MELONOWSKA: Los kobiety. Pozostać w ciele, wejść w dramat.

Antykoncepcja i aborcja umo?liwiaj? kobiecie by? bardziej m?skopodobn?. Do pewnego stopnia uwalniaj? j? od jej cielesno?ci i zwi?zanego z ni? brzemienia – nomen omen – brzemienno?ci.

Jacek Malczewski, Thanatos, 1898-99 – commons.wikimedia.org

?wiat, w którym ?yjemy wyda? wojn? ró?nicy. Jest to na Zachodzie epoka ci?g?ego przekraczania, czas „trans”. Priorytetem sta?a si? likwidacja ró?nicy p?ci. Najbardziej znacz?cym wyrazem tego procesu zdaje si? kulturowy wymiar zjawiska transseksualno?ci, którego skrajnym (i horrendalnym) wyrazem jest dzi? trwa?e okaleczanie dzieci celem realizacji mira?u „zmiany p?ci”. Oczywi?cie w wyniku podobnych zabiegów nie dochodzi do czego? takiego, jak „zmiana p?ci”, gdy? naturalna ró?nica biologiczna nie mo?e zosta? zniszczona. Mo?na jedynie podj?? z ni? jak?? gr? i zmusi? innych do uczestnictwa w niej. W?a?ciwym s?owem jest tu zatem nie „zmiana”, lecz „okaleczenie”; cz?sto po prostu „okrojenie”. 

Problem „transseksualno?ci” jest zreszt? o tyle ciekawy, o ile nie wprost kwestionuje ideologi? „emancypacji od ró?nicy”. Je?li bowiem „zmiana p?ci” jest czym? tak znacz?cym dla podmiotu, znaczy to, ?e musi istnie? istotna ró?nica. W przeciwnym bowiem razie jej likwidacja nie by?aby czym? wa?nym i donios?ym. Tym samym zmiana w tym obszarze jest de facto uwyra?nieniem, a próba likwidacji ró?nicy – jej apologi?. 

Bardziej konsekwentnym i spójnym przyk?adem walki z ró?nic? s? procesy rewizji zwi?zków i instytucji opartych na ró?nicy p?ci, zw?aszcza waloryzacja i cywilizacyjna protekcja zwi?zków homoseksualnych. W obu wymienionych przypadkach (trans- i homo-) kresem wydaje si? represja w pewnych obszarach ?ycia spo?ecznego s?ów „matka” i „ojciec”. S? one znoszone i zakazywane jako nie tylko zak?adaj?ce ró?nic? p?ci, ale te? podkre?laj?ce fakt, ?e ró?nica ta ma charakter seksualny i p?odny. ?e jest naturalna par excellence oraz konieczna. Poj?cia „macierzy?stwa” i „ojcostwa” demaskuj? umowny jedynie fakt odrzucenia ró?nicy. I je?li w przesz?o?ci przeceniano aspekt ró?nicy p?ci, co zrodzi?o s?uszne roszczenia ruchów emancypacyjnych, to dzi? wida?, ?e niedocenianie go jest jeszcze wi?kszym b??dem.  Fakt ten powinien nas mobilizowa? do tym uwa?niejszego namys?u nad zradzaniem i rodzicielstwem. Niniejszy szkic po?wi?cam temu w?a?nie zadaniu. Chodzi mi o zarysowanie pewnego specyficznego do?wiadczenia, którego nosicielkami mog? by? tylko kobiety. A tak?e o ulokowanie go w zachodnim projekcie likwidacji ró?nicy p?ci. 

Kobieta „przed” i „po”

Cech? kobiecego cia?a – niezale?nie od tego, czy jest ono cia?em matki, czy nie – jest pewna mi?kko??. Typowa linia kobiecego cia?a jest kresk? wypuk?o?ci i wg??bie?, s? to raczej dwie, z?o?one litery „s” ni? jedna litera „l” jak w przypadku m??czyzny. Owa mi?kko?? sprawia, ?e jest to cia?o przyjmuj?ce i chroni?ce, bardziej poprzez zakrycie sob? (otulanie, obejmowanie), ni? poprzez podejmowanie walki, do której jednak bywa i zdolne, i zmuszane. Funkcjonuje w zmiennym i cz?sto uci??liwym cyklu miesi?cznym, determinuj?cym jego ró?norakie mo?liwo?ci – od si?y i wytrzyma?o?ci po koncentracj? umys?ow?. Jest to zatem cia?o nieustannie zmienne, fluktuuj?ce. Istotnym wymiarem jego funkcjonowania jest wilgotno?? i wilgocenie, w tym zw?aszcza comiesi?czny up?yw krwi. Owe up?ywy maj? swoje cechy fizyczne (konsystencja, zapach, barwa), przez co cia?o kobiece jest bardziej „zmys?owe”, jako ?e bytowanie „w nim” i bycie „przy nim” cz?sto anga?uje ró?ne zmys?y. Osobliwie intensywnie te jego w?a?ciwo?ci dochodz? do g?osu w dni p?odne. 

Co do samego stosunku seksualnego cia?o kobiety jest „otwarte” i przyjmuj?ce, poddaj?ce si? penetracji, cho? jednocze?nie zachowuje obejmuj?co-napieraj?c? zdolno?? swych w?asnych mi??ni. To przyjmowanie jest jednak nie tylko przyj?ciem m?skiego organu najdos?owniej „we w?asnym wn?trzu”. Jest ono równie? przyjmowaniem nasienia, które „pracuje” w kobiecie d?ugi czas po tym, jak stosunek seksualny zosta? zako?czony i gdy jest on zako?czony dla m??czyzny (w którym nic ju? „nie pracuje”). Za spraw? nasienia kobieta mo?e zaj?? w ci???, co z kolei uruchamia proces, który zarazem ma co? z kontynuacji (stosunku), jak i co? z zupe?nej i radykalnej „osobno?ci”: oto bowiem w jej ciele zawi?zuje si? inne cia?o. 

Znaczenie wszystkich tych biologicznych uwarunkowa? wykracza jednak daleko poza nie same. Tworz? one co?, co mo?na nazwa? kobiecym losem, czy dol? kobiec?. Wiemy, ?e Grecy uwa?ali i? od losu uwolni? si? nie sposób, a ka?da próba tego rodzaju nie tylko sprowadza nieszcz??cie, ale jeszcze utwierdza, czy wr?cz umo?liwia zakodowan? w losie „kl?sk?”. Mo?na wi?c podejrzewa?, ?e równie? próby uwolnienia si? od kobiecego losu poprzez uwolnienie si? od cia?a i cielesno?ci w jaki? sposób musz? pog??bi? tragedi?, uczyni? kobiec? dol? niezno?n?. By przyjrze? si? tej kwestii musimy jednak uchwyci? sposoby, w jakie owo porzucanie p?ci biologicznej si? dokonuje. Czy mo?e raczej – próbuje dokona?. 

Pierwszym, naj?atwiejszym do wskazania, jest antykoncepcja. Nie modyfikuje ona kobiecego cia?a w ten sposób, i?by mia?a pozbawia? je typowej dla kobiet mi?kko?ci, wypuk?o-wkl?s?ych kszta?tów etc. Poza tym jednak ingeruje i modyfikuje to cia?o g??boko w?a?ciwie we wszystkich z pozosta?ych wymienionych wymiarów. Pozbawiaj?c je jego cykliczno?ci „wyrównuje je”, a tym samym ogranicza b?d? niweluje problemy z wytrzyma?o?ci?, odporno?ci?, zm?czeniem itp. Jest to zatem cia?o równotrwale wydajne. Pozbawione owego „przed” i „po” w?a?ciwego ca?emu ?yciu kobiecemu w okresie prokreacyjnym (cho? przecie? pokwitanie i menopauza równie? s? innego rodzaju formami bycia „przed” i „po”).  Antykoncepcja wp?ywa na aspekt „wilgotno?ci” a? po modyfikacj? up?ywu krwi (pozostaje co?, co „przypomina” krwawienie miesi?czne, co jednak jest pod ka?dym wzgl?dem od niego ró?ne), a dalej – na ca?? sensualno?? kobiecego cia?a. W swej budowie nadal jest to cia?o przyjmuj?ce i poddane penetracji w swym punctum, ale nie jest ju? ono cyklicznie przyjmuj?ce i u?atwiaj?ce drog? m?skiemu nasieniu (z ca?? gam? zmys?owych konotacji z tym zwi?zanych), lecz walcz?ce i utrudniaj?ce. Pod tymi wzgl?dami cia?o kobiety zostaje przemienione w „mniej kobiece”, a co do ogólnego wyrównania staje si? równie przewidywalne, co cia?o m??czyzny (cho? oczywi?cie stosowanie hormonalnej antykoncepcji obarczone jest ryzykiem objawów niepo??danych). Nie sposób odpowiedzie?, czy istniej? uniwersalne prawid?a i wymiary tej przemiany. Oczywiste jest jednak, ?e modyfikacja cia?a poci?ga za sob? modyfikacj? cielesno?ci, a zatem sposobu prze?ywania. Cia?o „mniej kobiece” jest te? cia?em eo ipso „bardziej m?skim”, a w?a?ciwie „m?skopodobnym”. 

Dalszym etapem tego upodobniania cia?a kobiecego do m?skiego jest aborcja. Bernadette Ward – opieraj?c si? na teorii koz?a ofiarnego rozwijanej przez René Girarda – pisze w tym kontek?cie ?wiata, w którym kobiety pragn? rywalizowa? z m??czyznami, gdzie najwa?niejszym postulatem staje si? równo??, jako ?e jest ona tej rywalizacji warunkiem wst?pnym. „Rzecz jednak w tym – pisze Ward – ?e równo?? zosta?a tu zdefiniowana czysto mimetycznie: kobiety b?d? wolne tylko wtedy, gdy stan? si? jak m??czy?ni”. Antykoncepcja i aborcja umo?liwiaj? kobiecie by? bardziej m?skopodobn?, do pewnego stopnia uwalniaj? j? od jej cia?a i cielesno?ci i zwi?zanego z nimi brzemienia – nomen omen – brzemienno?ci.

Dlaczego jednak ró?nica ma zosta? zlikwidowana? Dlaczego jest tak znienawidzona? Po pierwsze dlatego, jak wskazuje Ward, ?e nie idzie w parze z dominuj?cym rozumieniem równo?ci. Po drugie, utrudnia rywalizacj?, a wi?c zabieganie o t? równo??. Ta jednak jest nie tyle celem samym w sobie, ile ?rodkiem do celu o krok dalszego: sprawiedliwo?ci (gdy? doskona?a równo?? oznacza tu doskona?? sprawiedliwo?? i odwrotnie). Najwa?niejszymi sferami ?ycia staj? si? te? te, w które wpisana jest rywalizacja. A wi?c nie tyle rodzina, ile praca. Jednak, przypomina Ward, „podw?adny nie mo?e si? obej?? bez cia?a”. Tym samym „tak d?ugo, jak p?ciowo?? pozostaje cz??ci? jego ?ycia, równe traktowanie okazuje si? de facto nierówno?ci?. P?e? i rodzicielstwo nie znacz?, i nie mog? znaczy?, tego samego dla kobiety, co dla m??czyzny. (…) Jest jednak ma?o prawdopodobne, aby kobieta zechcia?a zmieni? struktury spo?eczne, skoro uwewn?trzni?a cechuj?c? te struktury pogard? dla jej w?asnej fizyczno?ci”. 

Innymi s?owy likwidacja znaczenia nadawanego ró?nicy, z coraz wi?kszym akcentem k?adzionym na likwidacj? samej ró?nicy, powoduje nowe, specyficzne formy niesprawiedliwo?ci. Modyfikuje bowiem instytucje spo?eczne w taki sposób, ?e zapoznaj? one ró?nic? biologiczn?, a zatem pracownik w ciele kobiety na „równym traktowaniu” traci, gdy? nie jest w stanie sta? si? do ko?ca cia?em m?skim. Efektem jest tu zatem nie nowa sprawiedliwo??, lecz nowa niesprawiedliwo??. Pocz?wszy od mody i obyczaju, po rodzin? i prawny sztafa? jej trwania i rozpadu wszystko zaczyna dzia?a? przeciw rozpoznaniu ró?nicy mi?dzy kobiet? a m??czyzn?, a dalej mi?dzy matk? a ojcem. 

Macierzy?stwo staje si? zarazem prywatne (sprawa osobista pracownika) i niezabezpieczone przez sie? skoncentrowanych na matce i dziecku instytucji spo?ecznych. Skutkiem tego cia?o kobiety ze sw? fluktuacj? i prokreacyjno?ci? zaczyna rzeczywi?cie by? opresyjne, a potrzeba jego modyfikacji i uwolnienia si? od niego staje si? na swój sposób racjonalna i uzasadniona, a nawet – z pewnego punktu widzenia – konieczna („prawo do” aborcji). Winni?my si? zatem wzbrania? przed postrzeganiem postulatów aborcyjnych i ruchu aborcyjnego jako li tylko najwy?szego wykwitu narcystycznej osobowo?ci naszych czasów, z ca?ym w?a?ciwym jej okaleczeniem, w tym przez prostot?, naiwno?? i mia?ko?? s?dów moralnych. ??danie aborcji jest to, bez w?tpienia, wyraz „woli mocy” i ruch na wskro? nietzschea?ski, a jednak ta „wola mocy” ma swe powody i swe dramaty. Bycie kobiet? w spo?ecze?stwie ignoruj?cym ró?nic? p?ci jest nie mniej straszne, ni? w spo?ecze?stwie uznaj?cym wy??cznie ró?nic? kosztem wymiarów podobie?stwa (np. anatomia ludzka) i identyczno?ci (natura ludzka, dusza rozumna). W tym te? sensie mo?na widzie? podobie?stwo mi?dzy powszechno?ci? aborcji a zwyczajem sati w Indiach (rytua? pogrzebowy, polegaj?cy na samospaleniu wdowy ?ywcem wraz ze zw?okami m??a – przyp. red.) W obu wypadkach do g?osu dochodzi zaburzony stosunek do ró?nicy p?ci. 

Gest Edypa

Grecy rozumieli, i? od losu – od tego, co naprawd? nim jest, a nie co ukazuje przypadkowe wygody i niewygody naszego po?o?enia – nie da si? uciec. W istocie s?dzili, ?e los cz?owieka pokrywa si? z jego przeznaczeniem. Tym samym zajmowali pozycje fatalistyczne. Nie jest to jednak jedyny punkt widzenia, jaki mo?na w tej sprawie przyj??, cho? w kontek?cie aborcji daj?cy do my?lenia. Pami?tamy ?e Edyp wyk?u? sobie oczy odkrywaj?c, i? mimo wszelkich w?asnych usi?owa? zabi? swego ojca i spa? z matk?.

Wolno pyta?, czy „syndrom poaborcyjny” nie jest w?a?nie takim odpowiednikiem gestu Edypa czy innych bohaterów greckich, i czy nie potwierdza tej podstawowej greckiej intuicji antropologicznej: „je?li spróbujesz uciec od swego losu, próba ta nie tylko si? nie powiedzie, ale jeszcze zap?acisz za to straszn? cen?”

Poza tym rozpoznaniem antropologicznym, poza „cz?owiekiem homeryckim” czy „cz?owiekiem greckim” istniej? jednak dalsze pu?apy analizy, ka??ce nam dojrze? ró?nic? mi?dzy losem a przeznaczeniem.  Czym jednak jest los? „Los zawiera w swej tre?ci to, co si? cz?owiekowi «zdarza», czego zatem nie obejmuje wola i zamiar” – pisa? Max Scheler. Zauwa?a? jednak, ?e los obejmuje „to, co – o ile si? «zdarza» – mo?e si? zdarzy? w?a?nie jedynie temu jednemu podmiotowi moralnemu”. Los jest zatem jako? spoisty z osob?, która go nosi; jest on wyrazem ca?okszta?tu, wr?cz charakteru jej ?ycia. W tym te? sensie jest on czym? nies?ychanie intymnym i tajemniczym. Scheler nie poprzestaje na powtórzeniu greckiego rozwi?zania dylematu, gdy? – podkre?la – cho? losu „nie wybiera si? swobodnie, to jednak cz?owiek mo?e si? w ró?ny sposób wobec niego zachowa?”. Tym, co umo?liwia cz?owiekowi owo „zachowanie si? wobec losu” jest – twierdz? – ludzka natura rozumna. To ona sprawia, ?e los cz?owieka nie staje si? jego przeznaczeniem. W tym momencie widzimy jednak jasno rzecznika sp?dzania p?odu, który powie ?e jego celem jest w?a?nie to, by losowa ci??a nie sta?a si? przeznaczeniem kobiety, by jej nie okre?li?a i nie wypali?a na jej ?yciu pi?tna bole?niejszego mo?e ni? to, jakie bywa?o udzia?em tragicznych bohaterów greckiej wyobra?ni. Czy zreszt? wyrazem ludzkiej rozumno?ci nie jest post?p techniczny, a nawet w ogóle – niezale?nie od epoki i kultury – „znajdowanie sposobów”? I czy doprowadzaj?c do sp?dzenia p?odu nie powodujemy w?a?nie tego, ?e los danej kobiety przestaje by? jej przeznaczeniem, a zatem ?e rozerwany zostaje ten fatalny, grecki splot? 

Szukanie odpowiedzi na to i podobne pytania musi zak?ada? woln?, nieuprzedzon? gotowo?? wej?cia w dramat ludzkiej – tu: kobiecej – egzystencji. Powtórzmy jednak: w dramat, co upowa?nia nas do wprowadzania ró?nic równie? w tym obszarze. Pewne sytuacje „losowe” s? dramatyczne, a inne nie s?. W tych ostatnich niewykluczone, ?e jedynym elementem dramatyczno?ci okre?lonego po?o?enia jest to, ?e jest si? niezdolnym zobaczy?, ?e ?aden dramat nie zachodzi. Mamy tu wówczas do czynienia z nies?ychanym sp?aszczeniem egzystencji, z pewnego rodzaju t?pot? umys?u i ducha. Nale?y zatem pami?ta?, ?e wolny wybór, który umo?liwia rozerwanie p?tli fatum, musi pozostawa? w granicach losu, w obszarze przez niego wytyczonym. Tym samym „zachowa? si? wobec losu” zawsze oznacza do pewnego stopnia go przyj??. W przypadku niechcianej ci??y ka?e to szuka? takich rozwi?za?, które respektuj? sam fakt jej zaistnienia i jego przyj?cie. „Zachowa? si? wobec niechcianej ci??y” mo?e oczywi?cie oznacza? przyj?? dziecko, ale mo?e oznacza? urodzi? je i odda? na wychowanie, a nawet urodzi? i gdzie? podrzuci?. S? to wszystko bowiem wyj?cia, które pozostaj? w?a?nie w tych wskazywanych przez Schelera „granicach losu”.  

Photo by Pawel Czerwinski on Unsplash

Mi?o?? do w?asnego zbawienia

Kto ucieka od losu nie jest wolny, jest w istocie zak?adnikiem sytuacji ucieczki (ucieczka ogranicza pole jego wyboru i mo?liwo?ci). Jest te? kim? przymuszonym – jest zmuszony do ucieczki.  „Rozerwa?” zwi?zek losu i przeznaczenia oznacza zatem respektuj?c to, co los przyniós?, zachowa? si? w wyznaczanych przez niego granicach w sposób wolny, poprzez okre?lenie i uwidocznienie swojego charakteru i zasad. O ile los wypala swoje pi?tno na cz?owieku, o tyle nic nie stoi na przeszkodzie, by cz?owiek – wzajemnie – wypali? na losie pi?tno swego charakteru i swej woli. Co jednak sprawia, ?e jest to zdolno?? dzi? coraz rzadsza i coraz mniej ceniona (czy bowiem dzi? jeszcze ceni si? „twardy charakter” czy „?elazn? wol?”)?

Najprostsza odpowied? ka?e wskazywa? na czynniki kulturowe, na przyk?ad nies?ychan? dominacj? umys?owo?ci liberalnej z jej wyakcentowaniem „wolno?ci od” i – w skrajnych postaciach – uznaniu ka?dej „wolno?ci do” za opresj?. Umys?owo?? ta ma szczególn? trudno?? z uznaniem, a nawet rozwa?eniem tego, ?e warunkiem doczesnej sprawiedliwo?ci, która jest wszak celem liberalizmu przenikaj?cego ludzkie spo?eczno?ci i ich instytucje, jest nie likwidacja ró?nicy, lecz jej pe?ne uznanie, a dalej konstruowanie porz?dku spo?ecznego ze wzgl?du na ni?, niejako plasuj?c j? w centrum ?ycia wspólnoty, bez jednak popadania w jak?kolwiek przesad? naruszaj?c? rzeczywist? godno?? osoby. 

Na pytanie o zdolno?? zachowania si? wobec losu mo?na udzieli? jeszcze innej odpowiedzi. Otó? zdolno?? ta jest przede wszystkim udzia?em takiego podmiotu moralnego, który zachowuje mi?o?? w?asn?, przez co za Schelerem nale?y rozumie? „mi?o?? do w?asnego zbawienia”. Jestem przekonana, ?e uznanie tego twierdzenia nie wymaga przyj?cia okre?lonych artyku?ów wiary ani nawet zaj?cia stanowiska teistycznego. S?dz?, ?e ten, kto zachowuje mi?o?? w?asnej duszy i pragnie by? najlepszym obrazem samego siebie (najbardziej udanym autoportretem duchowym), ten równie? na swój sposób „mi?uje w?asne zbawienie”. 

Aborcja, ucieczka przed losem

Podsumujmy.  Jest wyrazem naszego losu p?e?, w jakiej si? rodzimy i – taka w?a?nie jest funkcja losu – okre?la ona w zasadniczym stopniu logik? naszego istnienia, tworz?c skomplikowan? mozaik? z tym wszystkim, co w nas indywidualne (w tym z ca??, niedaj?c? si? ogarn?? gam? mo?liwo?ci ?yciowych podmiotu ludzkiego, takich jak uroda, temperament, wrodzone i nabyte zdolno?ci, miejsce urodzenia i dom rodzinny, klimat i krajobraz stron ojczystych, j?zyk, obyczaje, a tak?e wszelkie wydarzenia tworz?ce unikalny, niczym linie papilarne, splot wydarze? naszego ?ycia). Na przed?u?eniu p?ci równie? kobiece cia?o i cielesno?? s? wyrazem losu. W pewnym te? sensie los jest pot??n? si?? okre?laj?c? ca?e nasze istnienie, a próby ucieczki od niego s? zarazem ?ród?em i wyrazem tragiczno?ci ludzkiej kondycji.

Dzi? na swój sposób owa tragiczno?? jest rys? na obliczu ca?ej cywilizacji zachodniej, w której kobiety en masse postanowi?y uciec od kobiecego losu przez porzucenie kobieco?ci swych cia? i uczynienie ich mo?liwie m?skopodobnymi. Najwy?szym wyrazem tej tendencji jest aborcja i powszechny ruch aborcyjny. 

Walka z ró?nic? p?ci jest jednym z g?ównych obszarów walki z ró?nic? w ogóle, jaka stanowi spr??yn? ideologiczn? Zachodu. W gruncie rzeczy chodzi o wytworzenie cywilizacji „trans”, przekraczania lub raczej ró?nicy przekroczonej. Dzieje si? tak, gdy? ka?da ró?nica naturalna wyra?a dzia?anie losu –  czynnika zarazem okre?laj?cego i niepodlegaj?cego wyborowi. Los wyra?a nie tylko to, czym jestem, ale te? to, czym nie jestem i nie mog? by?. B?d?c kobiet? nie mog? by? m??czyzn? i vice versa. Tym samym walka z ró?nic? jest walk? z losem, a walka z losem – walk? z podstawowym, egzystencjalnym ograniczeniem mo?liwo?ci podmiotu. W tym te? wymiarze nale?y postrzega? zagadnienie aborcji. Chodzi w niej o to, by odnie?? zwyci?stwo nad ró?nic? p?ci i uczyni? kobiet? m?skopodobn?. Ale te?, by odnie?? zwyci?stwo nad losem jako takim. Cel jest tu szlachetny: znie?? ró?nic? to ustanowi? królestwo równo?ci, tym samym za? sprawiedliwo?ci, gdy? równo?? to sprawiedliwo?? (i w drug? stron?, sprawiedliwo?? to równo??). Trudno dzi? przyj?? perspektyw? przeciwn?: tak? mianowicie, ?e sprawiedliwo?? to w?a?ciwe rozpoznanie i ulokowanie ró?nicy. Ta druga perspektywa jest jednak nie tylko bardziej wymagaj?ca intelektualnie, ale i praktycznie, jako ?e w imi? ró?nicy dokonywano nies?ychanych nadu?y? na kobietach, m??czyznach i rodzinach. Niebezpiecze?stwo recydywy póki co Zachodowi nie grozi, pojawia si? natomiast dewiacja nowa i nie do?? rozpoznana. Otó? procesy likwidacji ró?nicy p?ci zaczynaj? obejmowa? ró?ne sfery ?ycia spo?ecznego, a na skutek zapoznaj?cych ró?nice (w tym kobieco?? i macierzy?sko?? cia? wielu podmiotów ?ycia spo?ecznego) powstaj? regulacje toksyczne dla kobiet, a zw?aszcza dla matek. Tym samym cia?o kobiety rzeczywi?cie staje si? jej wrogiem. Na przyk?ad dzi? nieplanowana ci??a mo?e by? katastrof? – na przyk?ad ekonomiczn? – nie tylko dla kobiet skoncentrowanych na sukcesie zawodowym, ale i dla kobiet-opiekunek domowego ogniska, jako ?e zwykle utrzymanie rodziny wymaga równie? od nich jakiego? wk?adu finansowego. 

Negowanie ró?nicy naturalnej – tak na poziomie indywidualnym, jak spo?ecznym, w ko?cu za? cywilizacyjnym – mo?e by? rozumiane jako ucieczka od losu. Jednak ju? Grecy wiedzieli o tym, ?e próba tego rodzaju da? mo?e jedynie efekt tragiczny. Greckie stanowisko fatalistyczne – cho? bardzo wa?ne – nie wyczerpuje jednak problemu, jako ?e podmiot moralny mo?e si? ró?nie wobec losu zachowa?, mo?e wobec niego zaj?? stanowisko. Dokonuje si? to jednak nie w akcie ucieczki, lecz w stani?ciu z losem „twarz? w twarz” w obszarze mo?liwo?ci przez ten los – a nie przez podmiot – wyznaczonym. Gdy podmiot moralny rzuca si? do ucieczki przed losem i podejmuje próby jego zniszczenia (np. aborcja), wówczas przegrywa. Gdy jednak przyjmuje zakres mo?liwo?ci wyrysowanych przez los i postanawia zachowa? si? „wobec niego”, wówczas dochodzi do zbudowania i uwyra?nienia charakteru swego ?ycia. 

By to jednak by?o wykonalne, jest wa?ne – je?li nie wr?cz konieczne – aby osoba darzy?a siebie sam? najwi?ksz? mo?liw? mi?o?ci?, a zatem „mi?o?ci? do w?asnego zbawienia”. Je?li chcie? interpretowa? t? mi?o?? w kategoriach nieteistycznych, oznacza to mi?o?? do w?asnej duszy, swego najlepszego imago, obrazu. Je?li za? przyj?? – co bardziej oczywiste – perspektyw? teistyczn?, to pozwala zrozumie?, dlaczego polaryzacja postaw wobec aborcji dokonuje si? wyra?nie wzd?u? osi przyjmowania lub odrzucania wiary i religii katolickiej (jako ?e wierz?cym w Zbawiciela pro?ciej „mi?owa? swe w?asne zbawienie”).

Pobierz pierwszy numer Magazynu Kontra!

Pierwszy magazyn

Zapoznałem się z Polityką Prywatności danych osobowych i wyrażam zgodę na ich przetwarzanie

 

Pani naprawd? s?dzi, ?e ja bym… jak po kamieniu?!

Na koniec, skoro zosta?am poproszona o przyj?cie w tym tek?cie perspektywy kobiecej, niech mi wolno b?dzie podzieli? si? z Czytelnikami pewnym wspomnieniem. Otó? dane mi kiedy? by?o bra? udzia? w dyskusji w kameralnym gronie ze znanym dzia?aczem pro-life, cz?owiekiem o – je?li tak mo?na powiedzie? – stalowym sposobie bycia i dzia?ania. Powiedzia?am wówczas, ?e cho? czuj? si? przekonana co do stanowiska, którego ów m??czyzna broni, to jednocze?nie zachowuj? pewn? g??bok? nieufno??. Dzia?acze – b?d?my szczerzy – wsz?dzie s? tak samo niesympatyczni, s? lud?mi wielkich idei, a nie ma?ych spraw – takich jak czyja? nieplanowana ci??a. ?e, innymi s?owy, zabiegaj?c o s?uszne dobro, w niczym cz?owiek ów nie uwalnia mnie i s?dz?, ?e innych kobiet równie?, od typowej troski kobiecej i od l?ku przed niezmierzon? samotno?ci? wiadomego „a gdyby…”. Powiedzia?am nawet wówczas wprost, ?e nie mam w?tpliwo?ci, i? przy jakim? szczególnie niepomy?lnym obrocie spraw, gdyby dane mi by?o boryka? si? z my?l? o sp?dzeniu p?odu, on sam (w domy?le: tacy, jak on) przeszed?by po mnie (w domy?le: po ka?dej innej kobiecie) jak po kamieniu. Przydyba? mnie pó?niej ów m??czyzna w opustosza?ej sali. Jego twarz zdradza?a ogromne napi?cie, gdy z t? sam?, co zawsze pasj? mówi? do mnie ju? nie zimno, lecz gor?co i bardzo cicho: „Wi?c pani naprawd? s?dzi, ?e ja bym… jak po kamieniu? Niech pani zrozumie, ?e w takiej sytuacji wszystko bym zrobi?… Czy pani mo?e zrozumie?, co to znaczy, ?e ja bym zrobi? wszystko?!”. Widzie? cz?owieka tak mocnego, który si? czyni ca?y „do dyspozycji” drugiego (drugiej) jest prze?yciem, którego nie wolno mi zapomnie?. Jest te? przypomnieniem tego, ?e cho? ka?dy z nas ma swój los, od którego nie mo?e by? uwolniony, to ju? ci??ar tego losu mo?e, do pewnego stopnia, by? dzielony.  To z kolei otwiera ca?? zapoznan? dzi? – od sprawiedliwo?ci nieod??czn? – dziedzin? nie praw, lecz powinno?ci. 

?ród?a:

Baudrillard J., Przejrzysto?? z?a: esej o zjawiskach skrajnych, Warszawa 2009. 

Kernberg O., Zwi?zki mi?osne, Pozna? 1998. 

Scheler M., Normatywne i deskryptywne znaczenie ordo amoris, w: O mi?o?ci. Antologia, red. M. Grabowski, Toru? 1998.

Waterman Ward B., Aborcja jako sakrament. Pragnienie mimetyczne i ofiara w polityce dotycz?cej ?ycia seksualnego, http://christianitas.org/news/aborcja-jako-sakrament-pragnienie-mimetyczne-i-ofiara-w-polityce-dotyczacej-zycia-seksualnego/ dost?p 13.08.2021


Tekst powsta? w ramach projektu: „Stworzenie forum debaty publicznej”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolno?ci Centrum Rozwoju Spo?ecze?stwa Obywatelskiego

Justyna Melonowska
Justyna Melonowska
doktor nauk humanistycznych w zakresie filozofii, pracownik naukowo-dydaktyczny. Jej zainteresowania badawcze dotyczą filozofii kultury i religii, literatury, tradycyjnej pobożności oraz idei uniwersyteckiej. Pracuje nad książką "Religia i walka. Pisma jakubowe" oraz nad tomem o współczesnym uniwersytecie.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!