![](https://magazynkontra.pl/wp-content/uploads/2024/01/Matthias_Laurenz_Graff.__Topographie_des_17._Jahrhunderts_-1024x592.jpg)
– Wydzierali?my oczy palcami – Tak jest!
– Przegryzali?my gard?a z?bami – Tak jest!
– Przez trzydzie?ci lat bez wytchnienia
Zabijali?my w sobie sumienia! – Tak jest!
– Zdobywali?my twierdze i miasta! – Tak jest!
– Wy?ywali?my si? na niewiastach! – Tak jest!
– Niemowl?ta na halabardach
Pozna?y, co gniew i pogarda!
– W wype?nionych cia?ami okopach
Tak rodzi?a si? Europa! – Tak jest!
Jacek Kaczmarski, „Koniec wojny trzydziestoletniej”
23 maja 1618 roku przez okno sali jadalnej praskiego zamku wylecieli Jaroslav Bo?ita z Martinic oraz Vilém Slavata z Chlumu, obaj reprezentuj?cy w Pradze cesarza Macieja Habsburga. Spadli podobno na stert? kompostu, w zwi?zku z czym mimo kilkunastu metrów wysoko?ci – wyszli z defenestracji bez szwanku. Katolicy szybko uznali to za cudowne zrz?dzenie boskie. Ba, obaj prze?yli trzy dekady okrucie?stw, do których impulsem sta? si? ich lot z okna. Ten za? by? skutkiem wzburzenia czeskich protestantów, którzy cesarskich – katolickich – namiestników przez to okno wyrzucili wskutek k?ótni o wiar? i polityk?.
Defenestracja praska (ju? druga w historii – co ci Czesi maj? z tym wyrzucaniem katolików przez okno?) by?a jak 296 lat pó?niej skuteczny zamach Gavrilo Principa na arcyksi?cia Ferdynanda: sta?a si? kropl?, która przepe?ni?a czar?. Od niej zacz??a si? trwaj?ca trzy dekady by? mo?e najbardziej wyniszczaj?ca – je?li wzi?? pod uwag? relacj? ofiar do liczby ludno?ci – wojna w Europie: wojna trzydziestoletnia.
Nie miejsce tutaj, ?eby streszcza? jej poszczególne etapy, motywacje uczestników i przebieg. Ale je?li spojrze? na obecny polski konflikt wewn?trzny, pojawia si? zadziwiaj?co wiele analogii.
Wojna trzydziestoletnia mia?a dwa poziomy konfliktu: religijny i polityczny. Oba si? z sob? miesza?y. Z jednej strony mieli?my pa?stwa protestanckie, z drugiej Lig? Katolick?, aczkolwiek sojusze bywa?y tutaj zaskakuj?ce. Dania, na ten przyk?ad, walczy?a najpierw po stronie protestantów, a pod koniec wojny – po stronie katolików. Motywacja ?ci?le polityczna, walka o prymat na kontynencie pomi?dzy Habsburgami a Francj? (jakkolwiek w obu przypadkach mówimy o katolikach), walka Szwecji o w?asn? pozycj? w Europie – wszystko to nap?dza?o w?adców, posy?aj?cych do bitew swoje wojska.
Zwykli ludzie te kombinacje rozumieli znacznie mniej albo wcale. Dla nich wa?na by?a motywacja religijna – a mówimy tutaj o okresie bezprzyk?adnego fanatyzmu.
Pordzewia?y im szcz?tki pancerzy,
Dawne rany ropiej? a? mi?o.
D?ugo w noc si? k?óc? – kto w co wierzy
I o co w tym wszystkim chodzi?o.
– O msze, o odpusty, o ?wi?tych! – Tak jest!
– O nadania! O sakramenty! – Tak jest!
– O szalbierstwa i nadu?ycia!
– O wieczny spór o sens ?ycia! – Tak jest!
Przez 30 lat nie by?o miejsca na kompromisy. Druga strona by?a dehumanizowana i przedstawiana jako nieludzie. Gdyby walcz?cym w imi? swoich przekona? religijnych katolikom czy kalwinistom podczas wojny trzydziestoletniej zacz?? klarowa? zawi?o?ci polityczne konfliktu, zapewne uznaliby, ?e to jaka? próba zam?cenia im jasnego obrazu i wyra?nego powodu, dla którego tych drugich trzeba zabija?.
Jak?e to podobne do naszej obecnej sytuacji, w której agresj? zwyk?ych uczestników zimnej wojny domowej wywo?uje stwierdzenie, ?e nie chodzi tutaj o jakie? „przywracania praworz?dno?ci” czy „restytucj? prawa” – lub te? alternatywnie o „przestrzeganie prawa” i konstytucji (jak ta argumentacja zabawnie si? odwróci?a!) – ale o najczy?ciej polityczn? rywalizacj?. A przecie? wojna toczy si? równie? na wspomnianych dwóch poziomach. Mamy poziom zmaga? najczy?ciej politycznych, w których cz??? motywacji umiemy zobaczy? czy odtworzy?, a cz??ci – mo?emy si? tylko mgli?cie domy?la?. To ostatnie dotyczy zw?aszcza interesów si?gaj?cych poza Polsk?. Mamy te? poziom najczy?ciej emocjonalny.
Na tym poziomie, w zale?no?ci od tego, czy rozmawiamy z „protestantami” czy „katolikami”, panowie W?sik i Kami?ski s? albo zbrodniarzami i przest?pcami, albo bohaterami i ?wieckimi ?wi?tymi. Nie ma tu ?adnego stanu po?redniego ani miejsca na szaro?ci.
Gdy historycy zastanawiaj? si?, co pozwala?o uczestnikom wojny na uciekanie si? do bezprzyk?adnych okrucie?stw – tekst Kaczmarskiego nie oddaje tu ca?ej perfidnej pomys?owo?ci walcz?cych – odpowied? bywa prosta: nic tak nie nap?dza ludzi do wzajemnej nienawi?ci, jak g??boko wpojone przekonanie, ?e ma si? racj? absolutn? i w ?aden sposób niemo?liw? do pogodzenia z racjami drugiej strony. W tym wypadku by?o to jeszcze podbite motywacj? religijn?. W?adcy zmagaj?cy si? z sob? o kwestie niemal wy??cznie polityczne mieli szcz??cie: ich armie walczy?y w du?ej mierze za spraw? motywacji opartej na emocjach. Ale przecie? istotna by?a te? motywacja czysto materialna: ?o?nierze mogli ?upi? i rabowa?. Mogli te? gwa?ci?.
W Polsce politycy walcz? o wp?ywy, walcz? o swoje pozycje, tak?e o korzy?ci p?yn?ce z bycia przy w?adzy. Maluczcy natomiast im bardziej s? sfanatyzowani, tym dla polityków lepiej.
Posiadanie swojego plemienia, gotowego wydrapywa? oczy drugiej stronie, jest bezcenne. Ka?de z plemion ma niezachwiane przekonanie, ?e racja jest po jego stronie – i jest racja absolutna, niepodlegaj?ca ?adnym negocjacjom. ?o?nierze – ca?kiem jak w wojnie trzydziestoletniej – maj? jednocze?nie motywacj? emocjonaln? i materialn?. Nienawidz? wroga „innowiercy” i maj? nadziej? ob?owi? si? na jego pokonaniu.
Do wojny trzydziestoletniej przyczynili si? te? oczywi?cie ideolodzy obu stron. Mo?e si? to nie mie?ci? w dzisiejszym kanonie wiedzy, ale bardziej sfanatyzowana by?a strona protestancka. Dzisiaj tak?e istniej? odpowiedniki tamtych kaznodziei: prawnicy, publicy?ci, tak zwani kreatorzy opinii, nap?dzaj?cy ?o?nierzy obu stron do walki.
W naszej domowej wojnie dzia?aj? podobne regu?y jak w normalnych konfliktach zbrojnych. Jedn? z nich jest – i by?o tak w?a?nie z wojn? trzydziestoletni? – ?e gotowo?? do zawarcia rozejmu albo nawet pokoju pojawia si? dopiero wówczas, gdy obie strony s? przekonane, i? na kontynuowaniu walki strac? wi?cej ni? na jej zako?czeniu. Przy g??bokim zaanga?owaniu psychicznym, ale i materialnym, zaakceptowanie tego stwierdzenia wcale nie jest ?atwe, bo pojawia si? fatalny mechanizm my?lowy: skoro ju? tyle w ten konflikt w?o?yli?my, to teraz mamy si? wycofa??
Jaki? mnich, zwisaj?c z ga??zi
Patrzy na nich z wyrzutem i rz?zi:
– Zaprzesta?cie wzajemnych podbojów.
Korzystajcie z dobrodziejstw pokoju.
Pochowajcie urazy i zw?oki
I dojrzyjcie do nowej epoki…
– Wydzierali?my oczy palcami – Tak jest!
– Przegryzali?my gard?a z?bami – Tak jest!
– Przez trzydzie?ci lat bez wytchnienia
Zabijali?my w sobie sumienia! – Tak jest!
– Teraz, gdy stygn? stosy ofiarne
Chcesz, by to wszystko posz?o na marne?
– Tak jest.
Dla wym?czonej konfliktem Europy (Polska na szcz??cie zaanga?owana tu by?a w marginalnym stopniu; w naszym kraju panowa?a wci?? tolerancja religijna, cho? by? to ju? czas katolickich Wazów – W?adys?aw IV zmar? w roku zako?czenia wojny trzydziestoletniej) taki moment przyszed? dopiero w roku 1648, gdy w pa?dzierniku zawarty zosta? pokój westfalski. Jak si? okaza?o – ca?kiem trwa?y. Bilans wojny by? natomiast dramatyczny, zw?aszcza dla krajów niemieckich, których liczba ludno?ci spad?a o 8 milionów – tyle samo, ile III Rzesza mia?a ofiar II wojny ?wiatowej. Tyle ?e w XVII w. by? to oczywi?cie bez porównania wi?kszy odsetek ludno?ci. Cz??? regionów utraci?a 75 proc. mieszka?ców. Ludzie nie tylko gin?li jako ofiary wojsk walcz?cych stron, ale te? w wyniku g?odu spowodowanego przez wojn?, zarazy, ogólnego zubo?enia. Cz??? historyków szacuje, ?e kraje niemieckie w wyniku konfliktu cofn??y si? w rozwoju o oko?o sto lat. Europejski PKB spad? – wedle cz??ci szacunków – a? o 20 proc.
Mo?na sobie zada? pytanie, czy podobnie b?dzie z nasz? zimn? – ale te? coraz gor?tsz? – wojn? domow?. Wydaje si? to prawdopodobne. Na razie walka trwa w najlepsze, poniewa? ka?da ze stron ma przekonanie, ?e mo?e zrealizowa? swoje cele maksimum, a pomys? kompromisu postrzegaj? jako utrat? zaanga?owanych ju? ?rodków.
Ma?o tego, nie wystarczy w takim przypadku prze?wiadczenie jednej strony, ?e na konflikcie wi?cej mo?e ju? tylko straci? ni? zyska?, bo przecie? przeciwnik wówczas b?dzie jeszcze mocniej dociska?. To prze?wiadczenie musi by? obopólne.
W czasie wojny trzydziestoletniej bilans sta? si? w oczywisty sposób ujemny – i dopiero wtedy da?o si? si??? do sto?u. Czy my b?dziemy musieli czeka? na podobny efekt, ?eby uporz?dkowa? nasz system? Czy mo?e panuj?cy w naszym pa?stwie nie?ad postanowi wykorzysta? kto? z zewn?trz?
Tekst powsta? w ramach projektu pt. „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolno?ci Centrum Rozwoju Spo?ecze?stwa Obywatelskiego.
![](https://magazynkontra.pl/wp-content/uploads/2021/10/Posty_kontra_04102021_13-1024x196.jpg)