WARZECHA: Umówmy się na Polskę

Ilustracja z okładki książki „Umówmy się na Polskę”

Tak jak zwolennicy PiS nie mogli się odnaleźć w Polsce lat 2007-15, tak zwolennicy Platformy nie są w stanie odnaleźć się w Polsce po roku 2015. Nowa społeczna umowa ma być sposobem, żeby to poczucie alienacji we własnym państwie osłabić.

„Umówmy się na Polskę” – taki tytuł nosi książka, będąca plonem pracy inicjatywy zwanej Inkubatorem Umowy Społecznej. Inkubator, zainicjowany jeszcze w 2018 r., od początku stawiał sobie za cel zaprojektowanie mechanizmu ustrojowego alternatywnego wobec obecnego, w którym znacznie większą niż dzisiaj rolę odgrywałyby samorządy. Pamiętam, gdy założenia projektu tłumaczył mi już dawno temu mój kolega, prof. Antoni Dudek, będący jednym z inicjatorów przedsięwzięcia. Dziś przybrały one dojrzalszą postać właśnie w postaci książki, która wyróżnia się już choćby zestawem autorów. Znajdziemy wśród nich nazwiska z najrozmaitszych kręgów i ośrodków, w tym między innymi wspomnianego już prof. Dudka, a także Tomasza Grzegorza Grosse, Artura Wołka, Jarosława Gwizdaka, Pawła Dobrowolskiego, Sylwię Chutnik, Ziemowita Szczerka, Marka Tatałę czy Agnieszkę Chłoń-Domińczak.

 

Obniżyć społeczne napięcie

Inną ciekawą cechą jest fabularyzacja części opowieści. Poza rozdziałami, opisującymi konstrukcję ustrojową Rzeczypospolitej, opartą na wspomnianych założeniach, jest tam również pięć rozdziałów, przedstawiających w formie krótkich opowiadań „województwa marzeń”: konserwatywne, chadeckie, liberalne, progresywne i lewicowe. Każda z tych opowieści jest umieszczona ściśle w realiach proponowanej umowy społecznej.

Zaznaczam od razu, że jej projektanci nie chcą bynajmniej zamiany Rzeczypospolitej w państwo federalne. Przeciwnie – w swojej propozycji zawarli bardzo wyraźne wskazanie, że nie jest w to w żadnym razie projekt federalizacji Polski.

Jaka była intencja i co stało za tym naprawdę dopracowanym przedsięwzięciem? Wracam tutaj do wyjaśnień prof. Dudka (z którymi mogą się państwo zapoznać także w najnowszym wydaniu naszego wspólnego programu „Rozmowa Niekontrolowana” na moim kanale YT). Otóż zdaniem pomysłodawców Polska wkrótce może się znaleźć w sytuacji politycznego paraliżu, wynikającego z połączenia ogromnego napięcia politycznego z kohabitacją (prezydent z innego obozu politycznego niż rząd). Jedynym wyjściem miałoby być wówczas skorzystanie właśnie z koncepcji przerzucenia dużej części dotychczas centralnie ulokowanej odpowiedzialności na niższy, samorządowy poziom.

Ważną motywacją było także obniżenie poziomu społecznego napięcia. W tej chwili – jak tłumaczą autorzy projektu – wobec totalizacji polskiej polityki i życia publicznego przy każdej zmianie władzy niemała część społeczeństwa ma poczucie, że zostaje absolutnie zdominowana przez tę drugą. Tak jak zwolennicy PiS nie mogli się odnaleźć w Polsce lat 2007-15, tak zwolennicy Platformy nie są w stanie odnaleźć się w Polsce po roku 2015. Nowa społeczna umowa ma być sposobem, żeby to poczucie alienacji we własnym państwie osłabić.

Stąd w konserwatywnym województwie znacznie bardziej konserwatywny program nauczania oraz wciągnięcie Kościoła do życia społecznego, a w województwie lewicowym – Kościół zmarginalizowany i postępowe programy nauczania. To oczywiście tylko przykłady lokalnej specyfiki.

(Od razu wyjaśniam, że bardziej szczegółowe zasady działania tak pomyślanego państwa znajdą państwo dokładnie opisane w książce – kwestie podatkowe czy ogólniej: finansowe, podział kompetencji, szczegółowe uprawnienia samorządów oraz wojewodów czy rozwiązania dotyczące spółek skarbu państwa.)


Zapoznałem się z Polityką Prywatności danych osobowych i wyrażam zgodę na ich przetwarzanie


Zabawa czy propozycja?

Pytanie, które wiele osób zadawało sobie podczas premiery książki kilka dni temu w Warszawie, brzmiało zapewne: czy mamy do czynienia jedynie z rodzajem intelektualnej zabawy lub może nawet prowokacji czy też jest to poważna ustrojowa propozycja, na bazie której można zacząć konstruować konkretne rozwiązania konstytucyjne – w razie, gdyby zaistniał odpowiedni moment? Jestem w tej sprawie rozdarty. Z jednej strony trudno nie podziwiać ogromu pracy, włożonej w stworzenie koncepcji. To naprawdę coś w polskich warunkach wyjątkowego. Podobnie jak wyjątkową sprawą jest zebranie w jednym miejscu osób o tak rozbieżnych poglądach, podpisujących się pod tym samym pomysłem.

Z drugiej – mam dwie zasadnicze wątpliwości. Oto pierwsza z nich. Jeśli skutkiem realizacji tej koncepcji byłoby powstanie województw (bo na tym poziomie operują autorzy) o różnych profilach światopoglądowych, to oznaczałoby to powolne, ale wyraźne rozjeżdżanie się tych części Polski. Autorzy projektu uznają – to wybrzmiewało podczas prezentacji książki – że motywacją dla ludzi będą nie tylko poglądy, ale też jakość usług, na przykład szkolnictwa. To chyba jednak zbyt idealistyczne założenie. Paradoksalnie, skutkiem wojny ideowej, której ta propozycja ma zapobiegać, jest właśnie przyznanie priorytetu przez większość obywateli sprawom światopoglądu.

Z tego z kolei wynikałoby, że Polacy w tak pomyślanym ustroju powinni migrować do tych regionów, w których czuliby się lepiej, bardziej u siebie – i takie założenie, zdaje się, czynią autorzy książki. Tyle że Polacy nie są narodem masowo migrującym. Są też często przywiązani do swojego miejsca zamieszkania z powodu wielu wymiernych i konkretnych innych czynników, także zobowiązań finansowych. Jeśli zaś przemieszczać się łatwo nie będą mogli i chcieli, ich frustracja może się zwiększyć zamiast zmniejszyć. Załóżmy, że osoba o konserwatywnych poglądach mieszka w lewicowym województwie, a w wyborach krajowych zagłosowała na konserwatystów i oni właśnie zdobyli władzę. Teoretycznie więc jest zwycięstwo, ale dla tego wyborcy jest ono niemal nieodczuwalne. A przecież są regiony, w których mapa wyborcza wygląda zawsze tak samo od lat i wiadomo, że w razie wprowadzenia rozwiązań z „Umówmy się na Polskę” czy to lewica czy chadecja, czy postępowcy, czy konserwatyści mieliby tam zagwarantowaną wygraną. Ludzie o odmiennych poglądach znaleźliby się w jeszcze gorszym potrzasku niż teraz. Teraz bowiem mogą mieć nadzieję na to, że wygrana ich kandydatów w wyborach parlamentarnych odmieni cały kraj – ich najbliższe otoczenie w jakimś stopniu także. Przy obowiązywaniu proponowanego systemu tej nadziei by nie było. Takie na przykład zachodniopomorskie byłoby przez dekady lewicowe, a mieszkający tam konserwatyści mieliby poczucie totalnej niemocy i prawdopodobnie byliby nie tylko coraz bardziej sfrustrowani, ale też wyalienowani.


POSŁUCHAJ: [PODCAST] Miasto kontra region. O polskim chaosie przestrzennym | Bartosz Brzyski | Łukasz Zaborowski


Pokłóćmy się o Polskę

Druga wątpliwość dotyczy możliwości wprowadzenia tego rozwiązania. Autorzy optymistycznie zakładają, że nastąpiłoby to w sytuacji hipotetycznego paraliżu decyzyjnego. Wymagałoby to jednak drastycznej zmiany paradygmatu myślowego polityków: od „bierzemy wszystko” do „musimy się samoograniczyć”. Wiara w to, że jest to możliwe w przewidywalnej przyszłości – przynajmniej dopóki dwa główne obozy wyglądają, jak wyglądają oraz mają tych, a nie innych liderów – wydaje mi się skrajnie naiwna. Polityków motywuje do coraz głupszych działań przekonanie, że zawsze jakoś ostatecznie się uda wyjść na swoje oraz że „nigdy jeszcze tak nie było, żeby jakoś nie było”. Przy takim sposobie myślenia nawet paraliż polityczny kraju nie skłania do zmiany sposobu działania i odpuszczenia sobie ambicji zagarnięcia wszystkiego. Jeśli przynajmniej część z nich napędza autentyczne przekonanie, że „moja racja jest najmojsza”, to czemu mieliby podejść do sprawy inaczej niż dotąd?

Trzeba też wziąć pod uwagę, że paradygmaty obu stron konfliktu politycznego zakładają w dużej mierze, że to, co zawierają, jest nie tylko po prostu skuteczne czy korzystne, ale i słuszne. Ba: moralnie słuszne, a nawet najsłuszniejsze. A jeśli coś jest słuszne, to nie można pozwolić, żeby gdziekolwiek w Polsce trwały rozwiązania i poglądy niesłuszne. Dotyczy to i najbardziej dzielących oraz wzbudzających największe napięcia spraw światopoglądowych, i kwestii socjalnych albo gospodarczych.

Na okładce „Umówmy się na Polskę” czytamy, że „książka ta jest zaproszeniem do nowego sposobu myślenia o przyszłości naszego kraju i do znalezienia Polski, która pomieści nas wszystkich”. Jako zaproszenie do innego sposobu myślenia o Polsce być może ten projekt się sprawdza. Czy jednak jest w jakimkolwiek stopniu realny – mam ogromne wątpliwości.

Prof. Anna Wojciuk, jedna z autorek książki i członek zarządu Inkubatora Umowy Społecznej, będzie moim gościem w programie „Rozmowa Niekontrolowana” na moim kanale YouTube we czwartek 25 maja o godzinie 19.

Wspieram dobrą publicystykę

75% ( 3000 / 4000 zł )
Wspieram!

Tekst powstał w ramach projektu: „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

Łukasz Warzecha
Łukasz Warzecha
(1975) publicysta tygodnika „Do Rzeczy”, oraz m.in. dziennika „Rzeczpospolita”, „Faktu”, „SuperExpressu” oraz portalu Onet.pl. Gospodarz programów internetowych „Polska na Serio” oraz „Podwójny Kontekst” (z prof. Antonim Dudkiem). Od 2020 r. prowadzi własny kanał z publicystyczny na YouTube. Na Twitterze obserwowany przez ponad 100 tys. osób.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!