Ojciec, kotwica pilnie poszukiwana

Georges de La Tour, Święty Józef Cieśla

Poprzednie stulecie, w ramach walki z patriarchatem i zapobiegania rozwojowi totalitaryzmów (miały być ufundowane na opresyjnym wychowaniu, którego figurą jest ojciec-dyktator), odrzuciło dotychczasowy obraz bycia ojcem. Problem w tym, że nie bardzo zaproponowało coś w zamian.

„Poczułem się jak statek, który stracił kotwicę” – tak opisuje swoje odczucia po śmierci ojca Edward Ferras, jeden z bohaterów Rozważnej i romantycznej w ekranizacji tej powieści, z 2008 roku. Uderzyła mnie adekwatność tego obrazu – mój tato umarł nagle, kiedy miałam 20 lat, i czułam się dokładnie tak jak opisała to cytowana postać z powieści Jane Austen. Wydawało mi się, że życie to kotłujący się chaos, niosący mnie w nieokreślonym bliżej kierunku, na szczęście wiara stała się dla mnie azymutem i szkołą żeglowania.

Biblia używa do opisania osieroconych przez ojca dzieci innej metafory – miotanego wiatrem po pustyni krzewu róży jerychońskiej. Wygląda on jak kula wyschłych gałązek, bezwładnie tocząca się w każdym kierunku, jaki narzuci jej prąd powietrza. Jeśli gdziekolwiek znajdzie choć odrobinę wody, błyskawicznie, choć płytko się zakorzenia. Wymowny obraz bezradności i rozpaczliwego poszukiwania potwierdzenia.

Ojcostwo po dekonstrukcji

Poprzednie stulecie, w ramach walki z patriarchatem i zapobiegania rozwojowi totalitaryzmów (miały być ufundowane na opresyjnym wychowaniu, którego figurą jest ojciec-dyktator), odrzuciło dotychczasowy obraz bycia ojcem. Problem w tym, że nie bardzo zaproponowało coś w zamian. Jak ktoś ujął żartem, współcześnie tato to taka mama, tylko z wąsami.

Nie tęsknię za czasami, kiedy ojciec wybierał dzieciom małżonków, zawód czy miejsce zamieszkania. Jednak w odrzuconym obrazie tego, kim ma być, było także wiele mądrości, sprawdzonej przez całe tysiąclecia funkcjonowania ludzkich społeczności. Ktoś może na to powiedzieć, że w naszym kręgu cywilizacyjnym świat tak bardzo się zmienił, że mądrość przeszłości należy do jej epoki.

Cóż, warunki życia się zmieniły, jednak jedna rzecz pozostała niezmieniona i raczej nie ulegnie zmianie – mechanizmy ludzkiej psychiki, procesy zachodzące w niej w miarę dorastania i dojrzewania oraz potrzeba dziecka, by w jego świecie był ktoś, kto jest kotwicą. Postać tym potrzebniejsza, że jesteśmy zalewani taką ilością informacji i bodźców, że bez stałego punktu odniesienia jesteśmy skazani na bezradne toczenie się przez rzeczywistość w rozpaczliwym poszukiwaniu choćby odrobiny korzystnych warunków, by się zakorzenić. Tym samym, paradoksalnie, zniszczenie silnej figury ojca, co miało zabezpieczyć świat przed powrotem totalitaryzmu, właśnie do tego ustroju prowadzi – zagubieni dorośli stają się podatnym materiałem w rękach wszelkiego rodzaju manipulatorów i krzykaczy. Wystarczy dać im poczucie zakorzenienia, a zyska się armię wiernych, bo uzależnionych emocjonalnie, wojowników.

Lekarstwo na kryzys Kościoła i społeczeństwa

Z punktu widzenia chrześcijaństwa dekonstrukcja obrazu ojca jest uderzeniem w bardzo istotny element przekazu wiary. Podstawowa modlitwa, której nauczył nas wcielony Syn Boży, to zwrócenie się do Boga słowami: „Ojcze nasz”. Nieczytelność tej figury, brak właściwego wzorca, utrudnia głoszenie Dobrej Nowiny. Skoro Bóg wybrał taką, a nie inną metaforę, chciał się nam właśnie w taki sposób przedstawić, to właściwe odczytanie i odwzorowanie (czy raczej: odczytywanie i odwzorowywanie, bo jest to trwający całe życie proces) biblijnego obrazu ojca są kluczowe, po pierwszego, dla pełnego ukazania dynamiki zbawienia, po drugie, dla kształtowania dojrzałych mężczyzn, którzy będą potrafili podjąć się na poważnie realizowania Bożego powołania, bez względu na jego zewnętrzny charakter (małżeństwo, celibat czy życie samotne).

To, czemu uważam go za lekarstwo na totalitaryzm i społeczne bolączki, wymaga jednak dłuższego wywodu. Głównie dlatego, że w celu pokazania tej dynamiki, trzeba przedstawić i omówić role, jakie ma do odegrania mężczyzna, który decyduje się na zostanie ojcem.

Decyzja

Bardzo świadomie użyłam czasownika „decydować się”. Współcześnie, za sprawą antykoncepcji, także kobiety decydują, czy i kiedy zostaną matkami (chociaż nie do końca znosi to biologiczny determinizm, ale to temat na inne rozważania), jednak pierwotnie tylko mężczyzna podejmował taką decyzję. Kiedy żona urodziła, mąż mógł odmówić uznania swojego potomka – nie miało znaczenia to, że je począł – i było to społecznie akceptowane. Nie bez powodu część noworodków na starożytnych śmietnikach to były dzieci z prawego łoża.

Ojcostwo dla starożytnych mniej wiązało się z biologią, a bardziej ze zobowiązaniami społecznymi, które zaciągał ten, który się go podejmował. Zresztą dlatego możemy mówić, że św. Józef był ojcem Jezusa – uznał Go za syna i zrealizował wobec Niego zobowiązania, jakie nałożyła na niego ta decyzja.

I tu otwiera się lista siedmiu zadań, jakie według Biblii ma zrealizować ojciec, żeby stać się w pełni godnym tego miana. Co ciekawe, można je wszystkie podsumować jednym określeniem.

Ojciec, czyli ten, który przekazuje logos

Greckie logos to słowo o wielkiej liczbie znaczeń – poświęcone mu hasło w Słowniku grecko-polskim Oktawiusza Jurewicza zajmuje około dwóch kolumn. Moim zdaniem wszystkie znaczeniowo oscylują wokół pojęcia impulsu ożywiającego i/lub porządkującego.

Przekład tego słowa, który najwyraźniej to pokazuje, to „element rozrodczy, twórczy w organizmach”. Dla człowieka Biblii to ojciec daje życie, nie matka (co nota bene jest kolejnym argumentem za ochroną ludzkiego życia od momentu poczęcia). Genealogie mówią o mężczyznach, którzy „zrodzili” kolejnych mężczyzn (zob. Mt 1,1–16 – w oryginale pojawia się tam greckie słowo egeneto, czyli „zrodził”). Obraz mało czytelny, jeśli nie sięgniemy do hebrajskiego. W nim męskie zradzanie opisuje słowo jaled, które, bez wchodzenia w szczegółowe gramatyczne analizy, oznacza: „sprawił, że [dziecko] się narodziło”. Bardziej opisowo zaś – dał impuls rozpoczynający proces, którego ostatecznym owocem jest żywy człowiek.

Ten impuls zaś nie pochodzi wyłącznie z mężczyzny i to świetnie pokazuje druga z genealogii Jezusa. Łukasz zstępuje z nami przez kolejne pokolenia, by na koniec wskazać Tego, od którego bierze imię wszelkie ojcostwo na ziemi (por. Ef 3,14): „syna Adama, syna Bożego” (Łk 3,38). To zaś sprawia, że tak naprawdę w pewnej mierze wszyscy ojcowie są św. Józefami – ich dzieci są im powierzone, a nie dane na własność.

Bolesną lekcję na ten temat odebrał Abraham, idąc z Izaakiem na górę Moria. Jedna z interpretacji tego wydarzenia mówi, że Bóg, polecając patriarsze złożenie Mu w ofierze syna, nie miał na myśli zabicia chłopca. Chodziło o uświadomienie ludzkiemu ojcu, że dziecko-obietnica jest mu dane jedynie na wychowanie, bo należy tylko do Stwórcy.

Drugie znaczenie logos, które znajduje swoje odbicie w ojcostwie, to dobre (lub złe) imię, opinia o kimś. Ojciec daje swojemu dziecku imię, tu w sensie: tożsamość. Biblia mówi: „chlubą synów – ojcowie” (Prz 17,6) i zresztą do dziś często pochodzenie z takiej czy innej rodziny w pewien sposób kształtuje postrzeganie danych osób. To oznacza, po pierwsze, że wybory życiowe ojców mają wpływ na kolejne pokolenia, więc nie są wyłącznie ich indywidualną sprawą, po drugie – ojcowie są, czy tego chcą, czy nie, punktem odniesienia w kształtowaniu życia przez ich potomków.

Logos to także siła sprawcza, co w odniesieniu do bycia ojcem przekłada się na to, że jest on opiekunem i obrońcą. Nie tylko sprawia narodzenie się dziecka, ale jest tym, który zapewnia mu właściwe warunki wzrostu i rozwoju. W teologii, kiedy mówi się o dziele stwórczym Boga, wskazuje się na to, że ten proces się nie zakończył wraz z chwilą stworzenia człowieka, ale wciąż trwa. Co więcej, elementem stwórczego aspektu Bożego działania jest Boża opatrzność. Współcześnie kategoria rzadko wspominana, bo tak zachłysnęliśmy się możliwościami, jakie daje nam rozwój wszelkiej maści technologii, że mamy złudzenie wszechmocy i braku potrzeby jakiekolwiek obrońcy czy opiekuna. Jednak to nie znaczy, iż tak jest w rzeczywistości. Być może, gdyby więcej ludzi miało wyniesione z dzieciństwa doświadczenie ojca jako tego, który broni i zapewnia opiekę, nie lgnęlibyśmy tak bardzo do technicznych protez.

Jednym z bardziej oczywistych znaczeń logos jest prawo – coś, co zostało wypowiedziane i stanowi normę, porządkuje rzeczywistość. Biblijny ojciec jest prawodawcą, ale znów pojawia się istotna różnica – on nie tworzy własnego prawa, ale decyduje, czy jego dom wchodzi w przymierze z Bogiem, czy z niego rezygnuje (por. Joz 24,15). Znów jest tym, który pełni funkcję pośrednika czy raczej przewodnika. Tak postrzegana rola prawodawcy oznacza, że osoba, która ją pełni, zna prawo, które wybiera. Przewodnikiem może być tylko ktoś, kto przeszedł daną drogę, kto doświadczył zmagania się ze sobą podczas tej podróży i kto wie, że warto.

Z tym aspektem ojcostwa bardzo blisko łączy się kolejny – i aspekt, i odcień znaczeniowy słowa logos (tu: sąd, opinia, zdanie), mianowicie bycie sędzią. Współcześnie pozycja bardzo nielubiana, wręcz politycznie niepoprawna, do tego wiążąca się z dużymi napięciami, szczególnie kiedy dzieci zaczynają dorastać i wchodzą w etap rozhulanej emocjonalności połączonej z trudnym do przyjęcia weredyzmem. Jej realizacja wymaga wielkiej dojrzałości, bo oznacza zgodę na to, że czasem popełni się błąd i trzeba będzie się do niego przyznać, oraz, jeśli sąd jest słuszny, na konsekwentne wprowadzenie go w życie, nawet jeśli to oznacza wejście w konflikt.

Na marginesie jedna, istotna uwaga: w starożytnym Izraelu rolą sędziego nie było bezstronne orzekanie, ale stanięcie po stronie oskarżonego lub poszkodowanego. Często był on także mediatorem. Moim zdaniem to dobra metafora tego, że rolą ojca jako sędziego jest dostrzeżenie przede wszystkim słabszej strony, a nie skupienie się na winowajcy, oraz że jego decyzje mają mieć na celu pokój w rodzinie i rozwój wszystkich, którzy do niej należą, a nie jedynie zgodność z wyznaczoną normą. Tu pięknym przykładem jest dla mnie św. Józef, a dokładnie jego reakcja na wiadomość o ciąży Maryi. Był sprawiedliwy, przez co należy rozumieć, że był wierny prawu, a to wymagało od niego ukarania narzeczonej. Jednak z opcji, które miał do wyboru w tamtej sytuacji, wybrał tę, która dla bliskiej mu kobiety była najmniej dolegliwa, chociaż oznaczała naruszenie jego dobrego imienia.

Dwiema wyżej omówionymi cechami łączy się trzecia, nawiązująca do rozumienia logos jako zasady postępowania. Ojciec przekazuje zasady, a więc jest wychowawcą. Można powiedzieć, że trzy wymienione tu role wzajemnie się przenikają, jednak nie są tożsame. Wychowawca to ten, kto uczy zasad, wprowadza w pewien ład, a przez to przygotowuje do wejścia w życie społeczne. Jednocześnie ten kto wychowuje, jest też inspiratorem – nie robi wszystkiego za dziecko, pozwala mu na popełnianie błędów, jednocześnie dbając, by nie były one destrukcyjne. Używa też, po wcześniejszym rozeznaniu możliwości wychowanka, dwóch magicznych słów: „Dasz radę”. Nic tak nie uczy samodzielności, poczucia własnej mocy i nie upewnia w tym, że ojciec mi ufa, więc ja także mogę sobie zaufać. Zwłaszcza jak rzeczywiście da się radę.

Wreszcie ostatnie znaczenie logos i ostatnia cecha ojcostwa. Słowo to w Ewangelii św. Jana zostaje użyte jako imię Wcielonego Boga – En arche en ho Logos – „Na początku było Słowo” (J 1,1). Ojciec jest tym, który ma przekazać Chrystusa, wiarę. W Torze osobą, która ma uczyć relacji z Bogiem i w nią wprowadzać, jest ojciec, nie matka. To on ma opowiadać o przejściu przez Morze Czerwone, to on ma uczyć pielgrzymowania, składania ofiar, jałmużny, wreszcie być przykładem modlitwy.

Ten aspekt, moim zdaniem, jest najbardziej zaniedbany, jeśli chodzi o postrzeganie ojcostwa. Wychowanie religijne zostało scedowane na kobiety – matkę, babcię. W tej sferze mężczyźni czują się obco i niewygodnie, często brak im też wiedzy religijnej nawet na katechizmowym poziomie, różnie bywa ze świadectwem, przede wszystkim modlitwy. To, niestety, przechodzi z pokolenia na pokolenie, bo od kogo chłopak ma się nauczyć bycia wierzącym mężczyzną, jeśli nie od ojca? Także dla córki, i mówię to z własnego doświadczenia, widok klękającego przed Bogiem taty jest czymś, co głęboko zapada w pamięć i duszę.

Tymczasem nie bez powodu duchowym mistrzami byli w większości mężczyźni i nie bez przyczyny nosili tytuł abba – ojciec. Już św. Paweł pisze do Koryntian, że są jego duchowymi dziećmi (1 Kor 4,15) i patrząc na niego, można dostrzec cechy do naśladowania w tym zakresie: modlił się psalmami, świetnie znał natchnione pisma, nauczał i pościł. Dobrą formą modlitwy dla większości panów będzie adoracja w ciszy, przypominająca w swojej dynamice polowanie na przechodzącego Boga, i modlitwa Chrystusowa lub różaniec – dwie świetne praktyki do stosowania w drodze.

Zresztą ojciec, który przekazuje Logos, najpełniej daje dzieciom życie, bo daje im klucz do tej jego formy, która nigdy się nie kończy. Nawet więcej, jest nieustannym doświadczaniem pełni.


Zapoznałem się z Polityką Prywatności danych osobowych i wyrażam zgodę na ich przetwarzanie

Kształtowanie ludzi wolnych

Osoba, która wchodzi w dorosłość z doświadczeniem bycie przyjętą i otoczoną opieką, mająca mocną tożsamość, której wpojono zasady, dano doświadczenie sprawiedliwości, ale przenikniętej miłosierdziem, nauczono ją jej granic i tego, że jest zdolna do samodzielnego działania oraz decydowania, na koniec wreszcie wychowano ją w wierze, dając dostęp do łaski, ma potężne wewnętrzne zasoby. Przede wszystkim jednak jest to ktoś wewnętrznie wolny, mało podatny na manipulacje i mający własną inicjatywę. Taki człowiek zaś jest dla każdego systemu totalitarnego śmiertelnie niebezpieczny, bo nie da się go urobić tak, by stał się trybikiem w społecznej maszynie, zaś zabity staje się męczennikiem. Nie poddaje się do końca kontroli, nawet uwięziony pozostaje wolny, o czym można się przekonać, chociażby czytając Zapiski więzienne kard. Stefana Wyszyńskiego.

Trzeba więc powiedzieć, że mądrzy ojcowie, starający się jak najlepiej realizować wymienione wyżej zadania, to gwarancja wolnego i zdrowego społeczeństwa. A jeśli miałabym wskazać punkt, od którego stawanie się takim mężczyzną można zacząć, zacytowałabym Księgę Powtórzonego Prawa – „Słuchaj, Izraelu”. Jeśli ktoś ma przekazać logos, musi najpierw nauczyć się go przyjmować.

CZYTAJ TAKŻE:


Tekst powstał w ramach projektu: „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

Elżbieta Wiater
Elżbieta Wiater
(1976) dr teologii, historyk, dziennikarka – publikuje m.in. na portalu aleteia.pl. Autorka książek, specjalizująca się w biografiach świętych i historii Polskiej Prowincji Dominikanów. Prowadzi bloga magdalenka (ewiater.blog).

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!