CHOJNACKI: Pączki na iwach

Na kanwie nowej ksi??ki Józefa Mackiewicza Najstarsi tego nie pami?taj? ludzie
III.

„…g?ow? zadar?szy spojrzysz tam w gór? pomi?dzy wie?e ?wi?tego Rafa?a…”, fot. autor, 2022.

Motto I:Napisa? mo?na wszystko, Józef Mackiewicz, 1935.

Motto II:od dziecka, ja osobi?cie, nie znosi?em literatury, Józef Mackiewicz, 1963.

Motto III: id? o zak?ad, ?e nasze czasy b?d? kiedy? wspominane jako epoka lekkomy?lnych dyletantów, którym si? wydaje, ?e potrafi? pisa?; wszystko to jest po prostu konsekwencj? straszliwego nieszcz??cia i bezbrze?nej samotno?ci…, Kristina Sabaliauskait?, 2014.

Jakim komentarzem opatrzy? cytaty, by stanowi?y zrozumia?e wprowadzenie? Ostatnie zdanie wypowie powie?ciowy Marcin Miko?aj Radziwi?? (1705–1782), w dziele wspó?czesnej litewskiej beletrystki. Retrospektywny anons z?o?y dojrza?y cz?owiek w odczycie, podanym po raz pierwszy do druku w 2022 roku (Wielka Niewiadoma. Listy do i od ró?nych osób). Tylko pierwsza sentencja pochodzi ze zbioru, który jest teraz przedmiotem uwagi. Napisa? mo?na wszystko. Postawmy wi?c oczywiste pytanie: po co pisa? o nowych tomach Józefa Mackiewicza?

Listy to na Berdyczów, w najbole?niejszym powiastki znaczeniu. Przytoczmy nast?pne, wyrwane Kristinie Sabaliauskait? s?owa drugiego jej bohatera: „…obecnie sam by? przekonany, i? gdzie? obok jest inny, dziwny ?wiat ze swoimi mieszka?cami, którzy z rzadka odwiedzaj? t? stron?…”. Zaiste! Gdzie? obok jest taki ?wiat. Kiedy? wizyty ze? b?d? cz?stsze, przyjdzie przesilenie. M?odzi, nowi Polacy (Litwini – nie tylko) si?gn? i po do Dzie? komentarze. Kiedy? przyjm? podan? r?k?, by lepiej móc rozumie? to, co cho? bardziej ni? dzi? oddalone, to przecie? stanie si? bli?sze. Zrozumialsze, potrzebniejsze. Taki jest przede wszystkim sens moralny opracowywania, wydawania i czytania dzi? pism, których niniejsze noty dotycz?. I zbiorów próz autorów podobnych Mackiewiczowi duchem wolno?ci. Poezji – tak?e. Nieudawany kanon sam si? wytworzy, naturalnym prawem ?ycia, nies?ychan? i przyrodzon? potrzeb? wyparcia gorszej monety przez lepsz?. Gdy? tylko w rejonach autentycznej kultury jest to mo?liwie. Rozpoczynam od deklaracji, któr? by? mo?e powinienem podsumowa? odcinek. Ale na koniec od?o?y?em równie mocne zdania.

*

– „Konflikt si? wyczerpa?, nast?pi? znany zwrot. Stop. Powinien by? spokój”.

*

Potrzebujemy go przez chwil?, bo g?ównie o formie, nie o tre?ci b?dzie wreszcie mowa. A wi?c – ex ovo, od tytu?u ruszmy. Od sentencjonalnej frazy, która w tekstach tworz?cych ksi??k? rok po roku pada. Pierwszy raz – 1928: „W?a?nie?my w pierwsz? por? wybrali ten szlak [Lidzki Trakt – P.Ch.] starodawny, o którym dziadowie naszych pradziadów mawia? pewno zwykli, ?e «najstarsi tego nie pami?taj? ludzie», kto go t?dy wytkn?? i kierunek wskaza?”. Drugi: „O wilkach, jak si? to mówi – «najstarsi ludzie nie pami?taj?» takiej ilo?ci”. Trzeci: „Najstarsi – mówi? – ludzie nie pami?taj? u nas tak surowej zimy, co w roku zesz?ym; «najstarsi ludzie» nie pami?taj? tak ?agodnej, jak dzi?”. Czwarty: „Mówi, ?e najstarsi ludzie nie pami?taj? takich mrozów na wiosn?…”. Je?lim przeoczy? kolejne – ch?tnie og?osz? konkurs z nagrodami.

Artyku? pod tym nag?ówkiem, ten z 1930 roku, mówi o Kaziuku – „O kiermaszu ?w. Kazimierza pisali?my ju? nie raz i nie dwa”, przyzna po dwóch latach. To prawda! Wcze?niej – 1927 i 1929, pó?niej – 1933: „Niedawno by?a taka zima, ?e domy p?ka?y od mrozów, a na ?w. Kazimierza szlichtada jak na Sylwestra”. Wtedy przywo?a najdalszy, zapami?tany – „w 1909 czy 8-ym”. A owa „szlichtada”? To kulig po prostu. Dla odmiany: „Dwa lata temu wyla?a Wilia…”, to w ramach znanych nam narzeka? na klimat. A jak w pozosta?ych tomach, czy tam o s?ynnym jarmarku mowa? Oczywi?cie, tylko w Oknach zatkanych szmatami wyst?pi co najmniej dwukrotnie (Pesymistyczne refleksje z kiermaszu oraz Ciekawa innowacja na „Kaziuku”, 1937). W drugiej kwestii wyzwania nie rzuc?, na pewno co? pomin??em.

Który fragment wybra? z tytu?owego lamentu nad upadkiem Kiermaszu? Mo?e ten: „Taaaak… A bywa?o kiedy? w dzie? ?wi?tego Kazimierza staniesz sobie ko?o Zielonego Mostu i g?ow? zadar?szy spojrzysz tam w gór? pomi?dzy wie?e ?wi?tego Rafa?a, jak dumnie wznosi si? ten ko?ció? nad rzek? Wili?, jakby j? strzeg? przed zgubnym jakim pr?dem, w s?o?cu ca?y wiosennym; spojrzysz ni?ej, a? tu jakby dwie inne rzeki ko?o ?wi?tej figury w jedn? si? zlewaj?, rzeki ruchome, ?ywe, rzeki ludzi i koni, pieszych i furmanek. Jedna ci?gnie tam z Wi?komierza, Szyrwint, Mejszago?y, druga hen spod Giedroj?, Prozorok, Rzeszy. Wi?komiersk? i Kalwaryjsk? ulicami razem na most wal? ?adowne towarem. A nad tob? niebo radosne, b??kitne a? serce skacze. – Ech! bywa?o, bywa?o! I komu dzi? o tym powiesz jak kiedy? bywa?o”. Lament? „A przecie? bywa?o… – «Co pan tu mnie ci?gle tym ‘bywa?o, bywa?o’ g?owa durzysz! – powied? wolej co b?dzi?» Ha…”. Nie zajmiemy si? jednak regionalnym j?zykiem tak trafnie i z polotem obecnym w tych tekstach.

Zwrócimy uwag? na cz?stsz? ni? „najstarsi…” mantr?. Nazwijmy j?: „Nie jestem specjalist?”. Sz?o to tak:

Na architekturze si? nie znam”, 1933.

Na muzyce si? nie znam, mo?e dlatego przepadam za operetk?”, 1933.

Nie znam si? na malarstwie. Mo?e dlatego nie lubi? oleodruków” („Nie wiem, dlaczego tak ma?o maluje si? u nas pi?knych krajobrazów”), 1933.

Nie znam si? na architekturze…” (powtórzy w 1935-ym). Ale tak?e:

Nie jestem ekonomist?…”, 1932.

Nie jestem specjalist? od historii, ani historii sztuki, ani etnografem…”, 1936.

Nie jestem krytykiem artystycznym i nie mam aspiracji do fachowo?ci oceny dzie? sztuki plastycznej…”, 1936.

Natomiast: „Sam kiedy? by?em przyrodnikiem…”, 1936. Oczywi?cie, kto? móg?by orzec, ?e tylko wy?awiamy nieuchronn? ?urnalisty ?atwizn? (powtórzmy: „Rozpowszechniony jest bardzo typ dziennikarza, który reaguje na rzeczy naj?atwiejsze”), gdy? niepowtarzaln? okazj? daje zbiór artyku?ów, których nikt nigdy nie czyta? po?o?onych tak blisko, dobranych tematem i tembrem. Nikt w innych warunkach by tego nie widzia?… Czy nied?wiedzi? przys?ug? ukochanemu autorowi gotuj? Nina Karsov i Micha? B?kowski? Nie popadajmy w naiwniacki ton, oczywi?cie – nie! Nie takich wra?e? tu moc uderzy. Tu znajdziemy kolejny tytu?, czy ?ródtytytu? do naszego arsena?u: Kiedy? by?em przyrodnikiem. Nie wykorzystamy go w funkcji do której stworzony, zbyt du?o zarejestrowanych, zgrabnych afiszy czeka. Pójdziemy tropem pozytywnej deklaracji. W nieznanym odczycie, tym przed?o?onym w 35. tomie (motto numer dwa z niego wzi?te), przeczytamy pasuj?cy tu jak ula? passus.

Mackiewicz deklaruje w 1963 roku: „Nie ma takiej nauki: literatura. Jest wprawdzie tak zwana: historia literatury…”. A ka?da historia to fakty (w li?cie do Micha?a K. Pawlikowskiego, w tym samym roku, rozwinie w?tek: „Historia to koniec ko?ców psychologia, psychologia b. trudna, bo maj?ca do czynienia ze ?wiadomo?ci? i pod?wiadomo?ci? roju ludzkiego. Przeto historia i nauka historii rz?dz? si? wszystkim, z wyj?tkiem rozs?dku…”). Ta „literatury” – „…jakie? fakty … zawiera? ?e taki-to pisarz urodzi? si? w tym roku, umar? w innym, ?e napisa? to i owo. To prawda. Wszelkie jednak wywody filozoficzne, co my?la?, gdy o tym pisa?, te wszystkie rzekomo ukryte przed okiem laika sensy i warto?ci duchowe, to wszystko s? mniej lub wi?cej utarte konwenanse, spekulacja s?owna, subiektywizm ocen post factum, przysypany onie?mielaj?c? s?uchaczy erudycj?. Dlatego od dziecka nie znosi?em literatury…”. To ju? znamy, lecz zmierzamy do puenty: „A wtedy, gdy musia?em si? jej uczy? w szkole, nic a nic nie rozumia?em. Id?c tedy na uniwersytet wybra?em przyrod?, ?ci?le zoologi?, ekologi?, nauk? o ?yciu zwierz?t i ptaków”. Dlatego zrekapituluje w 1949 roku: „Nauk? o literaturze i krytyk? literack? w jej do-dzisiejszej formie, traktowa?em od lat szkolnych jako najnudniejsz? pod s?o?cem” (w tomie Nie wychyla? si?!)”.


Zapoznałem się z Polityką Prywatności danych osobowych i wyrażam zgodę na ich przetwarzanie

*

Ju? wida? matni?. Zbli?a si?, idzie ku nam. Wszystkie oczy zbieg?y si? w matni”.

*

Ale tutaj to nie gradacja nadchodz?cej dziejowej tragedii… Jest dopiero 1935 rok. Przyznam, ?e nie wiedzia?em, i? „matnia” to rybackie s?owo. A ona: „Pusta. Kilka okoni, troch? p?otek, par? szczupaków, które rzuci? trzeba z powrotem, bo za ma?e. Du?o zielska i trawy». We wcze?niejszym zdaniu – zapowied? akcji na jeziorze Galwe pod Trokami, skromni miejscowi sukcesorzy zawodu aposto?ów: „Bior? jedn? to?”. I ja wezm? jedn?: stylu, j?zyka, nastroju, opisu miniatury. A ile? tu skrywa si? jeszcze rybackiego s?ownictwa: „podw?oki, miero?e, bucze”, „niewód zimowy” i ogólnie – „niewody”. Czy zna? Mackiewicz ich znaczenie, czy nabyt? profesjonalnym chy?kiem precyzj? g?uszy czytelnika? A nied?ugo ju? nomenklatura ?owiecka goni, có? za j?drna polszczyzna! Cytuje Micha?a K. Pawlikowskiego: „pierwsza porosza” i „wo? bahunu”. Niczym awanturnicze powie?ci.

Nie tylko pojedyncze poj?cia, nie tylko wyrazy uk?ada w gotowe do wyt?uszczenia wersy. Buduje strofy. Tak? na przyk?ad: „Z Waszety szed? ku go?ci?cowi g?sty tuman, z Waszety sz?y dymy spalonych torfów, ci?gn??o wilgoci?, zapachem zgni?ego siana i spalenizny. Du?o drogi trzeba nam by?o na?o?y?, by stan?? u wrót niejako Laudy. Jak rozczochrana g?owa dziecka widnia?a z daleka góra Sici?skiego. Upita”, 1932. Czy? nie Sienkiewiczowsko rodzi si? ten akapit?! Upita: „Góra, na której sta? zamek Sici?skiego, otoczona rych?ym trz?sawiskiem, zwanym Waszet?… […] ?rodek, bezpa?ski i gro?ny, szumia? latami nie koszon? traw?, dziwnymi chwastami, tajemniczymi zio?y”. Nawias: Gdy si? od dwudziestu lat czyta g?ównie dawn? pras?, to si? jej stylem chyba przesi?ka? Oczywi?cie z?o?liwiec i zazdro?nik stwierdzi, ?e to nie „dawna prasa”, tylko „stare gazety”. Prawda, ?e brzmi gorzej?

Ch?on? jednak krusz?ce si? strony; i tak dobrze, ?e niekiedy teraz w ksi??k? spi?te. – „Poczekawszy, wszystko zby? si? mo?e. Kto z Panów nie uwierzy, ?e za lat sto lata? b?dziemy na ksi??yc?” – docieka w 1932 roku. Czy b?dziemy stawia? zarzut, ?e nie tylko w tym miejscu bierze jedn? p?e? za odbiorc?? A przecie? i kobiety wspó?tworzy?y „S?owo”. W tym dwie „jego” kobiety. Podobnie – w symulowanym rok pó?niej Ataku gazowym na Wilno – o?wiadczy: „Kto s?u?y? w wojsku, ?atwo zrozumie, a panie niech s?uchaj? uwa?nie…” – o manewrach prawi. Skoro o damach mowa, spójrzmy na widoczek z poci?gu – Dyneburg do Kowna: „Maman i jej córeczka przy masie pakunków i dwóch spoconych tragarzy, maj? co? w sobie ze starej histoire powrotu z Warszawy do maj?tku”. Dalej: „M?oda pani zdejmuje lekki p?aszcz i przez zbyt w?sk?, na jej silnych biodrach, spódnic?, odznaczaj? si? sprz?czki od podwi?zek. Wysiada zreszt? w Rakiszkach…”. Czytam, a sprz?czki wrzynaj? si? w oczy.

Po prostu: ?adne i nowoczesne. Chcia?bym opowiedzie? kiedy? wi?cej o tej prozie. Dlaczego j? ?y?kami jem i dlaczego zawsze przynajmniej jedn? s?odk? chochelk? ze s?oika ka?dego z tekstów udaje si? wybra?. Ju? wodzi?em gotowymi, wzi?tym st?d winietami – To? jezior i nieba, a przed chwil? Pusta matnia dosz?a. Ju? wywo?ywa?em Ferdynanda Ruszczyca ze spotkania w lidzkim Towarzystwie Wiedzy Wojskowej, gdy namawia – „przypatrzmy si? Wilnu, które skupi?o w sobie i zachowa?o promienie wielowiekowego artyzmu”, a przecie? „s?dzimy o bogactwie wed?ug resztek”. W 1922 roku, ?e to gruzy tylko, wida? tym realniej: „S?d?my wi?c o bogactwie g??bin przesz?o?ci wed?ug wyrzuconych na brzeg muszel–fragmentów”. I znów pe?nosprawny tytu?: Muszle na brzegu. Czy lepiej: Krzty muszel na brzegu? Gdy w pó?niejszej wypowiedzi malarza znajdziemy spostrze?enie: „Miejsce zacz??o porasta? miastem”, od razu rodzi si? przedni inicja? o Wilnie: Miejsce pokryte miastem (wrócimy w to miejsce na po?egnanie). Albo: Zimna powaga jedliny… A to – dopiero zaraz.

Uwaga, uwaga! Zn?kany obowi?zkiem lektury (wszystkie pomin??em w Nad Niemnem onegdaj) nast?pi „opis przyrody”. Wspomniany dwukrotnie Trakt Lidzki: „W s?o?cu sk?pana od nik?ej trawki po wierzcho?ki drzew le?a?a ziemia przed nami; cicha, bezwietrzna pogoda. Gdzie si? osta?y dwurz?dne brzozy przydro?ne, tam oczu od nich dos?ownie oderwa? nie by?o sposobu. Kolorowe krasawice mieni?ce si? wszystkimi odcieniami barw. I nie masz takiego dwurz?dnego szpaleru nigdzie na ca?ym ?wiecie jak u nas! Pola zebrane, puste, przeto bardziej przestrzenne i wzrok po nich b??dzi bez ?adnej ju? przeszkody. Z daleka widniej?ce grzebienie ?wierków, zbieg?y si? nagle przy drodze i otoczy?y nas zimn? powag? jedliny. Powia?o z g??bin ch?odem jesiennej wilgoci. Zapach?o mokrym mchem i borówkami. Poci?gn??y si? lasy”. Fragment przyku? uwag? ledwie przy drugim czytaniu (no dobrze! – dalszym, rzetelnym przejrzeniu…). Wcze?niej „niegramatyczne” s?owo zamigota?o i zgas?o. Dobrze, ?e wróci?em. 

Jaki motyw nazwiemy Wykresy i sedesy, lub „Józef ponury”? Onegdaj (tu w tradycyjnym, nie wspó?czesnym znaczeniu pi?kna skamielina), wi?c – przedwczoraj pyta?a mnie kole?anka, czy o poczuciu humoru Mackiewicza pisa?em? Czy ?ni?o jej si?? Wy?ni?a! Kto Flirt z operetk? przeczyta – w?tpliwo?ci zgubi. Sk?d „Józef ponury”? O – jak sam przyzna? – „?artobliwej” odpowiedzi, czy mu si? Zakopane podoba („– Czuj? si? tu jak na Wile?szczy?nie, bo wsz?dzie widz? styl zakopia?ski!”) znalaz?a si? wzmianka w pierwszym epizodzie. Tam?e zach?ta do poznania tyrady o prymacie ojczystej ziemi nad Tatrami. Tu o wy?szo?ci nad Ba?tykiem: „Ju? wi?cej nad to morze nie pojad?!”. Co zrobi? – „ca?y si? zwin? w chwoje naszych lasów, opala? si? b?d? w piaskach ora?skich, k?pa? w Wilii czy Mereczance, ?eglowa? duszegubk? rodzinn?, je?dzi? ka?amaszk? i b?d? czeka?…”. To wszak?e wyimek z Bulbina z jednosielca i, przyznamy, ?e ?al z przepa?ci inwestycji w Gdyni i Wilnie wyra?a.

Ale… Sk?d „sedesy”? O „Jarmarku Poleskim”, 1937: „Wile?ska Izba Przemys?owo-Handlowa zajmuje najwi?ksze na Targach stoisko. Te? same próbki i wykresy. Tak, wykresy i sedesy. Przemys? dyktowy na Polesiu wyrabia wspania?e sedesy klozetowe…”. Do plejady tytu?ów do??czy jeszcze jeden, a kolejny u?miech wywo?a k??liwa uwaga o miejskim konserwatorze zabytków i przyrody (w sprawie planowanej regulacji Wilenki): „Wówczas jeszcze pan Piwocki o tym nie wiedzia?, tak mi o?wiadczy?, a zatem zrozumia?e jest, ?e nic my?le? nie móg?”. Odmienne, krótsze plany: „Stan??a w progu te? córka, panna dorodna, ale wida? w staropanie?stwie troch? wi?dn?ca”, inna „Pani… jest zalotna na swe lata troch? ju? dojrza?e…”. A we dworze na kowie?skiej Litwie: „Dzieci, kilka pa? i j?zyk niemiecki: nieprzyjemna sytuacja, w której si? najcz??ciej bon? bierze za pani? domu i odwrotnie”. Angielka – wspó?uczestniczka dziennikarskiej ekskursji do Estonii to figura permanently komiczna (ci?gle „yes, yes” powtarza i kiwa g?ówk? ta córa Albionu). Nie u?atwi? uczty wyskubaniem wszystkich rodzynek. Na pewno nie z zakalca.

By si? podda? powiewom egzotyki Po?udnia odwied?my wielki kongres cyga?ski (rumu?ska Bukowina). W 1934 roku, „wedle utartego kunsztu demokratycznych czasów, z przewodnicz?cym, wice-, sekretarzem, g?osowaniem, komisj? skrutacyjn? i temu podobnymi rekwizytami powojennej równo?ci. […] –  Nie b?dziemy uprawia? ?adnej polityki!… – wo?a mówca. Jakkolwiek nikt na sali nie rozumie, co znaczy «uprawia? polityk?», wszyscy bij? brawo. Co by by?o, gdyby przewodnicz?cy zebrania zawo?a?: nie b?dziemy kra??! Niew?tpliwie da?by przez to has?o do rozlicznych zapatrywa? i po?o?y? fundament pod pierwsze stronnictwa” (w tomie Wrzaski i bomby). Takim to wprawkom oddawa? si? w codziennej, koniec ko?ców, prasie. A – „…p?czki na iwach i gruby wa?”? Si?? wywleczone s?owa, sprawd? sam Czytelniku z jakiej pochodz? otoczki. Strona sze??set jedena?cie, w trzydziestym ósmym roku. Ponury?

 

*

Nikt tego nie sprawdzi?, ale tak ludzie gadaj?”.

*

Dwie sylwy. Pierwsza – Józef Mackiewicz do Mieczys?awa Grydzewskiego, 16 marca 1956: „Wci?? nie mog? si? pozby? maniery opracowania ka?dego zdania i wydobycia efektów literackich, jakie ja osobi?cie uwa?am za s?uszne. Poczucie, ?e [tekst – P.Ch.] zostanie przerobiony, odbiera ch?? pisania, albo te? wp?ywa na lekcewa??cy stosunek do w?asnej twórczo?ci. A ostatecznie honorarium nie pokrywa tego rodzaju pracy. Niektóre poprawki Pana, w niektórych artyku?ach, s? lepsze ni? w moim oryginale, ale nawet i w takim wypadku wol? pozosta? sob?”. Nie on jeden wadzi? si? na tle tym z pedantycznym, genialnym redaktorem, ?adna to zreszt? pociecha. Wraca do sprawy 18 lipca 1957, gdy 55-latek musi wyja?ni?: „W tym roku mija 35 lat odk?d zacz??em pisa?; jestem autorem sporej wi?zanki ksi??ek; mam siwe w?osy. A moje artyku?y s? poprawiane jak wypracowania w I-szej gimnazjalnej”. ?wiadomy to autor, na wielu poziomach: „Jasno, ?e mnie wi?cej zale?y na pisaniu do «Wiadomo?ci» ni? Panu na drukowaniu moich utworów. Ale to mnie deprymuje po prostu psychicznie”.

Jak?e czasem bliski ten ból! Pami?taj?c oczywi?cie o ra??cych proporcjach. Niemniej i ja docieram do obu rocznic skromnym sta?em. Dzi? cz??ciej pragn??oby si? starannej redakcji – o korekcie nie wspomn?. Zdarzy?o si? jednak nagle po 35 latach znowu poczu? uczniakiem. Nie Grydzewski poprawia?. Mackiewicz zastrzeg? w przypadku jednego z materia?ów: „Poniewa? jest raczej kontrowersyjny, wi?c nie chcia?bym si? pozbawia? ?adnego z argumentów w nim zawartych i dlatego nie my?l? o jego skróceniu” (cytaty z korespondencji: J. Mackiewicz, B. Toporska, Listy do Redaktorów „Wiadomo?ci”). To druga nie?miertelna bol?czka. Od czasu predominacji internetu problem jakby mniej aktualny. Cho? mówi?o si? „papier wszystko zniesie” (w sensie tre?ci), to o sieci dopiero mo?na powiedzie?, ?e „wszystko zmie?ci”.

W tym momencie u?wiadomi?em sobie, ?e obszerne notatki i wypisy, które sporz?dzam z ukazuj?cych si? ostatnio Dzie? i z dawniejszych prac, do których powracam, maj? nie tylko charakter – powiedzmy – „wewn?trzny”. „Wsobny”, dotycz?cy tylko tematyki twórczo?ci pisarza. Nast?pnym krokiem jest wykrocznie poza wielki, lecz przecie? zamkni?ty kr?g pyta? i problemów, dokonanie kroku, na którym – zak?adam – musia?o Mackiewiczowi zale?e?. Mam na my?li wykorzystanie jego refleksji w innych rejonach prac badawczych i publicystycznych. W mym przypadku w najbli?szej (i problematyce Mackiewiczowskiej, i warsztatowo podj?tej) ksi??ce Pandora versus Londy?czyk – o dyskusji Adama Pragiera i Juliusza Mieroszewskiego. Zostawi te? bohater mocny ?lad w zbiorze zawieraj?cym rozwa?ania o literaturze emigracyjnej i krajowej – Szczegó?y fasady g?ównej.

Dwie sylwy. Druga – chcia?bym tak umie? spojrze?, z tej wysoko?ci: „Z tej wysoko?ci, kraina naszego pojezierza, ko?o granicy ?otewskiej, wygl?da jak ziemia po wielkim deszczu, kiedy to wsz?dzie stoj? ka?u?e”. Dziwnie silnie te ka?u?e ka?? si? kojarzy? z „plamami atramentu” z Silva rerum III Kristiny Sabaliauskait?: „…teraz wszystko wygl?da?o inaczej, wszystko by?o bia?e i go?e, pola pod ?niegiem, bia?e jak kartki papieru, gdzieniegdzie usiane czarnymi, nagimi drzewami, niby plamy atramentu – wszystko pozostawa?o obumar?e i ciche, tylko ?nieg skrzypia? pod ko?skimi kopytami…”.  Ale i z granatowymi jeziorkami „w obr?czy sitowia jeszcze ?ó?tego”. Czy s?owa to Krystyny, czy Józefa? Pogubiony przez chwil? w licznych notatkach – nie wiem. Czy dlatego zbiegn? si?, ?e równocze?nie, i ?wie?o po wyprawie na Wile?szczyzn? czytane?

Trzeci tom historycznej sagi o rodzie Narwojszów pióra dzisiejszej Litwinki przywodzi na my?l tak?e dwie wyrwy. Nie tylko t? w postaci braku powszechnej pami?ci dotycz?cej tytu?u, który tak ?ci?le ju? powinien nale?e? –  z??czony w jednym tyglu od Wilna po Londyn – z konkretnym, klasycznym dzie?em, eseistyk? Mieczys?awa Grydzewskiego. Kiedy indziej wska?? wyra?niej t? oczywist? luk?. To wszak nie jedyny brak ci?g?o?ci i „jedni”. W j?zyku, w duchu dróg i miejsc opisywanych przez Sabaliauskait? nie czujemy kontaktu z… tradycj? literack?, siln? i bogat?. Tradycj? litewsk? w polszczy?nie – nie tylko romantyków mamy tu w zasi?gu. Niech cho?by w?a?nie panoramy Józefa Mackiewicza. Ale gdzie przyjaciel i korespondent Micha? K. Pawlikowski? Gdzie Florian Czarnyszewicz, Franciszek Wys?ouch? Gdzie kanon dziedzictwa sprzed 1939 roku? Nawet szkolny – niechby Nad Niemnem, Pan Tadeusz? Instynktownego z?ycia si? z nimi, gdy czytam – tak ciekawe! – „nowe” Silva rerum nie poczu?em… Dobrze to, czy ?le? Czy koszt nieunikniony, czy mankament do naprawy? Mo?e nadejdzie czas na powtórne zlepienie w ca?o?? – tak?e w s?owie?

Dlaczego jednak niezwyk?a tetralogia z tak wielkim trudem i opó?nieniem ukazuje si? w polskim t?umaczeniu? Pierwsza cz??? – orygina? w 2008 roku, u nas – 2015. Druga – 2011 i 2018, trzecia – 2014 i 2021. Czwarta wysz?a drukiem w 2016 roku i powsta?a uzasadniona obawa, ?e kto?, gdzie? zaprogramowa? wieczne siedem lat po?lizgu… Wysz?a po polsku w grudniu 2022… A nowe powie?ci zdolnej Krystyny? Dwutomowa o Marcie Skowro?skiej, ?onie cara Piotra, z 2019 roku? (Czy „litewskie”, czy „polskie” mia?a bohaterka korzenie – nie b?d? si? spiera?). Zastanawiaj?ce opó?nienia – ze wzgl?du na temat, na blisko??, na form?. Wreszcie – na mod? i zadekretowany czasu duch. Dlaczego nie powsta? jeszcze w koprodukcji z s?siadami serial na bazie Silvy (stworzona jest do niego idealnie)?

Z drugiej strony – jak odmalowa? literacko wieki XVII i XVIII w Wielkim Ksi?stwie bez odruchowego dost?pu do przebogatego t?a Litwy opowiedzianej po polsku? Jak granatowe jeziorka szkicowa?? Nie pierwszy to ich portret, d?uga i staro?ytna galeria pejza?y. Wspólna tradycja. – Cho? dla Kristiny Sabaliauskait? mo?e ona „… wygl?da?a niezwykle wspaniale, tylko nieprawdziwie…”?. Ka?dy fa?sz ostatecznie sp?ynie z autentycznego majestatu.


Wspieram dobrą publicystykę

75% ( 3000 / 4000 zł )
Wspieram!

*

– „W polityce nie wolno liczy? na przyja?? osobist?. Ale puszcza jest wielka

*

…Wyj?te z kontekstu, ale jakie? s?siedztwo tych zda?! (z tomu Wrzaski i bomby).  ??cz? zarazem przemy?lnie trzeci w?tek refleksji z ich podsumowaniem. Dariusz Rohnka w internetowej dyskusji na ?amach witryny „Wydawnictwo Podziemne” o tek?cie Micha?a B?kowskiego, 24 kwietnia 2022: „Zdaje mi si?, ?e zdecydowana wi?kszo?? (je?li nie wszyscy) peereelowscy mackiewiczolodzy (zajmuj?cy si? jego publicystyk?) maj? powa?ny problem z jego postaw? ?wiatopogl?dow? i stanowiskiem politycznym w odniesieniu do zjawisk oko?o okr?g?osto?owych”. Micha? B?kowski dopowie: „Oby?my zdo?ali ochroni? Mackiewicza przed nijako?ci? t?umu”.

Czy mo?na ignorowa? opinie twórcy kilkunastu wyborów nowel i artyku?ów, bibliografii, jednej z najciekawszych prac krytycznych o ich autorze, najbli?szego wspó?pracownika wydawcy – Niny Karsov – oraz drugiego dog??bnego znawcy, tak?e z wa?n? ksi??k? na koncie? A g?usi zda si? pozostaj? „peereelowscy mackiewiczolodzy”, jak profesor, co dekad? w PZPR s?u?y?, a teraz o najradykalniejszym antykomuni?cie z min? konesera rezonuje. Musi nast?pi? przecie? nowe odczytanie tego dorobku. Przez pokolenia m?odsze ni? W?odzimierz Bolecki, czy Jan Zieli?ski (rówie?nicy – 1952 i o ?adnym z nich nie my?la?em w zdaniu powy?ej). Czy si? mylili? Albo powiedzmy delikatniej – rozumieli inaczej? Czy?by?my czytali ich dotychczas tak, jak w du?ej mierze pisarza – równie? nie rozumiej?c, gubi?c najwa?niejsze?

A mo?e studiuj?c ich wik?ali?my si? podwójnie? Nie rozdzierajmy szat – podobna dekonstrukcja to normalny proces w recepcji tekstów klasycznych. Czyli – ponadczasowych, ale jednocze?nie tak silnie zwi?zanych z naszym „dzi?”. Moje pokolenie – to, które nie mia?o szansy zrozumie? Mackiewicza w latach osiemdziesi?tych, ale mog?o strzela? do komunistów gdyby zrozumia?o – milcza?o pó?niej. Lub za ma?o wnios?o. Mo?e wypowiedz? si? nast?pne? Weryfikacja osi?gni?? merytorycznych dotychczasowych najbardziej prominentnych mackiewiczologów jest potrzebna. Podobnie jak lwiej cz??ci badaczy literatury polskiej XX wieku. A jednocze?nie: „Tyle tych jezior! Chyba wi?cej wody ni? l?du. Có? za dziwne kszta?ty posiadaj? brzegi. Esy-floresy, zatoki, wyspy. ?mieszne to jest. Ze wschodu idzie chmura burzowa”. Z?owieszcze (bezwiednie?) to ostatnie, z 1936 roku, zdanie. – To ostatnie zdanie.

Mackiewicz, Najstarsi tego nie pami?taj? ludzie, wyboru artyku?ów i felietonów z lat 1924–1940 dokona? Micha? B?kowski, opracowa?a i przypisami opatrzy?a Nina Karsov, J. Mackiewicz, Dzie?a, t. 33, Kontra, Londyn 2021. Przytoczone cytaty, o ile nie podano inaczej, pochodz? z powy?szej ksi??ki, a ka?de pogrubienie – od autora artyku?u.

DALEJ – ZAMKN?? JU? CHCEMY O 31. TOMIE ROZWA?ANIA, A STANIE SI? TO W APENDYKSIE pt. Prowizoryczna ciemno?? lub Wilna obydwie matki.




Tekst powsta? w ramach projektu: „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolno?ci Centrum Rozwoju Spo?ecze?stwa Obywatelskiego.

Paweł Chojnacki
Paweł Chojnacki
(1968) dr filozofii w zakresie historii społecznej (UCL), magister historii (UJ), zatrudniony w Biurze Badań Historycznych IPN w Krakowie, współpracownik Instytutu Historii PAN. Opublikował m.in. biografię Reemigrejtan. KIEDY ZYGMUNT NOWAKOWSKI WRÓCI WRESZCIE DO KRAKOWA?! (Kraków 2019). Także eseista, krytyk i polemista, od 1989 roku członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich (SDP).

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!