Biedni Polacy patrzą na Wojtyłę

Photo by Grant Whitty on Unsplash

Tak si? sk?ada ?e posta? Karola Wojty?y, czy komu? si? to podoba, czy te? nie – tkwi w samym ?rodku zarówno najnowszej polskiej historii, jak i modelu polskiego Ko?cio?a. I nasze gor?ce spory w pewnym momencie wprost nie mog?y o jego osob? nie zahaczy?.

Przekornie nawi?zuj? tytu?em do znanego eseju Jana B?o?skiego, opublikowanego w 1987 r. w „Tygodniku Powszechnym”. Robi? to zreszt? nie po raz pierwszy, bo to figura no?na i chyba ponadczasowa. B?o?ski nawi?za? do wiersza Mi?osza opisuj?cego jak to nasi rodacy, patrz?c na mury p?on?cego getta, pogr??ali si? w beztroskiej zabawie. A ta zabawa by?a wr?cz kpin? z tragedii ?ydowskiego powstania. Polsko-?ydowskiego, ale to ju? inny problem. W ka?dym razie i Mi?oszowi i B?o?skiemu chodzi?o o to, ?e pe?ne dystansu lub drwiny opinie na temat owego desperackiego zrywu eo ipso wystawia?y moralne ?wiadectwo nie tyle ?ydom, ile samym opiniodawcom.

Spróbujmy jednak pój?? nieco dalej i odpowiedzie? na pytanie, co sk?oni?o Polaków, niektórych Polaków, do ?miania si? z „pal?cych si? ?ydków”? ?miali si?, bo byli sadystami? Wszyscy? Prosz? wybaczy?, ale tak prostackie wyja?nienie mi nie wystarcza. Aby si? d?ugo nie rozwodzi? – nie o ?ydach przecie? tu pisz? – odpowiem od razu: ?miali si?, bo tym z?ym ?miechem odreagowywali swoje na ?ydów oburzenie. „Dobrze wam tak!” Czy by?o to oburzenie s?uszne, to ju? zupe?nie inna sprawa.

Dochodzimy tu do uniwersalnej ludzkiej cechy. Pewne wady, których korzenie tkwi? w ka?dym z nas, lubimy przypisywa? in toto pewnym ludzkim zbiorowo?ciom. I z regu?y s? to grupy przez nas nielubiane. To nie my, tylko oni – mo?emy wtedy powiedzie?, a to ju? pierwszy, zdecydowany krok do etapu oburzania. Bo przecie? ?atwiej jest si? oburza?, ni?li bi? we w?asne piersi. Obie postawy, nominalnie w równym stopniu, s? od?egnaniem si? od z?a. Tyle tylko ?e ?atwiej to zrobi? „po tanio?ci”. I wtedy – hulaj dusza! Teraz wystarczy jedno uderzenie pr?tem w mentaln? klatk?, by natychmiast rozleg? si? wrzask oburzonych do ?ywego ma?p.

Tak? sytuacj? mamy w kraju w?a?nie obecnie. Popatrzmy: je?eli w ogóle istnieje co? takiego jak archetyp polsko?ci, to jest on obiektem gor?cego polskiego sporu. Bardziej jeszcze ode? gor?cy spór dotyczy Ko?cio?a, które to poj?cie my, spo?eczno?? podobno w wi?kszo?ci katolicka, ostatnio pod wp?ywem medialno-politycznego ?argonu pozwolili?my sobie zeksternalizowa?.

Ko?ció?, ten z?y Ko?ció? – to przecie? nie my, tylko oni. Biskupi, hierarchowie, ksi??a, w ka?dym razie „oni”, nie my. I z?o, które ten zepsuty Ko?ció? czyni, mo?emy teraz z czystym sumieniem pot?pi?.

 

Tak si? sk?ada ?e posta? Karola Wojty?y, czy komu? si? to podoba, czy te? nie – tkwi w samym ?rodku zarówno najnowszej polskiej historii, jak i modelu polskiego Ko?cio?a. I nasze gor?ce spory w pewnym momencie wprost nie mog?y o jego osob? nie zahaczy?.

 

?le albo wcale

De mortuis nihil nisi bene – o zmar?ych, je?li ju? mówimy, to tylko dobrze: przypominam t? star? zasad? bynajmniej nie po to, by biadoli? nad jej z?amaniem. Owszem, o ?wi?tej pami?ci Karolu Wojtyle lwia cz??? „opiniotwórczych ?rodowisk” zacz??a mówi? nagle, i z regu?y nie s? to zdania pochlebne. Zwraca moj? uwag? co innego: milczenie, którym do niedawna otaczali?my jego pami??. Nie by?o to milczenie dobre. Przeciwnie, cisza wokó? tej postaci, jaka zapad?a nied?ugo po jej zgonie, je?li skonfrontowa? j? z nieusuwalnym rzekomo ?ladem, jaki pozostawi?a na kartach naszej najnowszej historii, by?a tak przykro dojmuj?ca, ?e zag?uszy? j? móg? tylko ha?as naszych codziennych sprzeczek. I zag?usza?.

Teraz wielu z nas mówi o nim jak o osobie wcze?niej nieznanej. Albo precyzyjniej: jak o bajecznym herosie ze szkolnych czytanek, którego chwalebny ?yciorys weryfikuje wspó?czesna nauka. Lub koryguje wspó?czesna poprawno??, jak w przypadku Bogu ducha winnego Mieszka Pierwszego, o którym jaki? czas temu pewna pani senator orzek?a, ?e „zapewne pali? i gwa?ci?”. Ale Jan Pawe? II nie ?y? tysi?c lat temu, spora cz??? Polaków ?ywo go pami?ta, za? ca?kiem spory odsetek deklaruje, nawet dzisiaj, ?e p?aka? podczas transmisji jego pogrzebu. Sk?d wzi??o si? to milczenie i sk?d teraz tak nag?a potrzeba jego zagadania?

Pisz? te s?owa na trzy tygodnie przed terminem marszu „w obronie dobrego imienia”. Jego inicjatorzy chc? w ten sposób wyrazi? protest przeciw, jak mówi?, atakowi na pami?? o papie?u. Z kolei zwolennicy rewizji tej pami?ci, a ich gronie prawie wszystkie o?rodki opiniotwórcze chc?ce uchodzi? za ?wiat?e i rozumne, zarzekaj? si? ?e ?adnego ataku tutaj nie ma, jest tylko wysi?ek dotarcia do prawdy.

Czy?by? Wszystkich zbulwersowanych „nowymi, szokuj?cymi dowodami” rzekomej nieczu?o?ci biskupa Krakowa, a pó?niej Rzymu, na krzywd? ofiar seksualnych nadu?y?, warto by zapyta?: a ogarniaj? pa?stwo pami?ci? pi?? ostatnich lat? Ju? nie mówimy tu o roku 2005 (zagadka: co si? wtedy wydarzy?o?), tak wysokich wymaga? nie stawiajmy, ale o latach ko?cz?cych drug? dekad? tego stulecia. To wtedy zacz??a si? moda na mówienie ?le o Wojtyle. Zgoda – uprzedzam polemiczn? kontr? – owa moda nie wzi??a si? znik?d, nap?dzi?y j? pytania o postaw? papie?a wobec afer Groëra, McCarricka czy Degollado. Ale to w?a?nie wtedy nauczyli?my si? (i szybko przyzwyczaili) mówi? o nim g?o?no TYLKO w niekorzystnym kontek?cie. ?le albo wcale – odwrotnie jak w cytowanym rzymskim porzekadle. I nie chodzi?o tam bynajmniej jedynie o kontekst niewyja?nionych przecie?, przynajmniej jeszcze wtedy, kwestii owych afer. Karol Wojty?a nagle sta? si? passé w ca?ym zakresie swojej bogatej osobowo?ci: pocz?wszy od g?oszonej przeze? eklezjologii, sko?czywszy za? na osobistych upodobaniach. Od tej pory w wielu gronach wr?cz nie wypada mówi? o nim pochlebnie. Z przykrej konieczno?ci wspomn? te? o setkach ?artów i minorum gentium ?arcików, jakie na temat Wojty?y pojawi?y si? wtedy w internecie. Przewa?nie w postaci memów. A przykro mi nie dlatego ?e nie lubi? ?artów, bo lubi?. Nie znosz? wulgarnej estetyki, a nade wszystko bana?u.

Dopiero na tym gruncie ogólnego dystansu kto? z premedytacj? zaszczepi? sadzonki nieufno?ci. Jedna z pierwszych jaskó?ek tej tendencji, wydana dziesi?? lat temu ksi??ka Ekke Overbeeka nosi?a znamienny tytu?: „L?kajcie si?”. To przecie? pierwsze, publicznie rzucone s?owa Wojty?y po wyborze na papie?a, niejako motyw przewodni jego pontyfikatu! Autor, mieszkaj?cy w Polsce Holender, musia? zdawa? sobie spraw?, ?e nadaj?c taki tytu? swojej ksi??ce godzi nie w rzekome milczenie wokó? afer z tym pontyfikatem zwi?zanych, ale w sam? istot? nauczania Jana Paw?a II. I chyba o to mu w?a?nie chodzi?o. Tomasz Sekielski, który w 2019 r. opublikowa? w sieci film „Tylko nie mów nikomu”, ?wiadomie zako?czy? go kadrem z papieskim portretem, aby zasugerowa? „kto za tym wszystkim stoi” – a przecie? jego dokument opar? si? na udowodnionych faktach przemilczania problemu nadu?y? nie przez Wojty??, ale przez jego sekretarza, Stanis?awa Dziwisza. Wtedy nie by?o jeszcze tych „dowodów”, o których teraz wszyscy mówi? – a jednak spora cz??? Polaków uwierzy?a na s?owo takim ludziom jak Overbeek czy Sekielski, gdy ci suflowali nam wniosek: wszystkiemu winien jest Jan Pawe? II. Nie o to chodzi by z?owi? króliczka, ale by goni? go – jak skomentowa? tego typu kombinacje jeden z moich przyjació?.

Dziwny to zatem akt oskar?enia, jaki naród wystosowa? wobec swojego niegdysiejszego duchowego nauczyciela: najpierw zarzut, dopiero potem, niechby nawet pasuj?ce do?, fakty. Czy nie przypomina to nam metod rodem z epoki podobno s?usznie minionej?    


Zapoznałem się z Polityką Prywatności danych osobowych i wyrażam zgodę na ich przetwarzanie


Altra parte i kardyna? Sodano

Aprioryczna ch?? oczernienia postaci Jana Paw?a II to nie jedyny z kardynalnych zarzutów, jakie stawiam autorom i promotorom tej antypapieskiej kampanii. Bo chyba s?owo „kampania” nie jest tutaj nadu?yciem? Sugestia jakoby Wojty?a, jako g?owa Ko?cio?a katolickiego, sta? na czele spisku milczenia, jest kompletnie nieprawdziwa. I to niezale?nie od tego, czy w ogóle i do jakiego stopnia uzasadnione oka?? si? oskar?enia przeciw papie?owi formu?owane. Podczas jego pontyfikatu na górnych pi?trach ko?cielnych struktur toczy? si? bowiem pojedynek, w którym udzia? bra?y dwie strony. Wiemy o tym nie tylko z przecieków i pó?s?ówek co mniej dyskretnych purpuratów. „Druga strona” (altra parte po w?osku), chroni?ca seksualnych napastników i pedofilów w sutannach, to termin, jakim w kr?gach osób próbuj?cych rozbi? t? mafijn? struktur? okre?lano przeciwników. Cztery lata temu u?y? tego terminu papie? Franciszek w odniesieniu do zamro?enia w 1999 r. procesu ksi?dza Degollado, ale ju? na dwadzie?cia lat przed Franciszkiem pos?ugiwano si? nim w kontek?cie sprawy arcybiskupa Groëra. Mo?na oczywi?cie za?o?y? ?e to czysty przypadek, lecz chyba podstawowa czujno?? nakazuje przynajmniej w t? mo?liwo?? w?tpi?. Ten czujno?ci zabrak?o „ujawniaczom”, sk?din?d tak wyczulonym na wszelkie, nawet w?tpliwe poszlaki – je?li tylko mog? one zdyskredytowa? Jana Paw?a II.

Owszem, niektórzy z ?owców sensacji posuwaj? si? wprost do sugestii, ?e to Wojty?a sta? na czele „drugiej strony”. Jako osoba pami?taj?ca pocz?tki akcji na rzecz ofiar seksualnych napa?ci ze strony ksi??y – a dzia?o si? to oko?o 2000 r. – mog? za?wiadczy? ?e w kr?gu wtajemniczonych wiedzieli?my o istnieniu owej „strony”, cho? nie znali?my jeszcze terminu altra parte. Zdawali?my te? sobie spraw?, cho? nikt nam nie dawa? na to dowodów na pi?mie, ?e liderem „drugiej strony” jest watyka?ski sekretarz stanu, kardyna? Angelo Sodano.

Wojty?a kontra Sodano – taka by?a perspektywa tych, którzy nierzadko z nara?eniem w?asnej kariery jako pierwsi próbowali zaalarmowa? papie?a o polskich ksi??ach-drapie?nikach oraz o kryj?cych ich biskupach. A czasem o przypadkach gdy jedni bywali drugimi – jak w historii Juliusza Paetza.

Ten, arcywa?ny przecie? w?tek jest kompletnie pomijany przez „ujawniaczy”. W najnowszej ksi??ce Overbeeka „Maxima culpa”, licz?cej pi??set stron tekstu g?ównego, posta? kardyna?a pojawia si?… trzykrotnie. Dwa razy marginalnie, natomiast raz Overbeek jednoznacznie, acz bez podania ?adnych dowodów twierdzi, ?e to nie Sodano, ale Wojty?a sta? na czele ko?cielnej szajki kryj?cej ksi??y-pedofilów. Na tej podstawie, stosuj?c metodologi? Overbeeka, móg?bym wyci?gn?? wniosek ?e to sam autor „Maxima culpa” kryje Angelo Sodano. Tego nie uczyni?, natomiast odpowiedzialnie mog? powiedzie? ?e Overbeek, ?wiadomie lub nie, uczestniczy w subtelnej akcji podstawienia, w miejsce prawdziwego winnego, innej osoby.

Je?eli tak czyni? ludzie przedstawiaj?cy si? jako niezale?ni dziennikarze, którzy wnikliwie przyk?adaj? si? do publicystycznego ?ledztwa w imi? prawdy – có? powiedzie? o masie ich czytelników, z których wi?kszo?? nigdy o kardynale Sodano nie s?ysza?a?


CZYTAJ TAK?E:


„Papie?-Polak” i mi?o?? w?asna

Jak wykaza? sonda? Instytutu Bada? Pollster, przeprowadzony w tydzie? po wyemitowaniu filmu „Franciszka?ska 3” autorstwa czo?owego reprezentanta „ujawniaczy”, Marcina Gutowskiego, 70 procent Polaków nadal uwa?a Jana Paw?a II za autorytet i darzy zaufaniem.

Mo?na powiedzie? ?e wstrz?s tektoniczny, jakim mia? by? film autora „Bielma” oraz ksi??ka Overbeeka, przeszed? w narodzie bez wi?kszego echa. Niestety, wra?enia tego nie potwierdzaj? opinie u?ytkowników internetu: tutaj nasz? cyberprzestrze? w wi?kszo?ci zape?niaj? opinie oscyluj?ce pomi?dzy nieodpowiedzialn? krytyk? a ?enad? i skandalem.

 

Prywatnym internautom id? w sukurs niektóre media, nawet te uwa?ane dot?d za powa?ne. Przyk?ad? Ofiara wykorzystana przez ksi?dza: Poda? papie?a do s?du? Szale?stwo. Ale to w?a?nie nale?a?o zrobi?. To cytat z katowickiego wydania „Gazety Wyborczej”. Histeria nakr?ca si? sama.

W?ród nieco tylko rozs?dniejszych spo?ród tych opinii dominuj? ró?ne odcienie niech?ci lub niech?tnej oboj?tno?ci. Internautka o nicku „Monikaa” pisze: Dla mnie niewa?ne s? dokonania JPII na ?adnym polu – pob?a?liwo?? dla zbocze?ców w sutannach dyskredytuje go ca?kowicie i nieodwracalnie. Podziwu godn? szczero?ci? wykaza? si? m??czyzna, który stwierdzi?: Wojty?a? Winny czy nie, to mu si? nale?y. Tak jak nale?y si? ca?emu Ko?cio?owi. Nie zapisa?em cytatu, ale my?l powtarzam wiernie.

S? te? przypadki zawiedzionej mi?o?ci. My?l? o osobach, które zna?y Jana Paw?a II osobi?cie i pisz? obecnie, ?e wtedy go kocha?y, albo ?e si? z nim przyja?ni?y – ale dzi? czuj? si? papie?em rozczarowane. Trudno tu o sprawiedliw? ocen? takich postaw, zapewne ka?dy przypadek trzeba traktowa? oddzielnie, a ja nie chc? uogólnia?, gdy? niektóre z tych osób znam osobi?cie i pracowa?em z nimi. Zamiast tego podziel? si? do?wiadczeniem w?asnym.

Mia?em z nim kontakt osobisty cztery, mo?e pi?? razy. Za ka?dym razem w wi?kszej grupie osób. I za ka?dym razem czu?em ?e mnie mija, nawet nie zauwa?ywszy. Nie odczu?em tego jako przykro?ci, nie mia?em i nie mam te? o to do Jana Paw?a pretensji. Jednak dopiero niedawno sobie to wyt?umaczy?em. Wida? papie?a oddziela? ode mnie niewidzialny mur emocji ludzi, moich rodaków, którzy czekali na jego jedno spojrzenie lub jedno s?owo. I on, urodzony aktor, te fluidy musia? jako? wychwytywa? i na nie odpowiada?. A ja nigdy nie lubi?em przepycha? si? do przodu.

Podczas jednej z polskich pielgrzymek rozmawia?em o Wojtyle z pewnym wa?nym ?wieckim katolikiem. O papieskich homiliach wyra?a? si? w superlatywach. W pewnym momencie skomentowa? nawet jaki? „kremówkowy” przerywnik, dodany ot, tak – dla zaczerpni?cia oddechu: „Papie? powiedzia? to z genialn? prostot?”. W tym momencie odnios?em wra?enie ?e kto? tu na si?? dorabia skrzyd?a p?azowi. Nie mówi? oczywi?cie o osobie Jana Paw?a, ale o sytuacji.

Dzi? ów ?wiecki katolik pisze ?e wida? pospieszyli?my si? z t? kanonizacj?.

Masowym refleksem emfazy i zawiedzionej mi?o?ci w?asnej przedstawicieli intelektualnych elit jest wizerunek „Papie?a-Polaka”. ?eby by?o jasne: uwa?am ?e Karol Wojty?a, tym co dla nas uczyni?, nieodwo?alnie wpisa? si? w model polsko?ci. Wyrzuca? go stamt?d to troch? tak, jakby wyrzuca? Piotra Skarg? lub Adama Mickiewicza. W tym sensie atak (chyba ju? udowodni?em, ?e w ca?ym obecnym sporze istniej? jednak elementy ataku), powtarzam: atak na Jana Paw?a jest jednak, cho?by po?rednio, atakiem na Polsk?. Jednak w?a?nie dlatego mój sprzeciw budzi i zawsze budzi?o has?o „Papie?-Polak”. Bo brzmi ono tak, jakby?my redukowali jego zas?ugi do samego faktu bycia Polakiem. Ot, uda?o si? jednemu z naszych.

Tak si? sk?ada ?e mi?o?nicy tego sloganu staj? dzi? po przeciwnej stronie barykady wzgl?dem „ujawniaczy” i ich zwolenników. Dlaczego wi?c wymieniam ich tutaj jednym tchem z krytykami papie?a? Albowiem oni, podobnie jak dzisiejsi krytycy, nigdy go nie s?uchali. Owszem, podziwiali, ale nie s?uchali. Bo gdyby s?uchali, nie nazywaliby go „Papie?em-Polakiem”, ale Janem Paw?em Wielkim, którym w istocie by?.

Mówi? tu, rzecz jasna, nie o biernym s?uchaniu, ale o powa?nej i d?ugotrwa?ej refleksji, jaka wyp?ywa? winna z uczestnictwa w jego homiliach i lektur jego encyklik. On przecie? w?a?nie do tego nas wzywa?, nie do oklasków.

Wymaga? wiele – przede wszystkim od siebie samego, ale tak?e od nas. To okaza?o si? zbyt trudne. Jedni si? ode? odwrócili od razu, inni robi? to teraz – pod pretekstem ?e Karol Wojty?a ich zawiód?. Jeszcze inni, zamiast s?ucha? i czyta?, woleli urz?dza? mu owacje. I to si? teraz na nas wszystkich odbija. Co? posz?o nie tak. Wida? kto? tutaj zawini?. Ale chyba przecie? nie my?

Wspieram dobrą publicystykę

75% ( 3000 / 4000 zł )
Wspieram!

Tekst powsta? w ramach projektu pt. „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolno?ci Centrum Rozwoju Spo?ecze?stwa Obywatelskiego.

Jacek Borkowicz
Jacek Borkowicz
Ur. 1957, eseista i publicysta, z wykształcenia historyk Kościoła, z zamiłowania badacz etnotopografii. Członek Europejskiego Instytutu Kultury. W przeszłości redaktor w kilku polskich czasopismach. Żonaty, ojciec czwórki dzieci, mieszka w Józefowie koło Warszawy.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!