„Czas jest zawsze przejściowy, a chaos jest w nas”. Kaczmarski wciąż aktualny

Grafika: Julia Tworogowska

30 lat temu zosta?a wydana Wojna postu z karnawa?em. To poetycki reporta? z czasów przej?ciowych, w których Jacek Kaczmarski poszukiwa? nowej, artystycznej i duchowej drogi. Cho? czasy s? inne, to jakby takie same. Nieustannie wchodzimy w rol? synów marnotrawnych i astrologów, poszukujemy w?asnej partii potworków, wypatruj?c na horyzoncie nowych Lutrów i Cromwellów.

Pozorna nuda

Postnowoczesno??, pó?na nowoczesno??, nowe ?redniowiecze, metamodernizm, epoka post-pisma, koniec globalizacji, koniec ko?ca historii. Co chwila s?ycha? nowego proroka ubieraj?cego w s?owa nasze czasy, coraz cz??ciej debaty, jakie te proroctwa wywo?uj?, wiej? nud?.

A mo?e „czasy s? zawsze przej?ciowe, a chaos jest w nas”, jak wykrzykuje do t?umu stoj?cy na wysokiej wie?y astrolog z wiersza Jacka Kaczmarskiego? Gdy s?ucham Wojny postu z karnawa?em, programu napisanego przez Kaczmarskiego dok?adnie 30 lat temu, czuj? rosn?cy niepokój. Mam wra?enie, ?e w kulturze dzi? „zgrzyta ?y?wa, trzeszczy przysz?a kra… Frajda trwa”, jak ?piewa swoj? charakterystyczn? chrypk? Przemys?aw Gintrowski w „Pejza?u zimowym”.

Inspiracj? do napisania tej pie?ni by? obraz Petera Bruegla Starszego o tym samym tytule. Zach?cony przez Kaczmarskiego i ja patrz? teraz na ten z pozoru zwyczajny pejza?. Nic si? nie dzieje. Niderlandzka wioska pokryta ?niegiem, dzieci zasuwaj? na ?y?wach, zmarzni?te ptaki wysiaduj? na nagich drzewach. Po chwili jednak ?atwo spostrzec, ?e lód na ?rodku rzeki jest niebezpiecznie cienki, kruki s? nienaturalnie du?e, a pu?apka zastawiona na wróble dziwnie koresponduje z kolorowym t?umem, który zupe?nie nie?wiadomy zagro?enia bawi si? w najlepsze. Najbardziej przera?aj?ce jest odkrycie, ?e to co ogl?damy tylko z pozoru jest normalne, zwyk?e i ?e to tam kryje si? prawdziwe, cho? jeszcze niedostrzegalne, niebezpiecze?stwo.

Taki by? cel Wojny postu z karnawa?em – Kaczmarski chcia? by? na pocz?tku lat 90. jak kruk z „Pejza?u zimowego” Bruegla, chcia? wnikliwiej od innych patrze? na czasy przej?ciowe, sygnalizowa? zagro?enia w momencie, w którym reszta by?a poch?oni?ta codzienno?ci? i nowymi mo?liwo?ciami. Taka postawa wobec tzw. mi?dzyczasu wydaje mi si? inspiruj?ca równie? i dzisiaj.

Na czele pycha pod??? z ta?cz?c? latarni?

Materia? nagrany przez trio Kaczmarski-Gintrowski-?api?ski w styczniu i lutym 1993 r. w wielu miejscach nie traci na aktualno?ci. Trudno jednak doszukiwa? si? w tych 23 utworach jakiej? jednej, spójnej opowie?ci. Liczba tematów i kontekstów, których u?ywa w swoich tekstach Kaczmarski, mo?e by? dla wspó?czesnego ucha przyt?aczaj?ca.

Z dzisiejszej perspektywy moj? uwag? zwracaj? przede wszystkim te wiersze, które oddaj? pokusy duchowe, jakie czyhaj? na ludzi ?yj?cych w czasach przej?ciowych –„Ja”, „Syn marnotrawny”, „Astrolog”, „Marcin Luter”, „Cromwell”. Wszystkie te duchowe postawy ??czy jedno – przejawiaj?ca si? pod ró?nymi postaciami pycha.

Na ten klucz interpretacyjny wpad?em podczas s?uchania „Siedmiu grzechów g?ównych”. Refren zaczyna si? tak:

„A nas wiedzie siedem demonów, co nami si? karmi?:
Na czele pycha pod??? z ta?cz?c? latarni?…”

Ko?ció? utrzymuje, ?e grzechy maj? si?? niszcz?c? i w destrukcyjny sposób wp?ywaj? nie tylko na jednostki, ale i struktury spo?eczne. W utworze Kaczmarskiego my?l ta wydaje si? odwrócona – grzechy s? prawdziwym motorem nap?dowym dziejów. Za ich przyczyn? nie tylko gin?, ale i powstaj? kultury i imperia.

Nie bez powodu Ko?ció? pych? otwiera katalog siedmiu grzechów g?ównych. Pycha jest bardziej sposobem postrzegania rzeczywisto?ci ni? jednorazowym aktem. Okre?la samolubne nastawienie wobec ?ycia, po?rednio uczestniczy w ka?dym grzechu. Objawia si? wi?c w bardzo ró?ny sposób. Jest, jak u Kaczmarskiego, latarni?, w ?wietle której mo?na zobaczy? inne przewiny. Oczy pysza?ka widz? zniekszta?con? rzeczywisto??. Jest przekonany, ?e wszystko zale?y od niego, a tymczasem skutki jego u?omno?ci stanowi? prawdziwy ?er dla demonów, którym da? si? uwie??.


Zapoznałem się z Polityką Prywatności danych osobowych i wyrażam zgodę na ich przetwarzanie


„Ja”, czyli kult bycia ofiar?

Rywalizacja w konkurencji na najbardziej prze?ladowan? mniejszo?? to ulubiony sport ludzi Zachodu. Kobiety, czarnoskórzy, geje; osoby niebinarne, transseksualne, niskoros?e. Podzia?y te jednak nie s? oczywiste, dziwnie np. ogl?da? dyskursywn? walk? na ?mier? i ?ycie mi?dzy osobami identyfikuj?cymi si? z kolejnymi literkami wiadomego akronimu. W rol? prze?ladowanej mniejszo?ci wchodz? dzi? w?a?ciwie wszyscy – ??cznie z bia?ymi, heteroseksualnymi konserwatystami prze?ladowanymi przez „wielkie si?y rewolucyjnego lewactwa”. Prawdziwy kult bycia ofiar? i budowanie wokó? niego ma?ego ko?cio?a gor?cych wyznawców – to wszystko przebiega mi przed oczami, gdy s?ucham utworu „Ja”.

Podmiot liryczny to posta? podobna do Quasimoda z Victora Hugo lub Efialtesa z „300” Zacka Snydera. Wyrzuca w pierwszej cz??ci wiersza milcz?cej wi?kszo?ci – „Bóg mnie spartaczy?, jam wyrzut sumienia”. Nie daje jednak za wygran?, nie chowa si? przed ?wiatem, manifestuje swoj? odmienno?? i „wpe?za w dostojne zgromadzenia, gdzie racj? bytu jest bezkarne my”; krzyczy „to co mi Bóg da? zamiast zwyk?ych nóg wokó? pó?miska bezwstydnie owijam”.

Nie wystarcza mu jednak rola wyrzutu sumienia wi?kszo?ci. Jedyne co ma to w?asne „ja”, które pragnie wyzwoli? si? z samotno?ci i marginesu. W ko?cu, solidnie wyt??aj?ce si? gard?o Gintrowskiego, wykrzykuje refren:

Nie jestem sam. Odmiennych nas jest w bród
Wci?? otorbionych wstr?tem i respektem
Bóg da? z kalectwem pokus? nam i g?ód
By si? zwi?za? w pokr?conych sekt?
Partia Potworków. Rz?d zatrutej krwi
Ach có? za ulga unormalni? skazy
Nakaz szacunku, a nie gest odrazy
Wystarczy ja ja ja zmieni? w my

To pierwszy rodzaj pychy, która powstaje z poczucia ni?szo?ci i resentymentu. Cz?owiek odmienny od wi?kszo?ci (wyimaginowanej lub realnej), zazdrosny o jej status dawcy norm i regu?, pragnie dowarto?ciowania swojej wyj?tkowo?ci kosztem ca?ego ?wiata stworzonego przez tych, którzy uznawani s? przez niego za „innych-normalnych”. Z tego co nieakceptowalne czyni ?wi?to??, powo?uj?c dzi?ki podobnym sobie „nowe my” – wspólnot? wykluczonych. Co wi?cej, domaga si?, aby „nowe my” zyska?o status ?wi?tych ofiar.

Pozwala to na zmian? pozycji wobec wi?kszo?ci – „nakaz szacunku, a nie gest odrazy”. Nie liczy si? tutaj rozum ani trze?wy os?d regu? moralnych. Jedyne co ma znaczenie, to „mojszo?? lub twojszo??”, lec?c Koterskim. Pycha zrodzona z poczucia mniejszo?ci t?pi wzrok, rzeczywisto?? staje si? zniekszta?cona. Wszystko daje si? wyt?umaczy? przez wielki kwantyfikator „wspólnoty wykluczonych”.


PRZECZYTAJ TAK?E:

MACIEJEWSKI: W tym kr?gu plama krwawa

KOCZAJ SChr: Egzorcy?ci martyrologii w dobie kultu cierpie?


Czas mo?liwo?ci wszelakich ostatnio nam nasta?

W przypowie?ci o synu marnotrawnym zawsze zwraca si? uwag? na dwa momenty: naiwno?? syna oraz dobro? ojca, który przyjmuje go z powrotem. Klasycznie jest to metafora relacji mi?dzy zbuntowanym cz?owiekiem, a mi?osiernym Bogiem, który kocha ludzko?? w ca?ej jej g?upocie i grzechu.

Kaczmarski w swoim tek?cie podchodzi do postaci syna marnotrawnego zupe?nie inaczej. Nie ma w synu wielkiego entuzjazmu ani wielkiej fascynacji ?wiatem; jest raczej obrzydzenie wszystkim co znane i kojarz?ce si? z domem, jest te? niech?? wobec przyj?cia jakiejkolwiek roli – „Jestem m?ody, jestem nikim, b?d? nikim […] a chy?kiem jak z?odziej o zmroku wymykam si? z miasta […] a chy?kiem przez ?ycie przemykam i dr??, gdy kto? wo?a”.

Cierpieniem syna marnotrawnego jest stan wiecznej tymczasowo?ci, procesu, l?k przed podj?ciem decyzji okre?laj?cej ?ycie. „W?asnym my?lom nie ufa?, ?ycie sobie zbrzydzi?
Ba? si? swojego strachu i wstydu si? wstydzi?” – jak ?piewa w „Janie Kochanowskim” Kaczmarski.

Syn nie wraca do Ojca, aby pokornie wyzna? swoje winy. On wraca, aby w ko?cu odpocz?? „od paniki, co goni go z miejsca na miejsca o g?odzie i ch?odzie”.

Od dawna ?yjemy w kulturze rytualnego zabijania ojców. Nie tylko wszystko co domowe, dawne, tradycyjne jest z?e, ale wszystko, co nie-domowe, nie-dawne, nie-tradycyjne jest dobre. A skoro wszystko jest dobre i to dobre w takim samym stopniu, to nie sposób wybra? tego, co najlepsze dla mnie. Mo?liwo?? i rozwój sta?y si? celami samymi w sobie. Mo?liwo?? uniewa?ni?a ci??ar wyboru – i tak b?dzie opcja, wyj?cie awaryjne. Dogmatycznie nowoczesna postawa uj?ta najzgrabniej w formule „wszystko co sta?e rozp?ywa si? w powietrzu” jest ?ród?em wszechogarniaj?cej paniki i chwytania si? wszystkiego co popadnie.

Jak inaczej t?umaczy? postaw? tych, którzy jeszcze kilka lat temu strzegli bram katolickiej ortodoksji, a dzi? nie tyle pok?adaj? nadziej? w ?wiecie, ale chc? uciec od paniki, która bierze si? z przynale?no?ci do tego z?ego, starego ?wiata, którego Ko?ció? jest emanacj??

Istnieje powszechne przekonanie, ?e to w zewn?trznych, starych strukturach jest problem, a nie we mnie. ?e to ?wiat uniemo?liwia mi szcz??cie, a gdy si? tego ?wiata pozb?d?, wreszcie odnajd? spokój. To równie? rodzaj pychy, która ka?e ucieka? nie przed ?wiatem, ale przed samym sob?. A? do momentu, gdy

Padam z nóg i czuj? r?ce na ramionach
Do nóg czyich? schylam g?ow?, jak pod topór
Moje stopy poranione ?wiec? w mroku
Lecz panika, nie wiem sk?d, wiem, jest ju? dla mnie sko?czona

Chaos dla wszystkich prócz mnie jest mozaik? tajemn?

Pycha ko?cio?a wykluczonych i pycha synów marnotrawnych nie wyczerpuje listy zagro?e? duchowych opisywanych przez Kaczmarskiego w Wojnie postu z karnawa?em. Ostatnim z nich jest pycha m?drca przedstawiona w „Astrologu”.

Chaos nade mn? i chaos pode mn?
Dla wszystkich prócz mnie jest mozaik? tajemn?
Ukrytych zamiarów, przeznacze? i czarów
Gdy ciemno?? Poch?ania jednako i plebs i Cezarów

Zamkni?ty w wie?y z ko?ci s?oniowej intelektualista patrzy z góry na chaos czasów przej?ciowych. ?yje w przekonaniu, ?e nie jest cz?owiekiem swojej epoki. W?asna m?dro?? daje mu mandat do ferowania jednoznacznych wyroków, pot?piania ludzkiej g?upoty i naiwno?ci. Puenta utworu jest podobna (cho? bardziej drastyczna) do puenty fraszki „Na matematyka” Jana Kochanowskiego. Astrolog zapatrzony we w?asn? przepowiedni? ginie spalony na stosie, „w dok?adnie od zawsze pisanej [mu] chwili”.

Kaczmarskiego do napisania tego tekstu zainspirowa?a grafika Rembrandta „Uczony w swej pracowni (Faust)”. W jednej z wersji historii o s?ynnym uczonym i jego diabelskich przygodach zanim dojdzie do spotkania Fausta z Mefistofelesem w jego gabinecie pojawia si? anio? ostrzegaj?cy przed podpisaniem cyrografu. W?a?nie t? scen? widzimy na grafice. Faust spogl?da podejrzliwe na ?un? ?wiat?a. Sprawia wra?enie, jakby mia? za chwil? odwróci? od niej wzrok i wyrzuci? anio?a. Wybiera swoj? m?dro??, odrzuca ostatni? desk? ratunku.

Istnieje zagro?enie, ?e ci dystansuj?cy si? od ko?cio?a wykluczonych i z lito?ci? spogl?daj?cy na synów marnotrawnych tych czasów, b?d? jak astrolog Kaczmarskiego lub uczony z grafiki Rembrandta – z niech?ci do g?upoty swoich czasów zamkn? okno przed ?wiatem, dusz?c si? w z?udzeniu w?asnej nieomylno?ci i dogmatach, które sami sobie stworzyli.


Zapoznałem się z Polityką Prywatności danych osobowych i wyrażam zgodę na ich przetwarzanie


L?k czy pragnienie rewolucji?

Wojnie postu z karnawa?em nie?atwo jest szuka? recept. Autor nie przedstawia jasnej filozofii ?ycia na czasy przej?ciowe. Jest opis ucieczek, obaw, s? przestrogi przedstawione w postaci nienachalnego moralizatorstwa.

Je?li mam gdzie? szuka? rozwi?za?, to Kaczmarski by? mo?e s?dzi?, ?e jedynym sposobem na wyj?cie z czasów przej?ciowych jest rewolucja. Mia? do niej ambiwalentny stosunek. Z jednej strony wyszydza? posta? Oliviera Cromwella („ofiara w?asnej ofiary”), z drugiej entuzjastycznie przedstawia? prze?om, jaki zosta? dokonany r?kami Marcina Lutra („Niech si? w m?kach ?wiat tworzy od nowa! Lecz niech czyta, kto umie, Niech nauczy si? czyta?! Niech powraca – do S?owa!”).

Podejrzewam, ?e te dwa teksty maj? swój ci??ar jako analogie historyczne do Polski lat 90. Kaczmarski obawia? si? zapewne twardych rozlicze? z komunizmem – procesów, lustracji etc. („Cromwell”), zach?ca? za? – jak na – by?o nie by?o – liberalnego inteligenta z Warszawy – do rewolucji mentalnej, wypatruj?c nadziei w intelektualnej wolno?ci i niezale?nej kulturze nowej Polski („Marcin Luter”).

Bardzo to naiwne i patrz?c z dzisiejszej perspektywy do?? zabawne, ale chyba nie politycznych proroctw powinno si? oczekiwa? od poety.

Wspieram dobrą publicystykę

75% ( 3000 / 4000 zł )
Wspieram!

Tekst powsta? w ramach projektu: „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolno?ci Centrum Rozwoju Spo?ecze?stwa Obywatelskiego.

Konstanty Pilawa
Konstanty Pilawa
Członek zarządu Klubu Jagiellońskiego. Redaktor naczelny czasopisma idei „Pressje”. Redaktor, wydawca i szef działu„Nowa chadecja” na portalu opinii Klubu Jagiellońskiego. Współtwórca podcastu „Kultura poświęcona”. Przygotowuje doktorat z filozofii politycznej oświeconego sarmatyzmu w Szkole Doktorskiej Akademii Ignatianum w Krakowie.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!