Astrid Lindgren ratuje dzieciństwo

O ile jeszcze kilka pokole? temu metody wychowawcze mia?y w sobie du?o z tresury, o tyle dzisiaj zast?pi? j? chaos. Obie te sytuacje s? jak wahad?o wychylone mocno w jedn? lub drug? stron?. Nies?abn?ca popularno?? ksi??ek Astrid Lindgren wynika z tego, ?e opisuj? ?wiat, w którym to wychowawcze wahad?o jest w stanie spoczynku.

Ów balans w wychowaniu towarzyszy? zreszt? dzieciom przez spor? cz??? XX wieku. Oczywi?cie, jak w ka?dej dziedzinie mo?na znale?? wyj?tki. B?d? wi?c ludzie wspominaj?cy ojcowski pas za ka?d? z?? ocen? jeszcze na pocz?tku XXI wieku, a b?d? tacy, którzy z poziomu dzieci?cego fotelika umieli sobie podporz?dkowa? wszystkich doros?ych w domu ju? w latach 60-tych. Jednak w du?ej mierze dwudziestowieczni czytelnicy „Dzieci z Bullerbyn” postrzegali t? lektur? jako opowie?? o swoim ?yciu, ewentualnie o swoich wakacjach sp?dzanych u dziadków czy wujka na wsi. Dzisiejsze dzieci widz? t? ksi??k? bardziej w kategoriach „zewn?trznej” opowie?ci o przygodach, jakich same nigdy nie do?wiadczy?y ani nie do?wiadcz?. Wci?? barwn? i ciekaw?, ale raczej w taki sposób jak powie?ci awanturnicze spod znaku p?aszcza i szpady.

Egzotyczna normalno??

Obecnie wiele do?wiadcze? dzieci z Bullerbyn i innych postaci z uniwersum Lindgren tr?ci egzotyk?. Niemo?liwa by?aby dzisiaj wyprawa bez doros?ych na owcz? wysepk?, bo wypuszczanie dzieci samopas jest uznawane za nieodpowiedzialno??. Niemo?liwe by?yby zakupy Lisy i Anny w s?siedniej wsi, bo posy?anie dzieci do sklepu uchodzi za wys?ugiwanie si? nimi. Niemo?liwa by?aby wspólna droga do szko?y, w czasie której mo?na wspina? si? na p?oty i organizowa? konkurs plucia na odleg?o??, bo dzisiaj nawet na wsiach dzieci s? wo?one do szko?y samochodami, ewentualnie gimbusem. Niemo?liwa by?aby praca przy wykopkach ziemniaków, do której – o zgrozo – rodzice zwolnili naszych bohaterów na kilka dni ze szko?y, bo dzisiaj by?by to karygodny wyzysk i praca nieletnich (cho? warto zauwa?y?, ?e cho? dzieci z Bullerbyn zbiera?y ziemniaki na potrzeby w?asnych rodzin, mia?y p?acone za ka?dy zagonek).

Ten krótki przegl?d pokazuje, jak bardzo skurczy?a si? przestrze? wolno?ci dzisiejszych dzieci. Jednocze?nie nieuchronnie skurczy?a si? przestrze? ich odpowiedzialno?ci. A tak?e poziom zaufania doros?ych do dzieci. Samodzielna zabawa z dala od domu oznacza?a, ?e kto? ci ufa, i? wrócisz na kolacj?. Samodzielne zakupy oznacza?y, ?e kto? powierza ci wa?ne zadanie do wykonania. Samodzielna droga do szko?y oznacza?a, ?e kto? ci zaufa?, i? mimo ró?nych wyg?upów po drodze dotrzesz do niej na czas.

Samodzielna praca w polu (na miar? dzieci?cych mo?liwo?ci) oznacza?a, ?e realnie przyczyniasz si? do dobrobytu swojej rodziny. „Samodzielna” oznacza za ka?dym razem nie „samotna”, ale „bez nadzoru doros?ych”. Samodzielno?? dawa?a dziecku konkretne kompetencje: zaradno??, ufno?? w swoje si?y, poczucie sprawczo?ci.

To zreszt? zmiana, jaka zasz?a w ostatnich dekadach. Jeszcze pokolenie urodzone w latach 80-tych mog?o wychodzi? po szkole na podwórko bez kontroli. Oko?o 19:00 z okien i balkonów wychyla?y si? g?owy mam wo?aj?cych: „Ania/Tomek/Paulina, kolacja!”. Ale mi?dzy wyj?ciem z domu a powrotem na kolacj? nikt z doros?ych nie potrafi?by powiedzie?, gdzie dok?adnie jest jego dziecko. I by?o to spo?ecznie akceptowalnie, nikogo to nie gorszy?o.


Zapoznałem się z Polityką Prywatności danych osobowych i wyrażam zgodę na ich przetwarzanie


Elektroniczna smycz

Kto? móg?by bardzo przytomnie zauwa?y?, ?e taki by? modus vivendi, bo nie da?o si? inaczej. W czasach, gdy nowo?ci? by?y domofony, trudno mówi? o jakimkolwiek innym sposobie kontroli. I ?e gdyby rodzice z wcze?niejszych dekad mogli kontrolowa? swoje dzieci, to by to robili. Dzisiejsi rodzice dostali takie narz?dzia do r?ki i je wykorzystuj? – dla dobra swoich dzieci.

Tymczasem w?a?nie to jest jednym z uroków powie?ci Astrid Lindgren – ?e s? tak bardzo retro. Bo dzi? nie da si? ju? tak ?y?. Nie chodzi nawet o Pippi, która by?a ekscentryczna równie? dla miasteczka, w którym zamieszkiwa?a sw? Will? ?miesznotk?, i w ogóle jest raczej uosobieniem pewnych tre?ci bliskich sercu Lindgren ni? realn? postaci?. Ale we?my Tommy’ego i Annik?, którzy wed?ug ówczesnych standardów byli bardzo zadbanymi dzie?mi (zawsze mieli na sobie czyste i wyprasowane ubranka, a rodzice pilnowali, by odrabiali lekcje i szli spa? o 19:00). Niemniej wed?ug dzisiejszych standardów byliby mocno zaniedbani: który rodzic pozwoli?by swoim dzieciom chodzi? codziennie po szkole do s?siedniego domu, w którym samotnie mieszka ma?a dziewczynka i siedzie? tam a? do wieczora? Ca?e nasze spo?ecze?stwo jest dzi? nastawione na kontrol?.

Nawet kult buntu i odrzucenie dawnych przekona?, panuj?ce obecnie w naszej kulturze, s? poddane swoistej kontroli. Przy tym zbyt rzadko zauwa?amy, ?e daj?c dzieciom rzekomo wi?cej swobody ni? kiedy? („brudne dziecko to szcz??liwe dziecko!”), jednocze?nie dramatycznie j? zaw??amy.

Oburzenie wywo?uj? tzw. smycze dla dziecka (nie wnikam w zasadno?? tego oburzenia), ale praktycznie wszyscy zak?adaj? swoim dzieciom wirtualne smycze (?ledzenie po?o?enia dziecka w drodze do szko?y, monitoring przegl?danych stron w internecie, dowo?enie na ka?de zaj?cia dodatkowe i do kolegi itp.). Wcale nie dali?my naszym dzieciom wi?cej wolno?ci. Wr?cz przeciwnie – kontrolujemy je bardziej ni? kiedykolwiek w historii.

Jeszcze dwie-trzy dekady temu dzieci sp?dza?y wolny czas na dworze wraz z rówie?nikami z okolicy, dok?adnie tak, jak to robi Kalle Blomkvist i jego przyjaciele. By?o oczywiste, ?e w tym czasie doro?li s? zaj?ci swoimi obowi?zkami i nikt dzieci nie pilnuje. Panowa?o powszechne za?o?enie, ?e ?wiat, a przynajmniej nasz ma?y ?wiat, jest raczej bezpiecznym miejscem, a dzieci w grupie dadz? sobie rad?. Dzisiaj zupe?nie zagubili?my to zaufanie do ?wiata i do dzieci. Zaufanie zast?pi?a kontrola, zupe?nie jak w niemieckim ironicznym powiedzonku: „Vertrauen ist gut, Kontrolle ist besser”.

Natura nie znosi pró?ni. Skoro naszym dzieciom zabrak?o analogowych rozrywek, zast?pi?y je elektronicznymi. Zmniejszy?a si? skala kontaktów spo?ecznych, a tym samym odporno?? spo?eczna i emocjonalna dzieci. Dla ich dobra i bezpiecze?stwa zamkn?li?my je w domach i samochodach, a one uciek?y mimo wszystko na podwórko, tyle ?e to cyfrowe, które okaza?o si? du?o bardziej niebezpieczne ni? pijaczek ?pi?cy na osiedlowej ?awce.

Skala problemów psychicznych, z jakimi zmagaj? si? dzi? dzieci w wyniku nadmiernego korzystania z mediów spo?eczno?ciowych i gier komputerowych, wielokrotnie przewy?sza liczb? zadrapanych kolan po nieudanym skoku z trzepaka.


CZYTAJ TAK?E:

MARIANOWICZ-SZCZYGIE?: Mi?dzy infantylizmem a przedwczesn? doros?o?ci?. Wojna o kszta?t dzieci?stwa

ZYCH: Smartfon – dziecko i grabarz kapitalizmu?


Wspólnota i jednostka

Rytmem ?ycia Emila ze Smalandii czy dzieci z Bullerbyn rz?dzi?y przyroda oraz kalendarz ?wi?t. Zatem ?wiat porz?dkowa?y z jednej strony cykliczno?? pór roku, a drugiej – wspólnota. To by?a rama bezpiecze?stwa, a wszystko w jej obr?bie mia?o swoje miejsce, tak?e dzieci. Wspó?cze?nie dzieci funkcjonuj? w du?ej mierze poza oboma tymi porz?dkami. Pory roku maj? znaczenie co najwy?ej turystyczne, a wspólnoty, w których ?yjemy, s? coraz mniejsze i  bardziej nietrwa?e. Tym samym sposób wychowania dziecka, który kiedy? by? kszta?towany przez obiektywne warunki ?ycia oraz przez spójny sposób zachowania wszystkich doros?ych wokó?, spad? wy??cznie na barki rodziców.

Kto? móg?by si? ?achn??: a któ? ma by? odpowiedzialny za wychowanie dziecka, je?li nie jego rodzice? Rzecz w tym, ?e przez pokolenia pomaga?a ca?a przys?owiowa wioska, która dzia?a?a równie? w mie?cie (s?siedzka pomoc, ?yczliwa sprzedawczyni, dzieci wspólnie bawi?ce si? na podwórku po lekcjach, starsze panie czuwaj?ce w oknach).

Dzisiaj m?ode rodziny w miastach to najcz??ciej ludzie przyjezdni, którzy kupuj? mieszkanie w nowym bloku, gdzie nikt nie zna nikogo, a jednocze?nie ka?dy jest w podobnej sytuacji ?yciowej.

Na nowych osiedlach nie ma starych ludzi. Nie ma zatem s?siadki dysponuj?cej czasem, któr? mo?na poprosi? o popilnowanie dziecka. Dziadkowie mieszkaj? zwykle kilkaset kilometrów od wnuków, a ka?da chwila opieki nad dzieckiem przez kogo? innego oznacza op?acanie niani.

Na wsiach z kolei jak grzyby po deszczu w ka?dym ogródku wyros?y miniaturowe place zabaw: domki na pi?trze z piaskownic? pod spodem i zje?d?alni? z boku. Z jednej strony to pi?kne ?wiadectwo wzrastaj?cej zamo?no?ci. A z drugiej smutno niekiedy patrze?, jak w ka?dym takim domku bawi si? jedno samotne dziecko zamkni?te za ogrodzeniem podwórza. Dzieci?stwo w Bullerbyn nie polega?o na tym, ?e ka?dy siedzia? w swojej zagrodzie.

Jedn? z najbardziej charakterystycznych cech ksi??ek Lindgren jest wspólnota: dzieci?ca oraz ta szersza, w której dzieci funkcjonuj?. Jednostka jest wa?na, ale ma by? te? cz??ci? wspólnoty. To lekcja szwedzkiego demokratyzmu. Psoty Emila dlatego s? tak ?mieszne, ?e widzimy je na tle uporz?dkowanego rytmu spo?ecznego. A narratorka kilkukrotnie nam powtarza, ?e dzisiejszy urwis w przysz?o?ci wykorzysta swoj? bystro?? umys?u na rzecz dobra wspólnego, poniewa? zostanie przewodnicz?cym rady gminnej.

Swoj? drog?, ciekawe, czy rzeczywi?cie rodzice sprzed 30-50 lat kontrolowaliby swoje dzieci bardziej, gdyby mieli takie mo?liwo?ci. Chyba niekoniecznie, poniewa? – obok czasu sp?dzanego wspólnie, ca?? rodzin?, istnia?y te? ?cie?ki równoleg?e. Rodzice mieli swoje ?ycie, na które mieli czas dzi?ki temu, ?e nie musieli wiecznie czuwa? nad dzie?mi. A dzieci mia?y swój ?wiat i musia?y umie? sobie poradzi? w grupie, tak?e w sytuacjach konfliktowych czy nieoczywistych, czego dzisiaj mog? si? co najwy?ej nauczy? na Treningu Umiej?tno?ci Spo?ecznych.

Wolno?? i odpowiedzialno??

Czasy si? zmieniaj?, a my zmieniamy si? wraz z nimi. Dzisiejsi doro?li, gdy wracaj? do ksi??ek z dzieci?stwa przy okazji ich lektury z w?asnym dzieckiem, dostrzegaj? elementy kiedy? dla nich zupe?nie przezroczyste. Jednego uderza, ?e w „Panu Samochodziku” jest zawarta krytyka podziemia niepodleg?o?ciowego, wed?ug drugiego „W pustyni i w puszczy” ukazuje niestosowny obraz innych ras, a trzeciego boli, ?e w „Je?ycjadzie” wizerunek ról kobiety i m??czyzny jest zbyt tradycyjny.

Tym, co po latach najbardziej rzuca si? w oczy przy powtórnej lekturze Lindgren, to konstatacja, ile te dzieci mia?y swobody! Chodzi?y rzecz jasna do szko?y oraz mia?y swoje obowi?zki w domu, ale w czasie wolnym nikt ich nie kontrolowa?. Nie siedzia?y ca?ymi popo?udniami w domu, narzekaj?c na nud?, bo nikt nie zaszczepi? w nich przekonania, ?e to rodzice maj? by? dostawcami rozrywki. Rozrywk? nap?dza?a w?asna wyobra?nia, a rodzice raczej nadawali temu dyskretne ramy, ni? szli wsz?dzie krok w krok za dzieckiem.

W powie?ci „Dlaczego k?piesz si? w spodniach, wujku?” owdowia?y Melker Melkersson z czwórk? dzieci przyje?d?a ze Sztokholmu na wakacje na ma?? ba?tyck? wysp?. Ich sposób sp?dzania czasu przyprawi?by o g?si? skórk? wi?kszo?? dzisiejszych rodziców. Ojciec zostaje w domu letniskowym przy maszynie do pisania (jest pisarzem), a rodze?stwo w?druje po okolicy, zaprzyja?nia si? z miejscowymi dzie?mi i wspólnie prze?ywa przygody.

To, co kiedy? by?o traktowane jako naturalne, dzisiaj by?oby natychmiast zg?oszone na policj? przez pierwszego napotkanego doros?ego. Stali?my si? jako spo?ecze?stwo nieufni i wsz?dzie spodziewamy si? niebezpiecze?stwa. Przyczyniaj? si? do tego oczywi?cie media, nag?a?niaj?c ró?ne tragedie z udzia?em dzieci (ogromnie smutne, cho? przecie? absolutnie incydentalne w skali ca?ego kraju).

Wolno?? wi??e si? nierozerwalnie z odpowiedzialno?ci?. Dzisiaj obie te warto?ci przys?uguj? doros?ym. Tymczasem u Lindgren dzieci dostaj? du?? doz? wolno?ci, ale jednocze?nie maj? swoje obowi?zki (najstarsza córka Melkerssona w naturalny sposób wchodzi w rol? zmar?ej mamy, a m?odsi bracia pomagaj? jej w pracach domowych).


CZYTAJ TAK?E:

MACIEJEWSKA: „Jestem cudem. Czy jeszcze o tym pami?tasz?” Polemika z rodzicielsk? martyrologi?

WOZINSKA: Jak one dawa?y rad?? Dlaczego blask macierzy?stwa nie ga?nie nawet w trudnych okoliczno?ciach


Dziecko jest dzieckiem, nie projektem

Parasol kontroli, jaki dzisiaj szczelnie rozpinamy nad dzieckiem, ma ?cis?y zwi?zek z naszymi oczekiwaniami wobec niego. Dziecko sta?o si? naszym projektem. Jest sk?adow? ?yciowego sukcesu.

Rodzicami zostaj? dzisiaj pary po trzydziestce, a nawet po czterdziestce, które nasi?kn??y sposobem my?lenia o swoim ?yciu jako serii projektów do realizacji: studia, kolejne zadania w pracy, budowa domu/kupno mieszkania, egzotyczne wakacje, porz?dny samochód.

Dziecko staje si? ich kolejnym projektem. To po cz??ci odpowiada na pytanie, dlaczego ludzie nie maj? dzi? wi?cej dzieci. W ko?cu ile projektów mo?na prowadzi? naraz tak, by ka?dy z nich wyszlifowa? na wysoki po?ysk? Tacy rodzice oczekuj? samych dobrych ocen na ?wiadectwie, zapewniaj? niezliczone zaj?cia pozalekcyjne, a na koniec roku szkolnego publikuj? na mediach spo?eczno?ciowych zdj?cia ?wiadectw z czerwonym paskiem, by pochwali? si? swoim dzieckiem. Mama Emila ze swoim niebieskim zeszytem, w którym zapisywa?a wszystkie psoty syna, spotka?aby si? z ich g??bokim politowaniem.

Jednak traktowanie dziecka jako projektu mo?e przybra? te? inne oblicze. Znowu mamy do czynienia z wychyleniem wahad?a. W reakcji na gorliwych rodziców prymusów pojawili si? rodzice uwa?aj?cy si? za du?o bardziej ?wiadomych. Rodzice, którzy przeczytali wiele poradników o rodzicielstwie blisko?ci, porozumieniu bez przemocy i innych nowoczesnych pr?dach, dzi?ki którym mo?na ?y? w przekonaniu, ?e nie pope?nia si? tylu b??dów, co poprzednie pokolenie.

Tacy rodzice z kolei publikuj? w czerwcu na mediach spo?eczno?ciowych hashtagi „nie chwal? si? ?wiadectwem”. O ile samo niechwalenie si? ?wiadectwem jest oczywi?cie bardzo sensowne, o tyle chwalenie si? niechwaleniem to nic innego jak tzw. virtue signalling, czyli og?aszanie ?wiatu swojej wy?szo?ci moralnej. Oni z kolei publikowaliby zawarto?? niebieskiego zeszytu, ?eby pokaza?, jacy z nich tolerancyjni rodzice.

Innym przyk?adem traktowania dziecka jako projektu jest skrupulatne rugowanie z jego otoczenia lektur, zabawek, filmów czy innych no?ników kultury, które zawieraj? tre?ci religijne. Podejrzewam, ?e dla takich rodziców decyzja ich syna, ?e chce zosta? ksi?dzem, by?aby równie nieakceptowalna jak dla rodziców prymusa odkrycie, ?e ich dziecko nie zamierza i?? na studia.

Lindgren ??czy ponad podzia?ami

Dawne czasy bulwersuj? nas niedostatecznym upodmiotowieniem dzieci. Ale w dzisiejszych czasach dzieci s? uprzedmiotowione na zupe?nie innym poziomie. Dziecko jest dzi? jednym z do?wiadcze?, których chcemy zakosztowa? (dlatego wystarczy jeden potomek – bo ju? wiem, jak to jest; teraz czas na podró? do Tajlandii, w ko?cu mamy tyle innych planów!). Ewentualnie dwójka – os?awiona „parka”: ch?opiec i dziewczynka, ?eby do?wiadczy? posiadania córki i syna – dlatego rodzice maj?cy dwie córki lub dwóch synów spotykaj? si? nieraz z wyrazami dyskretnego wspó?czucia. Z kolei rodzice syna i córki og?aszaj?cy, ?e spodziewaj? si? trzeciego dziecka, spotykaj? si? ze zdziwionymi spojrzeniami, bo przecie? „wszyscy ju? w domu”, „rodzina w komplecie”.

Jako ?e dziecko stanowi dzi? jedno z do?wiadcze? do naszego portfolio, coraz powszechniejsze sta?o si? przekonanie, ?e dziecko jest naszym prawem. Je?li nie udaje si? go pocz?? w sposób naturalny, zdobywa si? je na ka?dy dost?pny sposób i za wszelk? cen?. Bo si? nam nale?y jak psu zupa. W dobie powszechnej presji na samorealizacj? dziecko jest jednym z punktów do odhaczenia na li?cie. A jednocze?nie niechciane dziecko jest znacz?c? przeszkod?, je?li akurat teraz planujemy samorealizacj? w innych dziedzinach. A przeszkód – wiadomo – trzeba si? pozbywa?.

Nie ma w tej optyce miejsca na wi?ksze rodziny. Rodzina wielodzietna jest dzisiaj kojarzona z do?ami spo?ecznymi, w których bied? i niski kapita? kulturowy dziedziczy si? z pokolenia na pokolenie. Tymczasem cho?by tacy tytani jak Maria Sk?odowska-Curie czy Józef Pi?sudski wychowali si? w inteligenckich domach pe?nych dzieci.

W powie?ciach Lindgren dzieci dostaj? prawo do bycia dzie?mi, do rado?ci dzieci?stwa, ale jednocze?nie od pocz?tku s? cz??ci? wi?kszej wspólnoty, w której wyrastaj?.

Fascynuj?ce w Astrid Lindgren jest to, ?e sta?a si? patronk? bardzo ró?nych wizji wychowania. Z jednej strony konserwatystom podoba si? sielski ?wiat spokojnego dorastania na wsi, zwi?zek z przyrod?, wrastanie we wspólnot?, która daje poczucie przynale?no?ci, oraz mi?o?? ma?ych ojczyzn. A s?owa Jonatana Lwie Serce mog?yby by? dewiz? powsta?ców warszawskich lub ?o?nierzy Wykl?tych: „S? rzeczy, które si? musi zrobi?, bo inaczej nie jest si? cz?owiekiem, tylko n?dznym ?mieciem”. Z drugiej strony szko?y demokratyczne nieraz przybieraj? nazw? Bullerbyn w?a?nie. Pippi staje si? rzeczniczk? praw dziecka w ich bardzo radykalnej wersji, a jej bojowe nastawienie wida? cho?by w postawie Grety Thunberg. Z kolei Lotta z ulicy Awanturników pozwala zobaczy?, czy ?ycie bez rodziców nie by?oby lepsze.

Na tym prawdopodobnie polega geniusz Lindgren. Pod wielkim dachem jej opowie?ci wszyscy si? mie?cimy i znajdujemy dla siebie dobre miejsce.

Wspieram dobrą publicystykę

75% ( 3000 / 4000 zł )
Wspieram!

Tekst powsta? w ramach projektu: „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolno?ci Centrum Rozwoju Spo?ecze?stwa Obywatelskiego.

Katarzyna Górska-Fingas
Katarzyna Górska-Fingas
Absolwentka polonistyki na UW, mama czworga dzieci, pracuje w Ambasadzie Belgii

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!