Władza przeciwko państwu, czyli demontaż po hiszpańsku

fot. Aleksandra Rybińska

Czy umiemy sobie wyobrazić rząd dochodzący do władzy nad Wisłą dzięki poparciu Ruchu Autonomii Śląska? Tymczasem Junts per Catalunya to siły dalece bardziej radykalne. Co dalej z Hiszpanią? Niestety model grecki jest coraz bardziej prawdopodobny, szczególnie, że potencjalni „ratownicy”, mówiąc eufemistycznie, „reprezentują ten sam kraj pochodzenia”.

Bieżące wydarzenia w coraz bardziej turbulentnym kraju południa Europy ze stolicą w Madrycie wpisują się w szerszy kontekst dekonstrukcji koncepcji państwa narodowego. Co ciekawe, jest to kontekst właściwie „endemicznie” europejski, a precyzyjniej stricte unijny – już pobieżna analiza form organizacji życia zbiorowego i ustrojów politycznych w Ameryce Północnej, Ameryce Łacińskiej, Azji, a nawet w Afryce wskazuje, iż odejście od idei oparcia ogółu instytucji publicznych na narodzie posiadającym wspólny język, terytorium, historię i etnos byłoby traktowane jako zakwestionowanie suwerenności czy też wręcz „wynaradawianie”. Instytucje państwowe oparte na narodowych zasobach ludzkich organizują życie społeczeństwa, będącego grupą szerszą niż naród (niewymagającą wspólnego etnosu), niemniej to właśnie członkowie dominującego na danym terenie narodu stanowią społeczną większość, której główne wartości winni podzielać nietożsami etnicznie członkowie społeczeństwa. Budowa państwa bez świadomości i jasnej tożsamości narodowej prowadzi do wykreowania amalgamatu konsumentów i technokratów o nachyleniu kosmopolitycznym. Ci pierwsi redukują horyzont poznawczy stając się „milczącą większością”, protestującą jedynie przeciwko ograniczaniu tzw. swobód obywatelskich (dowolnie definiowanych i kreowanych często ad hoc), drudzy natomiast dbają jedynie o zachowanie uprzywilejowanej pozycji społecznej, co wpływa na głębokie zakorzenienie koniunkturalizmu i podejmowanie decyzji zgodnych z dyktatem transnacjonalnych korporacji na rzecz interesu partykularnego.

Dzisiejsza lewica odłączyła się od bazy (posługując się językiem marksowskim) i będąc rzeczniczką obyczajowej nadbudowy stała się pasem transmisyjnym idei ESG (środowisko – społeczna odpowiedzialność – ład korporacyjny). Mglista polityka równościowa zastąpiła hasła walki o materialny egalitaryzm. Procesy te były dostrzegalne w Hiszpanii już w czasach „zapateryzmu”, natomiast ich obecna odsłona zaskoczyła swoim natężeniem większość obserwatorów.

 

 

Krajobraz powyborczy

Zgodnie z przewidywaniami wybory 23 lipca wygrała (i to wyraźnie) Partia Ludowa (PP) ale mobilizacja sił radykalnej lewicy zrzeszonej w bloku Sumar (na lewo od sanchezowskiej PSOE) zneutralizowała możliwość stworzenia szybkiej koalicji Partii Ludowej i VOX. Oczywistym stał się zatem powyborczy pat, a do stworzenia „najbardziej prawicowego rządu od czasów Franco” zabrakło pojedynczych głosów (pomimo rozpaczliwych prób budowy większości przez Alberto Núñeza Feijóo (lidera Partii Ludowej). Jedyne niezagospodarowane postaci sytuowały się po stronie katalońskich i baskijskich separatystów, acz było jasne, iż zarówno PP jak i VOX nie będą negocjować z siłami jawnie antyhiszpańskimi. W tzw. „drugim kroku” król Hiszpanii powierzył misję stworzenia nowego gabinetu Pedro Sanchezowi i prawie pewne były kolejne przedterminowe wyboru w związku z brakiem wyłonienia większości.

Nawet najwięksi sceptycy nie sądzili, że możliwe będzie zdobycie władzy w państwie na podstawie sojuszu z siłami programowo antypaństwowymi, stąd też rozmowy Sancheza z m.in. Junts per Catalunya, głównymi organizatorami referendum niepodległościowego, postrzegane były jako działania pro-forma, na użytek wewnętrzny, czyli potencjalne alibi dla fiaska budowy większości.


Zapoznałem się z Polityką Prywatności danych osobowych i wyrażam zgodę na ich przetwarzanie


Rozbicie dzielnicowe – jesień ludu hiszpańskiego?

W 1861 roku zjednoczyła się Italia i pomimo wojny domowej w latach 1943-1945 wagi i zysków z owego wydarzenia nie kwestionują żadne poważne siły polityczne. Hiszpania po zwycięstwie frankizmu w 1939 roku zwróciła się w kierunku ujednolicenia przestrzeni państwowej, specyficznie pojmowanej unitarności z dużą rolą wspólnot autonomicznych.

Jeszcze do niedawna rozumiano, iż zgoda na realizację postulatów Kraju Basków i Katalonii to krok do dekonstrukcji Hiszpanii jako jednolitego organizmu państwowego. Pedro Sanchez zapewne również rozumie zagrożenie, ale cyniczna polityczna logika okazała się silniejszą niż logika propaństwowa.

 

Porozumienie z posiadającymi uzasadnione etnicznie i językowo pretensje do autonomii Baskami nie byłoby przyjęte z oburzeniem (na stole leży również, co stanowi nowość, poszerzenie autonomii Baskonii), jednak taktyczne poparcie ze strony Junts per Catalunya w zamian za amnestię dla osób skazanych przez sąd i dotychczas ukrywających się poza Hiszpanią po katalońskim referendum okazało się zupełnie niestrawne dla mas społecznych, które – przypomnijmy – jasno poparły Partię Ludową i VOX.

 

„Lepiej rządzić nawet na zgliszczach” kontra „Franco, wróć!”

W pierwszej połowie listopada, po ogłoszeniu poparcia dla potencjalnego kolejnego rządu Pedro Sancheza przez separatystów, pod hasłem „jednej i zjednoczonej Hiszpanii” na ulicę wyszło kilkaset tysięcy zwolenników PP i VOX, a także siły radykalniejsze z podobiznami Franco i okrzykami wprost odnoszącymi się do epoki zakończonej w 1975 roku. Powołanie rządu z poparciem sił antypaństwowych zwiększy i tak dramatyczne już podziały społeczne oraz prawdopodobnie pogłębi permanentnie kryzysowy stan hiszpańskiej gospodarki. PSOE chce kontynuować rządy „za wszelką cenę” ale duża część wspólnot autonomicznych zarządzana jest przez koalicję PP i VOX. Najniższą ceną będzie w tym przypadku eskalacja konfliktów regionalnych, acz potencjalne zagrożenia posiadają charakter wręcz kontynentalny.

Wszelkie federacyjne koncepcje ustrojowe, które po ukonstytuowaniu posiadały charakter funkcjonalny, były (i są) jednocześnie wolnościowe w zakresie praw poszczególnych podmiotów. Wszelkie federacje unifikujące prawo utrzymywały ramy ustrojowe poprzez dyktat siły i mniej lub bardziej jawną opresję. Oczywistym porównaniem jest tu zestawienie USA i ZSRR, przy długiej liście zastrzeżeń na polu amerykańskiej polityki zagranicznej na przestrzeni dekad. Poszczególne stany USA funkcjonują jak odrębne organizmy państwowe spajane nadrzędną wartością konstytucji. Niemieckie landy czy też szwajcarskie kantony posiadają długą tradycję kultywowania obyczajów właściwych tylko dla danego regionu i legitymizowanych/sankcjonowanych prawnie jedynie na danym terenie. We wszystkich wskazanych przykładach wśród autonomicznych przestrzeni społeczno-politycznych nie występuje żadna antypaństwowa, która otwarcie wypowiadałaby posłuszeństwo władzy centralnej i kwestionowała fundamentalne akty normatywne.

Tymczasem w Hiszpanii pod siedzibą PSOE protestują obywatele rozumiejący, że taktyczny sojusz Pedro Sancheza z separatystami może uruchomić efekt domina w kraju pełnym „gorących” regionalizmów. Federacja (w jednym kraju) to wszakże jeden z modeli państwa, a nie jego dekonstrukcja, mechanizm trafny w sytuacji pokoju i bardzo ryzykowny w sytuacji zagrożenia (wewnętrznego i zewnętrznego).

 

Koncepcje federacyjne w skali międzynarodowej oznaczają najczęściej sojusze w sytuacji konieczności obrony wartości kultury i granic cywilizacyjnych. I nie byłoby niczego kuriozalnego w sytuacji kreowania UE jako federacji w obliczu wspólnego zagrożenia militarnego (Rosja), gospodarczego (Chiny) czy też kulturowego (migracje). Obecny mainstream unijny to natomiast próba stworzenia ponadnarodowego organizmu przy założeniu unifikacji ideowej i ustrojowej na rzecz odbudowy „projektu kontynentalnego”, który zakłada podporządkowanie Europy Środkowo-Wschodniej interesom niemieckim i francuskim. Jest to zatem federacja definiowana (niejawnie) w kategoriach unifikacji i przypomnijmy, że rozmowa na temat kształtu Unii Europejskiej nie jest rozmową eurosceptyczną, wręcz przeciwnie – domaganie się obrony hegemonii kulturowej starego kontynentu to euroentuzjazm i „europatriotyzm”, podejście ofensywne, a nie kapitulanctwo przed rzekomo obiektywnymi procesami społecznymi.



„Dlaczego nikt o tym nie mówi i tak cicho w głównonurtowych mediach o Hiszpanii?”

Właśnie z powyższych względów, obrona tradycyjnie rozumianego państwa narodowego narusza profederacyjne interesy osi Berlin-Paryż. Dlaczego zatem dość cicho również w mediach społeczno-konserwatywnych? Być może z braku pełnego zrozumienia jak ważne studium przypadku mogą już niebawem stanowić bieżące wydarzenia w hiszpańskiej części Półwyspu Iberyjskiego, które pokazują, iż chęć władzy może korelować z powolnym demontażem państwa.

Czy umiemy sobie wyobrazić rząd dochodzący do władzy nad Wisłą dzięki poparciu Ruchu Autonomii Śląska? Tymczasem Junts per Catalunya to siły dalece bardziej radykalne. Co dalej z Hiszpanią? Niestety model grecki jest coraz bardziej prawdopodobny, szczególnie, że potencjalni „ratownicy”, mówiąc eufemistycznie, „reprezentują ten sam kraj pochodzenia”.

 

Pedro Sanchez posiada obecnie 179 głosów w Kongresie Deputowanych i 16 listopada otrzymał wotum zaufania. Reakcja bieżąca i późniejsze reakcje hiszpańskiego społeczeństwa będą kluczowe dla odpowiedzi na pytanie, czy inżynieria społeczna polegająca na budowie fałszywej świadomości za pomocą swobód obywatelskich w sferze obyczajowej (przy jednoczesnej stałej pauperyzacji mas społecznych) może stać się jednym z obowiązujących modeli zarządzania przestrzenią publiczną. Kryzys społeczny nie jest już kryzysem „pełzającym” ale dynamicznym, ogromny problem stanowi przemoc domowa, a młodzież pozbawiona perspektyw skupia się na hedonistycznym życiu codziennym.

Każdy, nawet najbardziej przyjazny klimatycznie kraj w Europie, może „wybuchnąć” jeśli przekroczona zostanie granica godności. Koalicja PSOE i Sumar oraz separatystów odwołuje się do…wspomnianego poczucia dumy – dumy partyzanckiej, antyfaszystowskiej, uruchamiając podziały historyczne i nieskończone pokłady „pofrankowskiego” resentymentu. Partia Ludowa i VOX mobilizują Hiszpanów ze wszystkich regionów na bazie tożsamości narodowej i obrony jedności, szczególnie, że nawet w Katalonii demonstracje pod hasłem „Catalunya es Espana” nie należą do rzadkości.

 

Tytułowy demontaż po hiszpańsku to zatem nie tylko demontaż państwa narodowego, państwa unitarnego z elementami autonomii regionalnej, ale także demontaż jakichkolwiek relacji i społecznych więzi pomiędzy środowiskami wrogimi ideologicznie. Nie chodzi tu, naturalnie, o sztuczne niwelowanie podziałów, niemniej dbałość o minimalny chociaż społeczny ład cechuje polityków odpowiedzialnych. Władze Hiszpańskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej uznały zapewne, że władza to wartość absolutna i będą ją pełnić kultywując wierność… sobie.

Al mal tiempo, buena cara? „Powiedz mi, kim są twoi przyjaciele, a powiem ci, kim jesteś”.

Wspieram dobrą publicystykę

75% ( 3000 / 4000 zł )
Wspieram!

Bartosz Łukaszewski
Bartosz Łukaszewski
dr Bartosz Łukaszewski, socjolog, MBA, wykładowca akademicki, adiunkt w Katedrze Socjologii Problemów Społecznych UPJP2, dyrektor Instytutu Kapitału Społecznego Collegium Humanum, analityk, działacz społeczny, komentator medialny. Członek Zarządu i Przewodniczący Rady Naukowej Fundacji „Naszym Dzieciom", ekspert PKA w dyscyplinie nauki socjologiczne, ekspert naukowy Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego, redaktor naczelny Międzynarodowej Serii Wydawniczej „Studium społeczne. Społeczeństwo - Kultura – Wartości".

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!