Fetysz frekwencji. Im więcej, tym gorzej?

W ogólnonarodowym upojeniu rekordow? frekwencj? zapominamy, ?e przecie? celem demokracji nie jest partycypacja w g?osowaniu dla samego uczestnictwa. Chodzi o to, by wybiera? to, co jest s?uszne, a niekoniecznie to, co popularne.

Ponad 74 proc. frekwencja to absolutny rekord je?eli chodzi o polskie wybory po 1989 roku. Masowego uczestnictwa w g?osowaniu nie mog? si? nachwali? zarówno politycy opozycji, jak równie? prezydent Andrzej Duda, przedstawiciele PiS, czy cho?by dziennikarze TVP. S?yszymy kolejne puste frazesy, ?e naród si? przebudzi?, ?e zadzia?a?o spo?ecze?stwo obywatelskie, ?e ?wiadomi, zatroskani o losy ojczyzny wyborcy, zdecydowali si? w ko?cu zabra? g?os. Czy jednak to samouwielbienie, w jakie popadli?my w ostatnim czasie, jest zasadne?

Po co g?osujemy? 

W pierwszej kolejno?ci zajmijmy si? sam? istot? zagadnienia w oderwaniu, na ile to mo?liwe, od niedawnych wyborów parlamentarnych, zawirowa? koalicyjnych oraz sympatii/antypatii partyjnych. Zastanówmy si?, po co w?a?ciwie uczestniczymy w wyborach parlamentarnych? Jaki jest cel partycypacji? Czy chodzi o g?osowanie dla samego g?osowania? O jakie? „?wi?to demokracji”? 

Odpowied? brzmi „nie”. Nie uczestniczymy w wyborach dla samego g?osowania (a przynajmniej nie powinni?my si? tym kierowa?), tylko z potrzeby wskazania konkretnej opcji politycznej i reprezentowanego przez ni? ?wiatopogl?du.

Innymi s?owy – w wyborach chodzi o to, by wybra? s?usznie, a nie by uczestniczy? w masowej imprezie. 

Zobrazujmy to na przyk?adzie – je?eli frekwencja si?gnie 99 proc., ale w wyborach to partia komunistyczna b?d? faszystowska uzyska druzgoc?ce zwyci?stwo (np. z wi?kszo?ci? konstytucyjn?), to czy sam fakt, ?e ludzie masowo poszli do urn, jest jakimkolwiek pocieszeniem? Wprost przeciwnie – taka wysoka frekwencja ?wiadczy?aby wówczas jak najgorzej o polskim spo?ecze?stwie. Oczywi?cie przyk?ad jest przejaskrawiony, gdy? ani PO, ani PiS nie s? partiami totalitarnymi, jednak ten zabieg s?u?y? pokazaniu ogólnej zasady: to, czy dane rozwi?zanie cieszy si? du?ym poparciem spo?ecznym, jest oczywi?cie istotn? informacj?, jednak samo w sobie nie mo?e by? decyduj?ce.

Mówi?c wprost, chodzi o to, by mobilizowa? swoich popleczników, którzy umo?liwi? wdro?enie w ?ycie forsowanych przez nas rozwi?za?, które uwa?amy za dobre dla wspólnoty, a nie o mobilizowanie wyborców en masse. Chodzi o to, by wygrywa?y rozwi?zania dobre, a nie popularne.

T?um zatroskanych Polaków?

Czy faktycznie masowe uczestnictwo w wyborach ?wiadczy o tym, ?e nasz naród jest rozpolitykowany? ?e na polityce „si? zna”? I analogicznie – je?eli kto? w wyborach nie uczestniczy?, to znaczy, ?e nie jest zainteresowany sprawami publicznymi, ?e nie ma poj?cia, co si? dzieje w pa?stwie? Oczywi?cie, ?e nie. Przyk?ad pierwszy z brzegu – znany twitterowiczom (x-owiczom?) prof. Stanis?aw ?erko publicznie og?osi?, ?e nie ma zamiaru bra? udzia?u w wyborach parlamentarnych, gdy? odmawia uczestnictwa w tak n?dznym spektaklu, odmawia legitymizowania swoim g?osem którejkolwiek ze stron sporu. I czy o wyk?adowcy Instytutu Zachodniego, który w?a?ciwie non stop zajmuje si? komentowaniem polityki, mo?na powiedzie?, ?e nie jest zainteresowany sprawami publicznymi? W podobnym tonie kilka lat temu wypowiada? si? Adam Hofman, by?y rzecznik PiS, który stwierdzi?, bodaj na antenie RMF FM, ?e je?eli nie ma swojego kandydata, to nie idzie g?osowa? na „mniejsze z?o”, tylko zostaje w domu. A co z konserwatystami, tradycjonalistycznymi antydemokratami pokroju prof. Jacka Bartyzela? Czy je?eli nie uczestnicz? oni w „demokratycznym ?wi?cie”, to równie? automatycznie oznacza, ?e nie maj? nic do powiedzenia na polskiej polityki? Oczywi?cie, ?e nie. 

Tak jak odmowa g?osowania na „mniejsze z?o” nie oznacza braku zainteresowania dobrem wspólnoty, tak samo partycypacja w wyborach nie ?wiadczy automatycznie ani o znajomo?ci arkanów polityki, ani o szczególnym patriotyzmie. Do?? powiedzie?, ?e co dwudziesta osoba wchodz?c do lokalu wyborczego, nie wie jeszcze, na kogo odda swój g?os!

A ile takich osób by?oby na tydzie? przed wyborami? Albo miesi?c? Tylko kto? naiwny mo?e s?dzi?, ?e w tydzie? mo?na z osoby niezainteresowanej sprawami publicznymi przeistoczy? si? w znawc? tematu.


Zapoznałem się z Polityką Prywatności danych osobowych i wyrażam zgodę na ich przetwarzanie


Mobilizacja nienawi?ci?

Na koniec przejd?my do chyba najmniej przyjemnej konstatacji – co o Polakach mówi tak wysoka frekwencja.

Otó? w wyborach nie objawi? si? nam „naród rozpolitykowany”, ani nie przemówi?o spo?ecze?stwo obywatelskie. Nie obudzili si? Polacy zatroskani losem wspólnoty. Polaków obudzi?a nienawi?? i g?upota.

Bo niestety taka by?a ta kampania – ja?owa i pozbawiona jakiegokolwiek namys?u nad dobrem wspólnym, za to pe?na jadu i negatywnego przekazu. W jej trakcie nie pad? ani jeden, dos?ownie ani jeden, pomys?, który poddano by publicznej, pog??bionej dyskusji. Strona lewicowo-liberalna straszy?a wyj?ciem z Unii, ko?cem demokracji etc., a strona rz?dowa przekonywa?a, ?e Tusk chcia? Rosjanom odda? bez walki po?ow? Polski. To by? poziom debaty i wy?cigu wyborczego. Polaków zmobilizowa? przekaz stricte negatywny. Pod tym wzgl?dem ostatni wy?cig wyborczy faktycznie pobi? wszelkie rekordy w historii III RP. Wysoka frekwencja by?a frekwencj? demagogii.

Nawet Trzecia Droga i Konfederacja, które si? teoretycznie wy?amywa?y z tego duopolu nienawi?ci, de facto te? mia?y przekaz negatywny, który brzmia? „mamy do?? tych rozwrzeszczanych staruszków”.

Rzesza wyborców, którzy przez lata pozostawali bierni, zosta?a zmobilizowana gro?b? polexitu, zabierania kobietom „prawa do istnienia” (has?o Ma?gorzaty Pingot), czy te? gro?b? pisowskich czo?gów na ulicach, ale równie? absurdaln? manichejsk? wizj? prezesa Kaczy?skiego, w której to albo kto? g?osowa? na PiS, albo popiera? finis Poloniae.

Ojcom republikanizmu nigdy nie chodzi?o o rz?dy mot?ochu, masowe uczestnictwo w wyborach dla samego wrzucania kartki do urny. Wprost przeciwnie, celem demokracji, czy raczej w?a?nie republikanizmu, mia? by? pog??biony namys? wolnych obywateli. Wolnych, czyli ?wiadomych swoich praw i zobowi?za? wobec wspólnoty. Miniony pokaz nienawi?ci, demagogii i t?poty by? raczej przejawem ochlokracji, ni? czegokolwiek pozytywnego.

Puste, mi?e s?ówka

Przekaz o tym, ?e to spo?ecze?stwo obywatelskie si? przebudzi?o, powiela g?ównie strona lewicowo-liberalna, która dosz?a po o?miu latach do w?adzy. Jednak jest to o tyle niepe?ny obraz, ?e wybory – na papierze – wygra?o PiS. Kaczy?ski nie mo?e sformowa? rz?du i jest to zwyci?stwo pyrrusowe, to prawda, ale jednak ponad 40 proc. mandatów w Sejmie nadal b?dzie w r?kach Zjednoczonej Prawicy.

Je?eli mamy dwie strony sporu, które s? do tego stopnia zantagonizowane, ?e otwarcie zarzucaj? sobie nawzajem zdrad? narodow?, to przecie? tak du?e poparcie dla obu tych podmiotów (??cznie 65 proc. g?osów pad?o na PO-PiS) w oczywisty sposób przekre?la narracj? o roztropnej trosce o dobro wspólne. Je?eli uznamy, ?e masowe poparcie dla jednej opcji ?wiadczy o przebudzeniu wyborców, o tym ?e dojrzeli do obrony Polski w UE, obrony praworz?dno?ci, praw kobiet etc., to jak wyt?umaczy?, ?e niewiele mniejsza liczba ludzi zag?osowa?a na parti?, która – w narracji libera?ów – jest zaprzeczeniem tych warto?ci?

Stwierdzenie, ?e w trakcie wyborów zaobserwowali?my przebudzenie ?wiadomego spo?ecze?stwa mia?oby wtedy sens, gdyby PiS dozna? druzgocz?cej kl?ski – np. spad? poni?ej 20 proc., a jedna lista left-libu zgarn??aby 70 proc. w wyborach. Wtedy taka teza, nawet je?eli nie by?aby do obrony, gdy? operuje na czysto subiektywnych terminach, to przynajmniej nadawa?aby si? do rzetelnej dyskusji. By?aby to mocna teza publicystyczna – powiedzmy. I na odwrót, gdyby to PiS zgarn?? np. wi?kszo?? konstytucyjn?, a rozdrobniona opozycja zosta?aby rozbita, to faktycznie mo?na by mówi? o jakim? masowych wskazaniu Polaków. Nie mo?emy jednak twierdzi?, ?e jak Polacy masowo wybieraj? X, to ?wiadczy to o ich dojrza?o?ci obywatelskiej, ale gdy wskazuj? Y, to ju? mamy do czynienia z b??dem i og?upieniem propagand?. Wybory ?wiadcz? tylko o jednym – g??bokim podziale spo?ecze?stwa. 

W obecnej sytuacji na pewno wyników nie mo?na lekcewa?y? i niew?tpliwie maj? one konkretne znaczenie w wymiarze spo?eczno-politycznym – wybór Polaków z pewno?ci? ?wiadczy o szeregu zmian w spo?ecze?stwie, o pewnym kierunku, w jakim zmierza pa?stwo polskie. Jednak komunikat forsowany przez niemal wszystkich (??cznie z samymi pisowcami, którzy wszak na tej rekordowej frekwencji wiele stracili), ?e oto byli?my ?wiadkami masowego przebudzenia ?wiadomych obywateli to jedynie mi?e, ale puste s?ówka. W rzeczywisto?ci lewicowo-liberalnym elitom uda?o si? po prostu bardziej zmobilizowa? wyborców i tyle. 

W minionych miesi?cach kolejny raz przekaz negatywny wygra? z pozytywnym, ochlokracja z demokracj?, a demagogiczne partyjniactwo z republika?sk? trosk? o dobro wspólnego. Czy naprawd? jest si? z czego cieszy??

Wspieram dobrą publicystykę

75% ( 3000 / 4000 zł )
Wspieram!

Tekst powsta? w ramach projektu: ,,Kontra – Budujemy forum debaty publicznej” finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolno?ci Centrum Rozwoju Spo?ecze?stwa Obywatelskiego

Jan Fiedorczuk
Jan Fiedorczuk
Urodzony w 1991 roku w Warszawie. Publicysta "Do Rzeczy" oraz dziennikarz portalu DoRzeczy.pl, współpracuje z portalem Nowy Ład. W przeszłości publikował m.in. na łamach "Pro Fide, Rege et Lege", tygodnika "Teologii Politycznej" czy "Polityki Narodowej".

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!