Stulecie diagnozowania i autodiagnozowania

DSM i ICD – listy obowi?zuj?cych kryteriów diagnostycznych odpowiednio Ameryka?skiego Towarzystwa Psychiatrycznego i ?wiatowej Organizacji Zdrowia – maj? wielk? w?adz?. Od zawartych w nich nazw, grupuj?cych wi?zki objawów w kryteria diagnostyczne, zale?ne s? decyzje maj?ce gigantyczny wp?yw na ?ycie jednostek.

Jak to robi?? Okre?laj?c sposób nazywania rzeczywisto?ci zdrowia i choroby przez specjalistów – wytyczaj? ?cie?ki post?powania, czasem oparte na prawie krajowym, czasem zglobalizowane. Stwierdzaj?c trwa?e upo?ledzenie jakich? funkcji, zaburzenie chroniczne lub czasowe, podnosz? lub obni?aj? progi dost?pu: do edukacji, wojska, zawodu. Umo?liwiaj? otrzymanie leczenia, u?atwie? i finansowania, zw?aszcza przez pa?stwo – lub odbieraj? do niego prawo. Czasem tworz? te? przestrze? zmieniaj?c? okoliczno?ci ?ycia bliskich i opiekunów obj?tych diagnoz? osób, np. za spraw? przys?uguj?cych zasi?ków i urlopów. Mog? uniemo?liwi? zawarcie ?lubu, doprowadzi? do stwierdzenia niewa?no?ci, odebra? prawo wychowania dzieci. Ustalaj?, co ma by? uwa?ane za opcj? w obr?bie normalno?ci (zdrowia), a co ju? poza ni? wychodzi oraz – czy pacjent ponosi odpowiedzialno?? za swoje czyny (a zatem wp?ywaj? na system karny). Decyduj?, jak b?dzie wygl?da?o dalsze ?ycie diagnozowanej osoby i czy przebiega? b?dzie inkluzywnie, czy raczej na obrze?ach spo?ecze?stwa, ze wzgl?du na bezpiecze?stwo wszystkich zainteresowanych.

Sformalizowane kryteria diagnostyczne de facto s? czynnikiem kulturotwórczym i to jednym z najbardziej wp?ywowych. To cisi rozdaj?cy karty XX i XXI wieku. Zmieniaj?c formalne zobowi?zania spo?ecze?stwa wobec osób o ró?nych zachowaniach-objawach, zmieniaj? ca?e kategorie ludzkich reakcji.

 

Obudowane dyskursem naukowym, zmieniane regularnie ze wzgl?du na prze?omy w podej?ciu, dane z bada? i dyskusje prowadzone w domenie naukowców i klinicystów, kryteria DSM i ICD uchodz? w?ród laików za „te naukowe”, oparte na dowodach naukowych (evidence-based medicine – EBM). Obok nich funkcjonuje jednak mnóstwo konkurencyjnych sposobów nazywania stanów zdrowia i choroby. Cz?stokro? z nimbem najnowszych odkry? prawdziwych badaczy. Oczywi?cie produkcja nowych poj?? ma miejsce za spraw? przemy?le? osób zajmuj?cych si? profesjonalnie pomaganiem czy zbieraniem i analiz? danych – równie?. Czasem s? to przeró?ne oddolne ol?nienia z pogranicza new age i literatury pi?knej. Czasem radosna twórczo?? zaanga?owanych w subkultur? wyznawców jakiego? podej?cia.

Autodiagnostyka, interesuj?cy nas w niniejszym tek?cie temat, nie brzydzi si? ?adnym ?ród?em, i z ka?dego zaczerpnie. I przybiera na tempie odkrywania prawdy o sobie – lub tego, co za ni? robi. Ró?ne aspekty i w?tki stawiania autodiagnoz przez laików i poszukiwania kryteriów wyja?niaj?cych w?asne do?wiadczenie – zobaczmy przez pryzmat konkretnych, popularnych diagnoz. 

Czy ka?dy co? ma?

Je?li co szósty Amerykanin funkcjonuje na lekach wypisanych przez lekarza psychiatr?, a w Polsce comiesi?cznie realizowanych jest 1,5 mln recept na same antydepresanty – to co? jest na rzeczy. Przecie? nie ka?da diagnoza psychologiczna wi??e si? z za?ywaniem leków! Nie ka?da – cho? wiele – ma element depresyjny. Wiele diagnoz b?dzie wspó?wyst?puj?cych (np. wed?ug prostej ludowej heurystyki „si?a z?ego na jednego” – jedna osoba boryka? si? b?dzie z Zespo?em Aspergera, depresj?, chorob? tikow? i dyspraksj?; druga ma zaburzenie osobowo?ci anankastycznej, czyli l?kowej, ma napady paniki, zespó? stresu pourazowego, niezaleczony w dzieci?stwie mutyzm wybiórczy przekszta?cony w fobi? spo?eczn? – i wynikaj?c? z tego dystymi?, czyli rodzaj „stale obni?onego nastroju”; trzecia – ADHD bez nadpobudliwo?ci, czyli tzw. ADD, a przy tym dysgrafi? z dysortografi?). W jednej klasie nazbieraliby?my pewnie z kilkana?cie, kilkadziesi?t diagnoz o charakterze psychologicznym. A przecie? mo?emy sobie zdiagnozowa? nie tylko zaburzenie, a po prostu styl osobowo?ci; charakterystyczne ?cie?ki uczenia si? i inne, zupe?nie zwyczajne charakterystyki nazywa? „psychologicznie”. W ten sposób lista si? rozszerza.

Teza, ?e na ka?dego znajdzie si? diagnoza, a nawet kilka – mo?e budzi? z jednej strony rozbawienie, z drugiej niepokój. To nie tylko bardzo powa?na sprawa, zwi?zana z ok?adaniem si? z przeciwnikiem, np. politycznym, diagnozami. To kwestia my?lenia o sobie i o innych w kategoriach bycia akceptowalnym: tj. normalno?ci, standardowo?ci, braku patologii. Dla zwyk?ego cz?owieka rzecz wa?ka.

 

Z drugiej strony mamy rzeczywisto?? osób, których dotyczy czasem bardzo zawi?e nazewnictwo. Zapewniam, ?e najcz??ciej jak najbardziej mieszcz? si? w kategorii „normalsów”. Po prostu ich specyficzne sposoby funkcjonowania, czasem dokuczliwe dla nich samych, zosta?y ubrane w s?owa. Nazwane – oczywi?cie po co?. Z perspektywy systemu ubezpiecze? spo?ecznych, o?wiaty, wojskowego, systemu zdrowia itd. – ma to oczywi?cie swoje formalne konsekwencje. Istotniejsze z perspektywy naszych rozwa?a? s? jednak te prze?ywane przez sam podmiot diagnozy. Który przecie? albo traktuje je jako dopust, wymy?lanie jajog?owych – albo jako odkrycie, wyja?niaj?ce przebieg ?ycia i umo?liwiaj?cy samoidentyfikacj?. Plus, jak to zwykle bywa w krainie zdrowego „tozale?yzmu”, czyli my?lenia realistycznego, subtelnego, wieloczynnikowego – wersja mieszana tych dwóch skrajno?ci.

Tak czy inaczej, cz?owiek z wszelkimi nazwami, niezale?nie od strat czy gratyfikacji, jakie mu w ?yciu przynosz?, musi si? u?o?y?, akceptuj?c je lub odrzucaj?c. Nie ma przy tym ucieczki przed procesem rozwoju nauki, zmianami kategorii, mod?… nie ma ucieczki przed spo?ecznym kontekstem identyfikacji.


Zapoznałem się z Polityką Prywatności danych osobowych i wyrażam zgodę na ich przetwarzanie


Diagnozy irytuj?ce

Unifikacja kryteriów i nazewnictwa z szeregu zaznaczonych wy?ej powodów jest post?pem spo?ecznym. Trudno wyobrazi? sobie ?wiat wspó?czesny bez uwspólnionego j?zyka, umo?liwiaj?cego nazywanie ludzkich stanów i kondycji. Efekt uboczny narzucania kategorii w niektórych obszarach – je?li id? za nimi benefity – to sceptycyzm i id?cy za nim bierny opór otoczenia.

My?l? tutaj szczególnie o o?wiacie, zobligowanej do realizacji swoich celów w ?wietle coraz liczniejszych diagnoz z rodziny dysleksji, ADHD, czy spektrum autyzmu. To wymagaj?ce od nauczycieli diagnozy, tworz?ce – za pomoc? zalece? z orzecze? i opinii psychologicznych, wydawanych przez podlegaj?ce pod kuratoria poradnie psychologiczne – obowi?zek dostosowa?. Niejednokrotnie wydawane ta?mowo, z zaleceniami wypisanymi metod? „kopiuj-wklej”, nie budz? zaufania belfrów, prowokuj?c komentarze typu „kiedy? to musia? si? taki wzi?? w gar?? i liczy?, a dzi? wpisuj? mu ‘dyskalkulia’, i co ja mam z takim zrobi??”. Po drugiej stronie lustra mamy z kolei ewidentne trudno?ci, owszem, wymagaj?ce ?wiczenia i stymulacji funkcji, jak to nazywamy bran?owo, ale… przy wzmo?onym wysi?ku przynosz?ce znikome efekty. I jedno (wysi?ek), i drugie (niska efektywno??) zniech?caj? zainteresowanego. Rodzice odbijaj? si? od drzwi szko?y, w której opinia raczej trafi?a na dno szafki, ni? jest stosowana przez przedstawicieli systemu. Posto?wieceniowego, encyklopedycznego. S?usznie trzeba zada? pytanie: czy to dziecko jest niedostosowane do szko?y, czy szko?a zosta?a „wymy?lona”  w duchu egalitarnego idealizmu, bez uwzgl?dnienia realiów umys?owo?ci prawdziwych dzieci? Ale to temat na inny tekst.

Diagnoza to nie tylko ?atka i kluczyk do opisanych wy?ej ?cie?ek (leczenia, zawodowych itp.). To równie? kompleks powinno?ci, wynikaj?cych z dynamiki danego zaburzenia. Znaj? to ju? Pa?stwo z ca?? pewno?ci?, bo zalewaj? nasz? infosfer?: „s?owa, których nie powiniene? mówi? osobie z depresj?”, „rodzaje bada?, które koniecznie powiniene? przeprowadzi?, je?li twoje dziecko jest nadpobudliwe”, „jak u?atwi? obchody ?wi?t osobie nieneurotypowej”… Te powinno?ci w ?yciu prywatnym z jednej strony s? porywaj?ce („ju? wiem, jak!”), z drugiej musz? budzi? opór, bo wynikaj? ze wspomnianego ju? unifikowania, generalizowania objawów w klastry, a nast?pnie sprowadzania interakcji z dan? osob? do jej diagnozy.

Jako ciekawostk? z ?ycia psychologa pracuj?cego z rodzinami podam fakt, ?e ta praca przypomina czasem balansowanie piramidy z talerzyków przez akrobat? – w?a?nie ze wzgl?du na powy?sze. Bo dobra diagnoza opisuje realne w?a?ciwo?ci funkcjonowania danej osoby, które trzeba uwzgl?dni? – a jednocze?nie rodzina, nauczyciele, inne osoby protestuj?ce wobec uwi?zienia wszystkich interakcji w sztywnych zaleceniach, maj? wa?ne prawo g?osu, by sytuacj? poprawi?. I nie chodzi o to, by zaprzeczy? i zlekcewa?y? ich bunt, tylko pozwoli? mu wybrzmie? i negocjowa? rozwi?zania. Ostatecznie „wszyscy wiedzieli, ?e nic nie da si? zrobi?, a wtedy przyszed? ten, który nie wiedzia? i to zrobi?…” – prawda? I zalecenia s? bardzo istotne, i… niekiedy brak zgody na zalecenia, szczerze mówi?c. Podkre?lam: niekiedy.

 

Diagnozy odkrywane

Wspomniana ju? funkcja samoidentyfikacji jest podstawow? spraw?. Samoidentyfikacji, czyli stworzenia, odkrycia czy otrzymania takiej narracji o sobie samym i swoich prze?yciach, która pozwala zobaczy? siebie jako spójn? osob?. Mamy ogromn? potrzeb? bycia logicznymi, widzenia siebie w kategoriach przyczyn i skutków. Zdrowego cz?owieka do nerwicy potrafi doprowadzi? fakt, ?e nie umie nazwa? tego, co prze?ywa (a otoczenie zwykle lokuje w nim rol? „tego dziwnego, który nie umie si? dostosowa?, zachowa?” itp.). Ten stan streszcza si? w dobitnych s?owach „nied?ugo oszalej?”.

Diagnoza trafiaj?ca w potrzeb? zrozumienia siebie i bycia logicznym w swoich prze?yciach bywa wybawieniem, ratuj?c przed g??bszymi problemami. Cz?owiek akceptowalny we w?asnych oczach zwykle jest zdrowszy – a akceptowalny cz?sto oznacza dla nas „zrozumia?y”.

 

Tu dygresja: ostatnie lata przynios?y trend, którego nie chc? krytykowa?, bo mo?e mie? w sobie wiele s?uszno?ci, aczkolwiek jego dalekosi??ne implikacje stawiaj? na g?owie my?lenie o zdrowiu cz?owieka w ogóle (by? mo?e w jakim? sensie wszyscy jeste?my w spektrum autyzmu, ADHD itp.). Mowa o diagnozowaniu przez lekarzy psychiatrów u doros?ych, zw?aszcza kobiet, wymienionych przed chwil? zaburze?, które maj? charakter chroniczny. S? sta?? nienormatywno?ci? funkcjonowania uk?adu nerwowego.

Wnioskowanie z historii pacjentki, ?e szereg objawów, trud czy wr?cz cierpienie, towarzysz?ce jej przez ca?e ?ycie, daje si? sprowadzi? do nieneurotypowo?ci, mo?e by? bardzo odkrywcze, przynie?? ulg? i da? podstawy do zoptymalizowania dalszego ?ycia, np. pod wzgl?dem wymaga? stawianych samej sobie. Jednocze?nie zawsze, gdy nast?puje fala jakiego? typu diagnoz, gdy zauwa?alny jest trend, przynosi on pytania o trafno?? stawianego rozpoznania. Tym bardziej, ?e wymaga? on wysubtelnienia kryteriów, poszerzenia ich, by uj?? l?ejsze przypadki – t?umacz?c je specyfik? funkcjonowania p?ci. Co mo?e by? jak najbardziej zasadne. Jakie mamy jednak inne hipotezy – kazano by si? zastanowi? studentowi? Ka?dy przypadek mo?e by? pod tym wzgl?dem odmienny.

Czy wystarczy jednak dosta? t?umacz?c? wszystko diagnoz?, by odczu? ulg? i zdrowie?? Czy subiektywne prze?ycie zamyka spraw?? Oczywi?cie nie, poniewa? musi ona spe?nia? te? zewn?trzne kryteria prawdziwo?ci. Jakie? Diagnoza dobrze t?umaczy powstanie i utrzymywanie si? objawów, daje wskazówki lecznicze, pozwala skutecznie prognozowa?, co b?dzie dalej si? dzia?o. Opiera si? na faktach dost?pnych intersubiektywnie, czyli mi?dzyosobowo, mo?liwie mierzalnych. Pozwala ró?nicowa? wzgl?dem innych diagnoz i je wyklucza?. Trudno zrealizowa? te wytyczne, pos?uguj?c si? najpopularniejszym dzi? narz?dziem autodiagnozy: Doktorem Google.

Nikomu nie uda si? bycie wspó?czesnym „cz?owiekiem renesansu”, tak jak stworzenie „Wielkiej Encyklopedii” ca?ej dost?pnej wiedzy nie jest ju? mo?liwe. Dotyczy to mo?e zw?aszcza specjalistów. Skutek jest taki, ?e wcze?niej czy pó?niej jeste?my skazani na szukanie podpowiedzi na w?asn? r?k?. ?eby nie obudzi? si? z r?k? w nocniku, wype?nionym, pardon, autodiagnostycznym bajdurzeniem, dobrze zna? jedno poj?cie, lecz?ce te? z wiary w horoskopy.

Mowa o efekcie Barnuma. Bardzo ?atwo jest stworzy? wypowiedzi, czyli narracje, które zdecydowana wi?kszo?? odbiorców uzna za ?wietnie opisuj?cych ich samych. Wystarczy pokaza? pewne przeciwne jako?ci, wystarczaj?co je rozwodni? w kategoriach czasu („niekiedy, zdarza si?, nierzadko”), polegaj?c na b??dzie atrybucji (polega on na tym, ?e przypisujemy innym sta?e cechy, wnioskuj?c z ich zachowania w pojedynczych sytuacjach – ale u siebie samych t?umaczymy zachowanie okoliczno?ciami). Zdania typu „czasem jeste? smutny, ale zasadniczo masz w sobie wiele pogody ducha” spe?niaj? zasad?, wykorzystywan? w horoskopach. Niedobrze, by?my szukali prawdy o sobie w tego typu stwierdzeniach.

Zauwa?am, ?e autodiagnozy z którymi pacjenci zg?aszaj? si? do gabinetu, maj? cz?sto wymiar w?a?nie takich wybiórczych jako?ci, z którymi wi?kszo?? osób by si? zgodzi?a. Na tej zasadzie praktycznie ka?da kobieta w ostatnich latach identyfikuje si? z byciem Osob? Wysokowra?liw?, bo taki termin zosta? spopularyzowany w sieci i popularnej literaturze psychologicznej.

 

Jest funkcjonalny i no?ny, pozwala my?le? o swoim do?wiadczeniu emocjonalnym spójnie i da? sobie prawo do zatroszczenia si? o siebie – a to wystarczy, by si? spopularyzowa?, trafiaj?c na podatny grunt.

Warto jeszcze wspomnie? o „efekcie studenta medycyny trzeciego roku” – czyli autosugestywnym dostrzeganiu u siebie objawów tych chorób, z którymi w?a?nie si? zapoznajemy. Nie jest to, mówi?c ?artem, naukowa etykieta evidence-based, a… jako? ka?dy wie, o co chodzi.



Wysyp niezrozumianych

Na prze?omie tysi?cleci do g?osu zacz??a dochodzi? analiza intersekcjonalna z jej formatem „kto? tu wyzyskuje, kto? jest wyzyskiwany; kto? jest obiektem opresji; stosunki spo?eczne opieraj? si? na grze dominacji i podda?stwa”. Tworzy ona nowy kontekst odczytywania diagnoz – nie mog? d?u?ej sugerowa? nienormatywno?ci, a zarazem maj? za zadanie podtrzyma? swoje funkcje ró?nicowania, wskazówek itd. Specjalista, naukowiec, autor kategorii – jest z kolei osob? maj?c?… w?adz?. Poniek?d stwórcz?: dzia?a za po?rednictwem s?owa i nadaje indywidualnej rzeczywisto?ci osoby patologiczny wymiar. T? w?adz? mo?na mu odebra?, a akt stwórczy podwa?y?, lub… przej??.

Jednocze?nie nast?puje eksplozja wymiany informacji, a zatem ?atwej do uzyskania wiedzy oraz mo?liwo?ci przedstawiania nowych koncepcji za spraw? sieci internetowej, blogosfery, e-commerce, wydawania ksi??ek w?asnym sumptem, wreszcie mediów spo?eczno?ciowych, mo?e szczególnie youtube’a. I oczywi?cie – Doktora Google. To wszystko tworzy kontekst powstania trendu do wystawiania sobie diagnoz.

O czym ?wiadczy trend autodiagnozowania? O tym, ?e pomimo swojej popularno?ci, wyra?onej np. w wej?ciu poj?? diagnostycznych do powszechnie u?ywanego j?zyka, formalne kryteria nie wystarczaj? cz?owiekowi. Nie spe?niaj? funkcji t?umaczenia do?wiadczenia, tworzenia spójnej historii, by? mo?e dawania nadziei. Ich wspólny mianownik: niezwyk?o??. „Jestem niezwyk?? osob?, z niezwyk?ym ?yciorysem. Niezrozumienie i niedocenienie mnie, równie? za spraw? waszych skoncentrowanych na niespe?nianiu nie?yciowych norm kryteriów, czyni ze mnie ofiar?”.

 

Czy to jest dziwne lub nadmiarowe? By? mo?e, do tego ma potencja? bycia nadu?ywanym. Ale nie dziwi.

 

Diagnozy podwa?ane

Historia specjalistycznego diagnozowania jest histori? triumfów i upokorzenia bran?y (lobotomia – uszkodzenie mózgu przez oczodó? lekiem na wszystko w USA pierwszej po?owy XX wieku; indukowanie wspomnie? przez zawodowych pomagaczy, uznawana za odkrywanie prawdy o molestowaniu w dzieci?stwie w latach 80-tych; obecnie fala tranzycji w zwi?zku z dysfori? p?ciow? cz?sto równie? indukowan? przez rówie?ników, celebrytów i specjalistów). Nazywanie zaburze? jako zjawisko zmienne, podlegaj?ce poprawkom wyra?anym np. w kolejnych, zmienionych wydaniach zbiorów kryteriów diagnostycznych DSM i ICD, wi??e si? z brni?ciem w jakim? kierunku, a nast?pnie odrzucaniem go z impetem, gdy „b??dy i wypaczenia” przewa?? szal? (przy okazji wylewaj?c dziecko z k?piel? na rzecz „nowego trendu” – o tym pisz? w dwucz??ciowym tek?cie „Zakazana debata” na temat rezygnacji z leczenia homoseksualizmuzapanowania nurtu afirmatywnego, który rozla? si? na wszystkie opcje transgenderowe czy inaczej queerowe).

Nauka jest wspania?a, ale ma swoje ograniczenia. Gdyby nie wysi?ek rodziców, którzy zachowywali sceptycyzm wobec „wiedz?cych lepiej” specjalistów, pracuj?cych w epoce trendu psychoanalitycznego, autyzm nadal by?by postrzegany jako skutek deficytu w opiece macierzy?skiej (Bettelheimowska „matka-lodówka”). Zarazem „odrzucenie z impetem” tej ostatniej tezy by?o niesprawiedliwe wobec faktu, ?e dzieci skrajnie zaniedbane we wczesnym dzieci?stwie maj? objawy przypominaj?ce g??boki autyzm.

Oddolna praca autorów przeró?nych autodiagnoz waha si? od oczywistych banialuków spod znaku Ery Wodnika, dzieci gwiazd itp. new-age’owskich racjonalizacji, po bardziej przekonuj?ce, cho? niebezpiecznie spe?niaj?ce efekt Barnuma. Tak jak Wysoka Wra?liwo?? z jej mas? podtypów, w których zmie?ci si? praktycznie ka?da zm?czona kobieta (co w sumie sprowadza si? do doros?o?ci; oczywi?cie teraz pozwalam sobie na drobn? uszczypliwo??). Tak jak szybkie przechodzenie z Wysokiej Wra?liwo?ci do spektrum autyzmu (Zespó? Aspergera zosta? niepostrze?enie wch?oni?ty w jego zakres, co wiele osób potraktowa?o jako krzywd? dla swojej autoidentyfikacji).

Istnieje równie? ca?a masa kategorii, do których nie uda?o si? przekona? autorów formalnych kategoryzacji, i które uchodz? za niezgodne z medycyn? opart? na dowodach, a przecie? pomimo niespe?niania naukowych kryteriów nadal funkcjonuj? w?ród skutecznych profesjonalistów (Doros?e Dziecko Alkoholika – DDA, syndrom postaborcyjny, syndrom Otella itp.) Czasem s? to nazwy, które jeszcze niedawno by?y u?ywane w j?zyku medycznym (jak nerwica czy dystymia), a z nag?a przesta?y by?, przy okazji kolejnych poprawek w ICD czy DSM. Pomimo tego, nadal pe?ni? skuteczn? funkcj? w j?zyku.

Laik, ale te? osoba z treningiem w zakresie zdrowego sceptycyzmu, mo?e mie? pokus? obj?cia ca?ego zjawiska nawiasem szale?stwa wspó?czesno?ci. To b??dny krok. Diagnostyka profesjonalna opiera si? na koncepcjach zdrowia i choroby, które s? zmienne w czasie (i podlega presji politycznej, szczególnie w temacie seksualno?ci) – ale równie? na obserwacjach i badaniach klinicznych.

 

Warunki ?ycia i wybory ludzkie si? zmieniaj?, oddzia?ywania mi?dzyludzkie równie?, a to wszystko wp?ywa na wachlarz objawów, jakie rozpowszechniaj? si? w danym czasie.

Trudno si? dziwi? opisanym tu dwóm trendom: po pierwsze kontrowersjom wokó? zmienno?ci kryteriów, skoro idzie za nimi w?adza. Po drugie – powstawaniu nowych koncepcji, oddolnych kategorii, nieformalnych – bo cz??? z nich rzuca nowe ?wiat?o na rzeczywisto?? zdrowia i choroby; cz??? stanowi prób? zbudowania narracji wyja?niaj?cej, czyni?ce indywidualne do?wiadczenie zrozumia?ym. Kolejne zmiany ?wiadcz? i o rozwoju dziedzin, i o umykaniu ?ycia próbom ubrania go w kryteria. Niemniej ono nadal trwa, a my jeste?my skazani na szukanie nazw, które b?d? maksymalnie pomocne. To ?ywy proces, w którym – przy ca?ej zachowawczo?ci – warto zapozna? si? nie tyle z aktualnym wynikiem g?osowania czy konsensusu uprzywilejowanego gremium instytucjonalnego, ale i oddolnym intuicjom zwyk?ych ludzi.

Wspieram dobrą publicystykę

75% ( 3000 / 4000 zł )
Wspieram!

Katarzyna Wozinska
Katarzyna Wozinska
prywatnie żona i mama piątki dzieci, prowadząca edukację domową. Zawodowo psycholog, założycielka ośrodka Słowo (www.centrumslowo.pl). W czasie wolnym blogerka (okiemwozinskiej.pl) i vlogerka (kanał Psycholog z innej bańki na yt).

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!