KŁOSOWSKI: Czym jest dyplomacja miłosierdzia i dlaczego nie odnosi skutków?

Poniższy artykuł jest fragmentem książki „Dekada Franciszka” autorstwa Michała Kłosowskiego. Książka została wydana nakładem wydawnictwa „Wszystko Co Najważniejsze”.

„Papież! Ile on ma dywizji?”. Domniemane samozadowolenie Stalina jest klasycznym pytaniem, które pojawia się w dyskusjach o wpływie Kościoła katolickiego na sprawy międzynarodowe – zwłaszcza te związane z kwestiami dyplomatycznymi czy światowym bezpieczeństwem.

Gdy w marcu 2013 roku Franciszek został papieżem, zasłynął z programu reformy wewnętrznej Kościoła, postawienia preferencyjnej opcji dla ubogich na pierwszym miejscu, w końcu wsparcia kwestii ekologii i ochrony środowiska w sposób dotychczas w Kościele niespotykany. Ale papież jest jednocześnie głową państwa watykańskiego – a więc i przywódcą politycznym. Wielu wychowanych na pontyfikacie Jana Pawła II, zwłaszcza w Polsce, tak właśnie papieża traktuje: jak przywódcę politycznego, od którego wymaga się takich – politycznych w swojej istocie – działań, gestów i zachowań. Jednak styl, który prezentuje papież Franciszek, jest zgoła inny niż ten, do którego wielu zwłaszcza w krajach Europy Środkowej z czasów pontyfikatu papieża Jana Pawła II przywykło. Może się nawet zdawać, że papież z Argentyny od takiego zachowania i takiego stawiania sprawy stroni. I oczywiście, jest to jeden z elementów krytyki. Ale czy da się w jakiś sposób obronić postawę papieża z Argentyny? Może i tu znowu mamy do czynienia ze słynną „zmianą perspektywy”, która przez większość Europejczyków jest niezrozumiana?

Bo dzisiaj świat to już nie tylko Europa i Stany Zjednoczone; wciąż w tych – niezauważanych przez decydentów w Paryżu czy Londynie – miejscach jest wielu takich, którzy widzą w przywódcy Kościoła jedną z czołowych postaci światowej dyplomacji międzynarodowej. W 2017 roku Franciszek zajął trzecie miejsce w rankingu najbardziej godnych zaufania liderów, przeprowadzonym przez magazyn „Fortune”, po części z powodu swojej krytyki tego, co sam magazyn nazwał „kapitalizmem bez sumienia”. Dwie osoby, które pokonały go na szczycie tej prestiżowej listy, to Theo Epstein, prezes Chicago Cubs, oraz Jack Ma, były prezes firmy e-commerce Alibaba Group. Trzeba przyznać, że znalezienie się na szczycie tej iście amerykańskiej listy, wśród prezesów, dyrektorów, było nie lada sukcesem – zwłaszcza na niekoniecznie preferencyjny stosunek Franciszka wobec Ameryki. Jednakże przez cały okres swojego pontyfikatu jest papież Franciszek wysoko w podobnych zestawieniach – szczególnie w krajach, w których jego słowa o potrzebie większej czułości i sprawiedliwości rezonują znacznie bardziej.

 

Po co papieżowi dyplomacja?

Początki współczesnej dyplomacji papieskiej sięgają XV i XVI wieku, gdy powstawały państwa narodowe i kiedy nuncjusze apostolscy zostali wysłani do Wenecji, Florencji, Francji i kilku innych miejsc. Od tego czasu papieska działalność dyplomatyczna stopniowo przyjęła rolę pośrednika i zrezygnowała ze swoich prerogatyw doczesnej i duchowej władzy nad innymi narodami, którą z czasów średniowiecza znamy jako papocezaryzm, ustanowiony w 1075 r. przez papieża Grzegorza VII za sprawą Dictatus Papae. Wiele się jednak od tamtych czasów zmieniło. Jak wyjaśnił włoski historyk Paolo Prodi (1932–2016) w swojej książce Il sovrano pontefice z 2013 roku („Najwyższy papież”), do Rodolfa Pio di Carpi (1500–1564), nuncjusza we Francji w latach 1535–1537, wysłano depeszę, że papież Paweł III „nie może zawieść w swojej roli ojca uniwersalnego” i że ustępstwo wobec lokalnych władz religijnych było niemożliwe, ponieważ pokazałoby, że papież „nie był już neutralny”. I tu pojawia się kluczowe pytanie: czy nie ma niebezpieczeństwa kompromitacji pozycji Kościoła przez brak wyraźnego opowiedzenia się po którejś ze stron? Jest to w końcu jeden z najważniejszych zarzutów, stawianych Franciszkowi zwłaszcza wobec rosyjskiej napaści na Ukrainę.

Wydaje się jednak, że Franciszek wie, jak połączyć dyplomację z proroctwem. To termin, zdawałoby się, nieprzystający do realiów stosunków międzynarodowych, ale jest całkiem użyteczny w opisie działań Ojca Świętego. Dla niego bowiem najważniejsze jest, aby – w świecie zakłóconych relacji i zdefragmentowanych linii komunikacji – wiadomość w ogóle dotarła. Tak też rozumieć można i tłumaczyć niejako to, że papież stara się mówić w sposób jasny i słuchać odpowiedzi, nawet jeśli wszyscy dookoła będą twierdzić, że nie ma to sensu i jest skazane na porażkę. Skoro, jak twierdził Marshall McLuhan, „medium is the message”, to ważne jest, aby wiadomość w ogóle trafiła do odbiorcy. A jeśli trzaska się drzwiami przed drugim człowiekiem, wiadomość nie dociera.

Stanowisko papieża nie polega na mówieniu, kto ma rację, a kto nie, ponieważ u podstaw wszystkich konfliktów leży walka o władzę lub dominację regionalną, czyli to, co papież nazywa „próżnym pretekstem”. Nie ma potrzeby stawania po stronie jednej czy drugiej z powodów moralnych. Papież odrzuca mieszanie polityki, moralności i religii, które prowadzi do używania języka dzielącego rzeczywistość na absolutne dobro i absolutne zło, na „oś zła” i „oś dobra”, na „dobrych” i „złych”.

Dla Franciszka historia świata nie jest hollywoodzkim filmem, w którym „nasi chłopcy” przychodzą, aby uratować nas przed „tymi ludźmi”. Wie, że zawsze chodzi o różne interesy i że różne strony działają z pozycji, które są zazwyczaj moralnie dwuznaczne. W świecie istnieją różne lobby, które narzucają swoje narracje.

Franciszek jest papieżem, który zajmuje odważne stanowiska, czasem ryzykowne, w ramach specyficznie postrzeganej, dyplomatycznej perspektywy. Tradycyjna watykańska ostrożność może pod rządami Franciszka ustąpić miejsca postawie polegającej na szczerości, jasności, a niekiedy na wyzywających wypowiedziach – dla wielu trudnych do przyjęcia.

Pomyślmy na przykład o jego krytyce spekulacyjnego kapitalizmu finansowego lub upamiętnieniu ludobójstwa Ormian. Tym, co prawdopodobnie różni go od poprzednich papieży, jest jego wizja nowej globalnej roli katolicyzmu – Franciszek zdecydowanie opiera się powabowi katolicyzmu postrzeganego jako polityczny gwarant, „ostatnie imperium”, dziedzic chwalebnej przeszłości, jakiś filar przeciwko upadkowi widocznemu w kryzysie globalnego przywództwa świata zachodniego. Ktoś mógłby powiedzieć nawet, że Franciszek uwalnia chrześcijaństwo od pokusy uważania się za ostatniego spadkobiercę Imperium Rzymskiego.

Franciszek opróżnia władzę duchową z jej doczesnego bagażu, z jej zardzewiałej zbroi i zgniłych napierśników. I oddaje Bogu jego prawdziwą władzę, która jest władzą integracji. W tym samym duchu chce wyzwolić duszpasterzy z poczucia, że są w stanie wojny, „otoczeni i zdruzgotani” przez swego rodzaju „kompleks Masady”, w którym Kościół czuje się zamknięty przez społeczeństwo, z którym musi walczyć. Tak zwana „opcja benedyktyńska”, jak Rod Dreher określa wycofanie się Kościoła do enklaw, byłaby więc w tym toku myślenia ogromnym błędem, podobnie jak błędem jest nostalgia za „minionymi czasami”, przygotowywanie „ostrych odpowiedzi” i zapominanie przy tym o wyzwaniach, jakie przyniesie jutro.

Wojna światów stoczona i wygrana przez takiego giganta jak Jan Paweł II jest już bowiem odległym wspomnieniem. W dobie spersonalizowanych konfliktów, despotów, zbrojnych frakcji, rozbitych i upadłych państw – nawet dyplomacja staje się spersonalizowana, staje się „rzemieślnicza”, jak lubi to określać sam papież Franciszek. Jego Argentyna to nie Polska, gdzie dyktaturze przeciwstawił się Kościół z ludu, solidny i wierny. Pod butem wojskowych władców Kościół argentyński był zdezorientowany i podzielony. Młody jezuita Jorge Mario Bergoglio działał według własnego osądu, w tajemnicy i suwerennej samotności – co pewnie należy uznać za podstawowe cechy świata, do którego zmierzamy.


Zapoznałem się z Polityką Prywatności danych osobowych i wyrażam zgodę na ich przetwarzanie


„Nikt nie może ocalić się sam”

Czym jest pokój? To fundamentalne dla całej ludzkości pytanie przez wieki towarzyszyło władcom, ludziom Kościoła i wiernym, a pragnienie pokoju wypełniało sny i marzenia. Chrystus w Ewangelii św. Jana mówi jasno: „Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze ani się lęka!” (J 14,27). Można by więc powiedzieć, że na ziemi prawdziwy pokój jest niemożliwy, nastać może dopiero w niebie. Mogłoby się nawet wydawać, że jest pokój zjawiskiem nie z tego świata. A jednak Kościół z inicjatywy francuskiego filozofa, podróżnika i humanisty Raoula Follereau ustanowił poprzez decyzję papieża Pawła VI listem z 8 grudnia 1967 r. Światowy Dzień Pokoju, skierowany nie tylko do wiernych Kościoła katolickiego, ale do wszystkich ludzi dobrej woli. Obchodzony 1 stycznia ma co roku inny temat wybrany przez Ojca Świętego, który wydaje z tej okazji orędzie, poruszające różne problemy związane z tematyką pokoju. Skoro więc możemy obchodzić Światowy Dzień Pokoju, nie tylko wewnątrz Kościoła, ale także z ludźmi spoza naszej wspólnoty; skoro Chrystus mówi, że zostawia nam pokój, może przez pryzmat tego powinniśmy czytać każde orędzie na kolejny Światowy Dzień Pokoju – jako drogowskaz, jak urzeczywistnić słowa Chrystusa w konkretnym czasie.

Minione lata były okresem niezwykle burzliwym, nie tylko dla Kościoła. W zasadzie cały świat znalazł się w kryzysie zagrażającym bezpieczeństwu i stabilności – wojny w różnych regionach świata, globalna pandemia i kryzys zdrowia publicznego, problemy z migracją oraz dla części świata koniec epoki dobrobytu, wiążący się z gwałtowną przemianą paradygmatu w ekonomii. Kilka lat temu, jakby przewidując najbliższą dekadę, papież Franciszek powiedział, że światem wstrząsa „trzecia wojna światowa w kawałkach”. Słowa te, wypowiedziane w Sarajewie w 2015 roku, powtórzył też podczas przemówienia do korpusu dyplomatycznego na początku 2023 roku w Watykanie, wskazując, że jedną z głównych przyczyn konfliktów burzących pokój i wstrząsających światem jest alienacja człowieka we współczesnej kulturze i zepsucie relacji tak między jednostkami, jak i całymi społeczeństwami. Trudno więc dziwić się, że w pierwszym postpandemicznym roku Franciszek, upatrując w wyalienowaniu główne powody braku pokoju, na 56. Światowy Dzień Pokoju napisał, że „nikt nie może zbawić się sam”, w samotności.

Te dwa tropy niech będą motywami przewodnimi komentarza do treści papieskiego orędzia na kolejny już Światowy Dzień Pokoju. Z jednej strony Chrystus mówi w Ewangelii św. Jana, że prawdziwy pokój jest bez wiary niemożliwy, a z drugiej papież wskazuje na to, że pokój dający ocalenie nie jest możliwy w samotności rozumianej jako brak relacji z drugim człowiekiem i z Bogiem. Ojciec Święty dotyka tu w zasadzie jednej z największych tajemnic pokoju – człowiek może być niespokojny nawet sam ze sobą, a prawdziwy pokój dostępny jest jedynie we właściwie zbudowanej relacji, także między ludzkimi władzami ciała, ducha i umysłu. Wskazuje tym samym na podstawowy problem dzisiejszej kultury, która nie tylko rozłącza człowieka z innymi, ale nawet rozłącza poprzez podział jego zdolności poznawczych, oferując tak wielką liczbę bodźców, że trudno jest skoncentrować się wyłącznie na jednym. Bo przeciwieństwem pokoju nie jest tylko wojna, tym przeciwieństwem jest także chaos, zamęt. I na ten chaos, który należy najpierw przezwyciężyć, wskazuje papież, pisząc o konieczności pozostawienia serc otwartych na nadzieję i na Boga.

Łatwo się mówi, trudniej robi. Jako możliwość zaistnienia takiej sytuacji wskazuje papież postawę niezbędną do właściwego zrozumienia historii, a więc i kryzysowej sytuacji, w której się znaleźliśmy – uważnego spojrzenia na rzeczywistość i wydarzenia historii. Ta konieczność uwidacznia się zwłaszcza dzisiaj, o czym także pisze papież w orędziu na 56. Światowy Dzień Pokoju. Wskazując na czynniki, które doprowadziły do dzisiejszych kryzysów, mówi między innymi o słabych punktach dotychczasowego porządku społecznego i gospodarczego, a także o braku dostrzeżenia relacji z tymi, którzy są najsłabsi i najbardziej ubodzy, o zerwaniu więzi społecznych i licznych rozdźwiękach, które toczą współczesne społeczeństwa niemalże w myśl ewangelicznego stwierdzenia, że „królestwo wewnętrznie skłócone nie może się ostać” (Mk 3,24).

Książkę Michała Kłosowskiego pt. „Dekada Franciszka” można nabyć w sklepie internetowym Sklep Idei.

CZYTAJ TAKŻE:

Michał Kłosowski
Michał Kłosowski
publicysta, zastępca redaktora naczelnego „Wszystko Co Najważniejsze”, stypendysta Departamentu Stanu USA oraz „Teologii Politycznej”

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!