KOŚCIŃSKI: Nauka koalangu pilnie potrzebna. Janusz Zajdel był prorokiem?

Photo by Guillaume de Germain on Unsplash

Stworzenie orwellowskiego ?wiata, w którym wszyscy wierz? w to, co mówi Wielki Brat, jest wr?cz niemo?liwe. Ludzie jako? sobie z tym poradz?, nawet je?li b?dzie to bardzo trudne. Dlatego to nasz ?wiat wi?cej ma w sobie z “Limes Inferior” czy “Wyj?cia z cienia” ni? z “Roku 1984”. Ludzie w tych powie?ciach potrafi? si? nie tylko dostosowa?, ale te? oszuka? system.

Podobnie my. Inaczej rozmawiamy w rodzinie, inaczej ze znajomymi, jeszcze inaczej w pracy. Teraz b?dziemy tworzy? i rozwija? nasz? mow? (oraz zachowania) tak?e w Internecie.

Ogl?dam po?ó?k?? kartk? papieru, zapisan? na maszynie, z r?cznymi poprawkami. To wypowied? Janusza Zajdla (1938 – 1985), rewelacyjnego pisarza science-fiction, która z jakich? powodów nigdy nie zosta?a opublikowana. A szkoda. Zajdel podkre?li? w niej, ?e „fantastyka – to zast?pcze spe?nienie odwiecznych pragnie?, wyra?onych w ba?niach i mitach – mo?liwo?ci kreowania i niszczenia ca?ych ?wiatów”. Ale te? wskaza?, ?e wszechobecna w niej dawniej technika przesta?a ju? fascynowa?. „Fantastyka naukowa pozwala nam stwarza? ró?ne warianty rzeczywisto?ci na zasadzie eksperymentu my?lowego i wypróbowywa? je. Pozwala tak?e na mówienie o tym, czego inne gatunki literatury nie poruszaj?. O wspó?czesno?ci nigdy nie mówi si? ca?ej prawdy. Pokazuj?c natomiast przysz?o??, mo?na wyolbrzymi? istniej?ce dzi? problemy i zagro?enia”.

Zajdla odczytywano w przesz?o?ci do?? prosto, widz?c „Limes inferior” czy „Paradyzj?” przede wszystkim jako powie?ci antykomunistyczne. Owszem, w takim my?leniu jest wiele racji; ostatecznie Zajdel widzia? autorytaryzm, przede wszystkim peerelowski, na w?asne oczy. Ale autor mia? chyba spojrzenie szersze, ni? tylko nakierowane na odwzorowanie PRL czy postaw ludzi funkcjonuj?cych w systemie komunistycznym. Kreowa? ?wiaty, w których totalitaryzm stawa? si? czym? realnym. I pokazywa?, ?e ?ycie w takich ?wiatach jest z konieczno?ci zupe?nie inne, ni? to normalne. Te jego ?wiaty maj? jeszcze jedn?, wa?n? cech?. Nic nie jest w nich prawdziwe: ani systemy totalitarne, ani dzia?anie w nich ludzi. Ludzie bowiem ok?amuj? si? nawzajem; udaj?, ?e co? robi?, co? popieraj? lub gani? – a inni przyjmuj? to w sposób naturalny, „odwdzi?czaj?c si?” analogicznym udawaniem. Zajdel pokazywa?, ?e mo?na funkcjonowa? w warunkach braku wolno?ci, czy te? w warunkach koniecznej akceptacji systemu, który jest ewidentnie z?y – ale te? udowadnia?, ?e nie musi to oznacza? ?amania ludzkich kr?gos?upów moralnych. Ludzie w jego powie?ciach potrafi? si? nie tylko dostosowa?, ale te? oszuka? system. Inaczej ni? u Orwella, u którego system móg? zniszczy? ka?dego, kto mu si? przeciwstawi?.

Koalangiem w system

Przyjrzyjmy si? wi?c ?wiatom przez Zajdla stworzonym. Spróbuj? zacz?? od „Limes inferior”. Kto? (kosmici?) zmusi? ludzi na Ziemi do przekszta?cenia planety w rodzaj federacji izolowanych od siebie obszarów, w których lokalne spo?ecze?stwa funkcjonuj? wed?ug narzuconych zasad. Podzielone s? one na sze?? klas, od zerowej (najwy?szej) po szóst? (najni?sz?), zale?nie od wiedzy, umiej?tno?ci i posiadanej inteligencji. Ka?dy dostaje „punkty”, rodzaj pieni?dzy – tyle samo czerwonych, w zale?no?ci od klasy odpowiedni? ilo?? zielonych i w zale?no?ci od rodzaju wykonywanej pracy w?a?ciw? ilo?? ?ó?tych. Za czerwone mo?na z trudem prze?y?; za zielone dostaje si? lepsze towary, a za ?ó?te – te luksusowe.

Oczywi?cie czytelnicy znaj?cy PRL natychmiast rozpoznaj? aluzje. Czerwone – bo stuz?otowe banknoty tradycyjnie mia?y kolor czerwony. Zielone – bo takie by?y (i s?) dolary. ?ó?te – bo luksusowe towary uprzywilejowani (np. wysoko postawieni dzia?acze PZPR) mogli kupowa? w sklepach „za ?ó?tymi firankami”. I kolejna, widoczna aluzja: ludzie zmuszeni s? ?y? w narzuconym systemie, rzekomo nies?ychanie korzystnym, faktycznie jednak ca?kowicie aberracyjnym, niezgodnym z jak?kolwiek tradycj? i wr?cz wymuszaj?cym oszukiwanie na masow? skal?.

Co wi?cej, to oszukiwanie – np. dziwny zawód „liftera” uprawiany przez g?ównego bohatera, Sneera (fa?szywe podwy?szanie klasy; osoby ni?szych klas nie mia?y szans na prac?, a wi?c i na ?ó?te punkty) – okazywa?o si? nie tylko tolerowane, ale wr?cz oczekiwane przez w?adze. Ca?y system opiera? si? zatem na narzuconym absurdzie, na który odpowiedzi? by?o totalne oszustwo.

W „Wyj?ciu z cienia” wszystko jest jasne od samego pocz?tku: Ziemi? opanowali kosmici, tajemniczy Proksowie, których nikt nigdy nie widzia? – podró?uj? w zamkni?tych kapsu?ach, „kapsach”. Podobnie jak w „Limes inferior”, Proksowie wymuszaj? na Ziemianach stworzenie nowego, absurdalnego systemu politycznego, w którym ca?y nasz glob podzielony zostaje na kwadraty, pomi?dzy którymi nie ma ??czno?ci i które do?? ?atwo jest nadzorowa?. W oficjalnej propagandzie Proksowie to przyjaciele, którzy uratowali Ziemian przed obc? inwazj?. Owa inwazja to faktycznie wielki humbug.

Wyja?nienie tej ksi??ki mo?e by? bardzo proste: Proksowie to odpowiednicy Sowietów. Kontroluj? Ziemi? tak, jak Sowieci kontrolowali PRL. W rzeczywisto?ci wcale nie s? przyjació?mi, bo wykorzystuj? ludzi, zabieraj?c im to, co jest im potrzebne na ich w?asnej planecie – na przyk?ad miód. Jednak wspólnym dzia?aniem ludzie mog? ich pokona?, bo w rzeczywisto?ci Proksowie wcale nie s? tak silni, jak usi?uj? si? przedstawi?.

Natomiast Paradyzja, opisywana w powie?ci pod tym w?a?nie tytu?em, jest – w oficjalnej propagandzie – pa?stwem funkcjonuj?cym na stacji orbitalnej, kr???cej wokó? planety Tartar. Paradyzyjczycy poddani s? nieustannej inwigilacji, a niepodporz?dkowanie si? wymogom stawianym przez w?adze mo?e prowadzi? do wys?ania do przymusowej pracy w kopalniach Tartaru. Mieszka?cy Paradyzji stworzyli wi?c specjalny j?zyk, koalang, który pozwala si? skutecznie komunikowa? w taki sposób, by inwigiluj?cy ludzi system nie rozpozna? prawdziwego znaczenia wypowiadanych s?ów.

Tu analogie do polskiej rzeczywisto?ci s? bardziej odleg?e. Koalang to odwrotno?? partyjnej „nowomowy”, któr? cz?stowali nas pezepeerowscy aparatczycy. Ale te? Zajdel ewidentnie stara? si? pokaza?, ?e stworzenie orwellowskiego ?wiata, w którym wszyscy wierz? w to, co mówi Wielki Brat, jest wr?cz niemo?liwe. Ludzie jako? sobie z tym poradz?, nawet je?li b?dzie to bardzo trudne.

Dyktatura nie znika

Je?li spróbujemy oddali? si? od rzeczywisto?ci, która otacza?a autora tych powie?ci – PRL, „demoludy” od zachodu i po?udnia oraz Sowiety od wschodu – wypada si? zastanowi?, co z jego pisarstwa wa?ne jest dzi?.

Otó? – istnieje dzi? grupa pa?stw totalitarnych. Najlepszym przyk?adem jest Korea Pó?nocna; tam chyba zwyci??y?a wizja Orwella. A przynajmniej wydaje si? nam, ?e zwyci??y?a, bo w oficjalnych przekazach (np. pó?nocnokorea?skiej TV) widzimy, jak ludzie witaj? kolejnego Kima – przywódc?, wielbi?c go jak po??czenie cesarza i boga. Gdy umiera, p?acz? rzewnymi ?zami, szlochaj?c z rozpaczy.

Ale pojawiaj? si? wie?ci, ?e jednak do Korea?skiej Republiki Ludowo-Demokratycznej docieraj? nielegalnie jakie? filmy z Chin (te? komunistycznych, ale zdecydowanie bardziej otwartych na ?wiat). ?e widziano jakich? ludzi, którzy sprawiali wra?enie ostro?nie i w ukryciu modl?cych si?, cho? religia jest czym? w KRLD zakazanym. Czy?by wi?c niektórzy w Korei Pó?nocnej stosowali metody jak z Paradyzji? Oficjalnie klaskali, ?miali si? albo p?akali, ale po cichu stosowali jak?? wersj? koalangu?

Alternatyw? do takiego post?powania jest otwarty sprzeciw – i represje. Tak jest na Bia?orusi, czyli tu? za nasz? wschodni? granic?. Przez minione lata Bia?oru? by?a krajem mocno przypominaj?cym Paradyzj? w?a?nie. Wszyscy wiedzieli, ?e wybory s? fa?szowane – ale brali w nich udzia?. Wszyscy wiedzieli, ?e rz?dzi Aleksander ?ukaszenko, ale uczestniczyli w parodii demokracji, jak? stworzy?. Zwi?zek Polaków na Bia?orusi by? nielegalny (istnia?a jego legalna, ?ukaszenkowska wersja, ale jedynie pozoruj?ca dzia?alno??), ale funkcjonowa?, tolerowany przez w?adze. Podobnie jak rozliczne partie opozycyjne i organizacje spo?eczne, nie mog?ce nic, ale jako? trwaj?ce. To si? zmieni?o, bo spo?ecze?stwo publicznie sprzeciwi?o si? dyktatorowi. Pozory musia?y znikn??. W chwili pisania tego artyku?u na Bia?orusi by?o ju? ponad 800 wi??niów politycznych, a w ci?gu powyborczego roku do aresztów trafi?o oko?o 40 tysi?cy ludzi. ?eby ?y? pod „opiek?” Proksów, trzeba przynajmniej udawa?, ?e si? w ich przyja?? wierzy. ?eby dzia?a? jak Sneer, nale?y dostosowa? si? do aberracji istniej?cego systemu. By nie trafi? na Tartar, konieczne jest pos?ugiwanie si? koalangiem. Inaczej rz?dz?ce re?imy poka?? swoje twarde r?ce.

Demokratyzacja 

Ale Zajdla powinni czyta? nie tylko w Korei Pó?nocnej i na Bia?orusi. I gdzie indziej mamy do czynienia z próbami wciskania na si?? ludziom takiego czy innego sposobu funkcjonowania. Nawet, je?li sam pomys? wynika z jak najbardziej szczytnych za?o?e? i s?usznych celów, efekty mog? by? co najmniej mizerne.

W ?wiecie powszechnie przyjmuje si? teori? demokratyzacji. Generalnie, mówi ona o tym, ?e demokracja jest najlepszym systemem politycznym, a ?wiat do niej d??y. Samuel Huntington opisa? kolejne fale demokratyzacji, pierwsz? w latach 1828-1926, drug? 1943 – 1962 i trzeci? od 1974, przedzielone falami odwrotu od demokracji. Wszystko jednak na zasadzie „dwóch kroków naprzód, jednego kroku w ty?”.

Skoro demokracja jest tak dobra, to wszyscy – nawet, je?li nie maj? takich tradycji i wcale nie zamierzaj? by? demokratyczni – je?li demokratami nie s?, to przynajmniej demokracj? pozoruj?. Skrajnym przyk?adem jest Afganistan. Amerykanie weszli do tego kraju, chc?c zniszczy? al-Kaid?, a wi?c radykalnych integrystów islamskich. W efekcie ich aktywnych dzia?a? w kraju tym powsta?o demokratyczne pa?stwo z prezydentem na czele. Funkcjonowa?o przez wiele lat; dorobi?o si? – z pomoc? Amerykanów i za ameryka?skie pieni?dze – sporej armii, która w teorii bez problemu powinna pokona? g?ównego przeciwnika, czyli antydemokratycznych i (równie jak al-Kaida) skrajnie islamistycznie nastawionych talibów. Ale gdy ?o?nierze US Army i ich sojusznicy zacz?li si? z tego kraju wynosi?, okaza?o si?, ?e demokratyczne pa?stwo by?o tylko pozorem. Zawali?o si? jak prawdziwy domek z kart, a armia posz?a w rozsypk? – i w?adz? przej?li talibowie. Co, ?eby by?o jasne, wcale nie przynios?o szcz??cia narodowi afga?skiemu. Rzecz jednak w czym innym.

Zapewne Afganistan nie by? gotów do stania si? demokratycznym pa?stwem. Jest to kraj wielonarodowo?ciowy, w którym szczególn? rol? odgrywaj? rozmaite klany. W przesz?o?ci osob? ??cz?c? jego mieszka?ców by? król. Potem ju? takiego cz?owieka nie by?o. Mo?emy si? z?yma?, ?e przecie? prezydent by? wybierany w demokratycznych wyborach, uzyskuj?c konkretne poparcie – ale wida?, ?e by?a to raczej demokracja pozorowana, ni? faktyczna.

Pozorowanie demokracji ma oczywi?cie miejsce i gdzie indziej. Mia?em okazj? rozmawia? w Kazachstanie z kilkoma znacz?cymi politologami. Z du?ej odleg?o?ci wydaje si? nam, ?e jest to kraj rz?dzony autorytarnie, ale od czasu do czasu daj? o sobie zna? nastroje opozycyjne i wybuchaj? protesty spo?eczne. Ale Kazachstan równie? jest pa?stwem, w którym dominuj? klany czy rody – i to walcz?ce mi?dzy sob?. Czasem jedni podburzaj? ludzi przeciwko drugim. Demokracji w naszym rozumieniu tam nie ma; w?adz?, mówi?c w najwi?kszym skrócie, sprawuje dominuj?cy klan. Ale formalnie rzecz bior?c s? tam liczne atrybuty kraju demokratycznego: wybory prezydenckie i parlamentarne oraz wybory do w?adz lokalnych. I niekoniecznie dochodzi do „cudów nad urn?”. Niestety; nie wszystko da si? ?atwo zmierzy? i oceni? wed?ug zachodnich, a wi?c i naszych standardów.


Zapoznałem się z Polityką Prywatności danych osobowych i wyrażam zgodę na ich przetwarzanie


Nowomowa

Je?li za? mówimy o koalangu, to trzeba pami?ta?, ?e ustawicznie trwa walka pomi?dzy dwiema tendencjami – jedn? do stosowania jakiej? wersji nowomowy i drug? do przeciwstawienia jej w?asnego j?zyka.

Dzisiejsza nowomowa to j?zyk poprawno?ci politycznej. Nie jest on wynalazkiem nowym. W Stanach Zjednoczonych przez d?ugi czas u?ywano okre?lenia Caucasian (Kaukazyjczyk?) jako politycznie poprawny zamiennik s?owa „bia?y”. Podobno ludzie o bia?ym kolorze skóry wywodz? si? z Kaukazu. W ostatnich latach na szcz??cie powrócono do okre?lenia White – „bia?y”.

Nie przypadkiem poprawno?? polityczna widoczna jest zw?aszcza w angielskim, j?zyku aspiruj?cym do rangi potocznej mowy globalnej. Jedna ze stron internetowych przytacza sto przyk?adów zwi?zanych z wiekiem, wygl?dem, p?ci?, zdrowiem czy religi?. Niektóre s?owa ?atwo przet?umaczy? i zrozumie?, inne du?o trudniej. Do?? oczywiste s? te zwi?zane z okre?leniem narodowo?ci. Nie wypada mówi? Eskimos, odpowiedni jest Inuit. Podobnie z Indianami – to w USA „rdzenni Amerykanie” (w Kanadzie „pierwsze narody”). Ale i australijski Aborygen staje si? powoli „rdzennym Australijczykiem”. Zamiast Bo?ego Narodzenia ma by? „Festiwal Zimowy”; nie nale?y mówi? „panie i panowie” tylko „wszyscy”, a „prostytutka” staje si? „pracownic? seksualn?”.

Jak na razie przeciwnicy nowoczesnej nowomowy wydaj? si? by? na przegranej pozycji. W jakiej? mierze bowiem poprawno?? polityczna jest kojarzona z uprzejmo?ci?. Mówienie do kogo? „Eskimos” by?o uznawane za nieuprzejme; uznawano, ?e s?owo to wywodzi si? z  j?zyków kri: askamiciw znaczy jedz?cy na surowo. Ale dzi? uznaje si?, ?e etymologia tego s?owa jest inna: po innuicku ayaškimew  to ?owca chodz?cy w rakietach ?nie?nych. Czyli jednak Eskimos jest s?owem w?a?ciwym, tyle, ?e jeszcze ma?o kto o tym wie.

To wszystko jednak jest niczym wobec trudno?ci w poruszaniu si? w ?wiecie mediów spo?eczno?ciowych. Nie wszyscy zdaj? sobie z tego spraw?, bo je?li kto? jedynie wrzuca na Facebooka zdj?cie szczególnie pi?knego kotleta z ziemniakami i surówk?, podpisuj?c je „oto mój obiad”, k?opotów mie? nie b?dzie. Gorzej je?li zechce napisa? lub opublikowa? co? zwi?zanego z polityk?. Etyczny kodeks Facebooka (podobnie jak innych platform), cho? u?ywaj? go miliony, a nawet miliardy ludzi, nie zosta? nigdzie opublikowany w ca?o?ci. I zgodnie z tym kodeksem Facebook postanawia, by kogo? na jaki? czas zablokowa?, albo w ogóle wyrzuci?. Od tego mo?na si? odwo?a?, ale przecie? tylko za po?rednictwem jakiego? facebookowego formularza. A je?li odwo?anie nie zostanie uwzgl?dnione, cz?owiek w b?yskawicznym tempie staje si? osob? wykluczon?. Bo nieobecno?? w mediach spo?eczno?ciowych jest rodzajem wykluczenia.

Co wi?cej, g?ówne media spo?eczno?ciowe staraj? si? zablokowa? mo?liwo?? powstania konkurencji. Dobrym przyk?adem mo?e by? sytuacja po przegranych przez Donalda Trumpa wyborach prezydenckich w USA. Obwiniony o upowszechnianie fake newsów, zosta? usuni?ty z Twittera; jego zwolennicy usi?owali rozwin?? konkurencyjne platformy, np. Parler, co jednak zosta?o uniemo?liwione przez  najwi?kszych graczy. I nie chodzi tu o to, czy lubimy Trumpa, czy te? nie; giganci w rodzaju Facebooka s? niezale?ni od jakiegokolwiek pa?stwa czy organizacji mi?dzynarodowych, pozostaj? poza jak?kolwiek kontrol? i w gruncie rzeczy mog? wp?ywa? na przebieg wydarze? w ?wiecie, a nawet przyczyni? si? do obalenia lub utrzymania dowolnego rz?du. 

Co dzie? nowe s?owo

Co w tej sytuacji pozostaje? Odpowied? jest prosta: trzeba uwa?nie czyta? Zajdla i doskonali? pos?ugiwanie si? koalangiem…

Oczywi?cie, nie oznacza to, ?e powstanie jaki? nowy j?zyk, czy te? mo?e „antyj?zyk”. Zajdlowski koalang by? czym? ?ywym i zmiennym; tworzy? si? co dzie?, co chwila. I w tym tkwi?a jego si?a! By? mo?e wi?c b?dziemy zmienia? nasz j?zyk w zale?no?ci od miejsca, w którym si? nim pos?ugujemy. W jakiej? mierze dzieje si? tak i dzi? – inaczej rozmawiamy w rodzinie, inaczej ze znajomymi, jeszcze inaczej w pracy. Teraz b?dziemy tworzy? i rozwija? nasz? mow? (oraz zachowania) tak?e w Internecie. I nie tylko w kontek?cie poprawno?ci politycznej. Popatrzmy na naszego s?siada ze wschodu. W pa?dzierniku pewna mieszkanka Bobrujska skazana zosta?a na dwa lata wi?zienia za obraz? Aleksandra ?ukaszenki. W mediach spo?eczno?ciowych napisa?a: „W moim s?owniku nie ma s?ów, które pasowa?yby do tej szumowiny”. Mówi?c brutalnie, ona jeszcze nie nauczy?a si? pisa? tak, by wymowa jej s?ów by?a zrozumia?a dla wszystkich, ale ?eby nie zosta?a za to skazana (cho?, rzecz jasna, w dyktaturze cz?owiek mo?e trafi? do wi?zienia za nic).

I nie spodziewajmy si? jakiej? lingwistycznej rewolucji ani powstania „j?zykowego podziemia”, a raczej takiej obrony przed narzucaniem nam czyjej? woli (bez znaczenia, z pobudek lewicowych, prawicowych czy zupe?nie bezideowo) która pozwala?aby nam na skuteczn? komunikacj? z innymi, my?l?cymi podobnie do nas. Kiedy? przeci?tny cz?owiek komunikowa? si? tylko z lud?mi ?yj?cymi blisko niego (w sensie geograficznym); dzi? bez problemu mo?emy rozmawia? z ca?ym ?wiatem. To rzuca nam zupe?nie nowe i nieznane wcze?niej wyzwania. 

B?dzie to proces naturalny, a nie sztucznie przez kogokolwiek stworzony – tak, jak mieszka?cy Paradyzji stworzyli koalang ca?kowicie spontanicznie. Nie ma co siada? z piórem w r?ku nad pust? kartk? papieru (Stanis?aw Lem napisa?by zapewne: z piórem umaczanym w inkau?cie…) ani z palcami nad klawiatur? komputera i biedzi? si? nad zasadami koalangu. On ju? istnieje – nawet, je?li jego istnienia nie dostrzegamy. I b?dzie rozwija? si? coraz szybciej, chocia?by dlatego, ?e wymuszaj? to media spo?eczno?ciowe.

We wspomnianej na pocz?tku wypowiedzi, Janusz Zajdel wskazywa?, ?e „w dzisiejszej science-fiction przewag? ma antyutopia. Ma?o jest wizji optymistycznych. Ludzie, poszukuj?c w fantastyce potwierdzenia w?asnych obaw, maj? nadziej?, ?e owe pesymistyczne prognozy zostan? dostrze?one i przez tych, którzy s? tych obaw sprawcami”.  Te s?owa s? aktualne i dzi?. Ale obawiam si?, ?e Mark Zuckerberg i jego koledzy nie czytaj? science-fiction. Gdyby Zajdel obudzi? si? dzi? z wiecznego snu, mia?by gorzk? satysfakcj?, ?e pisz?c swe powie?ci blisko czterdzie?ci lat temu („Limes inferior” w 1982, „Wyj?cie z cienia” – 1983, „Paradyzja” – 1984) dobrze wyczu? co mo?e si? sta? w przysz?o?ci. By?oby nies?ychanie ciekawe przeczyta?, co mia?by do powiedzenia dzi?. Czyli – czego mamy si? obawia? w 2060 roku i pó?niej…


Tekst powsta? w ramach projektu: ,,Kontra – Budujemy forum debaty publicznej” finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolno?ci Centrum Rozwoju Spo?ecze?stwa Obywatelskiego.

Piotr Kościński
Piotr Kościński
dziennikarz, analityk ds. międzynarodowych, wykładowca, autor kilku powieści. Doktor nauk społecznych. Wieloletni dziennikarz działu zagranicznego "Rzeczpospolitej" (m.in. korespondent w Kijowie), szef programu Europa Wschodnia w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych, a obecnie adiunkt na Akademii Finansów i Biznesu Vistula. Prezes Fundacji Joachima Lelewela.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!