WARZECHA: Tęsknota za pokojem olimpijskim

Photo by Dave Kim on Unsplash

Dobrze jest wznosić wzmożenie antyrosyjskie na nowe poziomy, bo to się sprzedaje. Natomiast w przypadku niektórych państw Zachodu – zastępuje realne działania, skierowane przeciwko Rosji.

Kiedy kilka miesięcy temu pisałem w Magazynie „Kontra” o odpowiedzialności zbiorowej i o tym, dlaczego człowiek Zachodu nie może się na nią godzić, pretekstem była nadchodząca wtedy decyzja o zakazie wydawania wiz turystycznych dla Rosjan. Podejrzewałem jednak, że do tematu będę musiał powrócić. I tak się faktycznie dzieje: pomysły na różne zastosowania odpowiedzialności zbiorowej wobec narodu agresorów pojawiają się cały czas, a najnowszym jest całkowity zakaz uczestnictwa w igrzyskach olimpijskich sportowców rosyjskich i białoruskich. Podkreślam: chodzi o występy sportowców z tych państw pod neutralną flagą, nie reprezentacji narodowych. Bo to, że na igrzyskach nie będzie drużyny rosyjskiej i białoruskiej jest już postanowione i, moi zdaniem, uzasadnione. W tej chwili trwa spór o to, czy sportowcy z Rosji i Białorusi będą mogli startować pod neutralną flagą. Przeciwko ich uczestnictwu są nie tylko Polska i Ukraina, ale również wszystkie państwa bałtyckie.

 

Nie tylko Rosja

Agresorem w przypadku wojny na Ukrainie jest państwo rosyjskie. Działania Moskwy trudno interpretować inaczej niż jako wojnę napastniczą, która motywowana jest ideologią skrajnie odległą od tego, co jest, a przynajmniej powinno być fundamentem idei olimpijskiej. Białoruś to trochę inna historia i w jakimś stopniu obrywa rykoszetem, ale nie da się zaprzeczyć, że oficjalnie ten kraj udostępnia swoje terytorium dla napaści na Ukrainę. Zatem mogę się zgodzić: flag rosyjskiej i białoruskiej na igrzyskach nie powinno być w 2024 r.

Inna sprawa, że gdybyśmy chcieli być konsekwentni i eliminowali z igrzysk każde państwo, które prowadzi jakieś wojenne lub quasi-wojenne działania, naruszając przy tym prawo wojny, albo poważnie łamie prawa człowieka, to lista uczestników rozgrywek mocno by się skurczyła. Musiałyby z niej natychmiast wylecieć państwa takie jak Izrael, ale też Autonomia Palestyńska (tak, jej reprezentacja też się na igrzyskach regularnie pojawia), Syria, Iran, Arabia Saudyjska oraz oczywiście Chiny. A to tylko ułamek długiej listy. To oczywiście nierealne i już tutaj widać, do jakiego stopnia arbitralne są osądy i decyzje dotyczące tej sprawy.

Przyczyna, dla której odpowiedzialność zbiorowa jest dziś w cenie, jest dwojaka. Pierwsza jej część to bardzo mocno obecna u nas antyrosyjska emocja, ale jej nasilenie w innych państwach jest różne. Druga to motywacja czysto piarowa: dobrze jest po prostu wznosić wzmożenie antyrosyjskie na nowe poziomy, bo to się sprzedaje. Natomiast w przypadku niektórych państw Zachodu – zastępuje realne działania, skierowane przeciwko Rosji.

Tu trzeba zaznaczyć, że wykluczenie obu reprezentacji, ale także sportowców z obu państw, z igrzysk należy po stronie Zachodu do sfery wyłącznie symbolicznej. Można by natomiast argumentować, że zwłaszcza w Rosji istniałoby jakieś – trudno orzec, jak duże – przełożenie olimpijskiego piaru na nastroje, a więc i na gotowość rosyjskiego społeczeństwa do ponoszenia kosztów wojny. Czyli że po tamtej stronie jakieś praktyczne znaczenie ta kwestia ma, aczkolwiek nie należałoby go przeceniać. Ten argument trzeba wymienić nie tylko dla uczciwości intelektualnej, lecz również, aby pokazać, że decyzja, o której mowa, tworzy napięcie pomiędzy różnymi normami i celami.


Zapoznałem się z Polityką Prywatności danych osobowych i wyrażam zgodę na ich przetwarzanie


Zbrodnia i kara

Czymś zasadniczo innym jest jednak wykluczenie reprezentacji narodowych, a czym innym – obłożenie zakazem startu sportowców ze względu na ich obywatelstwo. Pokrzykiwania, jakie w tej sprawie wydają między innymi przedstawiciele polskiego rządu, sprowadzające się do wrzasków o „ludziach Putina z literą Z na piersiach”, to zwykłe intelektualne prostactwo. W rzeczywistości mamy do czynienia z bardzo trudnym problemem etycznym.

Tu muszę zaznaczyć, że idea odpowiedzialności zbiorowej – o której zastosowaniach szerzej pisałem we wcześniej wspomnianym tekście kilka miesięcy temu – wywołuje we mnie bardzo głęboki sprzeciw, a nawet obrzydzenie. Karanie rodziny za winę jednego z jej członków, rodziców za dzieci (pełnoletnie) albo odwrotnie czy wreszcie wszystkich członków danej zbiorowości za winy niektórych z nich lub też jej przywódców nie mieści się w ramach zachodniej cywilizacji – choć się zdarzało i wciąż zdarza.

Przy czym trzeba odróżnić kary skierowane przeciwko państwu a te skierowane przeciwko jego konkretnym obywatelom. Owszem, sankcje gospodarcze – na przykład takie, jakimi USA obłożyło PRL po wprowadzeniu stanu wojennego w grudniu 1981 r. – uderzają we wszystkich obywateli, więc można uznać, że w praktyce są rzeczywiście formą zbiorowej odpowiedzialności, jednak w swojej istocie są skierowane przeciwko państwu, nie przeciw jego poszczególnym obywatelom. Daje się je zatem obronić z etycznego punktu widzenia. Czym innym natomiast są restrykcje wycelowane w każdego obywatela z osobna tylko dlatego, że ma obywatelstwo danego państwa, a właśnie czymś takim byłby zakaz startu sportowców z Rosji i Białorusi.

Tutaj pojawia się kolejny argument przeciwnej strony: jeśli ci sportowcy odniosą sukcesy, zostanie to wykorzystane przez propagandę ich krajów, nawet jeżeli wystartują pod neutralną flagą. Tak, to jest istotny czynnik – ale czy powinien decydować? Można przyjąć, że do igrzysk powinni zostać dopuszczeni ci sportowcy z dwóch wspomnianych państw, którzy nie mają na koncie otwartego wspierania agresji na Ukrainę. To nie jest trudne do sprawdzenia, choć być może byłoby niełatwo zawrzeć takie zastrzeżenie w regulaminie igrzysk. Najdrobniejsza próba przemycenia symboliki wojennej lub narodowej (w razie startu pod neutralną flagą) powinna zaś skutkować dyskwalifikacją. Oczywiście ta zasada musiałaby dotyczyć wszystkich, a więc także sportowców ukraińskich, którzy podczas rywalizacji powinni się powstrzymać przed demonstracjami wojennymi czy politycznymi. Nie ma tu manifestacji słusznych i niesłusznych – każdego powinny obowiązywać te same reguły.

To wciąż jednak nie znaczy, że medale Rosjan i Białorusinów nie zostałyby później wykorzystane propagandowo. Odpowiadam na to: trudno. Uważam, że nie tworzy to żadnego wymiernego ryzyka, miałoby znaczenie niemal wyłącznie symboliczne, zaś alternatywą jest sytuacja przynajmniej dla mnie trudna do zaakceptowania z etycznego punktu widzenia. Rozumiem przy tym odmienny punkt widzenia, bo – jako się rzekło – mamy tu do czynienia z napięciem pomiędzy różnymi normami. Zwolennicy wykluczenia Rosjan i Białorusinów na pierwszym miejscu stawiają symboliczne podkreślenie tego, co uznają za nadrzędną normę moralną. Ja natomiast uważam, że bardziej podstawową kwestią jest nieulegnięcie pokusie zastosowania niecywilizowanego środka w postaci zbiorowej odpowiedzialności.


Wspieram dobrą publicystykę

75% ( 3000 / 4000 zł )
Wspieram!

Lacedemończycy jednak nie wystąpili

Jest jednak jeszcze jeden aspekt tej sytuacji. Przedstawiciele polskiego rządu zaczęli wspominać o tym, że – wzorem Ukrainy – Polska miałaby zbojkotować igrzyska w Paryżu, gdyby MKOl nie zdecydował o wykluczeniu sportowców rosyjskich i białoruskich. To wyjątkowo niepokojąca, ale też skrajnie arogancka zapowiedź, bo oznaczałaby rozciągnięcie odpowiedzialności zbiorowej na polskich zawodników. Przygotowanie do igrzysk wielu z nich wyznacza rytm całego sportowego życia. Niektórzy czekają na ten start jako na zwieńczenie swojej kariery, wiedząc, że za kolejne cztery lata nie będą już w stanie rywalizować. I teraz ich praca miałaby pójść na marne, bo polski rząd zamierza realizować ich kosztem swoją „wielką” politykę? Jak dużo trzeba mieć pychy, żeby brać jako zakładnika czyjś wieloletni wysiłek?

Tym bardziej że sportowcy mogą decydować sami. Wyjazd na igrzyska olimpijskie nie jest przymusowy. Jeśli Rosjanie i Białorusini nie zostaną wykluczeni, każdy polski zawodnik czujący się z tym niekomfortowo może podjąć indywidualną decyzję, że w igrzyskach nie weźmie udziału. Będzie to jednak jego własne postanowienie, a nie realizacja zapotrzebowania politycznego przez butnego oficjela.

Pomysł bojkotu, który jako pierwsza rzuciła Ukraina, bardzo asertywna, żeby nie powiedzieć: arogancka w wielu swoich poczynaniach dyplomatycznych (taki styl ma Kijów i ma do tego oczywiście prawo), wpisuje się niestety w najgorsze wątki historii nowożytnych igrzysk olimpijskich. Bojkoty miały miejsce w roku 1956 w Melbourne, w 1976 r. w Montrealu oraz, bodaj najsłynniejszy z tych współczesnych, w Moskwie w roku 1980. Wszystkie te bojkoty miały przyczyny polityczne, a ten ostatni być może najbardziej przypominał obecną sytuacje, ponieważ przyczyną apelu Białego Domu o niebranie udziału w moskiewskich igrzyskach była sowiecka inwazja na Afganistan. Za każdym jednak razem były te bojkoty jaskrawym zaprzeczeniem idei olimpijskiej: igrzyska powinny pozostawać poza zasięgiem politycznych sporów. Temu służył w starożytności pokój olimpijski, choć bywało, że greckie polis były wykluczane z igrzysk za jego nieprzestrzeganie lub niezapłacenie kary za jego złamanie.

Oddajmy głos najwybitniejszemu historykowi starożytności. Tak pisze Tukidydes w księdze V „Wojny peloponeskiej”:

W tym roku [420 p.n.e.] odbyły się igrzyska olimpijskie, na których Arkadyjczyk Androstenes po raz pierwszy zwyciężył w pankrationie. Elejczycy wykluczyli Lacedemończyków od udziału w ofiarach i igrzyskach olimpijskich za to, że nie zapłacili kary, którą Elejczycy wyznaczyli im na podstawie prawa olimpijskiego, ponieważ podczas trwania pokoju olimpijskiego Lacedemończycy wystąpili zbrojnie przeciw fortowi w Frikos i wysłali hoplitów do Lepreon. Grzywna zgodnie z prawem wynosiła dwa tysiące min, po dwie miny na każdego hoplitę. Lacedemończycy wnieśli przez posłów skargę przeciw niesłusznemu wymiarowi grzywny, gdyż zdaniem ich w chwili, kiedy wysłali hoplitów, nie został jeszcze w Lacedemonie ogłoszony pokój olimpijski. Elejczycy twierdzili, że u nich pokój był już ogłoszony – bo też zawsze u siebie najpierw go ogłaszają – i że dlatego nie oczekiwali napadu i zostali przez bezprawie lacedemońskie zaskoczeni. Lacedemończycy odpowiadali na to, że Elejczycy nie powinni byli posyłać heroldów do Lacedemonu w celu ogłoszenia pokoju, jeśli się już uważali za pokrzywdzonych, więc widocznie wówczas byli innego zdania, i że Lacedemończycy nigdzie potem przeciw nim zbrojnie nie wystąpili. Elejczycy jednak wciąż obstawali przy swoim i nie dali się przekonać, że nie zostali pokrzywdzeni. Odpowiedzieli też Lacedemończykom, że darują im tę część grzywny, która się im należy, a tę część, która przypada świątyni Dzeusa, sami zapłacą za nich, jeśli Lacedemończycy zdecydują się oddać im Lepreon.

Wobec odmowy Lacedemończyków Elejczycy byli gotowi zrzec się Lepreon, skoro tamci nie chcieli go oddać, ale za to Lacedemończycy, jeśli pragną korzystać ze świątyni, mają wejść na ołtarz Dzeusa Olimpijskiego i w obecności Hellenów zaprzysiąc, że grzywnę później zapłacą. Kiedy zaś Lacedemończycy się nie zgodzili, odmówiono im wstępu do świątyni i udziału w ofiarach i igrzyskach. Lacedemończycy więc obchodzili święto u siebie w Sparcie, reszta zaś Hellenów, prócz Lepreatów, wzięła udział w uroczystościach. Elejczycy z obawy, by Lacedemończycy nie chcieli siłą wymusić dla siebie udziału w ofiarach olimpijskich, trzymali straż złożoną z uzbrojonej młodzieży. Przyszło im także z pomocą tysiąc Argiwczyków i tysiąc Mantynejczyków oraz jazda ateńska, która podczas uroczystości czekała w Argos. W czasie zgromadzenia w Olimpii obawiano się, że Lacedemończycy zjawią się zbrojnie, zwłaszcza gdy Lacedemończyk Lichas, syn Arkezylaosa, został podczas igrzysk pobity przez rabduchów. Zwyciężył bowiem zaprząg Lichasa, lecz ponieważ jako Lacedemończyk nie miał prawa brać udziału w igrzyskach, ogłoszono zwycięzcą lud beocki. Wówczas Lichas wystąpiwszy na arenę uwieńczył woźnicę chcąc zaznaczyć, że rydwan do niego należy. Wtedy jeszcze bardziej wszyscy się zlękli i zdawało się, że coś się stanie. Lacedemończycy jednak nie wystąpili i święta minęły w spokoju.

 

Jak widać, blisko dwa i pół tysiąca lat temu polityka potrafiła zamieszać w sporcie. Tyle że wówczas zwyciężała jednak idea olimpijskiego pokoju.


Tekst powstał w ramach projektu pt. „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

Łukasz Warzecha
Łukasz Warzecha
(1975) publicysta tygodnika „Do Rzeczy”, oraz m.in. dziennika „Rzeczpospolita”, „Faktu”, „SuperExpressu” oraz portalu Onet.pl. Gospodarz programów internetowych „Polska na Serio” oraz „Podwójny Kontekst” (z prof. Antonim Dudkiem). Od 2020 r. prowadzi własny kanał z publicystyczny na YouTube. Na Twitterze obserwowany przez ponad 100 tys. osób.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!