WARZECHA: Polska domowa wojna trzydziestoletnia

Matthias Laurenz Gräff. „Topographie des 17. Jahrhunderts”

– Wydzierali?my oczy palcami – Tak jest!

– Przegryzali?my gard?a z?bami – Tak jest!

– Przez trzydzie?ci lat bez wytchnienia

Zabijali?my w sobie sumienia! – Tak jest!

– Zdobywali?my twierdze i miasta! – Tak jest!

– Wy?ywali?my si? na niewiastach! – Tak jest!

– Niemowl?ta na halabardach

Pozna?y, co gniew i pogarda!

– W wype?nionych cia?ami okopach

Tak rodzi?a si? Europa! – Tak jest!

 

Jacek Kaczmarski, „Koniec wojny trzydziestoletniej

23 maja 1618 roku przez okno sali jadalnej praskiego zamku wylecieli Jaroslav Bo?ita z Martinic oraz Vilém Slavata z Chlumu, obaj reprezentuj?cy w Pradze cesarza Macieja Habsburga. Spadli podobno na stert? kompostu, w zwi?zku z czym mimo kilkunastu metrów wysoko?ci – wyszli z defenestracji bez szwanku. Katolicy szybko uznali to za cudowne zrz?dzenie boskie. Ba, obaj prze?yli trzy dekady okrucie?stw, do których impulsem sta? si? ich lot z okna. Ten za? by? skutkiem wzburzenia czeskich protestantów, którzy cesarskich – katolickich – namiestników przez to okno wyrzucili wskutek k?ótni o wiar? i polityk?.

Defenestracja praska (ju? druga w historii – co ci Czesi maj? z tym wyrzucaniem katolików przez okno?) by?a jak 296 lat pó?niej skuteczny zamach Gavrilo Principa na arcyksi?cia Ferdynanda: sta?a si? kropl?, która przepe?ni?a czar?. Od niej zacz??a si? trwaj?ca trzy dekady by? mo?e najbardziej wyniszczaj?ca – je?li wzi?? pod uwag? relacj? ofiar do liczby ludno?ci – wojna w Europie: wojna trzydziestoletnia.

Nie miejsce tutaj, ?eby streszcza? jej poszczególne etapy, motywacje uczestników i przebieg. Ale je?li spojrze? na obecny polski konflikt wewn?trzny, pojawia si? zadziwiaj?co wiele analogii.

Wojna trzydziestoletnia mia?a dwa poziomy konfliktu: religijny i polityczny. Oba si? z sob? miesza?y. Z jednej strony mieli?my pa?stwa protestanckie, z drugiej Lig? Katolick?, aczkolwiek sojusze bywa?y tutaj zaskakuj?ce. Dania, na ten przyk?ad, walczy?a najpierw po stronie protestantów, a pod koniec wojny – po stronie katolików. Motywacja ?ci?le polityczna, walka o prymat na kontynencie pomi?dzy Habsburgami a Francj? (jakkolwiek w obu przypadkach mówimy o katolikach), walka Szwecji o w?asn? pozycj? w Europie – wszystko to nap?dza?o w?adców, posy?aj?cych do bitew swoje wojska.

Zwykli ludzie te kombinacje rozumieli znacznie mniej albo wcale. Dla nich wa?na by?a motywacja religijna – a mówimy tutaj o okresie bezprzyk?adnego fanatyzmu.

 

Pordzewia?y im szcz?tki pancerzy,

Dawne rany ropiej? a? mi?o.

D?ugo w noc si? k?óc? – kto w co wierzy

I o co w tym wszystkim chodzi?o.

 

– O msze, o odpusty, o ?wi?tych! – Tak jest!

– O nadania! O sakramenty! – Tak jest!

– O szalbierstwa i nadu?ycia!

– O wieczny spór o sens ?ycia! – Tak jest!

 

Przez 30 lat nie by?o miejsca na kompromisy. Druga strona by?a dehumanizowana i przedstawiana jako nieludzie. Gdyby walcz?cym w imi? swoich przekona? religijnych katolikom czy kalwinistom podczas wojny trzydziestoletniej zacz?? klarowa? zawi?o?ci polityczne konfliktu, zapewne uznaliby, ?e to jaka? próba zam?cenia im jasnego obrazu i wyra?nego powodu, dla którego tych drugich trzeba zabija?.

Jak?e to podobne do naszej obecnej sytuacji, w której agresj? zwyk?ych uczestników zimnej wojny domowej wywo?uje stwierdzenie, ?e nie chodzi tutaj o jakie? „przywracania praworz?dno?ci” czy „restytucj? prawa” – lub te? alternatywnie o „przestrzeganie prawa” i konstytucji (jak ta argumentacja zabawnie si? odwróci?a!) – ale o najczy?ciej polityczn? rywalizacj?. A przecie? wojna toczy si? równie? na wspomnianych dwóch poziomach. Mamy poziom zmaga? najczy?ciej politycznych, w których cz??? motywacji umiemy zobaczy? czy odtworzy?, a cz??ci – mo?emy si? tylko mgli?cie domy?la?. To ostatnie dotyczy zw?aszcza interesów si?gaj?cych poza Polsk?. Mamy te? poziom najczy?ciej emocjonalny.

Na tym poziomie, w zale?no?ci od tego, czy rozmawiamy z „protestantami” czy „katolikami”, panowie W?sik i Kami?ski s? albo zbrodniarzami i przest?pcami, albo bohaterami i ?wieckimi ?wi?tymi. Nie ma tu ?adnego stanu po?redniego ani miejsca na szaro?ci.

 

Gdy historycy zastanawiaj? si?, co pozwala?o uczestnikom wojny na uciekanie si? do bezprzyk?adnych okrucie?stw – tekst Kaczmarskiego nie oddaje tu ca?ej perfidnej pomys?owo?ci walcz?cych – odpowied? bywa prosta: nic tak nie nap?dza ludzi do wzajemnej nienawi?ci, jak g??boko wpojone przekonanie, ?e ma si? racj? absolutn? i w ?aden sposób niemo?liw? do pogodzenia z racjami drugiej strony. W tym wypadku by?o to jeszcze podbite motywacj? religijn?. W?adcy zmagaj?cy si? z sob? o kwestie niemal wy??cznie polityczne mieli szcz??cie: ich armie walczy?y w du?ej mierze za spraw? motywacji opartej na emocjach. Ale przecie? istotna by?a te? motywacja czysto materialna: ?o?nierze mogli ?upi? i rabowa?. Mogli te? gwa?ci?.


Zapoznałem się z Polityką Prywatności danych osobowych i wyrażam zgodę na ich przetwarzanie


W Polsce politycy walcz? o wp?ywy, walcz? o swoje pozycje, tak?e o korzy?ci p?yn?ce z bycia przy w?adzy. Maluczcy natomiast im bardziej s? sfanatyzowani, tym dla polityków lepiej.

Posiadanie swojego plemienia, gotowego wydrapywa? oczy drugiej stronie, jest bezcenne. Ka?de z plemion ma niezachwiane przekonanie, ?e racja jest po jego stronie – i jest racja absolutna, niepodlegaj?ca ?adnym negocjacjom. ?o?nierze – ca?kiem jak w wojnie trzydziestoletniej – maj? jednocze?nie motywacj? emocjonaln? i materialn?. Nienawidz? wroga „innowiercy” i maj? nadziej? ob?owi? si? na jego pokonaniu.

 

Do wojny trzydziestoletniej przyczynili si? te? oczywi?cie ideolodzy obu stron. Mo?e si? to nie mie?ci? w dzisiejszym kanonie wiedzy, ale bardziej sfanatyzowana by?a strona protestancka. Dzisiaj tak?e istniej? odpowiedniki tamtych kaznodziei: prawnicy, publicy?ci, tak zwani kreatorzy opinii, nap?dzaj?cy ?o?nierzy obu stron do walki.

W naszej domowej wojnie dzia?aj? podobne regu?y jak w normalnych konfliktach zbrojnych. Jedn? z nich jest – i by?o tak w?a?nie z wojn? trzydziestoletni? – ?e gotowo?? do zawarcia rozejmu albo nawet pokoju pojawia si? dopiero wówczas, gdy obie strony s? przekonane, i? na kontynuowaniu walki strac? wi?cej ni? na jej zako?czeniu. Przy g??bokim zaanga?owaniu psychicznym, ale i materialnym, zaakceptowanie tego stwierdzenia wcale nie jest ?atwe, bo pojawia si? fatalny mechanizm my?lowy: skoro ju? tyle w ten konflikt w?o?yli?my, to teraz mamy si? wycofa??

 

Jaki? mnich, zwisaj?c z ga??zi

Patrzy na nich z wyrzutem i rz?zi:

– Zaprzesta?cie wzajemnych podbojów.

Korzystajcie z dobrodziejstw pokoju.

Pochowajcie urazy i zw?oki

I dojrzyjcie do nowej epoki…

 

– Wydzierali?my oczy palcami – Tak jest!

– Przegryzali?my gard?a z?bami – Tak jest!

– Przez trzydzie?ci lat bez wytchnienia

Zabijali?my w sobie sumienia! – Tak jest!

 

– Teraz, gdy stygn? stosy ofiarne

Chcesz, by to wszystko posz?o na marne?

 

– Tak jest.

 

Dla wym?czonej konfliktem Europy (Polska na szcz??cie zaanga?owana tu by?a w marginalnym stopniu; w naszym kraju panowa?a wci?? tolerancja religijna, cho? by? to ju? czas katolickich Wazów – W?adys?aw IV zmar? w roku zako?czenia wojny trzydziestoletniej) taki moment przyszed? dopiero w roku 1648, gdy w pa?dzierniku zawarty zosta? pokój westfalski. Jak si? okaza?o – ca?kiem trwa?y. Bilans wojny by? natomiast dramatyczny, zw?aszcza dla krajów niemieckich, których liczba ludno?ci spad?a o 8 milionów – tyle samo, ile III Rzesza mia?a ofiar II wojny ?wiatowej. Tyle ?e w XVII w. by? to oczywi?cie bez porównania wi?kszy odsetek ludno?ci. Cz??? regionów utraci?a 75 proc. mieszka?ców. Ludzie nie tylko gin?li jako ofiary wojsk walcz?cych stron, ale te? w wyniku g?odu spowodowanego przez wojn?, zarazy, ogólnego zubo?enia. Cz??? historyków szacuje, ?e kraje niemieckie w wyniku konfliktu cofn??y si? w rozwoju o oko?o sto lat. Europejski PKB spad? – wedle cz??ci szacunków – a? o 20 proc.

Mo?na sobie zada? pytanie, czy podobnie b?dzie z nasz? zimn? – ale te? coraz gor?tsz? – wojn? domow?. Wydaje si? to prawdopodobne. Na razie walka trwa w najlepsze, poniewa? ka?da ze stron ma przekonanie, ?e mo?e zrealizowa? swoje cele maksimum, a pomys? kompromisu postrzegaj? jako utrat? zaanga?owanych ju? ?rodków.

Ma?o tego, nie wystarczy w takim przypadku prze?wiadczenie jednej strony, ?e na konflikcie wi?cej mo?e ju? tylko straci? ni? zyska?, bo przecie? przeciwnik wówczas b?dzie jeszcze mocniej dociska?. To prze?wiadczenie musi by? obopólne.

 

W czasie wojny trzydziestoletniej bilans sta? si? w oczywisty sposób ujemny – i dopiero wtedy da?o si? si??? do sto?u. Czy my b?dziemy musieli czeka? na podobny efekt, ?eby uporz?dkowa? nasz system? Czy mo?e panuj?cy w naszym pa?stwie nie?ad postanowi wykorzysta? kto? z zewn?trz?

Wspieram dobrą publicystykę

75% ( 3000 / 4000 zł )
Wspieram!

Łukasz Warzecha
Łukasz Warzecha
(1975) publicysta tygodnika „Do Rzeczy”, oraz m.in. dziennika „Rzeczpospolita”, „Faktu”, „SuperExpressu” oraz portalu Onet.pl. Gospodarz programów internetowych „Polska na Serio” oraz „Podwójny Kontekst” (z prof. Antonim Dudkiem). Od 2020 r. prowadzi własny kanał z publicystyczny na YouTube. Na Twitterze obserwowany przez ponad 100 tys. osób.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!