Wystarczył medialny przeciek, by rozpętała się burza. Przed paroma dniami portal Politico opublikował wstępną wersję wyroku amerykańskiego Sądu Najwyższego, który obala precedens prawny po sprawie Roe vs Wade z początku lat 70., uznający aborcję za prawo chronione konstytucyjnie. Tak jak decyzja sprzed pół wieku otwierała szeroko bramy amerykańskiego prawodawstwa dla legalnych zabiegów przerywania ciąży, tak dzisiaj odwołanie tego wyroku może oznaczać ich radykalne ograniczenie. Decyzja będzie bowiem należała do poszczególnych stanów, a szacuje się, że około trzydzieści z nich aborcję zdelegalizuje bądź znacząco ograniczy. Trzynaście stanów ma już gotowe odpowiednie projekty ustaw.
Stany Zjednoczone stały się od kilku dni areną wydarzeń podobnych do tych, które obserwowaliśmy w Polsce w listopadzie 2020 roku. W całym kraju dochodzi do licznych, nieraz bardzo brutalnych protestów. Budynek Sądu Najwyższego w Waszyngtonie został otoczony specjalnym, mierzącym dwa metry płotem. Sędziowie o konserwatywnych poglądach odwołują swoje publiczne wystąpienia. Nie wiadomo jeszcze czy będzie to wszystko miało wpływ na zmianę ich decyzji w kwestii legalności aborcji. Ale jest to dobra okazja, by zastanowić się dlaczego właśnie aborcyjne protesty przyjmują tak gwałtowną, niespotykaną praktycznie wokół jakiegokolwiek innego tematu formę. I to nie tylko w USA czy Polsce, ale właściwie wszystkich krajach, gdzie kwestia ta staje się przedmiotem publicznej debaty.
Moment, w którym zaczyna się o niej mówić jest tym, gdy przemoc z higienicznego zacisza lekarskich gabinetów wypływa na ulicę. I nawet jeśli – jak zwolennicy jej legalności – będziemy poddawać w wątpliwość człowieczeństwo unicestwianych w łonach ich matek płodów, nie zmienia to faktu, że pozostaje to wciąż akt przemocy. Brutalnej i krwawej. I powszechnej, bo jak szacuje Amnesty International średnio jedna na cztery ciążę jest dziś na świecie zakończona aborcją. I to na świecie głoszącym swój fundamentalny sprzeciw wobec przemocy jako takiej. Przykładowo miażdżąca większość zwolenników legalnego przerywania ciąży uznałaby zapewne skarcenie dziecka klapsem za poważne przestępstwo.
Aborcyjna przemoc tętni stale pod powierzchnią naszych społeczeństw. Chwila, gdy pochylają się nad nią prawodawcy jest jedynie tą, w której daje ona znać o swoim istnieniu.
CZYTAJ TAKŻE:
- DESRUMEAUX: Aborcja. Moje piekło.
- Debaty Kontry – JUREK | TRUDNOWSKI | BORKOWICZ: Inna czy ta sama? Polska w rok po rewolucji.
- MELONOWSKA: Los kobiety. Pozostać w ciele, wejść w dramat.
Autor jest stałym felietonistą dziennika „Rzeczpospolita”, w którym powyższy artykuł ukazał się dnia 10.05.2022.