O Benedykcie XVI i płodnej utopii

Niezależnie od nadziei wielu katolików na trwałość dziedzictwa Benedykta XVI, na to, że jego nauczanie i akty będą falochronem chroniącym Kościół przed cywilizacyjnym potopem – przekonanie, że wpływ zmarłego papieża wzrośnie, a nie się skończy, wyraził zaraz po jego śmierci „New York Times”. „Santo subito” w czasie pogrzebu nie rozlegało się na Placu Świętego Piotra tak mocno jak siedemnaście lat wcześniej, ale w katolickiej (i nie tylko katolickiej) debacie wyraźnie zaczęło rysować się przekonanie, że zmarły papież na długo pozostanie mocnym punktem odniesienia w życiu Kościoła.

Natychmiast też rozpoczęła się dyskusja czy był, czy nie był konserwatystą. Skala odpowiedzi była bardzo szeroka, od twierdzenia, że nie – bo był tradycjonalistą, przez podkreślanie jego nowoczesności, głębokiego odczytania znaków przeżywanego dziś czasu, po twierdzenie, że był wręcz neomodernistą.

Kwalifikacje te zresztą nie służyły raczej analizie. Raz chodzi w nich o podparcie mocnym autorytetem własnych poglądów, innym razem – o podważanie autorytetu, którego diagnozy odbierano jako niewystarczające. A niekiedy – po prostu o odłożenie jego dzieła na właściwą półkę, by po prostu nie musieć już po nie sięgać. Dlatego też od redukcjonistycznych dywagacji na temat konserwatyzmu Benedykta XVI ważniejsza jest po prostu próba zrozumienia jego pontyfikatu. Dzięki temu zresztą łatwiej można zastanowić się nad jego historycznym znaczeniem, co zawsze jest ważne w wypadku Papiestwa.

W planie cywilizacyjnym, najbardziej podstawowym – choć nie najważniejszym – Benedykt XVI był zdecydowanym krytykiem współczesnej kultury liberalnej – choć miał jednocześnie duży szacunek dla klasycznego liberalizmu politycznego. To „dialektyczne” stanowisko łączyło go zresztą ze św. Janem Pawłem II, choć różnił ich znaczący niuans. Dla Benedykta XVI instytucje wolności politycznej, akceptacja naturalnego pluralizmu (któremu uroczyście, w „Nocie doktrynalnej” z RP 2002, przeciwstawiał „pluralizm etyczny”) stanowiły efekty rozwoju i ewolucji cywilizacji zachodniej. W tym sensie zasługiwały na uznanie i afirmację.

Jan Paweł II na świat nowoczesny patrzył po Mickiewiczowsku, z jeszcze większym entuzjazmem, i tym bardziej angażował się w jego krytykę. Dlatego właśnie ks. Paul Aulagnier (pierwszy kapłan wyświęcony przez abp. Lefebvre’a w Bractwie św. Piusa X, a potem znaczący teolog tej wspólnoty) uznając w swej „La politique de Jean-Paul II” wojtyliańskie analizy kultury współczesnej za wręcz mistrzowskie, zaznaczał jeden (i w gruncie rzeczy tylko jeden) istotny punkt rozejścia się między nimi a analizą kontrrewolucyjną, opartą na klasycznych dokumentach katolickiej teologii politycznej. Chodziło o znacznie Oświecenia, o zważenie proporcji – na ile było negacją chrześcijaństwa, a na ile polemicznym podjęciem jego wątków.

Jan Paweł II wierzył (podobnie jak Maritain), że nawrócenie liberalnego świata może otworzyć nowy rozdział w historii cywilizacji chrześcijańskiej, wszędzie więc był skłonny walczyć „o wolność waszą i naszą”, wierząc, że cały świat da się przerobić na wyidealizowaną jagiellońską Rzeczpospolitą. U Benedykta XVI nie było tej emocji, ale z poprzednikiem łączyła go głęboka aspiracja, by Kościół stał się sumieniem współczesności. Tak rozumieli postulowany na ostatnim Soborze „dialog”. Również jako przekonanie świata o grzechu i sprawiedliwości (por. J 16,8), choć z akcentem na „przekonanie”. Woleliby nie ulegać „prorokom nieszczęść”, przed którymi przestrzegał Jan XXIII otwierając Sobór Watykański II, ale faktycznie musieli się z nimi zgadzać, skoro – jak zauważył współpracujący z kardynałem Ratzingerem dominikański teolog, Louis-Marie de Blignières FSVF – prorocy ci mieli rację.

Na wojtyliańsko-ratzingerowską ideę nawrócenia współczesnej kultury można i należy patrzeć z perspektywy przestrogi zawartej w 80. artykule Syllabusa. Tym niemniej pamiętając, że dialog ze współczesnością nie może prowadzić do tego, by Kościół zaakceptował liberalny świat i stał się jego częścią („reconciliare et componere”) – idea przekonania narodów, by w przywróciły ład moralny w dzisiejszych liberalnych państwach okazała się co najmniej płodną utopią. To ona dla św. Jana Pawła II była motywem do mobilizacji sił chrześcijańskich w obronie cywilizacji życia i praw rodziny w całym świecie zachodnim, ona – za pontyfikatu Benedykta XVI – ukazywała wewnętrzne sprzeczności liberalizmu, przekształcającego się w „dyktaturę relatywizmu”. Mistrzowskie wojtyliańskie analizy, o których pisał ks. Aulagnier, ciągle umacniają wskazane przez św. Piusa X naturalne fundamenty cywilizacji chrześcijańskiej i mogą być mapą drogową jej współczesnej obrony. Tak jak nikt bardziej niż Jan Paweł II nie moblizował katolickich sił oporu społecznego, tak żaden papież od pół wieku nie wskazał tak jasno jak Benedykt XVI, że kryzysowi cywilizacji towarzyszy kryzys Kościoła. Oczywistości są ważne, bo choć są prawdami pierwszymi – nigdy nie są oczywiste dla wszystkich. Dlatego właśnie Papiestwo powinno przypominać je zawsze.

CZYTAJ TAKŻE:


Tekst powstał w ramach projektu pt. „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

Marek Jurek
Marek Jurek
(ur. 1960) publicysta, historyk, tłumacz. Ostatnio wydał „100 godzin samotności czyli rewolucja październikowa nad Wisłą”. Tłumaczył Charles’a Maurrasa i Jeana Madirana. Współzałożyciel magazynu „Christianitas”. Przez wiele lat czynny polityk, m.in. przewodniczący Krajowej Rady RTV, marszałek Sejmu RP, poseł do Parlamentu Europejskiego.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!