JUREK: Drugi rok wojny: między euforią a katastrofą

Photo by Egor Myznik on Unsplash

Cho? nasz kraj stanowi bezpo?rednie zaplecze ukrai?skiego frontu walk – widmo rozszerzenia konfliktu nie sp?dza snu z powiek ani naszym przywódcom politycznym, ani opinii publicznej. Odnie?? wr?cz mo?na wra?enie, ?e bardziej boimy si? pokoju, ni? przed?u?aj?cej si? wojny. Inaczej ni? Amerykanie, którzy ?yj? na drugim ko?cu ?wiata. Ich opinii warto jednak s?ucha?, skoro to od politycznych decyzji w?adz USA i materialnego wsparcia, którego udzielaj? Ukrainie, zale?y w wielkim stopniu wynik wojny.

Amerykanie w swym wsparciu dla Ukrainy widz? przede wszystkim najmocniejszy argument na rzecz pokoju – jedyny, który mo?e przekona? Rosj?. O takiej funkcji wsparcia ukrai?skiego wysi?ku wojennego mówi? otwarcie genera? Mark Milley, przewodnicz?cy Kolegium Po??czonych Szefów Sztabów armii ameryka?skiej. Dlatego ameryka?ska pomoc jest jednocze?nie wielka i ograniczona, z wy??czeniem broni, których u?ycie wi?za?oby si? z niebezpiecze?stwem rozszerzenia konfliktu. Amerykanie obawiaj? si? za?, ?e nadmierne zaanga?owanie w jeden, europejski front, os?abi ich pozycj?, a wi?c zwi?kszy ryzyko wojny na innych, na Dalekim i Bliskim Wschodzie. Nie bez znaczenia jest równie? ?wiadomo?? materialnego i ludzkiego wymiaru globalizacji konfliktu.

O ile bowiem nasze podej?cie do ryzyka nuklearnej eskalacji cechuje pogodny fatalizm, Amerykanie traktuj? je najzupe?niej serio. Wi?cej, obawy przed nim uwa?aj? za element nie defetyzmu, ale odpowiedzialno?ci narodowej. Na pocz?tku grudnia pisa? o tym na ?amach „New York Times” profesor Stephen Wertheim z Yale. Jego zdaniem ?wiat dlatego unikn?? do tej pory ryzyka nuklearnej katastrofy, bo przez dziesi?ciolecia traktowano jej niebezpiecze?stwo bardzo realnie. „Przez czterdzie?ci lat ameryka?scy prezydenci wiedzieli, ?e przysz?a gor?ca wojna b?dzie gorsza od poprzedniej (…) przywódcy z obu partii mieli ?wiadomo??, ?e gdy dojdzie do starcia Stanów Zjednoczonych i Zwi?zku Sowieckiego – bomby atomowe zniszcz? kontynent ameryka?ski”. Dlatego nawet w chwilach najwi?kszej determinacji nie wykluczali koniecznych kompromisów.

I Wertheim podaje dwa przyk?ady. Najpierw oczywi?cie kryzys kuba?ski, kiedy to prezydent Kennedy zdecydowa? si? na wycofanie nuklearnych wyrzutni jupiter z Turcji w zamian za nierozmieszczanie sowieckich pocisków atomowych na Kubie. A wcze?niej – decyzj? prezydenta Trumana o odwo?aniu podczas wojny korea?skiej marsza?ka MacArthura, jednego z najwi?kszych bohaterów drugiej wojny ?wiatowej, gdy ten za??da? nuklearnych bombardowa? komunistycznych Chin i  Korei Pó?nocnej. Prezydent zapewni? wtedy naród, ?e Stany Zjednoczone „nigdy nie podejm? ?adnych dzia?a?, przez które sta?yby si? odpowiedzialne za rozp?tanie powszechnej wojny – trzeciej wojny ?wiatowej”. W t? demokratyczn? tradycj? wpisuj? si? – zdaniem profesora Wertheima – s?owa Joe Bidena o obecnym „ryzyku Armagedonu, najwy?szym od czasów kryzysu kuba?skiego”.

Jeszcze dalej idzie Henry Kissinger w niedawnym artykule w „Spectatorze”. Jego majowy apel z Davos, o pokój przywracaj?cy stan rzeczy sprzed 24 lutego, sprawi?, ?e zacz?to ignorowa? nawet jego zapewnienia o poparciu dla Ukrainy. A w tej sprawie by?y sekretarz stanu jest bardzo jednoznaczny. „Proces pokojowy – pisze – powinien zwi?za? Ukrain? z NATO, w jakiejkolwiek formie. Alternatywa neutralno?ci nie ma ju? sensu, szczególnie po przyst?pieniu do przymierza Finlandii i Szwecji”. I dalej powtarza raz jeszcze swoje postulaty: zawieszenie broni, wycofanie si? Rosjan na granice sprzed 24 lutego, ale obj?cie negocjacjami równie? ziem zaj?tych przez Rosjan wcze?niej, w tym Krymu.

Kissinger nie widzi alternatywy dla wypracowania trwa?ego pokoju, bo ryzyka, jakie niesie eskalacja, s? jego zdaniem nawet wi?ksze ni? katastrofa nuklearna w formach, które do tej pory sobie wyobra?ali?my.

Istnieje ju? ?mierciono?na bro? autonomiczna, która sama zdefiniuje, oszacuje i we?mie na cel dostrze?one zagro?enia. Gdy raz przekroczymy t? granic?, gdy zaawansowane technologie stan? si? standardem uzbrojenia i gdy realizacj? strategii zajm? si? komputery – ?wiat znajdzie si? w sytuacji, o której dzi? po prostu nie ma poj?cia. (…) Opanowanie napi?cia mi?dzy najnowocze?niejsz? technologi? a sposobami jej strategicznej kontroli, ale tak?e zrozumienie nast?pstw, które niesie, to dzi? równie powa?ny problem jak zmiany klimatyczne. Potrzebujemy wi?c – konkluduje nestor geopolityków – przywódców, którzy rozumiej? zarówno technologi?, jak i histori?.

Marek Aureliusz uczy?, ?e nale?y si? przejmowa? tym, co od nas zale?y, nie przejmuj?c si? tym, na co wyp?ywu nie mamy. Co nie znaczy, ?e (po pierwsze) wolno uchyla? si? od odpowiedzialno?ci, nie rozró?niaj?c precyzyjnie tych p?aszczyzn, i (po drugie) ?e mo?na nie s?ucha? tych, dla których ca?kiem praktyczny charakter ma to, co dla nas jest ci?gle teoretyczne. Oni bowiem przejmuj? si? tym, co od nich (cho?by cz??ciowo) zale?y.


Wspieram dobrą publicystykę

75% ( 3000 / 4000 zł )
Wspieram!

CZYTAJ TAK?E:


Tekst powsta? w ramach projektu: „Stworzenie forum debaty publicznej online”, finansowanego z dotacji Narodowego Instytutu Wolno?ci Centrum Rozwoju Spo?ecze?stwa Obywatelskiego.

Marek Jurek
Marek Jurek
(ur. 1960) publicysta, historyk, tłumacz. Ostatnio wydał „100 godzin samotności czyli rewolucja październikowa nad Wisłą”. Tłumaczył Charles’a Maurrasa i Jeana Madirana. Współzałożyciel magazynu „Christianitas”. Przez wiele lat czynny polityk, m.in. przewodniczący Krajowej Rady RTV, marszałek Sejmu RP, poseł do Parlamentu Europejskiego.

WESPRZYJ NAS

Podejmujemy walkę o miejsce głosu prawdy w przestrzeni publicznej. Bez reklam, bez sponsorowanych artykułów, bez lokowania produktów.
To może się udać tylko dzięki wsparciu Czytelników. Tylko siłą zaangażowania Darczyńców będzie mógł wybrzmieć głos sprzeciwu wobec narastającego wokół chaosu!