Wielodzietność jako wdzięczność

Tym, co mo?na da? dzisiejszej Polsce „ponad standard”, s? dzieci. Jako pa?stwo bogacimy si?, rozwijamy, kszta?cimy. Ale komu to zostawimy? Komu te? przeka?emy zadanie dalszego dbania o Polsk?? Czy wolno nam z?ama? sztafet? niesion? od pokole?? A wreszcie, czy obecn? nisk? dzietno?ci? nie nak?adamy na ramiona naszych dzieci ci??arów nie do ud?wigni?cia, gdy za 30-40 lat oka?e si?, ?e garstka ludzi w wieku produkcyjnym b?dzie musia?a utrzymywa? nas – niezliczon? rzesz? emerytów?

Pesymi?ci tworz? happy end

Niedawno ?wi?towali?my dzie? 11 listopada. By?a to nasza 105. rocznica odzyskania niepodleg?o?ci, czyli – jak s?usznie zauwa?y?a pisarska Ida ?miejewska – wci?? jeste?my wolni krócej, ni? byli?my zniewoleni (a przy tym warto uwzgl?dni? okres PRL-u, w którym wolno?? mia?a wy??cznie umowne znaczenie).

Zatem je?li wydaje nam si?, ?e ów 11 listopada 1918 roku to „jakie? tam co?, gdzie?, gdzie nigdy ludzie nie bywali”, warto sobie u?wiadomi?, co to naprawd? znaczy, ?e polska niewola trwa?a 123 lata (liczba, któr? ka?dy pami?ta ze szko?y, ale która jest liczona dopiero od trzeciego rozbioru, gdy nasze pa?stwo ostatecznie znik?o z mapy). Otó? te 123 lata to ca?e pokolenia ludzi, którzy rodzili si?, ?yli i umierali pod obcym panowaniem. Co wi?cej, to ludzie, których rodzice, dziadkowie, a nawet pradziadkowie nie pami?tali ju? wolnej Polski. Dzisiaj mówimy, ?e wydarzenie historyczne jest ?ywo obecne w ?wiadomo?ci spo?ecznej, dopóki ?yj? ostatni ludzie, którzy nawet nie tyle byli jego ?wiadkami, ile znali jego bezpo?rednich ?wiadków. Potem bezpo?redni przekaz historyczny umiera. A wi?c trzeba sobie uczciwie powiedzie?, ?e u ?witu odrodzonej Polski w 1918 roku nie by?o nikogo takiego. A mimo to nam si? uda?o!

Nieraz narzeka si? na polsk? histori? – ?e taka smutna, pe?na przegranych, ofiar, upadków. Je?li jednak postrzega? sprawy w d?ugim trwaniu, okazuje si?, ?e polska historia napawa niewiarygodnym optymizmem. Jakie bowiem realnie perspektywy na odzyskanie niepodleg?o?ci mo?e mie? kraj zniewolony od niemal pi?ciu pokole?? Czy? nie bliskie zeru?

 

W ko?cu ludzie nie sam? walk? narodowo-wyzwole?cz? ?yj?. Chc? si? kszta?ci?, bogaci?, zak?ada? rodziny, jako? si? w tym ?yciu urz?dzi?. Jak?e ?atwo w tej krz?taninie codzienno?ci by?oby zagubi? to, czego i tak nie mia?o si? na co dzie?: ide? wolnej Polski. A jednak nie zagubiono!

 

D?u?nikiem jeste?!

Polacy, naród ?yciowych pesymistów, napisali w?asny happy end (i powtórzyli go w 1989 roku!). Czy mo?na by?o zrobi? co? lepiej? Niew?tpliwie. Czy mo?na by?o nie dopu?ci? do narodowych dramatów? Niewykluczone. Czy nale?y wskazywa? b??dy z przesz?o?ci? A jak?e. Gra si? jednak takimi kartami, jakie nam przysz?y w danym rozdaniu. Zanim wi?c skrytykujemy na miazg? rozgrywki z przesz?o?ci, rozejrzyjmy si? wokó?, gdzie s? dzisiaj inni gracze, którzy mieli podobny uk?ad kart, czyli inne pa?stwa Europy ?rodkowo-Wschodniej. Widzimy wówczas, ?e mamy za co by? wdzi?czni. Ka?dy z nas mo?e sobie samemu powtórzy? za Ludwikiem Krzywickim, cho? w innym kontek?cie: „D?u?nikiem jeste?!”.

Nie chodzi o czczy optymizm, gdy? bynajmniej nie „wszystko jest najlepsze na najlepszym ze ?wiatów”. Jednak dzisiejsze czasy s? dla Polski najlepszym ze ?wiatów, jakie by?y jej dane. Cho? by? mo?e granice Polski dzisiaj to nie nasze wymarzone granice; cho? stracili?my wielk? cz??? elity i do dzi? odczuwamy t? wyrw?; cho? wojna na Ukrainie nie sprzyja poczuciu bezpiecze?stwa, to ciekawe, jak wielu dzisiejszych Polaków chcia?oby si? przenie?? we wcze?niejsze czasy na polskich ziemiach – nie na krótk? wizyt?, lecz na sta?e.

Mimo wszelkich niedoskona?o?ci naszej codzienno?ci, ?yjemy dzi? w Polsce w nieznanym tu nigdy wcze?niej powszechnym dobrobycie, bezpiecze?stwie i d?ugotrwa?ym pokoju. Taka sytuacja wyzwala – a przynajmniej powinna – wielkie uczucie wdzi?czno?ci. Wdzi?czno?ci za to, co zosta?o nam dane, i podziwu dla wcze?niejszych pokole?, które nie maj?c tego wszystkiego, nie szcz?dzi?y trudów, by Polsk? do takiego celu przybli?a? (cho? oni sami najcz??ciej tych owoców ju? nie mogli skosztowa?).

 

Wdzi?czno?? z kolei rodzi pytanie: jak mog? si? odwdzi?czy?? Co mog? zrobi?, by sp?aci? d?ug wobec tych, którzy byli tu przede mn? i którzy tyle mi dali? Jak mog? dalej ponie?? ich dzie?o tak, abym i ja przys?u?y? si? Polsce i Polakom tak, jak oni si? przys?u?yli?



Drogi wdzi?czno?ci

Te pytania zadawano sobie ju? wcze?niej. W?a?nie z ich zadawania wyros?a sztafeta pokole?, które doprowadzi?y nas do niepodleg?o?ci, cho? ?adne z nich – jak si? rzek?o – wolnej Polski ju? nie pami?ta?o.

Pierwsz? odpowiedzi? by?a oczywi?cie walka, zbrojne powstania maj?ce na celu wolno?? odwojowa?. Jednak wobec bezspornej przewagi militarnej przeciwnika podczas zaborów, szybko u?wiadomiono sobie, ?e je?li w kolejnych pokoleniach maj? by? podejmowane kolejne próby odzyskania niepodleg?o?ci (czy to drog? militarn?, czy inn?), potrzebne jest wychowanie w duchu patriotycznym. Polskie domy wykona?y wówczas tytaniczn? prac? podtrzymania polsko?ci w kolejnych germanizowanych i rusyfikowanych pokoleniach.

W drugiej po?owie XIX wieku dosz?a wzrastaj?ca ?wiadomo??, ?e si?? narodu buduje tak?e – jak by?my dzisiaj powiedzieli – kapita? kulturowy, st?d zjawisko pracy organicznej i pracy u podstaw. Wówczas narodzi? si? nurt, który od tego czasu wci?? si? rozp?dza?, czyli zdobywanie wykszta?cenia na bardziej masow? skal?. W PRL-u przybra? on form? awansu klasowego, a po 1989 roku – wielkiego boomu na edukacj? wy?sz?, który zaowocowa? niespotykanym w historii Polski oraz w dzisiejszej Europie odsetkiem osób z wy?szym wykszta?ceniem.

Co wa?ne, a? do II RP w??cznie zdobywanie wykszta?cenia by?o w jaki? sposób powi?zane z misj? s?u?enia krajowi: kszta?c? si? tak?e po to, by moj? wiedz? i umiej?tno?ciami przyczyni? si? do dobra Polski. Równie? za PRL-u, cho? w wyko?lawiony sposób, to my?lenie by?o obecne, st?d na przyk?ad nakazy pracy po studiach. St?d równie? obecne do dzi? spo?eczne niezadowolenie, gdy ludzie wykszta?ceni w Polsce (zw?aszcza na kierunkach bardzo kosztownych dla pa?stwa, jak np. lekarski) zaraz po studiach jad? za granic? i tam si? dorabiaj?, nie my?l?c o powrocie do Polski.

 

W III RP przedstawiano równie? przedsi?biorczo?? jako jedn? z tych form wdzi?czno?ci, jakie mo?emy okaza? poprzednim pokoleniom – pomna?amy w ten sposób dobrobyt Polski. Do dzi? si? mówi o tym, ?e ma?e i ?rednie firmy s? sol? ziemi i fundamentem polskiej gospodarki. Jak ka?da du?a narracja, równie? ta miewa?a i wci?? miewa swoje wynaturzenia w postaci nies?awnych Januszów biznesu, którzy uwa?aj?, ?e mog? p?aci? pracownikowi n?dzne grosze, bo przecie? to przedsi?biorcy buduj? Polsk? „tymi r?cami i tymi palcyma” (podczas gdy budowali j? nieraz r?koma swoich marnie zarabiaj?cych pracowników).

Niemniej dzia?alno?? gospodarcz?, obok walki, wychowania i edukacji, w??czyli?my do naszego narodowego wachlarza godnych sposobów dzia?ania na rzecz dobra Polski (a tym samym do dróg wdzi?czno?ci wobec przesz?ych pokole?). Do tego wachlarza nale?a?oby jeszcze doda? m?drze prowadzon? polityk? – o to u nas nie?atwo, ale trzeba przyzna?, ?e wszystkie licz?ce si? si?y polityczne mia?y wspólne strategiczne cele po 1989 roku: wej?cie do NATO i wej?cie do UE.

Najnowszym wreszcie ogniwem w ?a?cuchu dobrych dzia?a? dla Polski i tym samym wdzi?czno?ci dla poprzednich pokole? staje si? ochrona klimatu. Nie jest to zjawisko zupe?nie nowe, cho? przed wojn? nazwano by je pewnie umi?owaniem ojczystego krajobrazu, a po wojnie temat zagospodarowa?a Liga Ochrony Przyrody (niemaj?ca wszak?e szans z rabunkowym przemys?em PRL-u). Obecnie temat wszed? przebojem na polityczn? agend? oraz do naszej codzienno?ci i jest traktowany priorytetowo.

 

Przeoczone ogniwo

Celowo nie wymieniam takich spraw jak po prostu uczciwe ?ycie: rzetelne wykonywanie obowi?zków w pracy, p?acenie podatków, szacunek wobec bli?nich. Zak?adam, ?e powinno by? to „ustawienie domy?lne” ka?dego obywatela na co dzie?, a nie wyraz szczególnej wdzi?czno?ci wobec dawnych pokole?.

Z wy?ej wymienionego ?a?cucha dobrych dzia?a? dla Polski i wyrazów wdzi?czno?ci niepostrze?enie znik?o co?, co przez d?ugi czas by?o oczywisto?ci?, dlatego nikt o tym szczególnie nie mówi?. Otó? prosty fakt, ?e po to, by Polska mog?a trwa?, rozwija? si?, bogaci?, zyskiwa? na znaczeniu itp., kto? musi j? zaludnia?.

Jedn? z si? Polski, nawet w czasach niewoli, by?o to, ?e by?a za du?a ludno?ciowo (a co za tym idzie – powierzchniowo), by j? zgnie?? lub ignorowa?.

 

Ostatni naprawd? wielki boom demograficzny mia? miejsce w latach 80-tych. Od tego czasu obserwujemy ci?g?y spadek dzietno?ci – im bli?ej naszych czasów, tym bardziej gwa?towny. I tu si? otwiera znana dyskusja, któr? mo?na rozpisa? w polskiej szopce na role – nazwijmy ich umownie – Indywidualistów i Wspólnotowców:

Indywiduali?ci: „Dzisiejsze czasy nie sprzyjaj? posiadaniu dzieci. A ju? na pewno nie wi?cej ni? jednego czy dwojga”.

Wspólnotowcy: „Naprawd?? A prze?om lat 70-tych i 80-tych oraz stan wojenny sprzyja?y? A to wtedy rodzi?o si? najwi?cej dzieci”.

Indywiduali?ci: „Nie chodzi o to, by naprodukowa? dzieci jak towarów w fabryce. Trzeba im jeszcze co? zapewni?!”.

Wspólnotowcy: „My wszyscy wyro?li?my bez tych wszystkich luksusów, ton zabawek i masy prywatnych korepetycji, a ?yjemy normalnie i jeste?my szcz??liwi. Polska bez obywateli upadnie!”.

Indywiduali?ci: „Jako? pa?stwa afryka?skie z najwi?kszym przyrostem naturalnym nie s? ?wiatowymi mocarstwami!”.

I tak dalej, i tak dalej. Znamy te argumenty z przepychanek internetowych, a nieraz z rozmów przy rodzinnym stole. Co ciekawe, ka?da ze stron ucieka si? do skrajnych chwytów retorycznych. Indywiduali?ci b?d? zarzuca? Wspólnotowcom, ?e ci drudzy chc? „robi?” dzieci niczym irlandzka rodzina ze skeczu Monty Pythona, a Wspólnotowcy z kolei odgryz? si?, ?e ich oponenci s? ska?eni rupieciowym kapitalizmem, o którym pisa? Piotr Kaszczyszyn, w zwi?zku z czym wype?nili swoje ?ycie bzdetami zamiast prawdziwych, trwa?ych warto?ci.

Tymczasem nie chodzi przecie? o to, ?e ka?da rodzina ma posiada? pi?tna?cioro dzieci, lecz o to, ?e wi?kszo?? rodzin z dzie?mi (oczywi?cie pomijam te z problemami zdrowotnymi itp. – podkre?lam: wi?kszo??, nie wszystkie) mog?aby mie? co najmniej jedno dziecko wi?cej bez jakich? koszmarnych wyrzecze? – chyba, ?e za takie uzna? fakt, ?e dwójka dzieci b?dzie dzieli?a wspólny pokój, co jednak nale?y nazwa? uczciwie problemem pierwszego ?wiata.


Da? co? z siebie

Pokolenia powsta?ców czy legionistów imponuj? nam, poniewa? dawa?y z siebie du?o wi?cej, ni? by musia?y. Patrz?c na nich, my?limy: co my mo?emy zrobi? dzisiaj, w czasach pokoju, by dobrze przys?u?y? si? Polsce? Co mo?emy zrobi? „ponad program”, tak jak nasi przodkowie, którzy ?yli ponadprzeci?tnie?

Porz?dnie ?y? – uczy? si?, pracowa?, udziela? spo?ecznie – to dobry pocz?tek, ale jednocze?nie to wci?? standard. To samo mogliby robi? ch?opcy i dziewcz?ta Szarych Szeregów, to samo mogli by robi? ?o?nierze Pi?sudskiego czy kobiety przewo??ce za cara bibu?? pod gorsetem. A jednak nie tego nas przecie? ucz?. Ucz? nas brania spraw we w?asne r?ce, dzia?ania, p?yni?cia pod pr?d. Wymagania od siebie, cho?by inni od nas nie wymagali.

Rodzicielstwo nie jest ?atwym zadaniem. Dzisiaj zw?aszcza zwi?kszy?a si? nasza wiedza psychologiczna, a wraz z ni? wzrós? l?k rodziców o dobrostan swoich dzieci. Najwi?kszym wyzwaniem jest zwykle pierwsze dziecko – nie tylko dlatego, ?e jeste?my wówczas jako rodzice debiutantami i wszystko odkrywamy metod? prób i b??dów. Tak?e dlatego, ?e najbardziej zmienia si? wówczas nasze ?ycie. Dotychczas byli?my jego panami, teraz stajemy si? wspó?gospodarzami. Nasze czas i dyspozycyjno?? nie zale?? ju? tylko od nas. Jest to zmiana nie?atwa, dlatego spora cz??? rodziców chce jak najszybciej wróci? – cho?by pozornie – do stanu wyj?ciowego, czyli odchowa? jedno dziecko i mie? znów spokój. Ale czy do spokoju wychowali nas Pi?sudski, Daszy?ski czy Rudy i Zo?ka?

Tym, co mo?na da? dzisiejszej Polsce „ponad standard”, s? dzieci w?a?nie. Jako pa?stwo bogacimy si?, rozwijamy, kszta?cimy. Ale komu to zostawimy? Komu te? przeka?emy zadanie dalszego dbania o Polsk?? Czy wolno nam z?ama? sztafet? niesion? od pokole?? A wreszcie, czy obecn? nisk? dzietno?ci? nie nak?adamy na ramiona naszych dzieci ci??arów nie do ud?wigni?cia, gdy za 30-40 lat oka?e si?, ?e garstka ludzi w wieku produkcyjnym b?dzie musia?a utrzymywa? nas – niezliczon? rzesz? emerytów?

 

Ma?a-wielka rodzina

Nale?y zrobi? jedno niezwykle wa?ne zastrze?enie – nie twierdz?, ?e jedynym powodem posiadania dzieci jest ch?? przys?u?enia si? ojczy?nie. Dzieci s? owocem mi?o?ci w rodzinie i to mi?o?? jest podstawowym powodem posiadania dzieci. Je?li jednak za?o?ymy, ?e rodzina jest najmniejsz? wspólnot? tworz?c? pa?stwo, i potraktujemy nasz kraj jako wspólnot? wspólnot, to widzimy, ?e jednostkowe decyzje o liczbie posiadanych dzieci maj? realne prze?o?enie na sytuacj? pa?stwa.

Dzisiaj ka?d? rozmow? o liczbie dzieci ucina si? frazesem, ?e to prywatna sprawa ka?dego cz?owieka, ile ma dzieci i nikomu nic do tego. Lata III RP nauczy?y nas my?lenia w duchu: umiesz liczy? – licz na siebie, a tak?e skrajnej prywatyzacji postaw i wyborów ?yciowych, bez ogl?dania si? na ich konsekwencje dla innych.

Ale czy rzeczywi?cie liczba dzieci jest wy??cznie prywatn? spraw?? A gdyby powiedzie?, ?e segregowanie ?mieci lub posiadanie pieca-kopciucha to indywidualna kwestia ka?dego cz?owieka i nikomu nic do tego, te? by?my si? z tym tak ochoczo zgodzili? Jest bardzo wiele decyzji indywidualnych, które w skali ca?ego spo?ecze?stwa maj? wp?yw na nas wszystkich.

 

Nie porównuj? posiadania dzieci do sposobu ogrzewania domu, tylko wskazuj?, ?e analogiczne wnioski, jakie wydaj? nam si? oczywiste w kwestii zwalczania kryzysu klimatycznego, budz? wielkie oburzenie w kwestii zwalczania kryzysu demograficznego. A zgodnie z wszelkimi prognozami, to w?a?nie te dwa kryzysy b?d? najwi?kszymi wyzwaniami nast?pnych dekad.

Wniosek za? w przypadku obu kryzysów jest prosty: po?wi?ci? troch? osobistego komfortu dla wi?kszego dobra. To naprawd? niewiele wobec Wysokich Cieni, które patrz? na nas z przesz?o?ci, i ofiar, które ponie?li dla nas. Zw?aszcza ?e akurat posiadanie dzieci wi??e si? nie tylko z wyrzeczeniami, lecz tak?e z wielkim szcz??ciem.

 

Nie utylitaryzm, lecz wdzi?czno?? w?a?nie

Na koniec zaznaczam, ?e zach?cam do przemy?lenia kwestii posiadania wi?kszej liczby dzieci nie z pobudek utylitarnych (jako produkcj? nowych obywateli dla pa?stwa), bo takie podej?cie szybko staje si? totalitarne. Zach?cam do wdzi?czno?ci, do rozszerzania serca, bo od tego zaczyna si? decyzja o kolejnym dziecku.

Absolutnie te? nie chodzi o to, ?e je?li kto? ma ma?? rodzin?, to nie kocha Polski lub ma serce z kamienia. Z kolei wielodzietna rodzina dwojga pijaków to obraza patriotyzmu, a nie jego pomna?anie. Wszyscy chcemy budowa? Polsk?, w której ka?de dziecko wychowuje si? w dobrej, kochaj?cej si? rodzinie. Du?a rodzina nie zwalnia z innych spraw: piel?gnowania to?samo?ci, edukacji, rzetelnej pracy itp. Raczej sprawia, ?e mo?na te warto?ci praktykowa? na konkrecie i ?e jest je komu przekaza?.

A zatem po ?wi?cie Niepodleg?o?ci i u progu Bo?ego Narodzenia sam sobie odpowiedz: co zrobi?e? konkretnie dla Polski? Jaki trud dla niej podj??e?? Wymieniam w tym tek?cie wiele mo?liwych przyk?adów takich dobrych dzia?a?. Z pewno?ci? nie wszystkie. Chcia?abym po prostu, ?eby w?ród tych mo?liwo?ci na trwale zago?ci?a wielodzietno?? po??czona ze starannym wychowaniem tych dzieci. To te? wyraz mi?o?ci do Polski, by? mo?e obecnie najpilniejszy, jaki mo?na jej da?.

 

Wspieram dobrą publicystykę

75% ( 3000 / 4000 zł )
Wspieram!

Katarzyna Górska-Fingas
Katarzyna Górska-Fingas
Absolwentka polonistyki na UW, mama czworga dzieci, pracuje w Ambasadzie Belgii

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!