WARZECHA: Kultura tylko dla bogaczy

151 zł – tyle w internetowej kasie kosztuje bilet na wszystkie wystawy muzeum na Zamku Królewskim na Wawelu. Bilet ulgowy to 101 zł. Rodzina z dwojgiem dzieci zapłaci zatem za całość ponad 500 zł. Dla ogromnej części domowych budżetów to suma nie do przeskoczenia.

Można oczywiście kupić bilety tylko na niektóre z wystaw (suma cen takich pojedynczych biletów normalnych na wszystkie wystawy to ponad 160 zł), a na obejrzenie całości tego, co na Wzgórzu Wawelskim jest do zobaczenia (z wyłączeniem katedry, która nie jest oczywiście częścią muzeum, choć wstęp tam również jest biletowany) trzeba poświęcić przynajmniej pięć godzin, zapewne zatem większość turystów i tak ograniczy się do trzech, może czterech ekspozycji. Lecz nawet wówczas czteroosobowa rodzina zapłaci duże pieniądze. Za cztery wystawy suma przebije spokojnie 300 zł.

Tak więc jedno z najważniejszych dla polskiej tożsamości, kultury i pamięci miejsc – a być może w ogóle najważniejsze – jest zarazem jednym z najdroższych, o ile nie najdroższym muzeum w kraju. Nawet jeśli ceny biletów nie zmieniły się znacząco od lat, a część zjadła inflacja.

 

Na tę sprawę zwrócili mi uwagę moi Czytelnicy. Pewna pani napisała do mnie na Twitterze, że wraz z rodziną z wizyty na Wawelu zrezygnowała, bo okazało się, że za zwiedzenie wystaw z audioprzewodnikiem jej rodzina musiałaby zapłacić ponad 600 zł.

To dalszy ciąg dyskusji, którą kiedyś wywołał mój wywiad z Łukaszem Serwińskim, prezesem Fundacji inCanto (w tym roku – zero złotych z ministerialnego programu „Muzyka” na oba organizowane przez fundację festiwale: Musica Divina i Rezonanse), w którym mój rozmówca wskazywał, jak absurdalne i nieprzejrzyste są zasady przyznawania dotacji. Wiele osób komentujących wywiad twierdziło, że kultura w ogóle nie powinna być dotowana – z czym bardzo mocno się nie zgadzałem i w napisanym wkrótce potem tekście tłumaczyłem, dlaczego.

Muzeum na Wawelu oczywiście nie utrzymałoby się jedynie z biletów. Ktokolwiek ma choćby pobieżne pojęcie o kosztach, jakie generuje opieka nad wrażliwymi eksponatami oraz utrzymanie historycznych budynków, wie to doskonale.

 

Zabezpieczenie i konserwacja nawet jednego arrasu – a ich kolekcja to jeden z najcenniejszych elementów wawelskich zbiorów – pochłania rocznie ogromne pieniądze. Arrasy wymagają zaś mechanicznego czyszczenia co dwa lata. Dla przykładu: prace budowlano-konserwatorskie Małej Baszty oraz kamiennej attyki kurtyny południowej zamku w 2022 r. MKiDN wsparło kwotą 500 tys. zł, na pokaz słynnego obrazu Rembrandta „Jeździec polski” poszło 459 tys. zł, zaś na stworzenie Gabinetu Porcelanowego (realizacja do końca tego roku) – ponad 3,7 mln zł.

Znaczną część swojej bieżącej działalności wawelskie muzeum finansuje jednak z wpływów z biletów. I to rodzi bardzo poważne pytanie: o ile niekoniecznie trzeba popierać postulat skrajny, aby do najważniejszych polskich muzeów lub nawet do wszystkich muzeów będących pod nadzorem państwa (czyli m.in. wszystkich oddziałów Muzeum Narodowego) wstęp był darmowy, to można się zastanowić, czy cena biletów nie powinna być skalkulowana w taki sposób, żeby nie stanowiła bariery dla niektórych nie do przeskoczenia.

Gdyby zastosować rozumowanie, jakie kiedyś zaprezentowali moi polemiści w sporze o państwowe dotacje dla festiwali muzyki klasycznej, można by uznać, że państwo powinno finansować najwyżej zabezpieczenie konserwatorskie zgromadzonych dóbr kultury, ale już nie ich eksponowanie. Tyle że wtedy na ich oglądanie naprawdę mało kogo byłoby stać. Bilety nie tylko na Wawel, ale też do Muzeum Narodowego, Pałacu w Wilanowie, na Zamek Królewski musiałyby kosztować nie kilkadziesiąt złotych (taka jest dzisiaj przeciętna ich cena), ale co najmniej kilkaset. Zatem największe dobra polskiej kultury materialnej byłyby dostępne tylko dla elity.


Zapoznałem się z Polityką Prywatności danych osobowych i wyrażam zgodę na ich przetwarzanie


Jak pisałem kilka miesięcy temu, nawet w bardzo liberalnych krajach, gdzie ogromna część działalności kulturalnej jest finansowana z pieniędzy prywatnych, istnieją także mechanizmy dofinansowania z pieniędzy publicznych. Jest tak i w USA, i w Wielkiej Brytanii.

To konieczne, żeby utrzymać ceny biletów we w miarę rozsądnych granicach. Stoi za tym zatem przekonanie, że zachowanie dostępności dóbr kultury jest zadaniem z dziedziny dobra wspólnego, które uzasadnia spożytkowanie na ten cel pieniędzy zbieranych od wszystkich – również od tych, którzy kompletnie tą dziedziną życia nie są zainteresowani i z możliwości posłuchania muzyki czy zobaczenia obrazu na żywo nigdy nie skorzystają.

 

Wydaje się, że w Polsce przyjęliśmy – jak zwykle bezrefleksyjnie i bez śladu namysłu nad konsekwencjami – dziwaczny model mieszany. Nie jest to finansowanie w przeważającej części prywatne – i być nie może, bo, jak również wskazywałem w swoim tekście sprzed kilku miesięcy, w naszym kraju nie istnieje wystarczająco duża, zamożna i świadoma grupa mecenasów – ale też nie jest to finansowanie państwowe, oparte na przemyślanym i czytelnym mechanizmie. Dotowanie festiwali muzycznych to jeden z przykładów, Wawel to przykład kolejny. Jestem więcej niż pewien, że w MKiDN nikt nie zastanowił się nad tym, ile osób swoją wizytę w tym arcyważnym dla polskiej tożsamości muzeum ograniczyło do jednej albo dwóch wystaw lub w ogóle z niej zrezygnowało z powodu ceny biletów właśnie. Czy zatem w końcu naszym decydentom zależy na budowaniu silnej państwowej i narodowej tożsamości czy nie? Cóż, obserwując ich działania, postawiłbym tezę, że oni sami nie wiedzą, a najpewniej po prostu w ogóle się nie zastanawiają, na czym im zależy.


CZYTAJ TAKŻE:


Tekst powstał w ramach projektu: „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

Łukasz Warzecha
Łukasz Warzecha
(1975) publicysta tygodnika „Do Rzeczy”, oraz m.in. dziennika „Rzeczpospolita”, „Faktu”, „SuperExpressu” oraz portalu Onet.pl. Gospodarz programów internetowych „Polska na Serio” oraz „Podwójny Kontekst” (z prof. Antonim Dudkiem). Od 2020 r. prowadzi własny kanał z publicystyczny na YouTube. Na Twitterze obserwowany przez ponad 100 tys. osób.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!