Czy tak jak pan Jourdin mówił prozą, nie wiedząc, że to proza, można być wokiem, nie wiedząc o tym? Bardzo ciekawe badanie przeprowadzone na zlecenie Warsaw Enterprise Institute pokazuje, że – niestety tak. I że wokeizm ma już w Polsce spore przyczółki.
Z wokeizmem jest trochę jak z jednym z jego poprzedników – postmodernizmem: nie do końca da się go uchwycić i zdefiniować, bo jego perfidia leży w dużej mierze w nieokreśloności. Jak śpiewał w piosence „Postmodernizm” z 1997 r. Jacek Kaczmarski:
Wszystko wolno! Hulaj dusza!
Do niczego się nie zmuszaj!
Niczym się nie przejmuj za nic!
Nie wyznaczaj sobie granic!
I nie próbuj nic zrozumieć,
Nie pochodzi „mieć” od: „umieć”.
Możesz wierzyć, lub nie wierzyć,
Nic od tego nie zależy.
Nie wyznaczaj sobie zadań –
Kto się nie wspiął, ten nie spada,
A kto pragnie być na szczycie,
Będzie spadał całe życie.
Nie stać cię na luksus troski,
Jesteś wszakże dziełem boskim,
No a Boga przecież nie ma,
Więc to tyle na ten temat.
Na posiadanym przeze mnie koncertowym nagraniu Kaczmarski, wprowadzając słuchaczy w temat, wyjaśnia, że nikt nie wie, czym jest postmodernizm, bo gdyby to było wiadomo, nie byłby to już postmodernizm. Niestety, wielki bard nie doczekał narodzin wokeizmu, bo byłby wobec niego zapewne jeszcze bardziej bezlitosny.
Tu powstaje ciekawa kwestia: czy tak jak pan Jourdin mówił prozą, nie wiedząc, że to proza, można być wokiem, nie wiedząc o tym? Bardzo ciekawe badanie przeprowadzone na zlecenie Warsaw Enterprise Institute pokazuje, że – niestety tak. I że wokeizm ma już w Polsce spore przyczółki.
Ponad tysiącosobowej grupie respondentów zadano 14 pytań, które – według badaczy – mają należeć do sfery przekonań wokeizmu. Można się o to w niektórych przypadkach spierać, ale jako się rzekło – nie ma tu żadnych precyzyjnych definicji, więc trzeba przyjąć arbitralne kryteria. Te pytania to:
- Płeć to nie jest kwestia biologii, a przede wszystkim tego, kim czuje się dana osoba.
- Tranzycja płciowa (korekta płci) powinna być dostępna na życzenie.
- Dziecko najlepiej wie, jakiej jest płci.
- LGBT to najbardziej prześladowana grupa społeczna w Polsce.
- Wszystkie firmy i instytucje publiczne powinny obchodzić miesiąc dumy (Pride Month) środowisk LGBT w czerwcu.
- Ludzie, którzy używają języka nienawiści, powinni być skrupulatnie cenzurowani.
- Należałoby karać tych, którzy uporczywie odmawiają stosowania preferowanych przez daną osobę form językowych, odpowiadających jej identyfikacji płciowej.
- Jeśli osoba z danej mniejszości popełnia przestępstwo, to z pewnością istnieją okoliczności łagodzące.
- Akty przemocy są uzasadnione, jeśli ich celem jest powstrzymywanie zmian klimatu.
- Limity dotyczące konsumpcji (np. mięsa, podróży lotniczych, zużycia energii) są koniecznie do powstrzymania zmian klimatu.
- Ziemia jest przeludniona i dlatego należy zrezygnować z rodzenia dzieci.
- Kapitalizm jest wyrazem toksycznej męskości, którą należy zwalczać metodami takimi, jak np. wprowadzenie obowiązkowych parytetów płci.
- Należy wymagać od każdej firmy, by pod rygorem kar udowodniła, że szanuje środowisko i dba o sprawy społeczne.
- Praca seksualna to praca jak każda inna i nie powinna być kryminalizowana.
Do każdego twierdzenia można było udzielić jednej z pięciu odpowiedzi: zdecydowanie się zgadzam, raczej się zgadzam, raczej się nie zgadzam, zdecydowanie się nie zgadzam oraz nie wiem. Wnioski są mieszane, ale powinny wzbudzić niepokój. Przede wszystkim aż 75 proc. badanych zgadza się z sześcioma (dowolnymi) stwierdzeniami z powyższej listy, zaś 25 proc. – z siedmioma.
Z największą akceptacją (czyli przynajmniej 33 proc. badanych) spotkały się stwierdzenia spod numerów (na wyżej załączonej liście): nr 6 – 64 proc., nr 13 – 49 proc., nr 3 – 46 proc., nr 1 – 43 proc., nr 14 – 39 proc., nr 2 – 38 proc. i nr 4 – 37 proc.
Raport jest obszerny, autorzy dokładnie analizują te oraz inne odpowiedzi, znajdziemy w nim także listę tych stwierdzeń, które cieszyły się najniższym poparciem. I tak tylko 16 proc. zgadza się ze stwierdzeniami, że w imię walki z rzekomym przeludnieniem należy przestać rodzić dzieci albo że dla ratowania klimatu można się uciekać do przemocy.
Inna sprawa, że może jednak należałoby powiedzieć nie: „tylko 16 procent”, ale „aż 16 procent”. Aż 16 procent godzi się na przemoc w imię walki o klimat! Niby niewiele, ale jednak przerażająco dużo.
Ja zwracam uwagę na pierwszą z pozycji z listy stwierdzeń zbierających najwyższe poparcie. Można sobie to poparcie dla politycznie poprawnej cenzury tłumaczyć jeszcze tym, że respondenci nie wiedzą, z czym właściwie mają do czynienia i jakie byłyby konsekwencje wprowadzenia takich regulacji. Można też ewentualnie uznać, że jest to nie tyle nie całkiem uświadomione poparcie dla wokeizmu, co raczej wyraz sprzeciwu wobec brutalizacji języka publicznego. Czyli że respondenci nie są zwolennikami politpoprawnej cenzury, lecz chcą jedynie powstrzymania agresywnego języka w sferze publicznej i wyobrażają sobie, że ofiarami restrykcji czy kar padliby wyłącznie politycy czy komentatorzy, uciekający się do zbyt ostrych stwierdzeń.
Być może tak jest – nie wiemy. Nawet gdyby, to z pewnością nie była to motywacja wszystkich podpisujących się pod tym zdaniem. Niech będzie, że tylko połowa z nich, a więc w sumie około 30 proc., świadomie opowiada się za cenzurą „mowy nienawiści” – to i tak dramat. Szczególnie, że w pytaniu mamy bardzo spersonalizowane ujęcie problemu – mowa jest przecież o cenzurowaniu osób, nie o jakichś ogólnych restrykcjach. Mechanizmu związanego z tak zwaną mową nienawiści nie muszę zaś chyba czytelnikom „Kontry” tłumaczyć: wiadomo, że kluczowe jest, kto będzie definiował, co taką „mową nienawiści” jest. Próbkę mieliśmy niedawno, gdy stowarzyszenie “Nigdy Więcej!” stworzyło donos (niebędący donosem – zdaniem samej organizacji) na sędziego Szymona Marciniaka. W ten sposób można zamknąć usta każdemu, kto nie wpisze się w obowiązującą narrację.
Jak interpretować wyniki badania? To tylko moja publicystyczna teza: Polacy są podatni na wokeistowskie manipulacje i pozornie niewinne twierdzenia (choć niektóre wcale niewinne nie są), ponieważ na razie nie są w stanie umieścić ich w szerszym schemacie i w związku z tym nie widzą, do jak głębokich zniszczeń ten zestaw poglądów i norm (jeżeli w ogóle można tu mówić o normach) prowadzi.
Potwierdza to inny element badania, gdzie respondentów spytano o to, czy wiedzą, czym jest ideologia woke. Świadomych tego był zaledwie 1 procent! 15 procent stwierdziło, że coś słyszało, ale nie wie, co to właściwie jest. Reszta zetknęła się z tym pojęciem po raz pierwszy.
Co zatem robić i jak działać? Nie ma innego sposobu niż – po pierwsze – pokazywanie, jaki schemat i cel stoi za wokeizmem, co chyba najlepiej demonstrować na przykładzie niektórych stanów USA; po drugie – wyjaśniać, co oznaczają poszczególne elementy tego schematu i jakie byłyby konsekwencje ich wdrożenia. Być może jest to ostatni moment na takie działania, bo lada chwila może się okazać, że zbudzimy się z ręką w nocniku.
CZYTAJ TAKŻE:
SAKOWSKI: Subkultura popsutego cyrku. O modzie na „niebinarność”
KUŹ: Wojna z płcią w późnej nowoczesności. Stare herezje w tęczowych bukłakach
WARZECHA: Ius resistendi, czyli czy staję się anarchistą
Tekst powstał w ramach projektu: „Stworzenie forum debaty publicznej”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego