WARZECHA: Z Banderą do Unii

fot. siedziba główna rewolucji Euromajdanu w Kijowie z 2014 r., commons.wikimedia.org

W Polsce słabo jest z myśleniem strategicznym w ogóle, ale w sprawie Ukrainy można odnieść wrażenie, że nie ma go już wcale. Pytanie o to, z jaką Ukrainą będziemy sąsiadować, gdy zakończy się gorąca faza obecnej wojny, praktycznie w ogóle się nie pojawia, a jeśli już, to w kręgach think-tanków o elitarnej naturze. 11 lipca i wcześniejsze dni dają nam tutaj ciekawe przesłanki, ale wnioski nie będą niestety wesołe.

Podstawowe założenia, które kształtowały obraz współczesnej Ukrainy (czyli tej po Pomarańczowej Rewolucji z 2004 r.) w Polsce, były następujące. Po pierwsze – przyjęta nieszczęśliwie jako fundament historycznych odwołań mitologia Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów – Ukraińskiej Powstańczej Armii nie ma w większości wymiaru antypolskiego, ale antyrosyjski. Po drugie – po 24 lutego pojawiła się szansa, że panteon dawnych ukraińskich bohaterów, a z polskiej perspektywy – zbrodniarzy, którzy choć osobiście nie zabijali, albo dali ideologiczne podstawy mordu, albo rozkazy jego dotyczące – zastąpią bohaterowie nowi.

Dziwić i niepokoić mogło już to, dlaczego Ukraina po Pomarańczowej Rewolucji dokonała takiego, a nie innego wyboru bohaterów. Sięgnęła po twórców agresywnie nacjonalistycznej ideologii, uznających terroryzm za normalną metodę swojego działania. Stepan Bandera trafił przecież w II RP do więzienia w związku z zamachem, udanym niestety, na ministra Bronisława Pierackiego na ul. Foksal w roku 1934.

Dlaczego w miejsce posługującego się przez całe życie – także po wojnie – po prostu bandyckimi metodami Bandery nie postawiono na piedestale choćby atamana Semena Petlury? Ten antykomunista, formalny sprzymierzeniec Polski przez krótki czas, za Ukraińskiej Republiki Ludowej, został w 1926 r. w Paryżu zamordowany przez Sowietów przez Szolema Szwarcbalda, który tłumaczył przed sądem, że to odwet za ukraińskie pogromy na Żydach – z którymi Petlura nie miał nic wspólnego.

 

Dziś wiemy, że Szwarcbald działał na sowieckie zlecenie. Do Petlury w jego relacjach z Polską historycy mają różne zastrzeżenia, ale są one rangi wielokrotnie mniejszej niż te dotyczące Bandery.

Oba wspomniane wyżej założenia dzisiaj się chwieją. To drugie nawet bardzo wyraźnie: jak już wiele razy pisałem, nie tylko nie nastąpiło wyparcie mitu OUN-UPA poprzez mit obecnych obrońców Ukrainy, ale przeciwnie – oba te mity ściśle się zlały. Wprost przyznaje to w bardzo ciekawej debacie z prof. Grzegorzem Motyką, prowadzonej przez Magdalenę Rigamonti, a opublikowanej na portalu Onet, Wołodymyr Wiatrowycz, były szef ukraińskiego IPN, a dziś deputowany Rady Najwyższej Ukrainy.

W debacie Wiatrowycz powiedział:

Dla wielu dzisiejszych bohaterów Bandera jest bohaterem. I to nie ulega wątpliwości. Dzisiejsi bohaterowie inspirują się tym, co robili bohaterowie w przeszłości. I pewnie gen. Załużny to rozumie. Rozumie też, kim się inspirują ukraińscy żołnierze. Propaganda rosyjska jeszcze tę inspirację napędza, robiąc z Bandery główny symbol walki antyrosyjskiej. […]

Historycy mogą toczyć dyskusje na temat działalności UPA. Natomiast jej etos powstańczej walki wykorzystywany jest teraz przez Ukraińców w walce z Rosjanami. Sprzyja temu fakt, że Rosja nazywa Ukraińców banderowcami, co de facto pomaga nam w walce. Jest pewna moda na UPA, na czerwono-czarne flagi, na powiedzenie „Sława Ukrainie”, na marsz UON, który stał się oficjalnym marszem Sił Zbrojnych Ukrainy. Zapewniam wszystkich, że te symbole nie mają charakteru antypolskiego.

Być może to ostatnie zdanie jest wciąż prawdą, choć można mieć co do tego narastające wątpliwości – i tu przechodzimy do punktu pierwszego. Te wątpliwości wynikają z dwóch kwestii. Pierwsza to ulotna natura pozytywnych sentymentów, jakie pojawiły się między oboma narodami po 24 lutego. Można bronić tezy, że nie ma tu mowy o żadnej trwałej zmianie, jedynie o chwilowym wybuchu emocji, który po polskiej stronie zaczął już zresztą przygasać – pokazują to sondaże. Druga to sama natura nacjonalistycznego mitu. Tu trzeba zauważyć, że odwoływanie się do skrajnie nacjonalistycznych ideologów, którzy traktowali terror jako zwykłą metodę działania, powinna Ukrainę w ogóle wykluczać z zachodniego kręgu – tymczasem jest to w milczący sposób akceptowane. Można zadać sobie pytanie, czy faktycznie z nacjonalizmu, który miał przecież historycznie charakter antypolski, można sobie po latach wybrać jakiś jeden wątek, a inne pominąć? Czy te inne wątki z czasem jednak nie wrócą?


Zapoznałem się z Polityką Prywatności danych osobowych i wyrażam zgodę na ich przetwarzanie


I tu dochodzimy do pytania o Ukrainę po zakończeniu wojny. Ukraina w gruncie rzeczy już się obroniła i bardzo mało prawdopodobne jest, by padła. Wyjdzie z wojny dramatycznie osłabiona gospodarczo i demograficznie, ale jednocześnie z bardzo mocnym poczuciem swojego znaczenia i jeszcze zwiększoną roszczeniowością, mając poczucie, że obroniła część Europy przed rosyjską nawałą (aczkolwiek prawdy w tym stwierdzeniu może być znacznie mniej niż w przypadku wojny polsko-bolszewickiej 1920 r.). Ideologia nacjonalistyczna, wprost nawiązująca do OUN, będzie integralną częścią ukraińskiej tożsamości jeszcze bardziej niż po 2004 r. czy przed 24 lutego. Czy pozostanie to bez wpływu na sposób zachowania Ukrainy w jej relacjach z innymi państwami, w tym z Polską? Czy mamy pewność, że w miarę pogłębiania się oczywistych różnic interesów z Polską czynnik nacjonalistyczny nie wypłynie bardziej na wierzch, skoro całkiem nieźle widoczny jest już teraz?

Przypomnijmy sobie, jak Jarosław Kaczyński oznajmił kiedyś prezydentowi Poroszence: „Z Banderą do Europy nie wejdziecie”. Dziś Naczelnik swoich ówczesnych słów woli nie pamiętać, a przecież miał rację! Państwo opierające się na ideologii skrajnego nacjonalizmu i mające w panteonie swoich bohaterów na pierwszym miejscu brutalnego – i prymitywnego umysłowo – terrorystę nie powinno móc marzyć o miejscu w UE.


CZYTAJ TAKŻE:

Wspieram dobrą publicystykę

75% ( 3000 / 4000 zł )
Wspieram!

Tekst powstał w ramach projektu pt. „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

Łukasz Warzecha
Łukasz Warzecha
(1975) publicysta tygodnika „Do Rzeczy”, oraz m.in. dziennika „Rzeczpospolita”, „Faktu”, „SuperExpressu” oraz portalu Onet.pl. Gospodarz programów internetowych „Polska na Serio” oraz „Podwójny Kontekst” (z prof. Antonim Dudkiem). Od 2020 r. prowadzi własny kanał z publicystyczny na YouTube. Na Twitterze obserwowany przez ponad 100 tys. osób.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!