BORKOWICZ: Czy katolik może krytykować papieża? O prawdziwym i fałszywym posłuszeństwie

flickr.com

B?d?c wiernymi dogmatom, jako ludzie wolni, pozostajemy krytyczni wobec wszelkich przejawów ziemskiego ?ycia Ko?cio?a, które budz? nasze zastrze?enia. Bo krytyka, jako wyraz wolnej opinii, jest w Ko?ciele Chrystusowym zjawiskiem po??danym, a nie tylko tolerowanym, jak cz?sto wmawiaj? nam z ambony nieco gorzej wyedukowani kaznodzieje.

Ameryka?ski jezuita, ojciec Thomas Reese, sformu?owa? niedawno list? pi?ciu zasad, do których winien stosowa? si? katolik, który chc?c pozosta? dobrym katolikiem zamierza skrytykowa? swojego papie?a. Five rules – jak w oryginale brzmi jego apel – komentatorzy zgodnie zinterpretowali jako „pi?? warunków” (tak te? uczyni?a nasza Katolicka Agencja Informacyjna) i trzeba przyzna?, ?e owa interpretacja nosi znamiona s?uszno?ci. Reese k?adzie tu przecie? na szal? nie byle co, bo nasz? katolick? reputacj?, zatem sprawa jest powa?na i nie ma co udawa?, ?e chodzi tu tylko o jakie? rady czy sugestie. To s? rzeczywi?cie warunki, a przynajmniej tak to w praktyce wygl?da.

Jakie to warunki? Po pierwsze – mamy wyra?a? si? o papie?u z szacunkiem i unika? epitetów. Po drugie – krytykuj?c, winni?my jednocze?nie wskaza? na pozytywy. Po trzecie – zanim przyst?pimy do krytyki, musimy si? upewni?, czy nie jest ona aby p?ytka. Je?li nie spodoba?o nam si? jakie? zdanie, wypowiedziane przez Franciszka w samolocie w obecno?ci t?umu dziennikarzy, winni?my przed wyg?oszeniem swojej opinii sprawdzi?, jak wygl?da w danej kwestii ca?okszta?t papieskiego nauczania, pozna? dotycz?ce sprawy dokumenty, sygnowane przez t?? g?ow? Ko?cio?a. Po czwarte – wystrzegajmy si? reakcji spontanicznych, pomy?lmy d?ugo, zanim cokolwiek powiemy. Wreszcie po pi?te – papie? jest dla nas ojcem i powinni?my wyra?a? si? o nim z szacunkiem, tak jak o w?asnym ojcu czy matce.

Punkt pi?ty jest w?a?ciwie rozwini?ciem pierwszego, ale nie czepiajmy si? szczegó?ów. Pozornie wszystko si? zgadza. Cz?owiek dobrze wychowany stosuje si? do powy?szych zasad nie tylko je?li chodzi o papie?a, ale te? o wszystkich interlokutorów, z którymi ma do czynienia. Trudno z powy?szymi punktami polemizowa?, no, mo?e trzeci wydaje si? zanadto rygorystyczny; zwyk?emu cz?owiekowi ci??ko by?oby przecie?, zanim mia?by wyrazi? jakiekolwiek w?asne zdanie o papie?u, przestudiow? wcze?niej co najmniej jedn? encyklik? czy te? motu proprio. I to koniecznie to w?a?ciwe. Ale niech tam, licz? si? dobre ch?ci, a tych, jak wida?, wielebnemu ojcu nie brakuje. Mo?na nawet powiedzie?, ?e w dyskursywnym pochodzie, jaki powzi?? ameryka?ski jezuita, owe ch?ci wysforowa?y si? lekko naprzód przed logik?. Mowa przecie? o rzeczach oczywistych. Tymczasem te „pi?? zasad” brzmi troch? jak Dziesi?cioro Przykaza?. Ojciec Reese przypomina wuja, który podczas rodzinnego obiadu stuka no?em w szklank?, nast?pnie za? podnosi palec w gór? i wszem zebranym wyg?asza odkrycie w rodzaju „wychodz?c bez palta na mróz mo?na si? przezi?bi?”, albo „jab?onie kwitn? na wiosn?”. Reakcj? licznego grona kuzynów i kuzynek bywa w takich wypadkach wzruszenie ramion.

W istocie, zapewne niejedno z nas wzruszy?o ramionami, zapoznawszy si? z zasadami, jakie og?asza kolumnista post?powego portalu Religion News Service, znany z propozycji, by na szczycie klimatycznym w Glasgow papie?a Franciszka reprezentowa?a Greta Thunberg. Tymczasem sprawa jest powa?na. Bo zastanówmy si? – z jakiej racji szeregowy ksi?dz formu?uje prawa, do których, poinformowana o tym przez najwi?ksze katolickie agencje, stosowa? si? ma miliardowa wspólnota wierz?cych? Czy?by w kwestii pos?usze?stwa papie?owi Ko?ció? nie wypracowa? dot?d wystarczaj?cych regulacji? Czy?by?my z tego powodu stawali w obliczu jakiej? ko?cielnej anarchii, warcholstwa, któremu koniecznie nale?y da? odpór? Albo inaczej: czy Ko?ció? dawa? nam dot?d zbyt du?o wolno?ci, wolno?ci z której nie umiemy korzysta? i która dopiero teraz mo?e by? ukrócona pi?cioma zasadami ojca Reeve?


Zapoznałem się z Polityką Prywatności danych osobowych i wyrażam zgodę na ich przetwarzanie


Powiedzmy zatem wyra?nie, ?e Ewangelia jest przes?aniem ludzkiego wyzwolenia, za? chrze?cija?stwo, ca?e jego dzieje, s? tylko mniej lub bardziej udan? prób? realizacji na ziemi owego przes?ania. Gdyby cz?owiek nie mia? wrodzonych problemów z w?asn? wolno?ci?, Chrystus nie mia?by po co fatygowa? si? cz?owieczym wcieleniem. On przyszed? po to na ziemi?, by uleczy? nasze wewn?trzne s?abo?ci, a tak?e by uzdrowi? nasze relacje z drugim cz?owiekiem – krótko mówi?c po to, aby nas wyzwoli?. A instytucja Ko?cio?a temu w?a?nie ma s?u?y?: naszemu wyzwoleniu. Powi?kszaniu, nie pomniejszaniu obszaru naszej wolno?ci. I gdyby ktokolwiek mówi? nam, ?e my, jako chrze?cijanie, mamy wolno?ci zbyt du?o, na pewno nie b?dzie on mówi? w imieniu Ko?cio?a. Inna sprawa, jak nale?y ow? wolno?? rozumie?, ale to ju? odr?bny temat.

Na stra?y obszaru naszej wolno?ci stoj? s?upy dogmatów. To jedyne na ?wiecie s?upy graniczne, które nie ograniczaj?, lecz pilnuj? swobód. Nie miejsce tutaj wyja?nia?, jak dzia?a ten paradoks; je?li kto? tego nie pojmuje, wystarczy by pos?ucha? niedzielnego kazania (pod warunkiem, ?e udane). A katolicka cnota wierno?ci przybiera konkretny kszta?t wierno?ci dogmatom. St?d z kolei – w obliczu wszystkiego, co napisane powy?ej – wynika arcywa?ny wniosek: jeste?my wierni, aby by? wolnymi. Ba, im wi?cej w nas wierno?ci, tym wi?cej rzeczywistej wolno?ci osi?gamy. Tak to zawsze powinno dzia?a?, nigdy w drug? stron?. 

B?d?c wiernymi dogmatom, jako ludzie wolni, pozostajemy krytyczni wobec wszelkich przejawów ziemskiego ?ycia Ko?cio?a, które budz? nasze zastrze?enia. Bo krytyka, jako wyraz wolnej opinii, jest w Ko?ciele Chrystusowym zjawiskiem po??danym, a nie tylko tolerowanym, jak cz?sto wmawiaj? nam z ambony nieco gorzej wyedukowani kaznodzieje. Owszem, w dziejach Ko?cio?a wewn?trzna krytyka by?a cz?sto, bardzo cz?sto, a chyba nawet przewa?nie – zwalczana, i to w?a?nie przez ko?cieln? hierarchi?. Mo?na to jednak wyja?ni? na dwa sposoby. Je?li zwalczano s?uszn? krytyk?, robiono to w celach ziemskich, nie Chrystusowych. Je?li za? zwalczano nies?uszn?, dzia?ano jak nale?y. Tertium non datur.

Ale jak odró?ni? krytyk? s?uszn? od nies?usznej? Do?? prosto: ta druga nie opiera si? na s?upach dogmatów. I mi?dzy innymi tak?e po to dogmaty istniej?.

W takim te? ?wietle nale?y rozumie? jeden z ostatnich og?oszonych dogmatów, ten o nieomylno?ci papie?a, sformu?owany w 1870 roku. Otó? papie? bynajmniej nie jest tak zwanym „cz?owiekiem nieomylnym”. Pod wzgl?dem codziennych omy?ek jest takim samym cz?owiekiem, jak my wszyscy. G?owa Ko?cio?a katolickiego nie myli si? jedynie wtedy, gdy wypowiada w kwestiach wiary i moralno?ci, czyni?c to ex cathedra. To ostatnie oznacza najbardziej uroczysty ze sposobów g?oszenia i potwierdzania nauki Ko?cio?a. W praktyce stosowany rzadko, w?a?nie z powodu swojej powagi – tak jak rzadko bije wawelski dzwon Zygmunta.

Osoby nie znaj?ce Ko?cio?a, lub mu niech?tne, lubi? wytyka? nam ów dogmat jako rzekomy przyk?ad katolickiego samozniewolenia. Trudno o wi?ksze nieporozumienie. Gdy na dogmat o nieomylno?ci papie?a spojrzymy z w?a?ciwej strony, uka?e si? on nam jako gwarancja naszej wolno?ci, co wi?cej – gwarancja prawa do krytyki. Bo przecie? mo?emy, a czasem chyba nawet powinni?my krytykowa? papie?a we wszystkich sprawach, w których nie jest nieomylny. To? to olbrzymi obszar wolno?ci! Taki, jakich mog?yby pozazdro?ci? nam inne wspólnoty. Bo ?wieckie instytucje maj? cenzur?, autocenzur?, ostracyzm, dyscyplin? partyjn? i co tam jeszcze – nam wystarczy dobrze uformowane sumienie.

I wi?cej regulacji nam nie potrzeba. Te wystarcz?. Je?eli ojciec Reese samowolnie chce nam wcisn?? co? wi?cej, to nawet je?li brzmi to z pozoru s?usznie i niewinnie, w tym miejscu nale?y powiedzie? twardo: stop! Bo ameryka?ski jezuita wciska nam czystej wody klerykalizm. Klerykalizm, któremu podobno zdecydowanie si? przeciwstawia papie? Franciszek.

?aden z istotnych punktów wewn?trznej krytyki, jaka kierowana jest pod adresem obecnej g?owy Ko?cio?a, dogmatu o nieomylno?ci nie narusza. Podajmy na to trzy przyk?ady. 

Chiny. W imi? politycznych iluzji oddano tam na po?arcie totalitarnej partii komunistycznej wielomilionow? rzesz? katolików. Tego z?a nie da si? ?atwo ani szybko odwróci?. To wielki b??d Franciszka, b??d który przejdzie do historii i b?dzie si? odt?d zawsze, niestety, kojarzy? z jego imieniem.

 Traditionis custodes. Zostawmy na boku skomplikowane rozwa?ania liturgiczne i popatrzmy na to, co wida? dooko?a. A wida? dzi? wyra?nie, ?e zmiany w liturgii, które dokona?y si? od czasu II Soboru Watyka?skiego, przynios?y skutki ambiwalentne, dobre i z?e. Te z?e dokona?y si? wówczas, gdy dzia?ano nie w duchu, a czasem nawet wbrew literze uchwa? na soborze podj?tych. Zdawa? sobie z tego spraw? papie? Benedykt XVI, gdy zainicjowa? dzie?o „reformy liturgicznej reformy”. Dzie?o z za?o?enia trudne i ?mudne, nadto wymagaj?ce mnóstwo czasu, cierpliwo?ci i dystansu, niezb?dnego przy rozró?nianiu ziarna od plew („rozró?nianie” to sk?din?d wa?ny element nauczania nast?pcy Benedykta). Bo nie chodzi przecie? o to, by og?osi? „ca?? wstecz”. Tego robi? nie nale?y, ?ycie idzie naprzód, tak?e ?ycie katolików. Ale nie sposób ju? dalej udawa?, ?e w dziele liturgicznej reformy wszystko posz?o na medal. Co? posz?o nie tak. I owo „nie tak” nale?y cierpliwie wy?uska?, nazwa?, a wreszcie – wyeliminowa?.

„Reforma reformy” przypomina wi?c prac? specjalisty od ??czno?ci, który naprawiaj?c skomplikowany sprz?t najpierw zdejmuje konsol?, zagl?da pod spód i delikatnie ingeruje w skomplikowany uk?ad ró?nokolorowych kabelków. Tak w?a?nie dzia?a? Benedykt. Co natomiast uczyni? Franciszek? Zdecydowanym ruchem pozrywa? wszystkie kable. Nie trzeba by? specjalist? od elektroniki ani od liturgii, ?eby powiedzie? i? w dziele naprawy tak robi? nie nale?y.

Paczamama – ten casus podajemy na ko?cu, bo stanowi on pi?kny przyk?ad tego, do czego przydaj? si? dogmaty. Nie oburzajmy si? na latynoameryka?skiego idola, wystawionego w watyka?skich ogrodach. Jeste?my wszak lud?mi wolnymi, otwartymi, znamy te? nacisk, jaki obecny papie?, jezuita przecie?, k?adzie na inkulturacj?. B??dem by?o natomiast wystawienie figurki w ko?ciele, i dobrze si? sta?o, ?e zosta?a stamt?d usuni?ta.

Dlaczego? Ano dlatego, ?e sta?a obok ?ywego Boga. A w Jego obliczu nie nale?y oddawa? czci nie tylko idolom – co chyba oczywiste dla katolika – ale tak?e warto?ciom, które w jaki? sposób odzwierciedlaj? prawd?. Przyjmijmy teraz, w duchu ekumenicznych zasad przyj?tych na II Soborze Watyka?skim, ?e Paczamama „w jaki? sposób” jest zwierciad?em Bo?ego porz?dku, a pro?ci andyjscy Indianie maj? prawo do? dochodzi? na swoj? mod??. Ale co dobre na andyjskich stokach, nie musi by? dobre wewn?trz katolickiej ?wi?tyni. Nie ma potrzeby stawiania figury symbolizuj?cej prawd? ukryt? jakby za zas?on?, obok Tego, który jest sam? Prawd?. Co wi?cej, jest to, delikatnie mówi?c, niestosowne. A bez delikatno?ci: blu?niercze.

To w?a?nie rozstrzygni?cie po d?ugich, trwaj?cych pó? wieku dysputach, sformu?owa? w 787 roku II Sobór Nicejski, wprowadzaj?c rozró?nienie na ikon? (boski obraz) i Prekursora (samego Boga). Sobór powszechny, którego nakazy nie podlegaj? zmianie i który winni?my, jako katolicy, respektowa?. W imi? wolno?ci.

*

Wolno?? krytyki papie?a, krytyki opartej na swobodnym sumieniu, by?a w dawnych wiekach Ko?cio?a czym? oczywistym, nawet je?li spory ko?czono przy pomocy anatem. W historii Ko?cio?a znany jest spór Marcina Lutra z Leonem X, kiedy to niemiecki reformator odwo?a? si? od opinii „papie?a ?le poinformowanego do papie?a poinformowanego lepiej”. By?o to jeszcze przed zerwaniem Lutra z katolicyzmem. Osoby Lutrowi niech?tne interpretuj? to na ogó? jako przejaw aroganckiego imputowania niekompetencji g?owie Ko?cio?a. Tymczasem ?aci?ska formu?a a Papa male informato ad Papam melius informandum stosowana by?a od ?redniowiecza w dobrej wierze. Po prostu zak?adano, ?e papie? nie musi si? na wszystkim zna? i mo?e wydarzy? si? sytuacja, w której doradcy nie poinformuj? go w sposób wyczerpuj?cy. Wtedy katolik ma mo?no?? poinformowania papie?a raz jeszcze, za pomoc? staranniej ni? dot?d dobranych argumentów i by? mo?e nowego grona ekspertów. Nie papie? kolejny – jak cz?sto b??dnie rozumiemy – ale ten sam, który wcze?niej wyda? b??dn? opini?.

Tak wygl?da?a os?awiona ?redniowieczna ciemnota. Kto dzisiaj, w pe?ni dobrej wiary, stosuje ow? zasad? wobec Franciszka?

*

Pisz?cy te s?owa wys?a? kiedy? do katolickiego czasopisma tekst, w którym pad?o sformu?owanie o „islamskim terroryzmie”. Reakcj? by? telefon od zak?opotanego ksi?dza redaktora: nie mo?emy tak pisa?, po przecie? papie? powiedzia? ?e „nie istnieje co? takiego, jak islamski terroryzm”. Powiedzia? to nie ex cathedra, ale dziennikarzom na pok?adzie samolotu. I nic si? nie da?o z tym zrobi?, zwrot trzeba by?o z artyku?u wykre?li?.

Podobne przyk?ady mo?na przytacza? bez ko?ca. Zdrow? krytyk? Franciszka, któremu przecie? pozostajemy wierni, redaktorzy katolickich mediów cz?sto zast?puj? w?tpliw? apologi?, jaka ex post usprawiedliwia wszelkie Franciszkowe poczynania. I nawet gdy papie? wzywa do walki z klerykalizmem, wezwanie to interpretuje si? w klerykalnym duchu. 

*

Pora na koniec rozprawi? si?, po katolicku, z jeszcze jednym przes?dem. Nierzadko s?yszymy ?e papie? nie mo?e si? myli?, bo jego wybór przez kolegium kardynalskie jest efektem dzia?ania Ducha ?wi?tego. Otó? to drugie niew?tpliwie jest prawd?, natomiast wcale nie wynika ze? to pierwsze. Duch ?wi?ty dzia?a w czasie, w historii Ko?cio?a, na zasadzie kryszta?u, od którego odbijaj? si? promienie w ró?nych kolorach, w zale?no?ci od tego, pod jakim k?tem kryszta?ow? bry?? ustawimy. Ale sam obiekt zawsze pozostaje tym samym kryszta?em.

Podobnie patrze? nale?y na wybór Franciszka. Nie by? on wyborem „niegodziwym”, jak twierdz? jego wrogowie. Ale te? nie nale?y na? patrze? w oderwaniu od przesz?o?ci. Nie ma pontyfikatu Franciszka w oderwaniu od chocia?by pontyfikatów Benedykta XVI i Jana Paw?a II. I wcale nie chodzi tutaj o przeciwstawianie, przeciwnie – rzecz le?y w m?drym porównaniu, po??czonym z prób? rozeznania. Patrzmy w ten kryszta? obracaj?c go powoli i delektuj?c si? zmienn? gr? ?wiat?a. Mo?e z czasem co? z tego zrozumiemy.

* Tekst powsta? przed wybuchem wojny na Ukrainie. 


Tekst powsta? w ramach projektu: ,,Kontra – Budujemy forum debaty publicznej” finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolno?ci Centrum Rozwoju Spo?ecze?stwa Obywatelskiego.

Jacek Borkowicz
Jacek Borkowicz
Ur. 1957, eseista i publicysta, z wykształcenia historyk Kościoła, z zamiłowania badacz etnotopografii. Członek Europejskiego Instytutu Kultury. W przeszłości redaktor w kilku polskich czasopismach. Żonaty, ojciec czwórki dzieci, mieszka w Józefowie koło Warszawy.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!