, nawet – ucieczk? przed zrozumieniem… Tyle uzupe?ni?.

Mo?e szkoda, ?e przy realizacji wielkiego programu wydawniczego „Kontry” nie nast?pi?a, przywo?ana zupe?nie sk?d in?d, odwrócona kolejno??? ?e najpierw nie zobaczyli?my pism zebranych z lat 1968–1985? Wielkie tabu i drobne fa?szerstwa ukaza?y si? jako 24 tom Dzie? w 2015 roku. Gdyby?my szli od razu, wstecz i po kolei – od wczoraj, do przedwczoraj i dopiero dalej, nie wy?ledziliby?my najpewniej rozwoju stylu i porz?dku argumentacji autora. Ale czy dost?pno?? tej bli?szej, bardziej przez to „aktualnej” publicystyki na progu lat dwutysi?cznych (Bulbin z jednosielca, pierwszy nowy wybór opowiada? i artku?ów z lat 1924 –1936 podany zosta? w 2001 roku) nie nios?aby wi?kszej nadziei na bie??cy obrachunek ustalonych s?dów? Weryfikacj? ludzi i ich ról? Przecie? aktywny – zda si? – do ko?ca Jan Nowak-Jeziora?ski odejdzie dopiero w 2005 roku. Podobnie – Jan Pawe? 2. So??enicyn – trzy lata pó?niej.

Wi?cej: jak wygl?da?aby recepcja nieznanego, rozsypanego po wielu prasowych tytu?ach, jak i nigdy niedrukowanego pisarstwa, gdyby trzy (nawet cztery – wliczaj?c pierwszowojenny Gest rycerskiej tradycji) naj?wie?sze tomy – ju? nie chronologiczne, a „problemowe” – ukaza?y si? dwadzie?cia lat temu? Jako pierwsze, nie finalne, zamiast serii zapocz?tkowanej Bulbinem…? Ale jak je wtedy u?o?y?, skoro to suplementy w?a?nie do wcze?niej opublikowanych, a ukazanych „kalendarzowo” Dzie?? Uwagi to niewczesne, a nie ?adne narzekania – i tak zakrawa na cud nad cudy, ?e narastaj?ca paleta trzydziestu pi?ciu edycji pozostaje ci?gle w obiegu czytelniczym. Józef Mackiewicz – naj?ywszy klasyk naszej literatury. Pod tym wzgl?dem – bezkonkurencyjny. Ale i… có? z tego?

A mo?e zabawi? si? umys?em i u?o?y? po linii tematycznej oraz problemowej klucze wszystkich id?cych t?dy ksi??ek? Nie?miertelne i nierozstrzygalne pytanie – co ciekawiej „zagra”? Naturalna ró?norodno?? retrospektywnego, naturalnego nast?pstwem s?siedztwa (tylko nieco ukierunkowana selekcj?)? Czy monolit jedno- (lub kilku) w?tkowej opowie?ci – czaruj?cy stopniowaln? g??bi? smaków? A mo?e sporz?dzi? przewodnik po tre?ci tekstów gotowych tomów, ich indeks rzeczowy? Ale i geograficzny? Wyznaczy? trasy tematyczne – szlakiem np. tekstów o RWE, o kolei, o lotnictwie (wrócimy jeszcze do wyimaginowanego „Gestu awiacyjnej tradycji”), o pierwszej wojnie (wirtualny, poszerzony Gest…), o Kaziukach, o…? Wypada?oby w??czy? w ten – nazwijmy go laboratoryjnie – intencyjno-itineraryjny proces oczywi?cie i dwa kanoniczne tomy (Fakty, przyroda i ludzie oraz Droga Pani…), czy inne przywrócone ksi??ki polityczne. Ale zwa?my, ?e w opracowywanych Dzie?ach niekiedy t? funkcj? pe?ni? skrupulatne przypisy, jak ten o Bia?owie?y. Lecz oczywi?cie – nie zawsze. I nie jest to zarzut, czy oczekiwanie wobec Edytorów. Ci wykonali ju? monumentaln? prac?.


Wspieram dobrą publicystykę

75% ( 3000 / 4000 zł )
Wspieram!

*

Na zmian? jednej, przychodzi druga, nieub?agana sytuacja”.

*

Dot?d rozmawia?em g?ównie z Józefem Mackiewiczem londy?skim (i monachijskim, cho? nad Izar? nigdy nie spacerowali?my razem). Wygnany – pozostawa? najbli?szym. Nadesz?a wszak pora i na d?u?sze wile?skie spotkanie. Na kartach Najstarszych… oraz… w plenerze. Tamtejszy czas pisarza to dwie dekady twórczo?ci, wobec czterech – pó?niejszych. Wilno zawsze kocha?em, cho? nie znam go dobrze. To raczej nie tak rzadka sytuacja z przedmiotu afektów. Te wobec miasta s? przynajmniej ?ywe. Bo Polacy niew?tpliwie kochaj? Wilno. Mi?o?ci? pewnie nie t?p?, lecz w wi?kszo?ci g?upi?. Powierzchownie i „za co?”. Zaskoczy, ?e pocz?tki takiego uczucia ukaza? Mackiewicz – epok? temu.

Dla kompletu, wraz ze smakowaniem prezentowanego tomu, Wilno i Czarny Bór odwiedzi?em niedawno. Mi?o?? rzeczywista wype?ni platoniczne mary. Zdam spraw? z obu podró?y w serii recenzji – nie recenzji. Ale przypadek zrz?dzi?, ?e w Londynie siadam nad pierwszym odcinkiem. Zaraz po wieczornej wizycie u Barbary i Józefa, odwiedzinach po pro?bie. Nie tyle o natchnienie, cho? i ono po dwóch z gór? latach pisania o ka?dym przychodz?cym Dziele – kapry?ne dzi?, jak rzadko. Niepomne anga?owania skrajnych, geograficznych stymulacji. Pro?bie o dar zrozumienia. Bo o nie – nie?atwo.

Nie jest w zwyczaju dziennikarskim pisanie wra?e? z urlopu. Raz przecie ich nie mie?!! – Albo zachowa? dla siebie. S? osobiste”. Nie mie? wra?e?… Wielkie wyzwanie. Pow?ci?gn?? dzielenie si? nimi – ?atwiejsze. Tym bardziej sporz?dzanymi lekko, „na marginesie «w?ócz?gi wakacyjnej»” – wykpionej przez autora. Bo grozi nam podobne: „Oto jest dalsze podej?cie do naszych «kresów» przez ludzi znaj?cych je z «w?ócz?gi wakacyjnej» tylko: Tu plus, tam plus”. Ale nie podpadniemy po osiemdziesi?ciu czterech latach pod t? kategoryzacj?. Tu minus, tam minus… Czy poni?sza uwaga nie dotyczy tak?e dzisiejszego podawania tematyki kresowej? – „Uwa?am po prostu tylko za istotn? plag? pokrywanie skomplikowanych zagadnie? «ziem pó?nocno-wschodnich» systemem opisów i ksi??ek, utrzymanych w tonie urz?dowo-regionalno-tendencyjnie-s?odkawo-karmelkowym”.

– „Tak si? wi?c je?dzi do Litwy! …”. DO Litwy! Prosz?, prosz?… Nie jest wi?c to „do” wynalazkiem ostatniego, poprawnego czasu. A jak si? teraz je?dzi? ?otewskiej firmy autobusem z Warszawy Zachodniej, gdzie oddech Wschodu bije. Czy to ju? jak dyneburdzkie „zachoustje”? Tam, gdzie „wszystko datuje od tych dawnych, cichych czasów, ch?yn?cej ku nam przestrzeni rosyjskiej”, gdzie „typowy w swej strukturze «ujezdnyj gorod»” – „ujezdnyj gorodok» z czerwonymi domkami, soborem na placu, zwoszczikami, polsko-rosyjsko-?ydowska gwara dominuje…”. W podró?y dookolne „rozmowy szare, jak to nasze lato, nudne, jednostajne: dodatek, procent, ci??kie ?ycie, awans i Warszawa. Tfu!…”. Szare i g?ównie po rosyjsku. To tylko pocz?tek, przecie?: „Jazda autobusem, jak ka?da jazda jest bardziej skondensowanym odcinkiem ludzkiego ?ycia…”. I doko?czy Józef Mackiewicz t? bon-motow? fraz? ze z?owieszcz? aktualno?ci?: „…proporcjonalnie te? zwieraj? si? obc?gi przepisów biurokratycznych, które nas d?awi? na ka?dym kroku”. Obostrzenia. Ale na razie – „…zreszt? sza! Bo przejdziemy na polityk?, a to ?aden wypoczynek na letnisku…”.

Co nas dalej czeka? „Tu powsta? Soból i panna: Abele, Kupiszki, s?ynne b?ota Szepeta”. „Dalek? wst?g? le?? b?ota Neteczy” – id? te zwi?zki s?ów w zapasy i brzmi? niczym „lód Waki” i „dorzecze Szczary”, przywo?ywane gdzie indziej. Tak?e: „Tam, gdzie wody Wilii […] przeskakuj? porohy Wo?ów, Sojdziuków i Sojdzia…”. I dalej… Sytuacja – „Pan ca?kowicie zas?ania mi widok na Pin? i oczerety po?ó?k?ych b?ot” (o przemówieniu dygnitarza podczas Jarmarku Poleskiego w Pi?sku). O bliskim Augustowie: „Wokó? pi?trowe sosny na wzgórkach, wokó? jeziorka sine, g??bokie, jak oczy kochaj?cej kobiety”. A „s?ynne porohy Sojdzi […], które latem szumi? jak milion skrzyde?…”. Oczy i skrzyd?a, podró? po magii miejsc. Poeta? Czy tylko ja s?ysz? te d?wi?ki?

Czy tylko ja to samo czuj?: „Co? mimo wszystko ci?gnie w przestrze?. Jak ?aby zaczn? rechota?, jak si? us?yszy derkacza na ??ce, jak pod wieczór s?o?ce przewala za czuby sosen, a wiatr ustanie i niebo z lekka si? tylko czerwieni, i wyrówna, i nastanie taka cisza, ?e s?ycha? plusk ryby i szelest trawy – przecie? wtedy w mie?cie wytrzyma? niepodobna… Wszystko jedno gdzie, ot – pojecha?, popatrze?, pooddycha? i pomilcze?”. Wszystko jedno gdzie? Na Niemenczyn, i dalej, a? do Podgrodzia, na Po?pieszk? i Wo?okumpie, i Werki, na Jerozolimk?, Bo?tupie? Na „po?udnie od Czarnego Boru czy chocia?by za Jaszuny do samych Bieniako?” – i znów nazwy same przepi?knie nas nios?. Szczególnie te Wo?okumpie, szczególnie Gudogaje.

Czarny Bór – letnisko Mackiewiczów z domkiem kupionym za spadek Barbary… Ponura stacja, zas?oni?ta i tu wszechw?adnymi ekranami. Kiedy?, kiedy? „tam «bitkom wakatnikow» na peronie. Dzi??”. Dzi?? Có? zdo?amy zobaczy?? Pusto. Marzymy za stacj? o podobnym doznaniu, gdy? tam: „Od ??k i lasów zalatuje taka ciep?a wilgo?. Wci?gasz, wdychasz i nasyci? si? trudno. Dalekie równiny. Jak okiem rzucisz, ??ki, lasy, b?otka, znów lasy, biedne sznury wioskowych pól, jak grzyby strzechy s?omianych dachów, znów lasy, znów ??ki”. S?owem, krajobraz „swojski, tutejszy, jak patrzysz na?, to jakby plaster miodu do serca przy?o?y?”. Teraz jednak: „…horyzont zaklejony by? chmurami, jakby je kto syndetikonem do nieba przylepi?”. A my nie wiemy, czytaj?c, czy ten „syndetikon” to nie Syndetikon – i czy nie staro?ytny to product placement? Sprawdzi?em, nie marka to, a gatunek kleju z odpadków skóry lub ko?ci… Skóra i ko?ci.

Tak, ten tom – idealny na wakacje: „Jak ranny poci?g bywa?o nadejdzie, otworzysz sobie okno i rady da? nie mo?na z w?asnym, nagle jako? dziwnie przebudzonym wra?eniem: tylko by cz?owiek oddycha?, oddycha? woni? wilgotnego lasu, ?ywicy tartaków. Przebogata, zwarta masa ro?lin, nieustanny ?wierkot ptaków, ?wie?o?? jaka? o?ywcza, Sen uleci. Tylko patrze?, s?ucha? i wdycha?”. Notowa?em topograficzne punkty planuj?c wypraw?, a w Najstarszych… – ca?e teksty o letniskach. Letni? por?, czy Z turystycznego plakatu: „Sto pi?? kilometrów do Kobylnika, a do Werek tylko pi?? i co jest?” – „Powoli zachodzi u nas s?o?ce. Promienie id? coraz uko?niej. Jak si? patrzy z urwiska werkowskiego, wida? lasy za rzek?, het, daleko, rdz? oddaj? o zachodzie czuby sosen. Ma?e niby grzybki czerniej? w r?yskach chaty. Do?em toczy swe wody Wilia…”.  A Szmaragd w?ród lasów, podmiejska wycieczka do Zielonych Jezior?. Ani tam, ni do Werek, nie dotrzemy.

Mog? jednak z czystym sercem powiedzie?: „Wyszed?em z Wilna drog?, nie to filomatów, nie to filaretów, ni to na Markucie, ni to na Leoniszki, na Puszkarni?, Kuczkuryszki, jednym s?owem w gór? Wilenki…”. Móg?bym, gdym nie szed? t? ?cie?k? przy brzegu, ale – jak zwykle – w przeciwn? stron?: z Belmontu, nie w gór?, lecz w dó?. Tam „jedna z najpi?kniejszych pere? naszego krajobrazu, Wilenka pod Puszkarni?, zamieniona zosta?a na zlew, rynsztok vel kana?”. Nawo?uje Mackiewicz do regulacji wartkiej rzeczki, lecz niebawem zmieni zdanie. Dzisiaj – przyznajmy ch?tnie – ten punkt „naszego krajobrazu” wygl?da cudnie. Cho?: „S?o?ce, upa?, zapa? rozpalonej na siodle skóry i ko?ski pot. Oto co mi si? przypomnia?o w takie same letnie dnie, ci??kie przemarsze, strza?y, wojna, bez chwili snu, bez cienia, bez kropli wody, wody, wody… Z?e, ?r?ce s?o?ce w zenicie. Te? w lipcu”. Te? w sierpniu. Poeta?

Nie tylko upa? – „Z Porubanku pod Wilnem polecia?a eskadra. Huk si? robi w powietrzu ogromny, zlatuje do ziemi i twarze wszystkich chwyta za brody, podnosi w gór?”,. I nasze „twarze chwyta za brody, podnosi w gór?” huk nad Czarnym Borem. „Statecznie grzmi? aparaty, g?usz? rozmow? na dole”. Dawne, upad?e letnisko le?y na drodze l?dowania samolotów – wi?kszego ni? sto lat temu bez ma?a – lotniska. A dacza Mackiewiczów, zrekonstruowane od niedawna muzeum, jak chatka przy autostradzie. Na zdj?ciach w internecie prawdy nie zobaczysz.

*

– „T?dy czy nie t?dy. Ale instynkt tutejszo?ci wyprowadzi?”.

*

Dowcip, nawet dobry, z uk?onem Lechoniowi. Józef Mackiewicz podczas dziennikarskiej wycieczki, po zapoznaniu si? z planami budowy kolejki na Kasprowy Wierch: „Gdy mnie zapytano, jak mi si? Zakopane podoba, odpowiedzia?em ?artem:

– Czuj? si? tu jak na Wile?szczy?nie, bo wsz?dzie widz? styl zakopia?ski!” (jedn? tylko tak? will? – pi?kn?! – widzia?em na Antokolu). I sypnie tyrad? o wy?szo?ci rodzinnej ziemi nad Tatrami – tyrad?, co wzrusza! („Nie ma takiego bogactwa form, co u nas…”), Nie, ju? nie cytujmy, by do czytania skusi?…. To jednak osobliwe, jak uwaga o „wy?szo?ci Wile?szczyzny nad Tatrami” pobudzi pod?wiadomy asumpt do rozwa?a?… o wy?szo?ci Wilna nad Krakowem – jednej naszej, nad drug? stolicy? „We mnie jest wszystko”…? Te równorz?dne kiedy? rozmiarami i zasobami ludno?ci miasta rozdziela?y si? coraz po naje?dzie i okupacjach XVII wieku. Obecnie – Wilno 545 tysi?cy, Kraków – 800 tysi?cy mieszka?ców. A ca?a Litwa mniej ludna, ni? województwo ma?opolskie.

Mackiewicz, Najstarsi tego nie pami?taj? ludzie, wyboru artyku?ów i felietonów z lat 1924–1940 dokona? Micha? B?kowski, opracowa?a i przypisami opatrzy?a Nina Karsov, J. Mackiewicz, Dzie?a, t. 33, Kontra, Londyn 2021.

Przytoczone cytaty, o ile nie podano inaczej, pochodz? z powy?szej ksi??ki, a ka?de pogrubienie – od autora artyku?u.

W NAST?PNYM ODCINKU PEREGRYNACJI, pod tytu?em Ciasna doniczka, albo Wilno w worku PRZECZYTAMY MI?DZY INNYMI:

…Cho? jesie? wzbiera, tu nagle s?owem wiosna do nas ruszy: Stare brzozy dosta?y ju? wprawdzie m?ode p?ki. Stare szpaki ju? przylecia?y wyprowadza? swe m?ode. Zamiast deszczu mamy s?o?ce. Wysch?o zupe?nie nagle b?oto, od nagle przyby?ej wiosny. Jeziorka s? granatowe w obr?czy sitowia jeszcze ?ó?tego, ale ju? przemyka brzegiem czajka. Nad brutalnie odr?banymi kikutami szyn kolei Libawo-Rome?skiej, w Zawiasach, lata motyl. Wilno w worku. I wtedy, i dzi?.

CZYTAJ TAK?E:


Tekst powsta? w ramach projektu: ,,Kontra – Budujemy forum debaty publicznej” finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolno?ci Centrum Rozwoju Spo?ecze?stwa Obywatelskiego

Paweł Chojnacki
Paweł Chojnacki
(1968) dr filozofii w zakresie historii społecznej (UCL), magister historii (UJ), zatrudniony w Biurze Badań Historycznych IPN w Krakowie, współpracownik Instytutu Historii PAN. Opublikował m.in. biografię Reemigrejtan. KIEDY ZYGMUNT NOWAKOWSKI WRÓCI WRESZCIE DO KRAKOWA?! (Kraków 2019). Także eseista, krytyk i polemista, od 1989 roku członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich (SDP).

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!