Wymiary sprawiedliwości

Photo by Carsten Carlsson on Unsplash

Przyznam się Wam do czegoś, bo jeśli tego nie zrobię, to mnie to zeżre od środka – jak ten obcy, w tym filmie o obcych. No, wiecie którym. Podsłuchałam ostatnio rozmowę dwóch osób. I żeby nie było – to nie tak, że ze szklanką przy uchu warowałam pod drzwiami sąsiadów. Normalnie, wsiadłam do autobusu linii 81 i tak jakoś… Samo wyszło.

Dwie siedzące niedaleko mnie kumoszki (dla wygody nazwałam je sobie Kazia i Stasia) dyskutowały z energią, o którą nie podejrzewałabym Pań przeganiających ciężarne kobiety z autobusowych siedzeń. Obie były w słusznym wieku, takim jeszcze nieuprawniającym do 13-stki, ale już wystarczającym do wyzywania powolnych kasjerek. Generowane przez nie decybele dotarły do moich uszu i po rozpoznaniu słów powszechnie uznawanych za wulgarne, szybko zdjęłam słuchawki i nastawiłam anteny na odpowiednią częstotliwość. Panie Kazia i Stasia dywagowały na temat kary śmierci, którą to wymierzyłyby wrogom Narodu, gejom, komunistom i jeszcze jakiejś Baśce spod 5, bo ten jej kundel tak ujada, że się żyć odechciewa.  Pewnie nie powinna mnie zaskoczyć ta żądza krwi, wszak to o naszym gatunku wiadomo od czasów chleba i igrzysk. Jednak perspektywa Pani Kazi, która po wizycie na środowym ryneczku drepce z siatką pomidorów do najbliższego punktu egzekucyjnego, by z pierwszego rzędu oglądać skazańców, wydała mi się co najmniej kuriozalna. Rozumiałam oczywiście winę wspomnianej Baśki – pozbawianie snu to wyjątkowo parszywa metoda tortur, stosowana przez wywiad, personel Guantánamo oraz głodne noworodki. Nie dane było mi się jednak dowiedzieć, czym tym razem narazili się Pani Kazi komuniści. Po doprecyzowaniu napięcia krzesła elektrycznego, jakie czeka na właścicielkę psa rasy sznaucer o imieniu Fafik, odezwała się Pani Stasia. Jej zdaniem wypadałoby się także pozbyć, tak w imię porządku, urzędników, co tylko siedzą, pierdzą w stołki i pieniądze za to biorą. Tutaj pokiwałam głową ze zrozumieniem, bo wiadomo – tacy urzędnicy nie tylko nadwyrężają budżet państwa tym swoim nic nierobieniem, ale również znacznie szkodzą planecie, przez nadmierną produkcję gazów cieplarnianych w postaci wspomnianych pierdów. Kazia była tego samego zdania, dodała jeszcze, poprawiając ułożenie moherowego beretu, że zaraz po urzędnikach powinniśmy rzucić na stos – ku mojemu zdziwieniu nie był to “nasz życia los” – redakcję “niuskłika”. Na te słowa podrapałam się po głowie i jeszcze długo po tym zastanawiałam się, jakie to zło czai się w płatkach czekoladowych. Trzy dni później, po konsultacji z Eweliną z osiedlowej Żabki i trzema wizażankami dotarłam do wyjaśnienia. Królik w Biblii jest symbolem płodności, a królikowi z opakowania czeko-kulek źle patrzy z oczu i to sprzyja seksualnej deprawacji dzieci podczas śniadań – stąd prosty wniosek: na stos.

Wracając do rozmowy, kolejnym grzesznikiem zasługującym na wieczyste potępienie i doczesne cierpienie okazała się córka Goździkowej, która to była w ciąży, a już nie jest, bo dokonała aborcji. Słowo na “a” zostało wypowiedziane szeptem i dobrze, że poprzedniego dnia wyczyściłam uszy, bo niewątpliwie przegapiłabym kulminacyjny moment. Jak się okazało Pani Kazia najbardziej ceniła na tym ziemskim łez padole dwie rzeczy: stanowisko Skarbnika Rady Parafialnej oraz ludzkie życie. W tym wypadku, ktoś dokonał zamachu na to drugie i nic dziwnego, że spotkało się to ze zdecydowaną reakcją samozwańczego wymiaru sprawiedliwości. Niestety w tym momencie autobus zatrzymał się na przystanku i wątek został przerwany przez wsiadających. Obok starszych Pań stanęła kobieta w zaawansowanej ciąży. Na Paniach nie zrobiło to żadnego wrażenia i obie uporczywie wpatrywały się w coś za oknem, dopóki ta nie przeszła dalej. Gdy jakaś życzliwa babcia ustąpiła ciężarnej miejsca, Stasia chrząknęła pod nosem, że gdyby nie rozkładała nóg, to nie byłoby problemu. Na to Kazia skwapliwie przytaknęła mrucząc coś o pięćset-plusach, upadku moralności oraz braku szacunku do starszych.

Następnie na zastrzyk z chlorku potasu zostali zakwalifikowani rodzice niepełnosprawnej Tosi, którzy wczoraj byli widziani w pobliskim Lidlu, jak kupowali wino i czekoladki (!). A nie dalej jak miesiąc temu pod Kościołem Parafialnym pw. Miłosierdzia Bożego zbierali 200 tysięcy złotych na operacje. Po apelacji i ponownym rozpatrzeniu oskarżenia zostało ono skorygowane i na karę śmierci została skazana tylko matka, gdyż jak słusznie wskazała Pani Stasia – ojciec Tosi nie mógł kupować wina, gdyż odszedł po urodzeniu córki i więcej go już nie widziano.

Chętnie posłuchałabym dalej, co należy zrobić, aby zapanował na świecie ład i porządek, ale pojawił się mój przystanek. Wysiadłam i zanim skierowałam kroki w stronę domu, zdążyłam jeszcze zobaczyć, jak po stromych schodach skąpanych w świetle zachodzącego słońca, w akompaniamencie bijących dumnie dzwonów, wspinają się Kazia i Stasia, by na czas dotrzeć do Świątyni na wieczorny różaniec.


Powyższy felieton otrzymał I wyróżnienie w I edycji Konkursu Literackiego „W imię porządku”, który jest częścią częścią projektu pn. „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

Magdalena Mróz
Magdalena Mróz
Studentka VI roku kierunku lekarskiego, feministka, cyniczna poetka, złośliwa felietonistka, heteroseksualna ciskobieta, introwertyczka. Od 1998 roku nieustannie zadziwia i zachwyca.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!