Na polskiej wsi wiatr zmian hula. Hulać będzie tylko mocniej

Obszary wiejskie w Polsce od lat przechodzą dynamiczne przeobrażenia. Zmienia się struktura demograficzna, społeczna i źródła utrzymania mieszkańców. Samo rolnictwo i produkcja żywności w wielu miejscach stanowią coraz mniej ważną część wiejskiego krajobrazu, choć nie oznacza to, że sektor spożywczy został w tyle. Jest dokładnie odwrotnie – stanowi on jedną z kluczowych gałęzi polskiej gospodarki. Wyzwań dla niego jest jednak wiele, a będzie ich tylko przybywać. Opisujemy je, wraz z perspektywami dla polskiej wsi i produkcji żywności, w raporcie Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego, „Czas na integrację. Wyzwania i szanse dla wsi i rolnictwa w Polsce”.

Nie taka wieś spokojna, jak ją malują

Odmieniane w ostatnim czasie przez wszystkie przypadki zmiany demograficzne odciskają swoje piętno na polskiej wsi. Wbrew retoryce godnościowej i szumnym hasłom politycznym o „stawianiu na Polskę B” czy o tym, że „serce Polski bije na wsi”, zdecydowanie bliżej prawdy są dziś założenia zarysowanego przez Michała Boniego „modelu dyfuzyjno-polaryzacyjnego” z czasów rządów Platformy Obywatelskiej – którego praktyka w dużym uproszczeniu polega na tym, że duże i bogate aglomeracje „(wyspy dobrobytu”) stają się jeszcze większe i jeszcze bogatsze, zaś regiony peryferyjne – coraz mniej ludne i biedniejsze względem tych pierwszych. W ocenie tego modelu ośmielę się jednak nie zgodzić z jego autorami  – bowiem to, co zostało przedstawione w dokumencie „Polska 2030 – Wyzwania rozwojowe”, nie jest „szansą na uniknięcie dryfu rozwojowego”, tylko wyrokiem śmierci dla wielu miejscowości, ich lokalnych społeczności i więzi rodzinnych, przerwanych przez migracje wewnątrz kraju w imię maksymalizowania PKB w krótkim i średnim terminie. Dyfuzja, czyli element „skapywania bogactwa” z aglomeracji do mniejszych miejscowości, w praktyce okazuje się całkowitą fikcją. Polaryzacja i absorpcja zasobów przez te pierwsze mają się za to świetnie.

Oczywiście, wieś wsi nierówna. Wsi położone pod aglomeracjami notują w większości dodatnie saldo migracyjne. Zbiegają się tam dwa główne strumienie migracji wewnętrznej – ze wsi peryferyjnej (przeprowadzających się „za chlebem”) oraz z centrum aglomeracji (poszukujących chwili wytchnienia od miejskiego zgiełku w „domku na wsi”). Skutkuje to tym, że podaglomeracyjne wioski pełnią funkcje sypialni dla położonych obok dużych ośrodków miejskich, szybko tracąc tym samym swój pierwotny charakter.

Skrajnym przykładem jest położona pod Gdańskiem wieś Banino, w latach 70-tych licząca około 600 mieszkańców, z powszechnie używanym językiem kaszubskim. Obecnie, według danych najnowszego spisu powszechnego, zamieszkuje ją niemal 10 tysięcy osób, nieoficjalnie kilka tysięcy więcej, a osiedla bliźniaków i szeregowców powyrastały pośrodku pól jak grzyby po deszczu.

Tego, że miejscowość ta w niczym już nie przypomina niegdysiejszej spokojnej, kaszubskiej wioski, tłumaczyć nie trzeba – jak i tego, że rolnictwo od dawna nie jest już podstawowym źródłem utrzymania jej mieszkańców. Miejsc takich jak Banino, w mniej lub bardziej jaskrawej formie, znajdziemy w Polsce wiele.

Tak agresywne procesy migracyjne w oczywisty sposób mogą prowadzić do konfliktów, wynikających z różnic w statusie materialnym i stylu życia. W jednym z rozdziałów omawianego raportu CAKJ dobrze opisuje to dr Ruta Śpiewak – często powtarzającym się motywem jest niezrozumienie specyfiki produkcji rolnej przez „napływowych”, którym, co prawda podobają się widoki pól obsianych rzepakiem, ale zdecydowanie mniej zadowoleni są z piania kogutów czy zapachu gnojówki.

Jeżeli dodać do powyższych zjawisk chaos przestrzenny (budowanie szeregowców bez składu i ładu), brak „miejskich” rozrywek na miejscu i słaby transport publiczny (co przy jednej, dwóch drogach dojazdowych do miasta jest gwarancją stania w korkach) mamy gotowy przepis na konflikt.   

Sektor spożywczy kluczowym elementem gospodarki narodowej, choć traci na znaczeniu na wsi

Opisane powyżej przemiany pokrywają się z pozycją samego rolnictwa w gospodarce. Stanowi ono obecnie około 2,5% PKB, zaś statystycznie jedynie co dziesiąty mieszkaniec wsi obecnie utrzymuje się z rolnictwa. Nie oznacza to jednak, że sektor ten jest w kryzysie – wręcz przeciwnie. Jak wskazują autorzy opracowania „Polska wieś 2022. Raport o stanie wsi” pod redakcją prof. J. Wilkina oraz A. Hałasiewicza, spadek pozycji rolnictwa w udziale w PKB nie wynika z jego słabnięcia, tylko z tego, że pozostałe części gospodarki  rozwijają się w szybszym tempie. W polskim rolnictwie na przestrzeni ostatnich dwóch dekad odnotowujemy bowiem wzrost zarówno produkcji, jak i wartości dodanej brutto.

Banałem byłoby stwierdzenie, że to już nie ten sam sektor co w czasach protestów rolniczych organizowanych przez Andrzeja Leppera – produkujemy w Polsce ogromne ilości żywności i z powodzeniem lokujemy nadwyżki na rynkach zagranicznych. Absolutnie kluczową rolę pełni w naszym kraju przetwórstwo żywności (w odróżnieniu od np. Ukrainy) – jednakże to nasze krajowe rolnictwo stanowi dla niego stabilną bazę surowcową. Na produkcję żywności i szerzej – na cały sektor rolno-spożywczy – warto spojrzeć przez pryzmat eksportu, który jest świetnym odzwierciedleniem jego potencjału.

W 2004 r. nasz eksport rolno-spożywczy wynosił 5,2 mld euro. W ubiegłym roku, po niecałych dwóch dekadach, wartość eksportu w ramach sektora osiągnęła rekordowe 47,6 mld euro, przez cały ten czas notując solidną przewagę nad importem.

Głównym rynkiem zbytu, co nie powinno nikogo dziwić, są kraje Unii Europejskiej, do których trafia niemal ¾ naszej zagranicznej sprzedaży. Drugim rynkiem jest Wielka Brytania z 8% udziałem. Ważnym rynkiem zbytu jest też dla nas Ukraina, szczególnie dla krajowej branży mleczarskiej.

W raporcie „Czas na integrację. Wyzwania i szanse dla wsi i rolnictwa w Polsce” opisujemy źródła tego imponującego wzrostu eksportu, nasze przewagi konkurencyjne oraz nietypowe specjalizacje (i nie jest to sprzedaż alkoholi wysokoprocentowych). Na ten moment podstawy tego wzrostu wydają się niezagrożone – nie zmienia to jednak faktu, że przed sektorem czeka wiele wyzwań w nadchodzących latach.


Zapoznałem się z Polityką Prywatności danych osobowych i wyrażam zgodę na ich przetwarzanie


Rodzinne gospodarstwa czeka trudny czas?

Polskie rolnictwo cechuje się wysokim poziomem rozdrobnienia. Przeciętna wielkość gospodarstwa rolnego w Polsce oscyluje w granicach 11 ha, zaś ponad połowa z nich to gospodarstwa o powierzchni nieprzekraczającej 5ha. Wpisuje się to w ogólną specyfikę sektora dla krajów Europy Środkowo-Wschodniej (za wyjątkiem Czech i Słowacji), jednakże jako czynnik strukturalny stanowi źródło wielu problemów dla sektora, czyniąc z rolników najsłabszy ekonomicznie element łańcucha dostaw w sektorze spożywczym. W wielu krajach zachodniej Europy przeciętna wielkość gospodarstwa jest kilkukrotnie wyższa, nie wspominając o większych zasobach kapitałowych i tym samym zdolności inwestycyjnej.

Tymczasem Unia Europejska zarówno w nowej Wspólnej Polityce Rolnej, jak i w ramach Europejskiego Zielonego Ładu, kładzie mocny nacisk na sektor rolny na zatrzymanie zmian klimatycznych, ekologię i ochronę bioróżnorodności. I o ile trudno nie zgodzić się z koniecznością dbałości o środowisko naturalne, to wskazać należy, że niewielkim gospodarstwom (a te stanowią przecież zdecydowaną większość w Polsce) trudniej będzie sprostać unijnym inicjatywom.

Głośnym echem odbiła się w Polsce np. kwestia niższych dotacji do hektara i konieczności stosowania ekoschematów, aby je podwyższyć. Związane są one między innymi z poprawą dobrostanu zwierząt, retencjonowaniem wody czy specyficznym wymogom dotyczących techniki rolnej – np. konieczności wymieszania obornika na gruntach ornych w ciągu 12 godzin od aplikacji, lub stosowania nawozów płynnych metodą inną niż rozbryzgowa. Biurokracja ma to do siebie, że spełnienie stawianych warunków trzeba udokumentować, czego podstawą są tzw. zdjęcia geotagowane. Rolnik zatem po dokonaniu odpowiednich czynności musi wykonać zdjęcia za pomocą dedykowanej aplikacji i wysłać je do Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. W przypadku przyorania obornika musi zaś wykonać odpowiednie zdjęcia również przed wykonaniem tej czynności, pod odpowiednim kątem i z odpowiednim oświetleniem. Złośliwi powiedzą, że w co niektórych może rozbudzić to żyłkę do fotografii. Powiedzieć, że rozwiązania te nie cieszą się zbytnią popularnością wśród rolników, to jak nie powiedzieć nic.

To oczywiście tylko wycinek z tego, co wynika z unijnej agendy. Jak podaje dr Andrzej Przepióra, realizacja krajowych planów strategicznych w ramach Wspólnej Polityki Rolnej i Europejskiego Zielonego Ładu może prowadzić do spadku produkcji żywności w Unii Europejskiej. Mowa tu m.in. o obowiązkowym odłogowaniu 4% gruntów ornych, podwyższaniu dobrostanu zwierząt i promowaniem rolnictwa ekologicznego – co do zasady mniej wydajnego od swojego tradycyjnego odpowiednika. W ramach EZŁ planuje się także promowanie precyzyjnych technik nawożenia i ograniczenia stosowania nawozów.

Stanowi to bardzo poważne wyzwanie i może mocno odbić się na dochodach gospodarstw rolnych. W szczególności dotyczy to oczywiście gospodarstw niewielkich, których w Polsce mamy około miliona. Nie pomaga też nakładanie dodatkowych obowiązków dokumentacyjnych, które dodatkowo zwiększają pracochłonność stosowania ekoschematów. Małe gospodarstwa mają również niewielkie możliwości wdrożenia znaczących usprawnień w technice rolnej przez to, że mają poważnie ograniczone możliwości inwestycyjne – z tego powodu np. proponowane przez UE ograniczenie stosowania nawozów najprawdopodobniej spowodowałoby po prostu spadek poziomu produkcji i dochodów.

Nie poprawia się również pozycja małych gospodarstw w łańcuchu dostaw. Gruszek w popiele nie zasypują wielkie sieci handlowe, które z roku na rok umacniają swój udział w segmencie handlu detalicznego. Według danych NielsenIQ, ich udział w rynku w czasach pandemii COVID-19 przebił poziom 60% i stale rośnie. Stanowi to jaskrawy kontrast względem polskiego rolnictwa – z jednej strony mamy bowiem kilka dużych grup kapitałowych kontrolujących lwią część końcowego etapu łańcucha dostaw (a więc sprzedaży produktów do klienta końcowego), a po drugiej stronie skrajnie rozdrobnioną strukturę gospodarstw rolnych. Prowadzi to do nieproporcjonalnie dużej przewagi negocjacyjnej sieci handlowych, które maksymalizują swoje zyski kosztem producentów.


CZYTAJ TAKŻE:

FUNDACJA FIRM RDODZINNYCH: Ponad 1/3 firm rodzinnych w gorszej sytuacji niż rok temu – powód: energia, paliwo, koszty pracy

WARZECHA: Unia, do której nie wstąpiliśmy


Nie tylko wyzwania, ale i szanse

Powyższa wyliczanka nie oznacza jednak, że perspektywy rozwoju dla rolnictwa w Polsce są wyłącznie złe. Dotychczasowa historia sektora po akcesji Polski do Unii Europejskiej naznaczona jest sukcesem i proponowane w ramach WPR i EZŁ inicjatywy mogą stanowić również pozytywny impuls rozwojowy dla naszej produkcji żywności. Wymaga to jednak wysiłku i odpowiednich polityk publicznych.

Polski eksport spożywczy, już teraz osiągający imponujące wyniki, może jeszcze bardziej je poprawić, jeżeli udałoby się nam utworzyć stabilne kanały sprzedażowe na chłonne rynki pozaunijne – do Indii, Chin czy krajów Afryki. Presja na zrównoważoną i ekologiczną produkcję żywności może, wbrew pozorom, stanowić atut w dłuższej perspektywie, gdyż poza Unią konkurować będziemy nie ceną, a marką i jakością oferowanych produktów. Swoją rolę do odegrania może mieć również Krajowa Grupa Spożywcza, która ze wsparciem państwa mogłaby wspierać polskich producentów w wypracowywaniu zagranicznych kanałów sprzedażowych. W raporcie CAKJ kreślimy jej wizję odmienną od obecnej – jako nowoczesnej, w pełni uspołecznionej grupy kapitałowej, z dominującym akcjonariatem rolniczym, inwestującej w moce przetwórcze, innowacje i promującej integrację w sektorze rolno-spożywczym.

Wydaje się bowiem, że właśnie rozdrobnienie i brak integracji w sektorze spożywczym będą stanowiły największe wyzwanie dla sektora rolnictwa w nadchodzących latach. Zarówno polityki unijne, jak i tendencja do koncentracji kapitału w ramach łańcuchów dostaw wywierać będą coraz większa presję na konsolidację rolnictwa. Scenariuszy jest wiele, wydaje się jednak, że obecny stan rzeczy jest nie do utrzymania na dłuższą metę.

Naturalnie przychodzącym na myśl kierunkiem jest wsparcie dla procesów koncentracji gospodarstw, z uwzględnieniem zmian prawnych (np. ograniczeniem dopłat dla nieaktywnych rolników) oraz odpowiednim wsparciu dla właścicieli gospodarstw rolnych, które nie są w stanie samodzielnie utrzymać się na rynku. Powinno obejmować ono zarówno doradztwo zawodowe, wsparcie w uzyskaniu odpowiednich kwalifikacji i wykształcenia, jak i wspierać powstawanie dobrze płatnych miejsc pracy na obszarach wiejskich – tak, aby rezygnacja z prowadzenia gospodarstwa nie oznaczała automatycznie konieczności wyjazdu z rodzinnej wsi „za chlebem”.

Innym kierunkiem konsolidacji sektora, który osobiście uważam za zdecydowanie bardziej pożądany, jest kierunek spółdzielczości, najbardziej optymalny pod kątem integracji rynku, skutkujący obecnością rolników (poprzez spółdzielnie) na większości etapów łańcucha dostaw.  Świetnym przykładem tego jak mógłby wyglądać sektor spożywczy z silnymi, krajowymi spółdzielniami producentów jest branża mleczarska. Jest to ten segment naszego krajowego rynku, który w pełni oparł się ekspansji zagranicznego kapitału, bazuje praktycznie w całości na krajowym surowcu i eksportuje wysokiej jakości produkty pod polskimi markami. Markami należącymi do producentów zrzeszonych w ramach spółdzielni. Dotychczas jednak (poza wspomnianą branżą mleczarską) spółdzielnie rolnicze są w Polsce zjawiskiem absolutnie marginalnym, na poziomie 3-4% ogółu gospodarstw. W wielu krajach Europy zachodniej ten sam wskaźnik uspółdzielnienia przekracza 90%, co stanowi jaskrawy kontrast w porównaniu do krajowego podwórka. Dotychczas prowadzone polityki w tym zakresie nie odnosiły skutku. Być może impulsem do wsparcia podobnych do spółdzielczości form integracji w sektorze mogłoby być poszerzenie działalności Krajowej Grupy Spożywczej – pod warunkiem zdecydowanego zwiększenia akcjonariatu rolniczego, tak, aby rolnicy dostarczający produkty do spółek KGS byli jednocześnie ich udziałowcami/akcjonariuszami. Częściowo model ten funkcjonuje już w ramach segmentu cukrowego państwowego holdingu spożywczego i powinien zostać rozszerzony.

Oba kierunki zresztą, tj. koncentracja gospodarstw oraz uspółdzielnienie rolnictwa, świetnie się uzupełniają. Sprzyjałyby one profesjonalizacji produkcji rolnej, zwiększały potencjał inwestycyjny polskich producentów i zdecydowanie wzmacniałyby ich pozycję negocjacyjną w ramach łańcucha dostaw. Ułatwiłoby ekspansję zagraniczną, wspierałoby powstawanie dużych, polskich marek z krajowym kapitałem, z potencjałem na ekspansję zagraniczną i ze wszystkimi tego korzyściami. Byłaby to miła różnica względem pozostałych sektorów naszej gospodarki, ciężko zależnych od inwestycji zagranicznych i eksportujących na potęgę, ale zazwyczaj pod brandami międzynarodowych korporacji. Coś podpowiada jednak, że w nadchodzących latach rolnictwo również zaprzyjaźni się z FDI. Czas pokaże, jak nasz sektor dostosuje się do opisanych w raporcie wyzwań.

Raport Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego, „Czas na integrację. Wyzwania i szanse dla wsi i rolnictwa w Polsce” znajdziesz tutaj.


Tekst powstał w ramach projektu pt. „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

Bartosz Mielniczek
Bartosz Mielniczek
Współpracownik działu Podmiotowa Gospodarka Klubu Jagiellońskiego. Prawnik, zawodowo zajmuje się doradztwem podatkowym dla spółek krajowych i zagranicznych. Prywatnie mąż i ojciec.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!