KUŹ: Iluzjonista Macron

fot. commons.wikimedia.org

O obskurantyzmie i politycznej miałkości tego, co prezydent Macron nazywa swoją wielką wizją dla Europy, przekonać jest się bardzo łatwo. Zwykle jednak po progresywnych Europejczykach te argumenty spływają jak po ptactwie wodnym. Czasami aż chce się rozłożyć ręce i zapytać po prostu: Jak on to robi?

Już na etapie wczesnego Brexitu, kiedy zacząłem zajmować się tzw. polityką weimarską, nabrałem przekonania, że macronowska strategia europejska opiera się zasadniczo na dwóch fundamentach. A więc, po pierwsze: „wziąć Niemcom pieniądze i wypłacać je Francuzom”; a po drugie: „w miarę możliwości z nikim się tymi pieniędzmi nie dzielić”. Cała reszta były to mniej lub bardziej kunsztowne przypisy, które nie wpływają na zasadniczy program. Jest on też od dawna jasny dla francuskich elit i w pełni przez nie popierany. Wysokiej rangi dyplomaci z Quai d’Orsay pod osłoną formatu nomen omen Chatham House wprost tryskali radością z tego, że Wielka Brytania w końcu opuszcza wspólnotę. Potem, nie chcąc nawet wysłuchać jakichkolwiek racji, torpedowali wszelkie próby rozszerzenia wspólnoty, choćby nawet o tak niewielkie bałkańskie terytoria jak Północna Macedonia, Albania czy Czarnogóra. Wreszcie, kiedy zaczęły narastać napięcia na linii Bruksela-Warszawa i Bruksela-Budapeszt, momentami widziałem w oczach architektów francuskiej polityki międzynarodowej błyski nadziei: „a może uda się wypchnąć jeszcze kogoś?”.

Pozytywną wizją Macrona jest bowiem unia, wąska, ciasna i nierozszerzająca się, ale za to jakoby „głęboka”. Jego długie tyrady o Europejskiej autonomii i tożsamości sprowadzają się jednak do stwierdzenia, że sam rynek to za mało. Potrzebna jest unia transferowa, w której płatnikiem realnych środków będzie głównie Berlin, a dostarczycielem „wartości” Paryż. Surowce energetyczne i stabilność w Eurazji zapewni zaś współpraca z Rosją. Czy wobec tego może dziwić, że o członkostwie Ukrainy w UE Paryż pod ogromną presją Waszyngtonu mówi w perspektywie wielu dekad? Gdyby miał zaś mówić własnym głosem, powiedziałby po prostu: nigdy! Zaś o zakończeniu wojny mówi z perspektywy nieupokarzania Rosja i prób ratowania twarzy Putnia.

To wszystko jest z punktu widzenia interesów narodowych samej tylko Francji logiczne. Na poprzednim rozszerzeniu skorzystały głównie Niemcy. Francuska gospodarka jest mało konkurencyjna, więc nowe rynki zbytu niezbyt ją interesują, za to przywileje pracownicze sprawiają, że każdy polityk stara się przede wszystkim chronić rynek pracy przed napływem taniej siły roboczej z zewnątrz. Imigranci mniej i gorzej pracujący są wręcz przez niewydolny system przyjmowani chętniej niż ci o wysokich kwalifikacjach. Ci pierwsi dają bowiem głosy stronnictwu liberalnego globalizmu, nie zajmując jednocześnie miejsc pracy i nie wzmacniając przypadkiem starej lewicy. To także prezydent Macron raczył kiedyś przyznać niemal otwartym tekstem, mówiąc o tym, jak bardzo nie lubi pracujących na czarno przybyszów z Europy Wschodniej w porównaniu z tymi z innych kierunków. 

Nie potrafię tylko nadal do końca zrozumieć jednej rzeczy. Jak to możliwe, że Macron potrafi tak szowinistycznie francuską agendę tak przekonująco sprzedawać jako wielką wizję dla Europy? Jak udaje mu się tak dobrze mamić progresywne elity, również niemieckie? Pewna Niemka z europejskiej Fundacji Mercatora wyjaśniła mi kiedyś, że Macron budzi podziw, bo jako jedyny nie boi się mówić o federalizmie, o jedności europejskiej, o tym, że należy iść do przodu itp. itd. Badający zawodowo politykę francuską kolega dodał do tego ostentacyjną orientację na polaryzację w opozycji do tzw. populistów, ostre ideologiczne zwarcie. Macron „gra w rugby, a nie w tenisa”, jak to określił. Konkluduję więc, że w fenomenie Macrona chodzi o retorykę, o sztukę oczarowywania publiki za pomocą słów kluczy i udawanej żarliwości. Jest w tym coś z kunsztu hochsztaplera uwodzącego bogate naiwne ofiary. Kogoś takiego jak Felix Krull z niedokończonej  powieści Tomasza Manna.

Silna sfederalizowana Europa Macrona istnieje bowiem tylko w słowach. Praktyka jest zaś taka, że wspólnota nie rośnie w siłę, tylko słabnie, ponieważ się kurczy. Nie tworzy też obiecanej wspólnej architektury bezpieczeństwa, tylko staje się bezradna wobec największej od trzech pokoleń wojny w naszej części świata. Nie jednoczy się wreszcie, tylko coraz bardziej antagonizuje peryferie, zwłaszcza Europę Środkowo-Wschodnią. Zapytać można, ile pięknych mów o wspólnych wartościach warta jest trwała geopolityczna marginalizacja i gospodarcza stagnacja UE?

Progresywny obóz, również w Polsce, jednak dalej wie swoje. Macron to jego bożyszcze. Oburzenie wywołał w nim np. Marcin Kędzierski, kiedy podczas kampanii prezydenckiej stwierdził w mediach społecznościowych, że dla Polski to bez znaczenia, czy zwycięży Macron, czy Marine Le Pen. Ja pójdę o krok dalej i powiem, że być może dla całej Europy byłoby na dłuższą metę czymś bardziej otrzeźwiającym, gdyby to Le Pen wygrała. Przy podobnie nacjonalistycznej i prorosyjskiej polityce Le Pen jest bowiem bezlitośnie szczera.  Gdyby to ona była prezydentem, zwodniczy czar prysłby nagle jak bańka mydlana. UE musiałaby sobie szczerze odpowiedzieć na zasadnicze pytania o swój status i przyszłość. Tymczasem zaś wspólnota nadal żyje w dużej części w świecie iluzji, którą tworzy dla niej wielki prestidigitator Macron.   


Tekst powstał w ramach projektu: ,,Kontra – Budujemy forum debaty publicznej” finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

Michał Kuź
Michał Kuź
doktor nauk politycznych i publicysta, w latach 2018-21 również w służbie dyplomatycznej. Współpracował m.in. z „Nową Konfederacją”, „Pressjami” i „Rzeczpospolitą”, a obecnie jego eseje i analizy poza „Magazynem Kontra” ukazują się także w „Rzeczach Wspólnych” oraz „Teologii Politycznej co tydzień”. Absolwent Louisiana State University, pracuje jako wykładowca w anglojęzycznym programie International Relations na Uczelni Łazarskiego.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!