Śmierć Benedykta, śmierć chadecji

28 lutego mija 10 lat od abdykacji Benedykta XVI, zmarłego ostatniego dnia ubiegłego roku. Jego śmierć to odejście ostatniego wybitnego przedstawiciela pokoleń, które bezpośrednio doświadczyły okrucieństw dwóch wojen światowych, a następnie chciały na nie odpowiedzieć odbudową Europy w duchu demokratyczno-chrześcijańskim. Stosunkowo niewielka liczba żałobników na pogrzebie jednej z najważniejszych postaci współczesnego Kościoła była smutną realizacją jego samospełniającej się przepowiedni o przyszłych chrześcijanach jako małej trzódce pogodzonej ze statusem niewielkiej mniejszości. Zmarły papież zasługuje jednak na naszą pamięć i refleksję – jego życiorys jak mało który zawiera w sobie problemy i dylematy współczesnej Europy.

Dziecko czasu wojny

Zmarły papież to rocznik 1927 – dosłownie ostatni, który doświadczył końca wojny światowej jako dorosły człowiek. Adolf Hitler popełnił samobójstwo 14 dni po osiemnastych urodzinach Ratzingera. Przyszły papież dorastał w domu bawarskich katolików wrogich narodowemu socjalizmowi. Jego ojciec prenumerował „Trzecią drogę” Fritza Gerlicha, bawarskiego dziennikarza o sympatiach narodowo-konserwatywnych, który po puczu monachijskim z 1923 r. stał się zawziętym przeciwnikiem Hitlera, a później nawrócił się na katolicyzm. „Trzecia droga” przestrzegała przed „duchową zarazą narodowego socjalizmu, która będzie oznaczała masowe morderstwa i krew”, doprowadzi do zbrodni, klęski Niemiec i nędzy. Gerlich kpił z rasowych fiksacji Führera, sugerując np. że nos Hitlera wygląda niepokojąco mongolsko, a trzy czwarte posłów NSDAP nie jest prawdziwymi Niemcami według własnych kryteriów.

Na nic się to zdało – Hitler w końcu doszedł do władzy. Gerlich został aresztowany, był torturowany i w końcu zamordowano go podczas nocy długich noży. Rządy Hitlera, wojna i wreszcie klęska III Rzeszy przypadły dokładnie na okres dojrzewania Ratzingera. Jak pisał biograf papieża, Peter Seewald: „Joseph Ratzinger, podobnie jak Karol Wojtyła, doświadczył okrucieństwa systemów ateistycznych. Jako dziecko widział krzyże usuwane ze szkół, a jako siedemnastoletni żołnierz był świadkiem, jak szaleństwo tworzenia „nowego człowieka” w świecie bez Boga utonęło w morzu terroru i apokaliptycznej zagładzie.”

Sam Benedykt XVI wspominał: „Doświadczyliśmy czasu, w którym „nową Rzeszę”, niemiecki mit, germańskość uważano za coś wielkiego, a chrześcijaństwo, zwłaszcza katolickość, za godne pogardy, bo wiązało się z Rzymem i judaizmem. Wojna wywarła jeszcze większą presję. Zagrożenie czuło się każdego dnia. Dokąd istniała obawa, że Trzecia Rzesza może odnieść zwycięstwo, było jasne, że całe życie ulegnie zniszczeniu. Pomimo tego zawsze wiedzieliśmy, że to niemożliwe, aby Hitler zwyciężył. Szybka klęska Francji, uderzenie na Rosję, tryumf Japonii, której udało się zniszczyć prawie całą flotę amerykańską na Pacyfiku, to chwile, które wprawiały w niepokój. Wspaniale natomiast było ucieszyć się znów wolnością, eonem, w którym Kościół mógł się otworzyć na nowo, kiedy go potrzebowano i poszukiwano. Jednocześnie widziało się, jak starzy naziści płaszczyli się przed Kościołem. Na przykład nasz dawny nauczyciel francuskiego, zagorzały nazista i katolikożerca, przyszedł do proboszcza w Haslach i przyniósł mu bukiet kwiatów”.

 

Odbudowa Europy

Dwie rzeczy były oczywiste po 1945 r. tak dla Ratzingera i jego pokolenia, jak dla starszych od niego milionów ludzi mających doświadczenie obu wojen. Po pierwsze – to zło nie może się powtórzyć. Należy zrobić wszystko, żeby możliwie zmniejszyć szansę na powrót wojny i zbrodni w Europie. Po drugie – źródłem odrodzenia podczas koniecznej odbudowy powinno być chrześcijaństwo, którego odrzucenie przez hitlerowców i innych doprowadziło do zbrodni. Sam Ratzinger mówił: „W wierze moich rodziców miałem potwierdzenie katolicyzmu jako szańca prawdy i sprawiedliwości przeciwko władztwu ateizmu i kłamstwa uosabianemu przez narodowy socjalizm”.

Dlatego Europę powojenną zdominowała politycznie chadecja, reprezentowana przez polityków takich jak Niemiec Konrad Adenauer, Włoch Alcide de Gasperi czy Francuz Robert Schuman – trzech katolików. Wszyscy oni chcieli odrodzenia się chrześcijańskiej Europy, mającej oprzeć się na historycznym pojednaniu europejskich narodów i stworzeniu nowej kontynentalnej wspólnoty. Postrzeganie chrześcijaństwa jako lekarstwa na zło wojny było oczywiste dla najróżniejszych ludzi na całym świecie. Generał Douglas MacArthur po kapitulacji Japonii został dowódcą amerykańskich wojsk okupacyjnych. Jego zadaniem było ukształtowanie na nowo Kraju Kwitnącej Wiśni – to on odpowiadał ostatecznie choćby za przygotowanie nowej konstytucji i decyzje o tym, których Japończyków postawić przed sądem. Pamiętajmy, że obok Niemiec to ówczesna Japonia była drugim państwem odpowiedzialnym za wybuch wojen i ogromną liczbę zbrodni.

MacArthur, popularny bohater wojenny, swoją rolę również widział w kategoriach religijnych. Wkrótce po objęciu stanowiska deklarował: „Jeśli przyszły historyk ma uznać moją służbę za godną jakiejkolwiek wzmianki, mam nadzieję, że wspomni o mnie nie jako dowódcy zaangażowanym w kampanie i bitwy, choć zwycięskie dla amerykańskiego oręża, ale jako tego, którego świętym obowiązkiem stało się, gdy ucichły armaty, by zanieść ziemi naszego pokonanego nieprzyjaciela nadzieję i wiarę chrześcijańskiej moralności”.


Zapoznałem się z Polityką Prywatności danych osobowych i wyrażam zgodę na ich przetwarzanie


Papież, kanclerz, generał

Młodemu Ratzingerowi najbliższy był oczywiście Adenauer, jego rodak i współwyznawca. Sędziwy założyciel CDU miał w pamięci obie wojny światowe, które przeżywał jako dorosły mężczyzna. 73-latek wziął na siebie misję materialnej odbudowy Niemiec, duchowej odbudowy Niemców i wreszcie odzyskania dla swojego kraju pozycji międzynarodowej. Jego deklaracje wobec Niemców i wobec Europejczyków były bardzo jednoznaczne: „Jeżeli teraz odwrócimy się od źródeł naszej europejskiej cywilizacji, narodzonej z chrześcijaństwa, to nie jest możliwe żebyśmy nie ponieśli porażki, próbując odbudować jedność europejskiego życia. To jedyny skuteczny środek utrzymania pokoju”.

Przyszły papież podkreśla w swoich wspomnieniach, że dla pierwszego powojennego kanclerza wolność miała prymat nad jednością – RFN najpierw miała stać się państwem wolnym, zachodnim i demokratycznym, odbudować się i odzyskać szacunek innych narodów. Kwestia zjednoczenia z NRD była na dalszym planie. „Adenauer uformował nowy obraz Niemiec, widząc je jednoznacznie w łączności z Zachodem. Taka była również i moja opinia. Czuliśmy, że po upadku idei Bismarcka Niemcy jako państwo muszą zostać zbudowane na nowo, że i w tym względzie znaleźliśmy się u początków. Przy tym chrześcijaństwo ma do odegrania istotną rolę”. „Niezmiennie pozostaję zwolennikiem Adenauera. To w dużej mierze jego zasługa, że tak długo cieszymy się pokojem”. Ratzinger wspomina też z sympatią, że gdy mieszkał w Bonn, Adenauer codziennie przeprawiał się promem przez Ren i mijał jego dom.

Warunkiem koniecznym pokoju w Europie było pojednanie francusko-niemieckie. Te dwa narody od średniowiecza rywalizowały o prymat na Starym Kontynencie. Między 1870 a 1945 r. Francuzi i Niemcy stoczyli między sobą trzy krwawe wojny w ciągu 75 lat, a więc trzech kolejnych pokoleń. Powszechne było przekonanie, że ta seria konfliktów była zbiorowym samobójstwem Europejczyków, które trzeba przerwać. Zasadniczy fundament pod nowe ułożenie relacji położyli Adenauer i generał Charles de Gaulle, który w 1958 r. po chaosie dwunastu lat IV Republiki trwale przejął władzę we Francji.

Z jednej strony de Gaulle pasował do Adenauera mniej niż Schuman czy de Gasperi – był bardziej „narodowy” i nieufny wobec integracji europejskiej, mniej demokratyczny a bardziej autorytarny, był też bardziej zdystansowany wobec USA i NATO. Z drugiej jednak de Gaulle i Adenauer obaj byli starszymi panami urodzonymi w XIX wieku, a osobiście pobożnymi, konserwatywnymi katolikami o ułożonym życiu. Obaj doświadczyli jako dorośli mężczyźni dwóch wojen światowych, niewoli, śmierci bliskich na wojnie, osobistych tragedii (Adenauer przedwczesnej śmierci żony, de Gaulle przedwczesnej śmierci córki). Panowie złapali dobry kontakt, a kanclerz był jedynym zagranicznym politykiem, którego generał zaprosił do swojego prywatnego domu w Colombey-les-Deux-Églises. Symbolem pojednania stała się wieńcząca tygodniową wizytę Adenauera we Francji Msza Święta w katedrze w średniowiecznej Reims. Obaj przywódcy wspólnie modlili się o pokój we francuskim mieście, które było przedmiotem licznych walk, krócej lub dłużej okupowanym przez Niemców podczas każdej z trzech poprzednich wojen. W świątyni, na którą spadały niemieckie bomby.

Dla de Gaulle’a, podobnie jak dla Adenauera, chrześcijaństwo było oczywistym fundamentem Europy, na którym powinna być oparta również współpraca europejskich narodów. Pisał: „Zawsze czułem, a dziś bardziej niż kiedykolwiek czuję, co mają ze sobą wspólnego zamieszkujące Europę narody. Ponieważ wszystkie należą do tej samej, białej rasy i są tego samego, chrześcijańskiego pochodzenia, mają jednakowy sposób życia i zawsze łączyły je i łączą do dziś niezliczone więzy myśli, sztuki, nauki, polityki, handlu, przeto jest rzeczą zgodną z ich naturą, by wreszcie tworzyły pewną całość, mającą pośród narodów świata własne oblicze i własną organizację”.

Ratzinger miał wiele wspólnego nie tylko z niemieckim kanclerzem, ale także francuskim generałem. Obaj wychowani w tradycyjnych domach, darzący wielkim szacunkiem historię i dorobek poprzednich pokoleń, jednocześnie byli otwarci na postęp oraz wierzyli w możliwość pogodzenia przeszłości i teraźniejszości. Ratzingerowska hermeneutyka ciągłości Kościoła przed- i posoborowego odpowiada gaullistowskiej hermeneutyce ciągłości Francji przed- i porewolucyjnej. Teza, antyteza, synteza. Jeden i drugi uważa zerwanie więzów za podstawowy problem wspólnoty, za którą bierze odpowiedzialność (jeden wspólnoty kościelnej, drugi wspólnoty narodowej). Jeden i drugi chce tę wspólnotę zlepić na nowo, choćby za cenę trudnych kompromisów. Jeden i drugi chce rozbudzić wśród współczesnych poczucie łączności z odległymi pokoleniami.

De Gaulle zawsze był zainteresowany nowymi prądami umysłowymi w ramach Kościoła. Przed wojną angażował się w środowiskach francuskich intelektualistów szukających katolickiej odpowiedzi na kapitalizm i socjalizm. W czasie wojny korespondował obficie z Jacques’iem Maritainem, który przekonywał polityka do swojej wizji syntetycznego pojednania „Francji świętego Ludwika i Francji deklaracji praw człowieka”. Generał namówił później Maritaina na objęcie funkcji ambasadora Francji w Watykanie. De Gaulle znał też Jana XXIII jeszcze jako nuncjusza apostolskiego przy jego pierwszym rządzie, zaraz po wojnie. Gdy zmarł Pius XII, szef rządu przekazał francuskim kardynałom, że powinni starać się o wybór właśnie Roncallego. Benedykt XVI też deklarował się jako „fan” Jana XXIII.

Młody Ratzinger jest entuzjastą Soboru Watykańskiego II i jednym z autorów podjętych wówczas decyzji. Opowiada po latach: „Kierowany tą pewnością, że możemy na nowo zbudować świat, nie żywiłem żadnych obaw względem wielkich wyzwań”. „Byliśmy postępowi. Chcieliśmy odnowić teologię od podstaw, a tym samym na nowo ukształtować i ożywić Kościół. Dlatego czuliśmy się szczęśliwi, żyjąc w czasach, kiedy po odnowie młodzieżowej i liturgicznej otwarły się horyzonty ku nowym drogom. Od tego czasu chcieliśmy kroczyć z Kościołem przekonani, że w ten sposób ponownie stanie się młody. Wszyscy –  wtedy było to w modzie – żywiliśmy pewną pogardę dla XIX stulecia, chodzi o neogotyk i kiczowate posągi świętych, a dalej także o ciasną i nieco kiczowatą pobożność i nadmierną sentymentalność”.

De Gaulle też wierzy w wiosnę Kościoła. Śledzi Sobór. Hasło „dostosowania Kościoła do świata współczesnego” wydaje mu się słuszne. Wiąże nadzieje z dialogiem ekumenicznym mogącym przybliżyć jedność chrześcijaństwa. Wszystko jak Ratzinger. Jednemu i drugiemu czerwona lampka zapala się w tym samym momencie – zerwania z ponadtysiącletnią liturgią. Generał komentuje: „zwyciężyła koteria, która chciała wszystko od razu zrewolucjonizować. Zawsze są ci ludzie, którzy chcą iść tak szybko, że wszystko niszczą. Nie wiem, czy Kościół robi dobrze, likwidując procesje, zewnętrzne manifestacje kultu, śpiewy po łacinie. Zawsze popełniamy błąd tworząc wrażenie wyrzekania się siebie, wstydzenia się siebie. Jak inni mają w nas wierzyć, jeśli sami w siebie nie wierzymy? Kościół otworzył wszystkie zawory i nie będzie mógł ich zamknąć. To jakby pękła tama”. De Gaulle umrze w 1970 r. – zgodnie z jego życzeniem, pogrzeb odprawiono w starym rycie. Adenauer zmarł jeszcze przed zmianami Pawła VI.

To nie jedyny proroczy komentarz prezydenta. Niepokoi go też rewolucja seksualna oddzielająca seks od prokreacji. Komentuje w 1965 r.: „Nie możemy sprowadzić kobiety do maszyny do uprawiania miłości. To byłoby przeciwne temu, co najcenniejsze w kobiecie, płodności. Kobieta została stworzona by rodzić dzieci. Jeśli będziemy tolerować pigułkę, niczego nie utrzymamy! Seks wszystko zaleje (dosł. dokona inwazji)! Wprowadzić pigułkę, to poświęcić długofalowe dobro na rzecz natychmiastowej przyjemności. Nie złożymy Francji w ofierze przez taką głupotę!”.

Jednocześnie ten sam prezydent kilka lat później zgodził się pod naciskiem młodych posłów swojej partii na eksperymentalne dopuszczenie do użytku pigułki antykoncepcyjnej – miało to wyeliminować podziemne aborcje (wtedy jeszcze nie było jasne, że ta rzekoma zależność to bzdura). Co charakterystyczne, przed podjęciem ostatecznej decyzji zapytał o zdanie papieża Pawła VI, ale ten wówczas nie dał de Gaulle’owi jasnej odpowiedzi w żadną stronę. Oczywiście następcy prezydenta utrwalili i dalece rozszerzyli to prowizorium, już 6 lat po śmierci generała wprowadzając zabijanie dziecka na życzenie. Ratzinger też z jednej strony precyzyjnie opisywał zagrożenia stojące przed Kościołem dystansującym się od nauczania mającego być niezmiennym, z drugiej później robił kardynałami groteskowych szkodników w stylu Reinharda Marxa.

De Gaulle’a z Ratzingerem łączy wreszcie zagadkowe ustąpienie z urzędu, budzące kontrowersje i spekulacje. Obaj sami wybrali moment nieoczekiwanej emerytury, choć mogli dalej przewodzić. De Gaulle miał jeszcze ponad trzy lata kadencji prezydenckiej, teoretycznie mógł nawet ubiegać się o kolejną. Ratzinger mógł i powinien sprawować urząd dożywotnio. De Gaulle „przynajmniej” umarł po 1,5 roku, a nie prawie dekadzie.

Obaj zdziałali wiele przez dekady na szczycie, ale pozostawili po sobie również niedosyt i nie zapewnili trwałości swojego dzieła. Tu i tu zadziwia pewna niekonsekwencja, jednoczesne bycie za i przeciw, próba łączenia ognia z wodą. Z perspektywy czasu – oczywiście znacznie dłuższej w przypadku Francuza – dziedzictwo obu wydaje się trwać tylko dla wąskiej grupy będącej w wyraźnej defensywie.

 

Oczywiście na de Gaulle’a pro forma wciąż powołuje się mnóstwo polityków wypaczających jego dorobek. Niewykluczone, że za ileś lat doczekamy per analogiam biskupów uzasadniających konieczność błogosławienia par homoseksualnych myślą Benedykta XVI.

Wspieram dobrą publicystykę

75% ( 3000 / 4000 zł )
Wspieram!
Iluzja sojuszu z demoliberalizmem

Ratzinger, Adenauer i de Gaulle wszyscy byli doświadczeni przez wojny. Pokolenie generała i kanclerza po 1945 r. przejęło odpowiedzialność za Europę, wierząc w możliwość zbudowania jej na nowo, ale w ciągłości z jej cywilizacyjnym dziedzictwem. Ratzinger był wtedy młodym entuzjastą. Sam wspomina: „Byliśmy postępowi. Chcieliśmy odnowić teologię od podstaw, a tym samym na nowo ukształtować i ożywić Kościół. Dlatego czuliśmy się szczęśliwi, żyjąc w czasach, kiedy po odnowie młodzieżowej i liturgicznej otwarły się horyzonty ku nowym drogom. Od tego czasu chcieliśmy kroczyć z Kościołem przekonani, że w ten sposób ponownie stanie się młody”. „Kierowany tą pewnością, że możemy na nowo zbudować świat, nie żywiłem żadnych obaw względem wielkich wyzwań”.

Panowie wierzyli, że chrześcijaństwo będzie sumieniem zachodniej demokracji po 1945 r. Tak jak trafnie napisał w swoim niedawnym felietonie Marek Jurek – Jan Paweł II i Benedykt XVI też wierzyli, że katolicyzm będzie „sumieniem współczesności”. Okazało się to jednak – znów celne ujęcie Marszałka – płodną utopią. Władza polityczna, kulturowa i finansowa w świecie zachodnim została przejęta przez środowiska nie tylko obojętne na chrześcijaństwo, ale całkowicie mu wrogie. Aktywnie dążące do systemowego wytępienia chrześcijaństwa z przestrzeni publicznej oraz serc i umysłów. Akceptujące jedynie zwasalizowane pseudo-chrześcijaństwo, legitymizujące system. Chrześcijaństwo nie tylko nie zostało sumieniem zachodnich demokracji, ale same pojęcia „zachód” i „demokracja” zaczęły być definiowane w sposób nieakceptujący obecności niezwasalizowanego chrześcijaństwa w przestrzeni publicznej.

Włodarze Unii Europejskiej z obrzydzeniem odrzucili propozycję umieszczenia wzmianki o chrześcijaństwie wśród korzeni Europy, choć dla wielu polityków głównego nurtu ledwie dwa pokolenia temu chrześcijaństwo nie było nawet jednym ze źródeł Europy, ale ewidentnie głównym, nierzadko niewymagającym wymieniania po przecinku żadnego innego. Cywilizacja europejska i cywilizacja chrześcijańska były nierzadko traktowane jak synonimy. Konrad Adenauer i Angela Merkel to przywódcy tej samej partii, między których przewodnictwem minęło ledwie 40 lat.

Szybkość i stopień zerwania ciągłości z tą historyczną europejską cywilizacją oraz idącej za tym degeneracji byłyby niewyobrażalne dla pierwszego pokolenia powojennych chadeków. Ratzinger był ostatnim dinozaurem, reliktem dawno odrzuconego myślenia. Konsekwentnie mówił o dialogu i uzupełnianiu się. „Nie ma wątpliwości, że głównymi partnerami we wzajemnym wspomaganiu są wiara chrześcijańska i zachodnia świecka racjonalność” – powtarzał.

Problem polega na tym, że współcześni przedstawiciele „oświeconego Zachodu” w większości nie są zainteresowani wzajemnym wspomaganiem się i ubogacaniem, tylko anihilacją chrześcijaństwa. Często porzucili też racjonalizm.

 

Wątpliwe, czy da się prowadzić racjonalną dyskusję z kimś, kto twierdzi, że nie istnieje prawda mająca źródła w niezależnej od ludzkiej świadomości rzeczywistości. Wątpliwe, czy da się prowadzić racjonalną dyskusję z kimś, kto twierdzi, że istnieje 56 płci, „osoby niebinarne” czy „dzieci genderfluid”, albo że płeć to konstrukt społeczny.

Główny nurt „oświeconego zachodu” nie jest zainteresowany pokojową koegzystencją i wspomaganiem chrześcijaństwa. Jest zainteresowany systemową destrukcją chrześcijaństwa takiego, jakie istniało 1900 lat, a następnie wasalizacją niedobitków służących systemowi jako kwiatek do kożucha. Wyciągniętą ręką Ratzingera nikt znaczący nie był na serio zainteresowany. „Podporządkuj się albo zgiń”.

 

Oczywiście Benedykt XVI pozostawił nam ogromne dzieło i wiele trafnych spostrzeżeń. Nie zaakceptował nigdy idei pełnej wasalizacji chrześcijaństwa. Słusznie przestrzegał przed jakże trafnie nazwaną dyktaturą relatywizmu. Był w stanie powiedzieć – choć już na emeryturze – że „homoseksualne małżeństwa i aborcja na świecie to znak duchowej siły Antychrysta”.


POSŁUCHAJ: [PODCAST] Europa będzie chrześcijańska albo nie będzie jej wcale | Kaszczyszyn | Kita | Maciejewski


Jest dla nas nadzieja

Skąd ta próba łączenia ognia z wodą u wymienionych panów i milionów innych? Skąd ta utopia? Główną przyczyną była właśnie trauma wojenna.

Przejęcie hegemonii kulturowej, a w konsekwencji również politycznej, przez odrzucającą historyczną europejską cywilizację lewicę, stało się możliwe dzięki ciągłemu odwoływaniu się do zbrodni Hitlera i jego sojuszników.

 

W maju 1968 r. de Gaulle – główny autor wyzwolenia Francji spod okupacji niemieckiej – usłyszał, że to on jest faszystą. Krok po kroku miękką formą Holocaustu lub etapem na drodze do komór gazowych okazywały się szkoła oparta na autorytecie nauczyciela, małżeństwo, rodzina czy warunkowana biologicznie płeć. Te wojenne odwołania często paraliżowały, a nadzieja wspólnej budowy lepszego świata po 1945 r. skłaniała do kunktatorstwa zamiast odpowiedzenia pięknym na nadobne.

W ten sam sposób potraktowane zostało chrześcijaństwo. Nadzieje Adenauera, de Gaulle’a, MacArthura czy Ratzingera w 1945 r. wynikały ze znajomości oczywistego faktu, że hitleryzm był wrogi chrześcijaństwu, a po porażce hitleryzmu chrześcijaństwo może na nowo dojść do głosu (w przypadku Japonii: spróbować zastąpić agresywny, zbrodniczy imperializm). Antycywilizacyjna lewica narzuciła jednak pogląd, że chrześcijaństwo było elementem „złego starego świata”, którego naturalnym owocem był hitleryzm i jego zbrodnie. Wypromowana została kłamliwa narracja o Piusie XII – antysemickim papieżu Hitlera, choć po wojnie Żydzi tacy jak pierwszy premier Izraela Dawid Ben Gurion dziękowali Piusowi XII za jego zaangażowanie na rzecz ich ratowania. Potem rozpowszechniono narrację o Holocauście jako owocu chrześcijańskiego antysemityzmu. Sam Ratzinger też nie umiał nigdy jasno powiedzieć, że Żydzi także potrzebują nawrócić się na Chrystusa.

Wraz z odchodzeniem ostatnich przedstawicieli pokolenia doświadczonego wojną osłabia się ta trauma oraz pamięć o iluzji budowy nowego, wspaniałego, chadeckiego świata po 1945 r. Tworzy się przestrzeń dla jasnej, zakorzenionej w chrześcijaństwie kontry wobec systemu – tym większa, że ten system kruszy się i trzęsie. A więc: Ora et labora.

PRZECZYTAJ TAKŻE:


Tekst powstał w ramach projektu pt. „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

 

Kacper Kita
Kacper Kita
Analityk i publicysta, członek redakcji portalu Nowy Ład, prowadzący dział wideo NŁ. Szczególnie zainteresowany polityką międzynarodową oraz szeroko pojętą kulturą. Autor biografii Érica Zemmoura oraz Giorgii Meloni, a także esejów biograficznych nt. m. in. Charlesa de Gaulle’a, Marine Le Pen i Benjamina Netanjahu.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!