JUREK: Niemiecka oczywistość, czyli demokracja narodowa

flickr.com

Claus Christian Malzahn to wybitny niemiecki publicysta, członek ścisłej redakcji „Die Welt”. Choć poglądami zbliżony jest do CDU, potrafił jednocześnie krytykować Angelę Merkel za brak wyobraźni w polityce wschodniej. Krytykował również irracjonalny antyamerykanizm niemieckiego społeczeństwa, a świadomość zła komunizmu ma „w genach”, bo choć sam urodził się w Getyndze – jego rodzice uciekli z NRD. Krótko mówiąc trudno podejrzewać go o bagatelizowanie rosyjskiej agresji i usprawiedliwianie radykalnie prorosyjskiej polityki Schrödera-Steinmeiera.

A jednak ten zdecydowanie atlantycki publicysta (w znakomitym wywiadzie Agaty Kasprolewicz dla „Raportu o stanie świata”) nie waha się tłumaczyć wstrzemięźliwości swego rządu w sprawie sankcji energetycznych wobec Rosji. „Jeśli Niemcy wstrzymałyby dostawy rosyjskiego gazu w marcu lub w kwietniu – mówi – niemiecki przemysł byłby w katastrofalnej sytuacji. Nawet teraz zmagamy się z potwornymi problemami. (…) Ludzie tracą pracę, muszą zamykać swoje biznesy. (…) We wschodnich landach są firmy, na przykład piekarnie, które włożyły ogromny wysiłek, by dostosować się do nowych realiów po zjednoczeniu, a dziś drugie pokolenie, które przejęło te biznesy po swoich rodzicach, w wyniku rosnących cen energii musi je zamykać.”

Dalej tłumaczy, dlaczego Niemcy – ku oburzeniu całej Europy, szczególnie Francji i Włoch – wpompowały w niemiecką gospodarkę około (!) biliona złotych w ramach pomocy publicznej (w Unii Europejskiej zakazanej i traktowanej jako naruszenie zasad rynkowych i nieuczciwa konkurencja). „Jak w każdej demokracji – przekonuje – nawet jeśli deklarujesz europejską tożsamość, bla, bla, bla, to zawsze na pierwszym miejscu jest twój kraj, to oczywiste. Nasz rząd jest bardzo kruchy (…) Scholz musiał wykonać jakiś ruch, bo ludzie są zdesperowani. Myślę, że gdyby rząd nie wyszedł z taką propozycją popularność partii prawicowych skoczyłaby do 30 %, to byłaby katastrofa. Myślę, że Scholz nie miał żadnego wyboru”.

U nas rzadko spotykamy taki zmysł państwowy wśród dziennikarzy i zrozumienie dla racji działania rządu, któremu ideowo są przeciwni. Ale ciekawa jest też konkluzja tego wywodu, przestroga przed wzrostem poparcia dla Alternatywy dla Niemiec. AfD jest partią prorosyjską. Jej wyłączenie (jeszcze przed wojną na Ukrainie) ze współpracy europejskich ruchów narodowo-konserwatywnych było istotnym sukcesem polityki Prawa i Sprawiedliwości. Jednak choć AfD ma w nazwie „alternatywę” – tak naprawdę jest po prostu wariantem niemieckiej polityki. Jej potencjalne poparcie jest o wiele szersze niż wynik w wyborach. Nastroje społeczne, którym zawdzięcza popularność, oddziałują i na inne partie. Jest więc raczej jaskrawym wyrazem tendencji niemieckiej polityki, niż jej zaprzeczeniem. Tej polityki, która wiązała przyszłość Europy ze współpracą z Rosją Putina i która całkowicie użytkowo traktuje brutalnie egzekwowane od innych „standardy europejskie”.

Dziś Niemcy wpompowują miliardy euro w swoją gospodarkę wbrew tym zasadom, w imię których odmawiano Polsce prawa do ratowania (za własne pieniądze!) przemysłu stoczniowego. Ale to przecież nic nowego. Już w traktacie z Maastricht zapisano, że na zasadzie wyjątku pomocy publicznej można udzielać społecznościom żyjącym w nędzy, ofiarom kataklizmów i… Niemcom Wschodnim (dla skompensowania – tak napisano traktacie – „skutków podziału Niemiec”). Oczywiście, apele by ta ostatnia dyspozycja została rozszerzona na wszystkie kraje dotknięte dominacją sowiecką, wysuwane w trakcie negocjacji akcesyjnych, spotkała się z głuchą obojętnością. Bo jak można porównywać męczące pretensje wschodnioeuropejskich krajów do tragedii podziału Niemiec!

Nawet wtedy, gdy okoliczności wprowadzają korekty do niemieckiej polityki, jej głębokie tendencje trwają. Nie przypominam o tym, by się gorszyć, gdyż empatia, z jaką Claus Christian Malzahn mówi o wysiłku odbudowy po komunizmie stron, skąd uciekli jego rodzice – może jedynie wzruszać i służyć za wzór solidarności narodowej. Tych parę uwag na marginesie jego ciekawej wypowiedzi zrobiłem jedynie po, byśmy lepiej rozumieli sąsiadów, ramy, w jakich prowadzą swą politykę, jej możliwości, więc to, czego my po niej możemy się spodziewać.

CZYTAJ TAKŻE:


Tekst powstał w ramach projektu: ,,Kontra – Budujemy forum debaty publicznej” finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego

Marek Jurek
Marek Jurek
(ur. 1960) publicysta, historyk, tłumacz. Ostatnio wydał „100 godzin samotności czyli rewolucja październikowa nad Wisłą”. Tłumaczył Charles’a Maurrasa i Jeana Madirana. Współzałożyciel magazynu „Christianitas”. Przez wiele lat czynny polityk, m.in. przewodniczący Krajowej Rady RTV, marszałek Sejmu RP, poseł do Parlamentu Europejskiego.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!