DUDEK: Manowce „cywilizatyzmu”

„Święty zszedł na manowce

Z berłem i rewolwerem

Naucz się wierzyć

W potężnego i silnego”

Tekst utworu zespołu Dream Theater pt. „In The Name of God”, słowa autorstwa Johna Petrucci, tłumaczenie za tekstowo.pl 

Ten fragment utworu jednej z moich ulubionych grup muzycznych nasunął mi się na myśl, gdy czytałem ostatni dwugłos Krystiana KratiukaMarcina Giełzaka opublikowany na łamach „Magazynu Kontra”.  Dwóch intelektualistów o jaskrawo odmiennych fundamentach ideowych udowodniło, że na zerojedynkowo postawione pytanie o konkordat zawarty pomiędzy Stolicą Apostolską a Rzeczpospolitą Polską można udzielić dwóch tak odmiennych, i jednocześnie równie wartościowych i erudycyjnych odpowiedzi. I choć trudno dostrzec jakąkolwiek płaszczyznę zgody między nimi, to ona istnieje. Co więcej – zwraca szczególną uwagę, a nawet wzbudza pewną obawę.

Podziemną rzeką która płynie pod oboma stanowiskami jest cywilizacyjne i kulturowe znaczenie religii. I o ile mogę choć trochę zrozumieć Marcina Giełzaka – człowieka aregilijnego, który co najwyżej dostrzega w chrześcijaństwie i katolicyzmie pewne wartości cywilizacyjne, kulturotwórcze, czy konstytuujące Polaków jako naród, to trudniej przełknąć mi analogiczne stwierdzenia pisane piórem katolickiego dziennikarza, jakim jest Krystian Kratiuk. Trafnie udowadnia on, że Kościół nie tylko zbudował Polskę i Polaków, ale słusznie wskazuje także na pochodzenie wartości, idei i zasad cywilizacyjnych uważanych dziś za uniwersalne bezpośrednio od chrześcijaństwa czy konkretniej katolicyzmu. Chcąc w ten sposób przekonać człowieka areligijnego i zsekularyzowanego argumentami o charakterze historycznym i cywilizacyjnym otwiera się jednocześnie pewne zagrożenie.

Nie chcę oddzielać cywilizacji łacińskiej od chrześcijaństwa, byłby to wyjątkowy absurd. Jestem w stanie zrozumieć nawet takie zawężone równanie, które prof. Jacek Bartyzel ułożył we wstępie do „Umierać ale powoli” – „Europa=Zachód=Rzym=Katolicyzm”. Jednak jako chrześcijanin i katolik nie mogę godzić się na coraz powszechniejsze używanie mojej wiary jako pewnego rodzaju „bazy” dla cywilizacyjnej „nadbudowy”, często nawet nie zeświecczonej aksjologii, tylko pustego tradycjonalizmu, już nie-wiary która straciła z oczu swoją istotę.

I choć nie podejrzewam o to samego Krystiana Kratiuka, to mam uzasadnione wątpliwości wobec jego wyobrażonego Czytelnika – dla którego religia i wiara przestaje być uznaniem prawdy objawionej przez Boga, a staje się pałką dla jednej z cywilizacji – kontynentalnych plemion, które zdominowały tę czy inną część naszej planety, czymś na kształt memu z templariuszem wołającym „Deus Vult!” na widok opakowania kawy arabskiej.


CZYTAJ TAKŻE:

[30 lat konkordatu. Dwugłos w Kontrze] Wolny Kościół w wolnym państwie. Dlaczego warto wypowiedzieć konkordat

[30 lat konkordatu. Dwugłos w Kontrze] Konkordat – bardziej potrzebny Polsce niż Kościołowi


Chcąc opisać to zjawisko ukułem neologizm – tytułowy „cywilizatyzm”. Rozumiem przez niego postawę charakteryzującą zarówno współczesną prawicę alternatywną jak i w mniejszym stopniu tę głównego nurtu. Postawę tej pierwszej cechuje kulturowa transgresja, chęć szokowania „normictwa” za pomocą odwołań do religii jako cywilizacyjnej „bazy” Zachodu – zagrożonego przez multikulturalizm, poprawność polityczną, relatywizm i liberalizm etyczny. Ta druga chętniej sięga do wiary jako swojej legitymizacji do uczestnictwa w życiu publicznym – obrony tradycyjnych wartości, tak jakby tradycja była wartością samą w sobie poza jej stabilizującym i konstytuującym wspólnotę charakterem, lub ocierając się o granice mesjanizmu.

Dostrzegam zagrożenie w traktowaniu wiary katolickiej bądź chrześcijaństwa w ogóle jako aktu pustego, narzędzia w wojnie cywilizacji rodem z dzieł Konecznego, Huntingtona czy szczególnie dziś aktualnego Aleksandra Dugina, dla którego rosyjskie prawosławie w swym staroobrzędowym wydaniu jest tylko spoiwem dla jego eurazjatyckiego neoimperializmu.

W obrębie Zachodu symetryczna postawa cechuje różnego rodzaju identytarystów, etnonacjonalistów czy zwyczajnych rasistów, dla których cywilizacyjnie rozumiane chrześcijaństwo to tylko lepiszcze dla ich narodu, bądź szerzej – cywilizacji „białego człowieka”.

Dziś, w dobie postępującej globalizacji, moja obawa wiąże się z rozwinięciem zjawiska „cywilizatyzmu” do postaci tradycjonalizmu integralnego na wzór włoskiego postfaszysty Juliusa Evoli, który redukował katolicyzm do „ducha krucjat”, protestantyzm zaś do pruskiego militaryzmu czasów Fryderyka Wielkiego i jego następców. Zjawisko to jest widmem prawicy pogańskiej i de facto zupełnie niechrześcijańskiej, dla której wzorem może być co najwyżej templariusz, ale już nie katecheta, misjonarz czy siostra zakonna. Prawicy, dla której chrześcijaństwo będzie użyteczne w formie „zbierania wisienek” – cherry picking, w postaci wybierania pojedynczych wersetów z Biblii które zostaną przerobione na alt-prawicowe memy z „rasistowską żabą” Pepe.

Jest to takie samo pozytywistyczne traktowanie religii jak to, które charakteryzowało część polskiej Narodowej Demokracji, w tym na niektórych etapach jej lidera i najwybitniejszego przedstawiciela – Romana Dmowskiego. Jeden z ojców naszej niepodległości i teoretyk nowoczesnej polityczności traktował niekiedy wiarę rzymskokatolicką w sposób instrumentalny, jako spoiwo narodowe, samemu nie będąc jej wyznawcą przez większość swojego życia, podobnie jak jego francuski „kolega po fachu” Charles Maurras. Dla obu problematyczne bywały też „żydowskie korzenie” chrześcijaństwa, przez co uprzedzenia utrudniały im autentyczną wiarę.

Na gruncie polskim jaskrawym przykładem takiej postawy była wypowiedź rapera Leszka Kaźmierczaka ps. Eldo, który będąc jednocześnie muzułmaninem i sympatykiem endecji powiedział że „w takim kraju jak Polska, rola Kościoła Katolickiego w życiu publicznym powinna być jeszcze większa niż dziś”. I choć doceniam jego gest, to znacznie bardziej uradowałoby mnie jego nawrócenie.

„Osobliwość wiary chrześcijańskiej wśród religii polega na tym, iż uważa ona, że mówi nam prawdę o Bogu, o świecie i o człowieku oraz zgłasza roszczenie, aby być religio vera, religią prawdziwą. Tylko wtedy, gdy wiara chrześcijańska jest prawdą, obchodzi wszystkich ludzi; jeśli zaś jest tylko kulturowym wariantem symbolicznie zaszyfrowanego i niemożliwego do rozwiązania religijnego doświadczenia człowieka, wtedy musi pozostać w swojej kulturze, a innych ludzi pozostawić w ich kulturach” – pisał Joseph Ratzinger w swoich refleksjach nad encykliką Jana Pawła II Fides et Ratio. Jeżeli zapomnimy o tych słowach, to z cywilizacji zostanie nam „cywilizatyzm”, a z prawicy chrześcijańskiej niepostrzeżenie staniemy się pogańską.

Wspieram dobrą publicystykę

75% ( 3000 / 4000 zł )
Wspieram!

Tekst powstał w ramach projektu: „Stworzenie forum debaty publicznej”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego

Jakub Dudek
Jakub Dudek
Publicysta, bloger, obserwator i komentator życia publicznego

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!